"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Niedzieli XIX tyg. zw. (12.08.2007)

Serce, które czuwa

Mdr 18,6-9; Ps 33; Hbr 11,1-2.8-19; Łk 12,32-48

Jeżeli nasze serce podąża za Panem, winno kształcić się i doskonalić w czuwaniu. Mamy czuwać. Nie może to być serce ociężałe troskami, przejęte tym, jak to będzie – jest noc, nie poradzę sobie… Aby tak nie było, należy po pierwsze słuchać słowa Pana i rozważać je. Po drugie, czerpać z pomocy, jaką daje wspólnota, bracia i siostry, którzy w Kościele wychodzą poza obrzędowość. Nie tylko zaliczają Mszę, ale odkrywają żywy Kościół, żywego Boga, który przychodzi. Z tymi ludźmi trzeba czuwać. Oni będą sprawować kult polegający na słuchaniu słowa, wyśpiewywaniu go – o czym powie autor Księgi Mądrości: już zaczynali śpiewać hymny przodków, potężne Hallelujah – chwalcie Boga. Będzie to czuwanie wsparte pomocą innych osób, mówiąc konkretnie – wspólnoty. Czuwanie połączone z rozważaniem słowa i nakazów Pana.

Panie, który absolutnie nie zdrzemniesz się ani nie zaśniesz, bo czuwasz nad sercami swoich wyznawców, spraw, aby lgnęły one do Ciebie, pokonywały wszelkie przeszkody wspomnieniowe, zmęczeniowe i znużeniowe, gdy mówisz.

Pan trzyma swoich wyznawców przez wiarę. Chce, aby wiara wypływała z serca, była czujna, mobilna i mocno osadzona w realiach.

W duchu zatroskania o taką wiarę przyjrzyjmy się postawom serca, do których wzywa nas Boże słowo. Nie stawiajmy się w pozycji osób straconych, które kompletnie nie mają właściwej postawy serca. Nie wyobrażajmy sobie też, że po pstryknięciu palcami czy też po rozważeniu tego słowa, natychmiast ją uzyskamy. Wsłuchajmy się w to słowo jako osoby wezwane do wejścia we współpracę z Panem przy takim poziomie wiary i stanie serca.

Po pierwsze razem z autorem Księgi Mądrości wchodzimy w noc wyzwolenia narodu izraelskiego. Znane są nam opisy czuwania podczas szczególnej nocy, kiedy przez Egipt przechodził anioł śmierci. Wówczas to, co było śmiercią dla ludzi gardzących Bożymi wskazaniami, stało się błogosławieństwem dla tych, którzy przejęli się słowem Pana. Odrzwia domów skropione krwią ratują życie ludzi ufających, że za tym stoi Bóg, że to nie jest jakaś magia.

Opis z Księgi Mądrości różni się od opisu z Księgi Wyjścia między innymi tym, że Księga Wyjścia relacjonuje te wydarzenia niejako z zewnątrz, natomiast Księga Mądrości troszeczkę ubiera je w kolorek i ciepło i wychodzi od wewnątrz, od serca.

Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy wiedząc niechybnie – wiedząc z pewnością, wiedząc prawdziwie – jakim przysięgom zawierzyli. I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym uwielbiłeś nas, powołanych. Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo.

O co chodzi w tym opisie? – O uwzględnienie serca, które czuwa i oczekuje wyzwolenia. Izraelici czekają na wyzwolenie. Jest noc. Nie ma sprzyjających warunków do tego, żeby wyzwolenie przyszło. Lud ma czekać. Pan kształtuje jego serce wiarą poprzez oczekiwanie. Izraelici mają być czujni w nocy, w okolicznościach, które nie niosą ciepła i światła. Jedyne światło i ciepło wypływa z posłuszeństwa temu, co Bóg powiedział. A co Bóg powiedział? – Że mają czuwać. Mają czuwać przy poleceniu, które dał. Mają czuwać i wspierać się nawzajem.

Czeka ich druga wędrówka w okolicznościach zupełnie nie sprzyjających wyjściu. Będą musieli zrobić to w pośpiechu. Mają mieć biodra przepasane. Są nastawieni na czuwanie i współpracę.

