Szczęściarze (26 VII 2010 r.)

Dobre Słowo 26.07.2010 r.

Szczęściarze

Patrzmy na Jezusa. Wpatrujmy się w Jezusa, który w wierze nam przewodzi i ją wydoskonala. Z Ewangelii dociera do nas bardzo wyraźne przynaglenie do tego, aby doceniać dar oczu i uszu, żeby z niego korzystać. Ewangelia stwierdza, że jesteśmy szczęściarzami, bo widzimy i słyszymy. To docenianie często dokonuje się w naszym życiu. Kiedy długo kogoś nie widzieliśmy, to zazwyczaj mówimy: Jak dawno cię nie widziałem! Jak się cieszę, że cię widzę! Jak to dobrze, że cię mogę przynajmniej usłyszeć, chociaż cię nie widzę! Ostatnio z kolegą księdzem, który posługuje w jednej z parafii w Stanach Zjednoczonych, przeżyliśmy ogromną radość, bo wprawdzie się nie widzieliśmy, ale się słyszeliśmy przez skype’a.

Jak dobrze się usłyszeć. Jak dobrze zobaczyć! To jest rzeczywiście szczęście i błogosławieństwo, będące udziałem tych, którzy chcą iść za Jezusem.

Dzisiejszy fragment Ewangelii to scena poprzedzona pytaniem uczniów skierowanym do Jezusa: Czemu nie mówisz do ludzi wprost, tylko w przypowieściach? Czemu nie wykładasz „kawy na ławę”, tylko dajesz do myślenia, opowiadasz różne rzeczy? Jezus im tłumaczy: Słuchajcie, wam dano poznać tajemnice – dla was królestwo Boże też jest tajemnicą – innym nie dano. Inni nie mają tej rzeczy, która jest w tym momencie najbardziej potrzebna – chęci odkrycia tego, co piękne, co daje szczęście. Jest to w nich przytłumione. Dlatego Jezus odpowiada, jak mówi inne tłumaczenie tego fragmentu: Kto przyjmuje, temu będzie dodane, a kto przestał przyjmować, temu zabiorą nawet to, co wydaje mu się, że ma. Tłumaczenie tradycyjne podaje: Kto ma, temu będzie dodane, nowsze – Kto przyjmuje. Kto ma w sobie podatność, uległość serca na to, żeby przyjąć prawdę, będzie doświadczać niebywałych rzeczy. A kto stwierdził – jak zrobili to podstępnie faryzeusze – że tego się nie da zrobić, to zostanie mu zabrane nawet to, co ma.

Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. A co my widzimy? Co słyszymy? – Jedno i to samo. Ta sama Eucharystia. To samo słowo. Ono nie zostało zmienione – absolutnie. Słyszymy kolejny raz tę Ewangelię. Patrzymy na gesty wykonywane podczas Eucharystii. Wydaje się, że cały czas wałkujemy jedno i to samo. Otóż nie. To może tak samo wyglądać, ale zawsze kryje w sobie zachętę do głębi.

Kilka tygodni temu pojawił się w Gościu Niedzielnym wywiad ze znanym kaznodzieją o głoszeniu Bożego słowa. Przyznał się on do tego, że przeżywa ogromną frustrację. Jest mu po prostu przykro, kiedy sięga do tekstu Bożego słowa i gdzieś w nim zaczyna się odzywać przekonanie, że już to czytał, że musi się odwołać do jakichś schematów wcześniej wykorzystanych, że staje wobec Bożego słowa z założeniem: Co ja tu mogę jeszcze głębiej odnaleźć? Kiedyś byłem świadkiem, jak w Niedzielę Dobrego Pasterza jeden z księży, przygotowując homilię, mówił: A co ja jeszcze mogę powiedzieć o tym Dobrym Pasterzu?! To jest nasz dramat. Mówię o wspomnianych księżach, ale mówię także o sobie.

To jest nasz dramat, że patrzymy na to samo, słuchamy tego samego i zaczynamy przekonywać się, że to jest to samo, że tu się nic nadzwyczajnego nie dzieje. Bo co się może stać? Siedzimy, oceniamy, słuchamy. To jest nasz dramat, z którego Jezus chce nas wyprowadzać. Bo jeżeli nawet odkrywamy rzeczy, że nie czerpiemy szczęścia z tego, że patrzymy na Jezusa, który w wierze nam przewodzi i ją wydoskonal, nie czerpiemy szczęścia ze słuchania słowa, które nas wzywa: Wejdź głębiej z dzisiejszą historią twojego życia, z dzisiejszymi przeżyciami; wejdź głębiej, pozwól się ogarnąć tajemnicy, nawet kiedy nie traktujemy tego jako dramatu, Jezus go nazywa i chce swoją miłością wpłynąć na nasze serca. W jaki sposób? – Tajemniczy. Może ktoś w tej chwili odkrywa w sobie takie pragnienie: Panie Jezu, pociągnij mnie. Ja się przyzwyczaiłem.Ja przyzwyczaiłem moich słuchaczy – mógłby powiedzieć ksiądz, mogę powiedzieć ja – do tego stylu przepowiadania. Może oni już nie słuchają tego, co ja do nich mówię, bo przewidują, co powiem, jak się zachowam. – Ja się przyzwyczaiłem do tego stylu posługiwania liturgicznego, siedzenia w kościele. – Jeżeli odkrywamy coś takiego, to dziś słowo zaprasza nas, żebyśmy spojrzeli na to oczami Jezusa.

