"...Dobrym Słowem" - z czwartku IV tyg. wlk. postu (6.03.2008)

Oddać cześć. – Ale komu?

Wj 32, 7-14; Ps 106; J 5, 31-47

Gdyby przyszło nam dziś wymieniać otaczające nas bóstwa, które wybieramy, z pewnością poszłaby cała lawina, począwszy od telewizora, komputera, komórki, poprzez marnowanie czasu, zajmowanie się wszystkim, tylko nie tym, co istotne, poprzez pośpiech, bieg, pęd nie wiadomo za czym, ciągłe nie mam czasu... Ale to jeszcze nic. Bo za tymi bóstwami kryje się inny bożek, bardziej groźny: ja sam. Sam z siebie mogę zrobić boga. Mnie ma być dobrze, ja mam użyć życia, ja muszę doświadczyć, ja... Mnie samemu ma być dobrze... Bo przecież wybór tych bóstw – szklanych ekranów, monitorów, komórek, ciągłego pośpiechu, gonitwy – tak naprawdę ma służyć mnie, żeby mnie się lepiej żyło, żebym ja miał coś z tego życia.

Panie, który swoim słowem wzbudzasz wiarę, spraw, by była żywa, byśmy odnaleźli życiowe wskazania dla nas na te dni.

Przywykliśmy mówić, że czytamy słowo Boże. Prawda jest jednak bardziej złożona, głębsza: słowo Boże czyta, co jest w nas. Co dziś słowo Boże przeczytało w naszych sercach?

Izraelici stojący u stóp Horebu pomogą nam odkryć zawartość naszych serc. Mojżesz poszedł porozmawiać z Panem Bogiem, zawrzeć z Nim przymierze, spisać dekalog, czyli wskazania ratujące życie. Takie minimum. Przynajmniej nie zabijaj, nie cudzołóż, ale troszcz się o coś więcej.

Gdy dokonuje się to, na co Izraelici mieli czekać czterdzieści dni i czterdzieści nocy, ludzkie serca pokazują swoją ciemną stronę – niecierpliwość, niewytrwałość. Człowiek ma skłonność do tego, żeby nie wytrwać. Ilekroć czekamy na kogoś, a jego przybycie się opóźnia, budzi się w nas podenerwowanie. Tak też było w przypadku ludu.

Słowo Boże czyta nam dziś z serca, że i w nas będzie się budziła niecierpliwość, chęć zerwania z trwaniem, dania sobie spokoju. Ale to nie wszystko. Serce ludzkie nie wytrzymuje pustki. Gdy braknie cierpliwości, potrzebuje w zamian czegoś, co spełni jego oczekiwania, wyobrażenia, co da mu chwilowe poczucie bezpieczeństwa.

Stąd to, co czynią Izraelici, zwracając się do Aarona z poleceniem. Aaron też okazał się niecierpliwym, niewytrwałym. Ulepiono złotego cielca. Lud zamienił chwałę, oczekiwanie na Boga, na podobiznę cielca jedzącego siano.

To nam czyta dziś słowo Boże w sercu każdego z nas. Mamy taką możliwość. Możemy wybrać niecierpliwość, brak trwania. Mało tego, jesteśmy narażeni na oddawanie czci, poświęcanie czasu wszystkim, tylko nie Bogu. Wtedy to wszystko, tylko nie Boga, nazwiemy bogiem. Mamy skłonność do zamiany ról. Wyobrażamy sobie Boga i oddajemy Mu hołd, przy czym będzie to tylko Jego fałszywy obraz. Nawet z ateizmu można zrobić bóstwo. Jak to ktoś zauważył – da się być ateistyczną dewotką, stać się tak zaciekłym w swoim ateizmie.

Gdyby przyszło nam dziś wymieniać otaczające nas bóstwa, które wybieramy, z pewnością poszłaby cała lawina, począwszy od telewizora, komputera, komórki, poprzez marnowanie czasu, zajmowanie się wszystkim, tylko nie tym, co istotne, poprzez pośpiech, bieg, pęd nie wiadomo za czym, ciągłe nie mam czasu... Ale to jeszcze nic. Bo za tymi bóstwami kryje się inny bożek, bardziej groźny: ja sam. Sam z siebie mogę zrobić boga. Mnie ma być dobrze, ja mam użyć życia, ja muszę doświadczyć, ja... Mnie samemu ma być dobrze... Bo przecież wybór tych bóstw – szklanych ekranów, monitorów, komórek, ciągłego pośpiechu, gonitwy – tak naprawdę ma służyć mnie, żeby mnie się lepiej żyło, żebym ja miał coś z tego życia.