Jakie przesłanie wynika z tego tekstu dla nas? – Po pierwsze, jeżeli nasze serce podąża za Panem, winno kształcić się i doskonalić w czuwaniu. Mamy czuwać. Nie może to być serce ociężałe troskami, przejęte tym, jak to będzie – jest noc, nie poradzę sobie… Aby tak nie było, należy po pierwsze słuchać słowa Pana i rozważać je. Po drugie, czerpać z pomocy, jaką daje wspólnota, bracia i siostry, którzy w Kościele wychodzą poza obrzędowość. Nie tylko zaliczają Mszę, ale odkrywają żywy Kościół, żywego Boga, który przychodzi. Z tymi ludźmi trzeba czuwać. Oni będą sprawować kult polegający na słuchaniu słowa, wyśpiewywaniu go – o czym powie autor Księgi Mądrości: już zaczynali śpiewać hymny przodków, potężne Hallelujah – chwalcie Boga. Będzie to czuwanie wsparte pomocą innych osób, mówiąc konkretnie – wspólnoty. Czuwanie połączone z rozważaniem słowa i nakazów Pana.

Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo.

Wspólnota ma być nie tylko wtedy, gdy jesteśmy uśmiechnięci, jakoś nam się układa, ale także wówczas, kiedy grożą nam niebezpieczeństwa. Wspólnota ma spotykać się systematycznie. Św. Paweł powie o wspólnocie: Nie zaniedbujcie wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych. Bez wspólnoty nie ma szans na przetrwanie. Samo trwanie przy słowie to jeszcze nie wszystko. Potrzebna jest wspólnota. I w dobrych doświadczeniach, i w niebezpieczeństwach ma nieść sobie ulgę, wsparcie. Dzisiaj ja tobie pomogę, ty mi jutro. Dzisiaj ja ciebie zranię, ty mnie jutro. Wspólnota jest również po to, by miał nas kto do krzyża przybić – bo i ofiarę trzeba znieść – ale jest też po to, żebyśmy mieli z kim zmartwychwstać. Potrzebujemy wspólnoty. Tego nie przeskoczymy. Nie oszukujmy się. Bez wspólnoty wystrzelają nas jak kaczki.

Jeżeli nie ma autentycznej wspólnoty, nie ma szans na przetrwanie. Jak wygląda autentyczna wspólnota? – Jest skupiona wokół słów Pana i na uwielbieniu, wychwalaniu Go. Im bardziej wspólnota uwielbia Boga, tym bardziej Bóg jest w tej wspólnocie mocny. A im bardziej wspólnota przychodzi, aby utyskiwać, aby załatwiać jakieś sprawy, tym bardziej wiąże Panu Bogu ręce. Wspólnota ma czuwać przy słowie. Czynić to z wiarą. To pierwsze wezwanie.

Jak wspomnieliśmy na początku, dzisiejsza Liturgia Słowa skupia nas przede wszystkim wokół wiary wypływającej z serca, czujnej, mobilnej, osadzona w realiach. Drugie wezwanie wypływające z niej dotyczy serca, które trzyma się wiary jako poręki, jakiegoś potwierdzenia. Słuchaj, na razie masz wiarę. Trzymam cię w tych warunkach, w których jesteś. Oprzyj się na wierze.

Co to znaczy oprzeć się na wierze? – Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. – Mieć przekonanie, że tu jest coś więcej, niż tylko gderanie księdza. Że Eucharystia to coś więcej, niż tylko biały chlebek i wino. Że we wspólnocie jest coś więcej, niż nawiedzeni ludzie, którzy nie mają nic do roboty w niedzielę, więc sobie przyszli na Eucharystię. Jest tu obecny Bóg – dowód rzeczywistości, której nie widzimy. Co nas ciągnie od tylu miesięcy i lat do Pana? Że coś w tym jest. Dowód rzeczywistości, których nie widzimy.

Dla niej to przodkowie otrzymali świadectwo.