Szczęśliwe oczy wasze, jeśli patrzą na Jezusa. No bo co one widzą? Te oczy uczniów? Co słyszą uszy uczniów? – Widzą Jezusa i słyszą Jezusa. – Jakiego Jezusa? Czy tego obecnego fizycznie tylko? Pamiętacie, jak Jezus bronił się przed tym, żeby go nie przyjmować tylko przez pokrewieństwo fizyczne? Oto moja matka i moi bracia – mówił, kiedy przyszła do Niego Maryja i krewni, którzy powoływali się na więzi rodzinne i chcieli się z Nim widzieć. Jak bronił się, żeby nie zamknąć Go tylko i wyłącznie w tym, co fizyczne, doświadczalne, odczuwalne, zrozumiałe! Błagam was – mówi do nas niejako Pan Jezus – jestem tajemnicą, poza zasięgiem zrozumienia, czasu i odczuwania! Niech pamiętają o tym wszyscy, którzy przebywają w krainie kłopotów emocjonalnych różnego typu – to nie jest problem uniemożliwiający spotkanie z Jezusem. Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą.

Jezus jest obecny w tym, co zwyczajne, codzienne. W tym samym mężu, co się nie zmienia, w żonie, w dzieciach, rodzicach, dziadkach. W różnych wydarzeniach Jezus jest ciągle świeży. Niesamowite! Szczęśliwi ci, którzy teraz tego słuchają i proszą Pana: Panie, w moim pragnieniu dodawaj mi świeżości. Nie daj, żebym przyzwyczaił się do tych, z którymi spotykam się na co dzień. Nie daj, żebym docenił ich dopiero wtedy, kiedy stanie się tragedia. Nie daj mi, Panie Jezu, żebym tylko na nich narzekał, wytykał im błędy. Obdarz mnie, Panie Jezu, łaską świeżości, docenienia tego, co mam, dostrzeżenia w tym żmudnym, codziennym trudzie, powtarzających się czynnościach, Twojej świeżej obecności.

Czy wspominani dziś w liturgii Joachim i Anna mieli pojęcie, że swoim żmudnym, codziennym trudzeniem się przy Córce przysłużą się tak bardzo historii zbawienia? Czy przypuszczali, że zwykłymi, codziennymi okolicznościami, zajęciami przysługują się megakosmicznej historii zbawienia? Dziadzio i Babcia Jezusa… Drobne, zwykłe okoliczności życia. Żmudne, nudne… Jakie to moje życie jest nudne, nic się nie dzieje. Nuda, nuda, nuda… – jak mówił klasyk filmowy. W tym obecny jest Pan! Szczęśliwe wasze oczy…

Cała rzeczywistość przypowieści, pewnych znaków, nad którymi się zatrzymujemy, śpiewa, woła, zachęca do przebywania z Jezusem. Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał…

Panie Jezu, Tobie oddajemy i zawierzamy nasze codzienne zmagania, osoby, z którymi przebywamy. Nie daj nam, Panie, ducha patetyczności, nadzwyczajności, charyzmatów, które powalą na ziemię nie tylko nas, ale i sąsiadów! Daj nam łaskę, Panie, odkrycia Ciebie w tym, co najprostsze, co pokrył pył codzienności, bo na marne Cię szukamy w tym, co nadzwyczajne, jeśli nie dostrzegamy Cię w tym, co teraz się dzieje. Nie daj nam, Panie, abyśmy robili jakieś korekty w naszych nastawieniach i przeżyciach – muszę zmienić samopoczucie, dopiero wtedy się pomodlę – ale z tym, co jest, co będzie, do Ciebie się zbliżali.

Córka Joachima i Anny, wspominanych w dzisiejszej liturgii, w orędziu z Medjugorie potwierdza zachętę do przebywania z Panem na modlitwie: Drogie dzieci, ponownie was wzywam, abyście naśladowali mnie z radością. Wszystkich was pragnę prowadzić do mego Syna, a waszego Zbawiciela. Nie jesteście świadomi, że bez Niego nie macie radości i pokoju ani przyszłości, ani życia wiecznego. Dzieci, dlatego wykorzystajcie ten czas radosnej modlitwy i zawierzenia. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.

Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą.

Ksiądz Leszek Starczewski