Jeżeli wszystko zaczyna mnie służyć, nie służy Bogu. Jeśli moja troska o siebie samego pomija Boga, to ja się o siebie tak naprawdę nie troszczę. Staję się łupem dla siebie samego. Ja się okradnę, ograbię, sprofanuję, zanieczyszczę, użyję swojego ciała, swoich pomysłów przeciwko sobie. Zamienię chwałę Boga, którą mam być jako człowiek, jako Jego radość, na własne użycie. Niektórzy komentatorzy mówią, że Pan Bóg po stworzeniu człowieka siadł z wrażenia, tak Mu się to cacko udało :) – Bywa, że czynię się rzeczą, której trzeba użyć, bo lata płyną. Używaj świata, póki płyną lata...

Taka sytuacja odsuwa Boga na bok.

Głównym bóstwem możemy stać się my sami. I to nie tylko w używaniu świata, ale również w utyskiwaniu nad sobą – Jaki to jestem nieszczęśliwy, mnie to dopiero nie udało się w życiu, ja mam najgorzej... Utyskiwanie nad sobą też może być bóstwem, podobnie jak choroby.

Nieraz starsze osoby licytują się przed wejściem do lekarza, która bardziej jest chora. Pani, ma choroby? Pani nie wie, jakie ja mam, ile ja przeszłam. Pani choroby przy moich są niczym. Pani anginkę ma. Wie panie, ile ja przeszłam operacji?... Można uczynić bóstwo ze swoich chorób, dolegliwości, nieszczęść. Można całe życie mieć pretensje do świata, że nikt im hołdu nie oddaje. Nikt mnie nie rozumie... Gdybyś przeszła, moja droga, tyle, co ja, to byś mnie zrozumiała... Można uczynić bóstwo z siebie, ze swoich ucisków, strapień, zranień i oddawać im hołd jak u stóp Horebu Izraelici oddawali hołd cielcowi. Oddawali pokłon bożkowi odlanemu ze złota. Można iść i w tę stronę.

Sytuacja, w której człowiek eliminuje Boga i stawia siebie samego w centrum, jest na tyle niebezpieczna, że grozi nam śmiercią. Autor natchniony oddaje to zagrożenie w bardzo dramatycznym dialogu, jaki podejmuje Pan z Mojżeszem.

Pan jest odpychany, traktowany jak cielę jedzące siano, jak rzecz, chłopczyk na zawołanie, jak pocieszasz, cudotwórca, lekarz, jak Ktoś, kto ma znakami pokazywać, że jest. Udowadniaj mi codziennie, że jesteś...

Taki Pan ma skrępowane ręce, a kiedy tak się dzieje, to pełną gamę możliwości ma cielec. Jeśli nie oddajemy chwały i czci Bogu, to wiążemy Mu ręce. Ale wtedy rozwiązują się ręce cielca. Siedzi w nas cielę, nad którym trzeba utyskiwać, które trzeba chwalić, doceniać, głaskać, ciągle powtarzać, że jest najbiedniejsze na świecie... Wtedy grozi nam taki sam koniec, jak cielcowi odlanemu ze złota. Człowiek żyjący bezmyślnie w dostatku, równy jest bydlętom, które giną – mówi psalmista.

Ten dramatyczny dialog pokazuje, że w Mojżeszu jest dużo wierności, ciepła i troski. Pan Bóg mówi: Jeśli nie chcecie Mnie, ale samych siebie, to macie.

Pan Bóg, w ludzkim opisie, w którym zastosowano atropomorfizm, czyli przedstawienie na podobieństwo człowieka, nie siedzi i nie czeka na okazję, żeby się pogniewać. On uszanuje każdą decyzję. Tu druga bardzo ważna prawda, pomocna w sytuacji, kiedy sami z siebie zrobimy bóstwo: potrzebujemy czyjejś modlitwy za nas, czyjegoś wstawiennictwa.

Trzeba zabiegać o to, żeby ktoś mądrze nad nami i za nas się modlił. Żeby pilnował nas modlitwą. Żebyśmy i my mieli takiego Mojżesza, który tam, gdzie my pozamykamy dopływ łaski Bożej, światła Bożego i mądrości Bożej, otworzy go. Jeżeli sam nie potrafię się modlić za siebie, winieniem wołać o kogoś, kto będzie się modlił za mnie, kto wstawi się za mną u Pana.