Autor Listu do Hebrajczyków, mówiąc o tym, żebyśmy rozwijali wiarę, czyli traktowali ją jako porękę tego, czego nie widzimy i dowód tych rzeczywistości, których nie dostrzegamy, podaje przykłady osób, wiodących niełatwe życie. Jako pierwszy pojawia się oczywiście nasz ojciec w wierze, czyli Abraham.

Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie.

Dokąd zmierzamy? Co będzie jutro? Nie wiemy, dokąd idziemy, ale mamy iść. Na razie odczytujemy wezwanie do spotkania z Panem w słowie. Gdziekolwiek będziemy. Wytrwać z Panem.

Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg.

Mieszkał w namiotach. A miało być tak cudownie… Nuda… Miało być tak cudownie… Miały być teksty, które mnie rozruszają… Nuda… Spać mi się chce… Nic do mnie nie trafia… Nuda… Miał być dom zbudowany przez samego Boga, a tu jest rozbity namiot…

Przez wiarę także i sama Sara mimo podeszłego wieku otrzymała moc poczęcia.

Cuda się zdarzają dla tego, kto wierzy. Jeżeli zaś ktoś traktuje świat jako przypadek, to dla niego wszystko jest przypadkiem. Taka postawa wskazuje na lenistwo duchowe. Trzeba by się przyznać przed Panem Bogiem, że jak mówię, że przyszedłem na Eucharystii przypadkowo, to znaczy, że jestem leniwcem duchowym. Mam patrzeć na to spotkanie i zaproszenie przez wiarę. To propozycja. Nie jest tak, że Pan Bóg coś powie, a my natychmiast na baczność. Trzeba to przemyśleć i dać odpowiedź.

Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy.

Bóg obiecuje, że spotkanie z Jego słowem to nie wszystko. On idzie dalej z nami w konkrety życia. Bóg prawdziwy, objawiający się w swoim Synu Jezusie Chrystusie, dotykający rzeczywistości tak bardzo, że będzie przeorany krzyżem. Zna smak życia i nie będzie nam podawał łatwych, czerstwych czy też pustych tekstów. Daje nam słowa związane z życiem, bo sam przez życie przeszedł. Jak trzeba coś przecierpieć, to trzeba, a nie tanio się pocieszać. Ale cierpienie to nie wszystko. Wędrówka to nie wszystko.

Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Taką obietnicę daje nam Pan.

Przeto – mówi dalej autor Listu do Hebrajczyków – z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim.

Tylko Bóg takich cudów może dokonać. Z twojej obumarłej ziemi, z twojego obumarłego serca, droga siostro i drogi bracie, z twoich niewykorzystanych szans, zaniedbań, których jest bez liku, z twojego zachwytu zakończonego pustką, a nie przyjęciem Bożego słowa i przekazaniem go dalej, tylko Bóg może stworzyć coś nowego. Bóg na nowo może rozweselić i na nowo pocieszyć. Tylko Bóg.

Na ile uznaję, że tylko Bóg jest w stanie to uczynić i godny jest wiary w to, że to zrobi?

Na ile mam przekonanie, że jestem w takim stanie, że papież może do mnie mówić, a ja i tak wiem swoje?

Na ile wierzę, że Bóg może dokonać cudu przemiany mojego serca, nawet obumarłego?

Przecież Sarze zrobił taką niespodziankę – a przypomnijmy, że się śmiała, gdy Pan do niej mówił, dochodziła się z Nim – dał jej moc poczęcia. Bóg chce dać i teraz moc poczęcia nowego życia, kiedy obficie posyła swoje słowo, nasączając ziemię naszego serca.

Co mówi jeszcze autor Listu do Hebrajczyków – żeby nie zostawiać złudzeń, a pokazywać, że wiara osadzona jest w realiach? – W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono.

Moglibyśmy powiedzieć: rozczarował mnie Pan Bóg. Na modlitwie gdzieś Go tam jeszcze odczuwam, ale jak Go przestaję czuć, to znaczy, że mnie rozczarował…

W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali.

Św. Paweł powie, że widzi to, do czego zmierza, jakby w zwierciadle, przez mgłę. Jakby to rzeczywiście gdzieś było, ale nie widać tego jeszcze tak wyraźnie. Przyjdzie czas, że zobaczę tak, jak sam zostałem dostrzeżony przez Boga. To jest nadzieja i do tego wzywa nas Pan, żebyśmy przy Nim wytrwali. Jestem wprawdzie obecny fizycznie na niedzielnej Mszy Świętej, ale właściwie tylko macham do Pana z daleka, bo tak do końca nie wiem, jak to jest. Po prostu trwam.

Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Ci bowiem, którzy mówią, że coś w tym jest, że mimo wszystko tutaj przychodzą, szukają ojczyzny, szukają trwałego miejsca.

Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Zdarza nam się to często, kiedy spotyka nas zniechęcenie. Przypomnijmy, że zniechęcenia przychodzą przeważnie wówczas, kiedy robimy coś, żeby nas ludzie zauważyli, a nie ze względu na Pana. Kiedy nas nie zauważają, zniechęcamy się. Kiedy spotyka nas zniechęcenie w pracy duchowej, kiedy następuje zalew strapień duchowych, a pocieszeń jest jak na lekarstwo, wówczas zaczynamy wspominać coś, co było wcześniej. A, mogłem się w to nie pakować…

Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Tak daleko wszedłem. Po cóż to zrobiłem?... Już lepiej było się w to w ogóle nie pakować, teraz mam jeszcze więcej kłopotów… Zerwę z tym zupełnie… Znaleźliby sposobność powrotu do niej.

Nie wolno rozmyślać o tym, co było, porównywać naszej obecnej wiary do tej, która była kiedyś! Tamta była na tamten czas. Oto czynię wszystko nowe nowym dniem – mówi Pan. Na dzisiaj potrzebna jest nam inna jakość wiary. Wtedy to się modliłem… Zostaw tę ojczyznę dawną, zmierzaj do góry. Wtedy to miałem natchnienia, wtedy wszystko czułem… Zostaw to, nie wspominaj, bo – jak powie autor świętego tekstu – Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. I zamiast się otwierać na nową dawkę słowa i przyjmować wiarę na tę godzinę, na teraz, to grzebiemy w wierze, jaką mieliśmy wtedy. – Wtedy to byłem wierzący, o jaki ja byłem natchniony!

Taka postawa sprawia, że Pan nie ma do nas dostępu! No bo jak? Bo my chcielibyśmy mieć w wierze takiego haja, jak wcześniej. Tak nie będzie! Idziemy dalej. Cięgle się dzieje coś nowego. Pan daje mi nowy dzień i na ten dzień chcę wiary!

Jeśli nie spojrzymy na naszą wiarę w ten sposób, to przez całe życie będziemy mieć gorzkie żale. I wiarę tylko obrzędową. Po co pójdę do kościoła, skoro nie spotykam tam żywego Boga? – Żeby mi dali święty spokój, dla tradycji? Obrzędowość nie ma szans na przetrwanie! Kult nie utrzyma ludzi przy Bogu. Nawet kult Eucharystii, mnożenie procesji, chociaż jesteśmy przekonani, że to dla Pana Boga. Miniemy się z Nim! On nie chce pustego kultu. Ten lud czci mnie tylko wargami, sercem daleko jest ode mnie – powie przez proroka Izajasza.

Nie ma szans wspólnota, która jest martwa, bo zatrzymała się na kulcie, a nie otwiera się na żywe działanie Boga. Więc nie rozpamiętujmy przeszłości i pytajmy się przy okazji: Czy czasem nie mam pokusy, by porównać wcześniejsze lata z obecnymi? Kiedy rozmawiam ze starszymi osobami, mającymi siedemdziesiąt-osiemdziesiąt lat, i słyszę utyskiwania nad sobą, to mówię: Droga siostro, Pan Bóg cię kocha. Jak cię kochał, gdy byłaś malutka, tak kocha cię też teraz. Jeszcze bardziej cię kocha, bo prowadzi od tylu lat.

Niezwykle ważne jest dziś pytanie: Czy czasem nie grzebię w przeszłości i przez to nie zaniedbuję teraźniejszości?

Czy nie ograniczam się do obrzędowości?

Czy nie zatrzymałem się na tym etapie, na którym uważam, że już mam kontakt z Bogiem? Guzik masz, a nie kontakt z Bogiem. Odkryłeś Boga – mówi św. Augustyn – krzycz natychmiast: jest większy.

Czy czasem nie znalazłem sposobności, żeby zagrzebać się w przeszłości, w porównaniach z tym, jak to kiedyś było?

Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Idziemy do niebieskiego domu. Nie będzie pełnego szczęścia w tych warunkach życia, w których się znajdujemy. Choćby nie wiadomo jak była cudowna rodzina – mówi Jan Paweł II – i w niej pojawią się chwile rozczarowania jedni drugimi, bo pełnia szczęścia jest w niebieskim domu. Nie jest to opowiadanko dla przedszkolaków, ale prawda dla nas. Idziemy do domu niebieskiego Ojca. Jan Paweł II wskazał nam to niezwykle mocno i to w chwilach ciemnej nocy cierpienia. Ukazał serce czuwające, osadzone w realiach cierpienia. Pozwólcie mi wrócić do domu Ojca...

Niestety, my często wycieramy sobie usta przykładem Jana Pawła II, a nie przyjmujemy jego nauczania. Ulice, pomniki, szpitale imienia Ojca Świętego, akademie, uroczystości ku jego czci, a gdy przyjdzie co do czego, nic nie robimy.

Bardzo istotna prawda: zmierzamy do domu niebieskiego Ojca. Przykładów mamy wiele: Abraham, Sara, Jan Paweł II.

Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imię ich Boga, gdyż przysposobił im miasto. Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę – bo i w rzeczywistości naszego życia będą próby. Co to za wiara, która nie jest poddawana próbom? Komu potrzebna taka wiara – sentymentalna, emocjonalna, która zrobiła sobie wygodną grzędę? Po co komu taka wiara? Wiara ma być żywa, jak żywe jest życie! Ma się w niej coś dziać nawet wtedy, kiedy jest wystawiona na próbę, a może szczególnie wtedy.

Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: «Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo».

Autor Listu do Hebrajczyków mówi coś niezwykle ważnego: Abraham pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go – syna – jako podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

Bo to nie ty, Abrahamie, złożysz Izaaka, tylko Ojciec niebieski odda swojego Syna. To nie ciebie dopadają najcięższe trudności w wierze. Spotyka cię to, co powinno cię spotkać, droga siostro i drogi bracie, i to, co twojej wierze pomoże. Bóg nie zsyła doświadczeń, które zabierają nadzieję, ale takie, które ją umacniają.

Postawa wiary wypływającej z serca osadzona jest w realiach. Przechodzi przez realia, przez trudy życia, tak jak przechodzili przez nie Abraham, Sara, Jan Paweł II. Dlatego każdy z nas ma pamiętać, że jego wiara ma być osadzona w realiach. Nie tylko na Boże Ciało, Boże Narodzenie, na Wielkanoc, ale w realiach codziennego życia – w próbach i radościach, znoszona we wspólnocie.

Zostaje ostatnia kwestia przedstawiona przez ewangelistę Łukasz, kreślącego przed nami w trzech krótkich przypowieściach Jezusa postawę serca, nad którą pracuje Jezus – postawę czujności, osadzenia w realiach i mobilności, aktywności. Jezus zwraca się do swoich z lekka wystraszonych wyznawców. Wcześniej mówił im, żeby nie przywiązywali serca do bogactw. Opowiedział przypowieść o bogaczu, który buduje następne hurtownie, bo jego spichlerze nie mogą pomieścić dobytku. Tej samej nocy, podczas której podjął tę myśl, Bóg mówi do niego: Głupcze! Dziś jeszcze zażądają twojej duszy i komu to przekażesz? Co ty chcesz wziąć na drugą stronę? Ze spichlerzami chcesz iść na tamten świat, z hurtownią chcesz się tam dostać?

Jezus, mówiąc te rzeczy, czyli dając swoim wyznawcom bardzo realne odniesienia, wyczuwa, że zaczynają się z lekka bać. Boże, tyle treści, kto temu sprosta? Któż to spamięta, któż to wszystko rozważy? Któż temu podoła? Jeszcze na dodatek nie wolno się przywiązywać do dóbr materialnych…

Jezus zaczyna mówić bardzo realnie: Nie bój się, mała trzódko. Co to znaczy? – Nie daj się ponieść strachowi. Nie daj się ponieść przerażeniu, że cię to przerasta. Niechże cię chociaż to Boże słowo przerasta. Niech chociaż ono będzie jedynym, które powie ci, że pewnych rzeczy nie wiesz. Jakich rzeczy? – Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny – mówi Jezus. To jest policzek dla dzisiejszych osiągnięć techniki. Przecież wszystko da się zaplanować… Nie znacie dnia ani godziny.

Uczniowie są przerażeni. Chciałoby się, żeby Pan zabrał nas na drugą stronę. Tymczasem jesteśmy na ziemi. I jak tu żyć? Czy cały czas myśleć o niebie, czy też cały czas chodzić po ziemi? Jak iść do nieba, gdy się nie chodzi po ziemi?

Uczniowie doświadczają napięcia. Później okazuje się, że wiele osób nie biega za Chrystusem tak z całego serca. Niektórzy idą tylko dlatego, że widzą cuda. Chodzę do kościoła, bo ksiądz jest przystojny albo ładnie mówi… : )

Cześć ludzi rzeczywiście chodzi tylko z zachwytu albo żeby sprawdzić, co tam się dzieje. Jezus natomiast – co jest niezwykle mocne i ważne – wyczuwa ten niepokój i napięcie. Dlatego daje wskazania.

Nie bój się, mała trzódko. Chociażby była was mała grupka, nie bójcie się. Czemu większość ludzi, nie przejmując się słowem Pana, świetnie układa sobie życie? Czemu oni często żyją znacznie lepiej, korzystniej? Psalmista zastanawia się nad tym i mówi: Nie mogłem tego pojąć, ale później zrozumiałem, że są to ludzie, którzy są jak owce pędzone do przepaści. Śmierć ich pasie, zejdą prosto do grobu.

Można się wprowadzić w przekonanie, że mam rację i koniec. Można się okłamywać przez całe życie i dopiero w dzień sądu usłyszeć: Byłem głodny. – Kiedy?

Jezus, chcąc uchronić przed tym swoich wyznawców, mówi: Nie bójcie się, choćbyście byli małą trzódką, choćby zostały tylko trzy osoby. Nie bój się, mała trzódko! Dlaczego masz się nie bać? Bo jesteś silna? – Nie, ale dlatego, że spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Bo Bóg to, co słabe, małe, chroni z większą siłą. Czy zatem tego, co silne, już nie chce chronić? – Jeśli jest silne Bogiem, to jest chronione. A jeżeli jest silne swoimi pomysłami na życie, to wcześniej czy później pęknie.

Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Odciążcie wasze serca. Co to znaczy? – Nie przywiązujcie się do tego, co stanowi waszą pomoc w życiu doczesnym. Oczywiście, powinniście to mieć, ale nie przywiązywać się. Można mieć pięć złotych i być skąpcem, ale można też mieć miliardy i dzielić się nimi z innymi ludźmi. Nie ilość, tylko podejście do majątku jest ważne.

Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Otrzymaliście, by się dzielić – każdy tym, co posiada. Mamy się dzielić tak, jak umiemy.

Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.

Jezus wypowiada bardzo mocną sentencję, żeby uczniowie, jego wyznawcy, każdy z nas, zweryfikował, w czym pokłada najwięcej sił. Każdy z nas, drogie siostry i drodzy bracia, powinien zapytać siebie, czemu najwięcej czasu poświęca, bo tam jest nasze serce.

Gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.

Jezus dodaje kolejne wskazanie: Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. Ludzie Wschodu chodzili w powłóczystych szatach, w których ruszenie w drogę było niezwykle trudne. Jezus mówi: niech będą biodra wasze przepasane. To znaczy, bądźcie gotowi do podróży, tak się ubierzcie, jak na podróż. Tak żyjcie, jakbyście byli w podróży do domu Ojca.

Wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze.

Jezus opowiada przypowieść o powrocie pana z uczty weselnej i daje nam do zrozumienia, że szczęśliwi będą ci słudzy, których pan zastanie przy tej czynności, którą powinni wykonywać. Co to znaczy? – Nie odrywa uczniów od ziemi. Mam swoje obowiązki jako ksiądz, jako mama, jako tato, jako córka, jako syn, jako babcia, jako dziadziuś? – Powinienem je wykonywać. Szczęśliwi są ci słudzy, których pan zastanie przy tej czynności, do której ich wezwał, przy tym powołaniu, do którego ich zaprosił.

Niesamowita jest ta krótka przypowieść. Pan wraca z uczty weselnej, nagle patrzy, a jego słudzy jeszcze pracują. Z radości każe im zasiąść do stołu i sam im usługuje, bo zobaczył, że tak wiernie wykonują Jego polecenia. Z radości, że tak przejęli się Jego słowem, sam im usługuje. Staje się ich sługą. Jezus powie w innym miejscu Ewangelii Łukasza: Kto bowiem jest większy? Czy ten, kto siedzi za stołem, czy ten, kto służy? Czyż nie ten, kto siedzi za stołem? Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy.

Oczywiście większy jest ten, kto siedzi za stołem, komu się usługuje, koło kogo chodzą i biegają. Jezus mówi: Tak jest między ludźmi. Natomiast Ja jestem pośród was jako Ten, kto służy, przychodzi do was nie po to, żeby was zarzucić nowymi tekstami i powiedzieć – Róbcie sobie z tym, co chcecie, i tak idziecie do piekła – ale po to, żeby nam służyć mądrością życiową.

Jezus, opowiadając tę przypowieść, wskazuje na siebie. On poszedł na wieczne wesele, by przygotować nam miejsce. Gdyby tak nie było, toby nam powiedział. I wróci po nas. Jeżeli zastanie nas oczekujących na Jego powrót, to przepasze się i sam będzie nam usługiwał, zaprosi nas na wieczną ucztę. Wyrazy uznania dla wszystkich, którzy w to wierzą, traktują te słowa poważnie. Natomiast wyrazy ubolewania i współczucia dla tych, dla których jest to kolejna bajka – zapłacili księdzu, więc musi tak mówić.

Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał.

Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie – Jezus podaje tutaj bardzo precyzyjne godziny. Najtrudniejsza była trzecia straż – nad ranem, kiedy już się przysypiało. Jezus mówi: czy o drugiej, czy o trzeciej. Co to znaczy? – Może okazać się, że Pan przyjdzie później, niż oczekiwaliśmy, bądź wcześniej. Nie naszą rzeczą jest liczyć i wskazywać, o której ma przyjść. My mamy zająć się życiem, żyć tak, jak umiemy, nie tak, jak nie umiemy.

Jezus opowiada zaraz drugą przypowieść, bo jak już daje przykłady, to takie, żeby zapadły w serce.

To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

Mamy porównanie do złodzieja. Należy to rozumieć podwójnie. Po pierwsze: złodziej przychodzi, by kraść. Zjawia się zazwyczaj nocą, czyli w najmniej oczekiwanym momencie. Jezus z jednej strony porównuje to do momentu umierania, w którym przyjdzie śmierć i okradnie nas z wszystkiego, co zgromadziliśmy dla siebie. Nie ma natomiast szans, aby zabrała nam to, co zgromadziliśmy dla Pana. Jak złodziej przyjdzie w nocy.

Druga warstwa znaczeniowa tekstu to niespodziewany moment przyjścia. Jezus mówi, że dzień ten przyjdzie jak złodziej, dlatego trzeba czuwać. Wnioski: trzeba mieć serce czujne, osadzone w realiach.

W tym kontekście okazuje się, że wątpliwości nie są do końca rozwiane, bo nagle Piotr wyskakuje z pytaniem: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?» Uczniowie nie bardzo mogą się zorientować. Dobrze, że Piotr pyta. Chwała Panu za tego Piotra, który wyskakuje z pytaniami jak Filip z konopi. Pomaga nam to w głębszym zrozumieniu treści przekazanych przez Jezusa.

Wtedy Pan odpowiada trzecią przypowieścią: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.

Co to znaczy? – Banalny przykład: jeżeli ktoś potrafi świetnie skrobać ziemniaki i robi to z całym oddaniem, to kiedy Pan powróci i zastanie go przy tej czynności, postawi go nad całym swoim mieniem, bo nie w tym, co robimy, jest sekret wieczności, tylko w tym, jak to robimy. Ktoś świetnie skrobie ziemniaki, a ktoś inny znakomicie projektuje katedry. Jeden i drugi ma szansę dostać się do nieba, byleby tylko w to, co robi, włożył serce. Mamy sobie służyć tymi darami, które otrzymaliśmy, tak, jak umiemy, wkładając w to serce. Mówi o tym Jezus.

Za chwilę dodaje: Lecz jeśli ów sługa powie sobie w duszy: "Mój pan ociąga się z powrotem", i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce.

Może być i taka ewentualność, ją też trzeba sobie wkalkulować. Tę rzeczywistość także trzeba wpisać w pytania, które należy postawić, kiedy rozważa się to Boże słowo. Można się upić treściami biblijnymi. Można się upić modlitwami. Można się upić i znudzić, powiedzieć: Mój Pan się ociąga, czyli: Co oni tam gadają w kościele? Zobacz, jakie jest życie, a ty będziesz na kościół patrzył...

Mój Pan się ociąga. Istnieje też inna wersja tego komentarza: Co oni wiedzą o tym wszystkim. Zobacz, jakie jest życie, co się dzieje na świecie, a nie będziesz słuchał takich bzdur...

Można się świetnie wpisać w ten tekst – mój Pan się ociąga – i zacząć tak korzystać z życia, że człowiek zacznie zmierzać ku śmierci. Mój Pan się ociąga. Żeby to działało, to już by było inaczej na świecie...

Chrystus mówi o niespodziewanej godzinie swego przyjścia. Wzywa tym samym do czujności, ostrzega, ale też czyni ogromną aluzję do sytuacji, jaka miała miejsce z faryzeuszami. Zamiast przygotować naród do chwili, której się nie domyślali, nie rozpoznali Pana i jeszcze Go oskarżali. Ale każdy z nas jest postawiony wobec tej rzeczywistości, bo w każdym czai się faryzeusz.

Ćwiartować i z niewiernymi wyznaczyć mu miejsce oznacza zrobić z nim to, co dokonywało się w momencie zawierania z kimś paktu przymierza. Pamiętamy, że Abraham poprzerąbywał na pół zwierzęta. Pan przeszedł pośrodku. Krew oznaczała nowe życie. Pismo mówi, że z tymi, którzy nie dochowają wierności, będzie tak samo, jak z tymi zwierzętami – będą ćwiartowani. Sami się poćwiartują w życiu, bo po zabiciu Boga, po odejściu od Boga, człowiek staje się łupem dla siebie samego, grabi się z tego, co jest w nim piękne.

Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przyrządził i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę.

Każdy otrzymał do wypełnienia w życiu jakieś zadanie. Każdy z nas, na miarę swych możliwości. Pan Bóg nie będzie kserował czyichś zadań i mówił: Czemu nie byłeś taki, jak twoja siostra? Czemu nie byłeś taki, jak twój brat? Zapyta, jaki byłeś ty, co zrobiłeś na miarę twoich możliwości. Według tego będzie dokonywał się sąd.

Częstym nadużyciem jest porównywanie się z innymi ludźmi na naszą korzyść bądź niekorzyść. Zdarza się, że ktoś drugi przyrównuje nas do innych. Powinnaś być taka, jak on. Pan ma inną miarę i o tym pamiętajmy.

Serce, nad którym Pan pracuje, to serce wierzące. Wiara jest czujna, trzyma się codzienności i tę codzienność podejmuje tak, jak umie. Wiara osadzona jest w realiach, czyli liczy się z niebezpieczeństwami – dzień Pana przyjdzie jak złodziej. Wiara jest mobilna, to znaczy otwarta na ciągłą nowość. Pan stawia dziś nasze serca, jako swoich przyjaciół, wobec takiego wezwania i takich pytań.

Nie pozostawiajmy Jego pytań bez odpowiedzi wypływających z serca.

W mocy Pana pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski