Dobre Słowo 30.07.2012 r. Zwolnij, moje serce...

Dobre Słowo 30.07.2012 r.

Zwolnij, moje serce...

Dzisiejsze słowo Boże po raz kolejny przekonuje nas, że Bóg kocha to, co małe i pokorne. Jezus po wielokroć w Ewangelii stawia dzieci za przykład tego, jak wchodzić do królestwa niebieskiego. W Ewangelii Mateusza, którą w tych dniach czytamy, Jezus wysławia Ojca objawiającego królestwo nie uczonym i mądrym, ale tym, którzy – jak dzieci – polegają na swoim Ojcu, są od Niego zależni. Swoich uczniów także u Mateusza Jezus nazywa maleńkimi: Kto poda kubek wody do picia jednemu z tych moich maleńkich uczniów dlatego, że są moimi uczniami, nie utraci nagrody. Wreszcie w Ewangelii Jana Jezus bardzo pieszczotliwie zwraca się do swoich uczniów: Moje małe dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Bóg traktuje nas jak swoje dzieci, Bóg kocha to, co małe i pokorne. W tym, co małe i pokorne, dokonuje także największych cudów, bo właśnie tacy ludzie, mający dojmującą świadomość swojej słabości, otwierają się na działającą w nich moc Bożą. Wystarczy przypomnieć sobie Faustynę, która nazywała siebie maleńkością, a Boga swoim Mocarzem. Ileż zdziałał w niej i przez nią ten Bóg – Mocarz dlatego właśnie, że miała odwagę być tylko i wyłącznie sobą, czyli maleńkością.

Nic dziwnego, że Bóg, który kocha to, co małe, malutkie i pokorne, małe siostry, małych braci, porównuje swoje królestwo do jednego z najmniejszych ziaren – ziarna gorczycy. To ziarno ma jednak w sobie potencjał sprawiający, że staje się jak drzewo rozłożyste, udzielające schronienia ptakom niebieskim. Małe ziarna mają w sobie potencjał niepochodzący od nich, który jest Bożym potencjałem i każe im rosnąć i wyrosnąć na ogromne drzewa. Odrobina zaczynu, o którym także jest mowa w dzisiejszej Ewangelii, sprawia, że całe ciasto zaczyna rosnąć. Bóg nie potrzebuje wiele, żeby działać w tym świecie. Zbawia nas przez to, co małe i pokorne, przez Słowo, które wydaje się tak niepozorne, że – jak mówi Paweł – świat nazywa je głupstwem, a jednak ma moc przemieniać ludzkie serca i dawać zbawienie.

Ziarno i zaczyn, o których czytamy w dzisiejszej Ewangelii, mówią także o tym, że królestwo Boga posiane w nas, Jego Słowo, mają w sobie zapisany dynamizm wzrostu. Ten dynamizm jest Boży. On oczywiście zależy od naszej współpracy, ale to nie ona daje wzrost. Ludzka współpraca może go przyśpieszyć lub opóźnić, ale to Bóg sam daje wzrost rzeczywistościom, które zasiał w naszym życiu. Królestwo Boże, Słowo Boże, rośnie i ma moc przemieniać nas i nasze życie, wystarczy je posiać. Ciekawym jest fakt, że w czytanej dziś przypowieści pojawia się tylko krótka wzmianka: ktoś wziął i posiał na swej roli. Na tym kończy się rola człowieka. Wszędzie dalej opisuje się proces, który to posiane ziarno królestwa Bożego zawdzięcza tylko i wyłącznie Bogu. To Bóg daje wzrost. To Bóg się o niego troszczy. To Bóg sprawia, że ziarno wyrasta w ogromne drzewo.

Ważne jest, aby to sobie uświadomić, bo często mam wrażenie, że my, chrześcijanie, jakbyśmy nie dowierzali mocy słowa Bożego, czy mocy sakramentów, z których korzystamy. Paweł jest genialny w opisywaniu nowego życia w Chrystusie. W Liście do Rzymian, rozdziały 5 – 8, mówi o sile, która czyni z nas nowych ludzi, nowe stworzenie. To nie jest tylko nakładanie nowej szaty na starego człowieka. Sakramenty i Słowo Boże za każdym razem, kiedy z nich korzystamy, mają moc prawdziwie nas odrodzić. To jest moc, którą nosi w sobie słowo Boże. Chrześcijaństwo to nie forma hinduizmu. To nie jest religia samodoskonalenia się. To nie jest także zbawianie się przez uczynki, z którym mamy do czynienia w judaizmie. To zbawienie przez łaskę działającą w słowie Bożym i w sakramentach. Nasz osobisty wysiłek oczywiście pomaga tej łasce, ale to nie on przemienia nasze życie. Mówię to, żebyśmy uwierzyli w moc Słowa Bożego, żebyśmy wszyscy wierzyli, że to nie jest tylko zwykłe słuchanie. Już przez to, że otwieramy Biblię, zaczynamy ją czytać, słuchamy rozważań, słowo Boże działa w nas i przemienia nasze serca. Mówię to też po to, żebyśmy zdjęli z siebie neurotyczne przeżywanie chrześcijaństwa, w którym nakładamy na siebie Bóg wie ile rzeczy, których nie rozumiemy, za dużo praktyk religijnych, o których nie mamy pojęcia, tak, jakbyśmy wierzyli, że to one nam zapewnią i wybrukują drogę do nieba.

Jeśli jesteśmy szczerzy i poważnie traktujemy naszą relację z Panem, jeśli poświęcamy Mu tyle czasu, ile możemy – czasami jest to mniej, czasami więcej, zależy od naszego serca, dyspozycji – nie powinniśmy się frustrować tym, że królestwo nie rośnie tak szybko, jakbyśmy chcieli, bo wzrost to jest oczywiście proces. Przebaczenie, wzrost, dojrzewanie, to procesy zależące od bardzo wielu czynników. Nie można w tym procesie przeskakiwać pewnych etapów. Wiem, że my chcielibyśmy często bardzo szybko. Wydaje się nam, że jesteśmy już tuż-tuż, że ten cel jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Kiedy odkrywamy, że się oddala, bo źle oceniliśmy odległość – nie dlatego, że Bóg oddala go od nas – brakuje nam cierpliwości do swoich słabości, do innych, oskarżamy się, zadręczamy, że to tak długo, bo wymagamy tego, co na naszym etapie jest jeszcze niemożliwe.

Prosty przykład: psychologowie mówią, że w małżeństwie istnieje tak zwana faza stabilnej intymności, charakteryzująca się zdrowymi konfliktami, umiejętnością negocjacji, uczciwej walki, cierpliwością małżonków, ciężką pracą nad sobą, tym, że podejmują ryzyko bycia niepowtarzalną jednostką, sobą, tym, że otwierają się na miłość, podporządkowaną pewnym zasadom. Ta faza jest piękna i na pewno wielu z nas chciałoby już w niej być, bo ona opisuje nie tylko związek małżeński, ale naszą relację z Panem. Żeby dojść do tej fazy, trzeba najpierw przejść przez trzy inne: zakochania i niestabilności emocjonalnej; walki o władzę, postawienie na pierwszym miejscu siebie, swojego egoizmu, ukochanej osoby, czy Pana; odkrywania własnego ja, odkrywania wypartych części swojej osobowości, aż wreszcie dochodzi się do fazy stabilnej intymności i nie da się do niej dojść, jeśli przeskoczy się etapy poprzednie.

Przypomina mi się jedna z moich wypraw do śródmieścia Nowego Yorku, na Manhattan. Pewnego dnia wspięliśmy się z kolegą na najwyższy budynek – Empire State Building. Z 86 piętra widać cudowną panoramę całego miasta. Widać także doskonale końcówkę Manhattanu, tak zwany Financial District, gdzie jest Wall Street i dwie zniszczone przez terrorystów wieże, w miejscu których budują się inne. Wydawało się to na wyciagnięcie ręki, tuż-tuż, prawie żadna odległość, więc postanowiliśmy udać się tam jeszcze tego samego dnia na piechotę. Szliśmy godzinę, szliśmy drugą i nie mogliśmy tam dojść. Kiedy wreszcie doszliśmy, sfrustrowani i zmęczeni, padając, uświadomiliśmy sobie, że to, co widzieliśmy z góry, to nie był realny ogląd rzeczywistości, nasz cel znajdował się znacznie dalej. Czasem w momentach uniesienia, które Bóg być może nam daje, w chwilach, kiedy czujemy się mocni, planujemy nasze etapy podróży, chcemy coś przyspieszyć i nakładamy na siebie wysiłki nie do wykonania.

W tej drodze do Pana musimy mądrze rozkładać siły, bo podróż do królestwa nie trwa jeden dzień, dwa, tydzień czy nawet kilkanaście lat formacji. To jest podróż rozciągająca się na całe życie. Wspomnij na Boga, który cię stworzył, mówi psalmista. Nie gardź Tym, który cię zrodził. Nie zapominaj, że jesteś tylko stworzeniem, że w twoim ludzkim życiu są pewne etapy, które musisz przejść. Nie gardź swoim człowieczeństwem, bo w ten sposób gardzisz też swoim Stwórcą. Wspomnij na Pana i na to, że jesteś tylko stworzeniem w drodze.

Wspomnij na Pana, który kocha to, co małe i pokorne, a małe i pokorne powinno się z tego cieszyć. Powinniśmy się sobą cieszyć. Proponuję: zatrzymajmy się przy tym słowie i ucieszmy się z tego, przez ile doświadczeń Bóg mnie już przeprowadził. Przyjrzyjmy się temu, jak rośnie w nas Jego królestwo.

W jakich sferach stałem się dojrzalszy?

Co słowo we mnie zmieniło?

Spróbujmy odkryć trzy rzeczy, które słowo w nas zmieniło, w historii naszego życia w ostatnim czasie.

Na jakim etapie obecnie się znajduję?

Pamiętajmy, nie z nas jest ta przeogromna moc, która nas zmienia. Ona tylko gości w nas, otwarliśmy dla niej swoje serca, ale ona wciąż jest dla nas tajemnicą. Bardzo pięknie mówi o tym Jezus w Ewangelii Marka: Z Królestwem Bożym dzieje się tak, jakby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Najważniejsze, to szczerze otworzyć swoje serce na ogromną moc przychodzącą od Pana.

Na koniec jeszcze polecam jedną ilustrację muzyczną. Jest niedoskonała, jak wszystkie piosenki niedoskonale pokrywające się ze Słowem. Chciałem zaproponować bardzo piękny tekst i piosenkę U2: In a Little While. Nawiązuje ona do tego, jak często myślimy: Już za chwilę będę blisko Ciebie, Panie. Tak chciałbym być blisko i tak doskonałym. Już za chwilkę. Życie to więcej, niż ta mała chwilka. Tekst tej piosenki w wolnym tłumaczeniu i tylko w niektórych fragmentach mówi:

Za małą chwilkę już na pewno będziesz moja.

Już za małą chwilę będę tam.

Już za małą chwilę ten ból nie będzie więcej bolał.

Będę w domu, otoczony miłością.

Kiedy noc bierze głęboki oddech i nie ma powietrza w świetle dnia.

Jeśli będę wracał do domu na kolanach,

czy ty tam będziesz czekać?

Już za małą chwilę nie będzie mnie z miejsca na miejsce przenosił każdy powiew wiatru.

Już za małą chwilę.

Potem mamy piękne słowa o dziewczynce, która wyrosła, zapamiętanej jeszcze z lat dziecinnych, a dzisiaj już jest piękną kobietą: Jak wspaniale, jak pięknie wyrosłaś w tę małą chwilę. To była tylko mała chwila. I końcówka piosenki:

Zwolnij, moje serce, zwolnij, moje bijące serce.

Człowiek marzy o tym, by latać.

Człowiek dostaje się rakietą do nieba,

Żyje na gwieździe, która umiera w ciągu jednej nocy,

przemierza szlaki, w których znajduje tylko rozproszone światło.

Zwolnij, moje bijące serce. Zwolnij, moje bijące serce.

Zwolnij, moje serce. Nie nakładaj na siebie więcej, niż potrafisz unieść. Uciesz się Panem. Uciesz się miejscem, w którym w tej chwili cię postawił i ci błogosławi. Zwolnij, przypomnij sobie, że to On daje wzrost i to On decyduje, kiedy ruszasz dalej, kiedy osiągniesz kolejny etap we wzroście królestwa Bożego w tobie. Powiedz sobie też, jak pięknie wyrosłeś. Jak pięknie wyrosło w tobie Jego słowo, Jego królestwo. Pora to dostrzec i tym się ucieszyć. Amen

Ksiądz Marcin Kowalski