Dziękujmy, że istnieje możliwość modlitw za nas. Dziękujmy, że ktoś czuwa, trzyma modlitewną straż, bo każdemu z nas może przydarzyć się sytuacja, w której zakręcimy się wokół siebie i sobie samemu będziemy oddawać hołd. Wtedy Boga nie rozpoznamy, chociaż będziemy Go mieli na ustach, chociaż pozory pobożności zostaną zachowane, chociaż różańczyk będziemy odmawiali, do kościółka pójdziemy, Pisemko Święte otworzymy...

Przebacz, o Panie, swojemu ludowi – woła psalmista.

Pan Bóg rzeczywiście może przez czyjąś modlitwę przemienić też nasze serce. Może strącić cielca. Pytajmy się, czy mamy kogoś, kto się modli za nas?

Czy prosiliśmy kogoś o modlitwę?

Jeżeli nam się coś od życia należy, to modlitwa. Używaj modlitwy, póki służą lata – modlitwy za siebie i módl się za kogoś drugiego.

Pan Bóg może przemieniać – jak mówi cudownie psalmista. Wielkich rzeczy dokonał w Egipcie, rzeczy przedziwnych w krainie Chama. Nawet gdyby doszło do takiej sytuacji, że staniemy się krainą Chama – pojęcie chamstwa wzięło się właśnie od tego biblijnego przodka – nawet gdy dojdzie do tego, że wprowadzimy siebie w takie obroty, w chamskie zachowanie i aroganckie podejście do drugiego człowieka, do siebie, Pan Bóg potrafi uczynić przedziwne rzeczy w krainie Chama, zdumiewające nad Morzem Czerwonym.

Zawołanie przed Ewangelią wzywa: Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy.

Droga siostro i drogi bracie, bałwochwalstwo, oddawanie sobie czci, poświęcanie więcej czasu sobie samemu, swoim utyskiwaniom niż szukanie na modlitwie Pana, niż wychodzenie do innych, zajmowanie się innymi osobami, to grzech.

Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha. Pod wpływem czego można utworzyć sobie nowe serce i nowego ducha? – Pod wpływem przyjęcia słowa, zmierzenia się z nim.

Przyznasz się, droga siostro i drogi bracie, że jesteś często w krainie Chama? Czy nie bardzo ci to słowo do uszu pasuje, nieładnie, że ksiądz tak mówi? Przyznasz się do bałwochwalstwa, poświęcania sobie czasu, do tego, że mnie ma być dobrze, jeszcze sobie coś obejrzę, a pomodlę się dopiero po Na Wspólnej...

Tłumaczyła mi jedna gimnazjalistka, że siedzi do pierwszej w nocy i się uczy. Pytam, czemu tak długo. Aż tyle masz tego materiału? – Nie, bo najpierw jest Plebania, później M jak miłość, później Na Wspólnej... Biednej trochę zejdzie, żeby to wszystko pooglądać. Dlatego nie ma się co śmiać i dziwić, że na modlitwę zostanie jakiś fragmencik czasu. Bałwochwalstwo... – Czy zatem nie wolno nam korzystać z mediów? – Wolno.

Na katechezie poświęconej korzystaniu z mediów dzieciaki w mig odkryły, że tu nie chodzi o odrzucenie ich. Trzeba po prostu mądrze wybierać. Po czym poznać, że mądrze korzystam z mediów? – Po tym, czy rozmawiam z drugim człowiekiem. Jeżeli nie rozmawiam z ludźmi, nie wchodzę w głębsze relacje z Panem Bogiem, jeżeli mijam drugiego człowieka, to szklanego cielca trzeba ograniczyć lub zwolnić z urzędu, z pracy, wyrzucić ze stanowiska. On często pracuje za całą rodzinę... Mam takie przeczucie, że tak jest nie tylko w domu tej gimnazjalistki.

Zapytajmy, co jest oddawaniem chwały sobie? Jest to bardzo niebezpieczna sytuacja. Oczywiście, kiedy słowo mówi nam o tym, to po to, żebyśmy przyszli do Chrystusa, wzięli cielca za rogi, przyprowadzili go, stanęli w prawdzie przed Panem Bogiem i zweryfikowali, sprawdzili, ile jest w nas miejsca dla Pana, a ile dla obcego bóstwa.

Jezus mówi do słuchający Go Żydów – słowo Boże czyta kolejną prawdę o sercu człowieka – Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie.

Zaliczacie sto modlitw, osiemnaście tysięcy spotkań, różnych modlitewek macie ponaznaczane w swoich książeczkach na każdą porę dnia, ale czy Mnie szukacie?

Pamiętam wyznanie bardzo religijnego pana, który mówił, że jeden ksiądz rozłożył go pokutą. Zapytałem nieśmiało, co to była za pokuta. – Powiedział, żebym pomodlił się do Pana Jezusa swoimi słowami...

Człowiek zaczytuje Pana Jezusa na śmierć. Ta modlitewka jest ciekawa, ta też. Jeszcze ten różańczyk by poszedł... Pan Jezus chciałby na wdechu wbić się do nas ze swoim słowem, które powinno być pierwsze. Różaniec, nabożeństwo, jakiekolwiek inne formy kontaktu z Bogiem, o tyle mają sens, o ile prowadzą nas do Eucharystii i do spotkania ze słowem.

Żydzi nie pozwolili nawet na wdechu wbić się Chrystusowi. Odbierali chwałę od siebie. Przechwalali się jeden przed drugim, jacy to nie są pobożni. Ile często w naszym sercu jest takiego licytowania się: Nie, dzisiaj to sobie jeszcze mogę darować czytanie słowa, wczoraj je rozważałem, przecież nie będę szaleć... Modlitwa? Dzisiaj może nie albo tylko króciutka: Chwała Ojcu... Pa, Boziu... – Ile w nas jest czegoś takiego...

Słowo posyłane przez Chrystusa, odmawiane modlitwy, mają jeden cel: zbliżyć nas do Pana.

Jezus mówi jeszcze jedną bardzo ważną prawdę: Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mnie; a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje, jest prawdziwy. Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni.

Nie jest ważne, kto o Mnie wam mówi. Ważne, żebyście przyjęli zbawienie. Nieważny jest ten czy inny ksiądz, ulubiony biskup. Czy mamy poznawać biskupa, księdza, czy Chrystusa, który przez słowo niesie zbawienie? Bo ta wspólnota, bo tamta... Czy w życiu wiecznym będę wspominał wspólnotę? Nie – ważne, żeby słowo było głoszone, by zbawienie dotarło do mnie.

Gdyby Jezus przyszedł sam od siebie, gdyby był wśród Żydów showmanem, Kimś, kto powie, że wybawi ich spod okupacji rzymskiej, przyjęliby Go. Gdyby tylko rozdawał chleb, był cudownym Nauczycielem, Lekarzem, przyjęliby Go. Ale jeśli mówi rzeczy wymagające konfrontacji, przyjrzenia się sobie, odrzucają Go. Akceptujemy Chrystusa cudotwórcę, lekarza. Przecież gdyby uzdrawiał, gdyby wszyscy wyszli zdrowi, to mnóstwo ludzi przychodziłoby na Mszę świętą...

Chrystus zbawia nas słowem. Wytrwale wszczepia w nas słowo, oczyszcza nas słowem, działa w nas przez nie i posyła nas z nim.

Bo ten ksiądz mówi bardziej emocjonalnie... Co to ma do rzeczy? Co to ma do zbawienia?

Niezwykle istotną prawdę daje nam Jezus. Myślę, że do naszej wspólnoty to słowo jest szczególnie skierowane, żebyśmy się obudzili. Jana zabrali. I co, zbawienie zniknęło? Wyście chcieli się cieszyć Janem – mówi Chrystus do Żydów. – Krótko to trwało. Ulubionego księdza zabiorą, przyjdzie czas, że nie będzie jego kazań. Zostanie suche słowo, głoszone w Kościele przez kapłana niedbale sprawującego Eucharystię. I słowo to ma moc zbawić dusze nasze.

Czy nie uczyniłem z biskupa, z księdza, ze wspólnoty bożka?

Czy nie odbieram Bogu chwały?

Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga – mówi Jezus. – Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? Nie mniemajcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję.

Może się okazać, że sterta modlitw, odsłuchanych kazań, spotkań, będzie oskarżycielem. Jeżeli dzisiaj dotarłoby do nas takie oskarżenie, to chwała Panu, że dzisiaj, a nie w dzień sądu, kiedy nie ma odwrotu.

Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha.

Pan posyła swoje słowo. Trwać w tym słowie to znaczy pozwolić, aby nas przemieniało, oczyszczało ze złudzeń, czyniło nas otwartymi na Boga działającego w różny sposób. Pan Bóg przemawia w różny sposób.

Dzisiaj rano na modlitwie w kaplicy pewien ksiądz mówił: Dziękujemy Ci, Panie Boże, za to piękne słonko, przez które przypominasz nam o swojej obecności. Spraw, abyśmy byli słońcem dla innych, by przez nasz uśmiech, gesty, jak w promieniach słońca, doświadczali ciepła Twojej miłości.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski