"...Dobrym Słowem" - z wtorku II tyg. zw. "II" (22.01.2008)

Jego oczami

1 Sm 16, 1-13; Ps 89, 20-22. 27-28; Mk 2, 23-28

Centralna myśl dzisiejszych rozważań dotyczy spojrzenia Boga, Jego marzenia o tym, żebyśmy patrzeli na nasze decyzje, na przeżywane sytuacje, spotykane osoby, oczami Boga, który wybiera. Na jednym z opisów komunikatora gadu-gadu u pewnej młodej osoby przeczytałem tekst: Pan Bóg nie wybiera uzdolnionych, ale uzdalnia wybranych. Rzeczywiście, to jest Jego klucz, spojrzenie Boga, którym dzieli się dzisiaj z nami, do którego nas zaprasza.

 

Jednym z marzeń Pana Boga jest to, byśmy wpatrywali się w nasze życie Jego oczami, w świetle Jego słów. Wiele starań, pomysłów podejmuje i realizuje Pan Bóg, żeby to marzenie mogło stać się faktem, żebyśmy mieli w nim radosny udział. W swoich podejściach do nas uwzględnia realny stan naszych możliwości i ograniczeń.

Dziś w pierwszym czytaniu słyszymy, jak Pan wpisuje się w smutek Samuela, swojego wiernego sługi. Obserwujemy dialog Jahwe z Samuelem w chwili niezwykle dramatycznej dla proroka, kapłana, sędziego.

Samuel boleśnie przeżywa odrzucenie Saula. Krnąbrność, chciwość i opór króla, które sprawiły, że odrzucił słowo Pana, bardzo mocno dotknęły zatroskanego o lud Samuela.

Zastajemy go w dialogu z Panem i w czasie, kiedy jest już w podeszłych latach. Pan przychodzi do niego i chce mu ukazać to, jak On widzi tę sytuację. Pragnie go wyprowadzić z ludzkiego tylko oceniania i przeżywania tego, co się wydarzyło.

Pan rzekł do Samuela: «Dokąd będziesz się smucił z powodu Saula? Uznałem go przecież za niegodnego, by panował nad Izraelem».

To bardzo wyraźny znak ze strony Jahwe. Dokąd się będziesz zajmował smutkiem? Dokąd będziesz się w nim babrał? Dlaczego nie weźmiesz pod uwagę mojej przemyślanej decyzji? Dlaczego nie chcesz spojrzeć na to, co się stało, w świetle mądrości słowa, któremu jesteś wierny?

Słowo, które Pan kieruje do pogrążonego w smutku Samuela, nie tylko ocenia rzeczywistość i mające miejsce wydarzenia, ale jest światłem skierowanym w stronę przyszłości.

«Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla».

Pan Bóg widzi więcej i dzieli się tą wiedzą ze swoim sługą. Dla nas jest to niezwykle praktyczna uwaga i zachęta Bożego słowa. Często ulegamy smutkowi, wewnętrznej destrukcji. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy to, co przeżywamy, co nas spotyka, staje się dla nas niemożliwym do ogarnięcia i przyjęcia.

W taką sytuację wkracza Bóg ze swoim słowem, które absolutnie nie chce pozbawić nas ludzkich realiów, ale próbuje tę rzeczywistość, przeżywaną tylko po ludzku, rozświetlić szerszą perspektywą – perspektywą mądrości Bożej.

Samuel słyszy, że ma napełnić róg oliwą i udać się do Betlejem, do Jessego, ojca wielu synów, żeby spośród nich wybrać króla, którego upatrzył Pan Bóg.

Jest rozwiązanie. Dla kogoś, kto prawdziwie szuka Boga, nie ma sytuacji beznadziejnych. Beznadzieja wkrada się wtedy, kiedy babramy się w sobie, kiedy po swojemu rozpatrujemy rzeczywistość.

Jest to dla nas bardzo wyraźny sygnał wypływający z Bożego słowa. Beznadzieja, niemoc, inercja, dotykają nas wówczas, kiedy wygrywa w nas tylko to, co ludzkie, kiedy pierwsze skrzypce gra w nas osąd rzeczywistości. Pan Bóg bierze to bardzo mądrze pod uwagę.

Przyjrzyjmy się temu, w jaki sposób zwraca się do Samuela. Nie przedstawia mu wszystkiego w szczegółach. Poleca tylko, by ruszał dalej, by wyszedł z tego smutku, przestał się nim zajmować i zbliżył się do Pana z zaufaniem.

Dotarcie do pogrążonego w smutku serca człowieka nie jest proste. Pan Bóg o tym wie. Zwróćmy uwagę, że Samuel podejmuje dialog, w którym daje nam bardzo wyraźnie do zrozumienia, że mamy prawo, wręcz obowiązek, wypowiadać to, co dzieje się w naszym sercu. Mamy obowiązek doprowadzić do końca – na tyle, na ile potrafimy – naszą relację z tego, co przeżywamy. Mamy wypowiedzieć z siebie wszystko.

Samuel odrzekł: «Jakże pójdę? Usłyszy o tym Saul i zabije mnie».

Rzeczywiście, niebezpieczeństwo śmierci czyhającej na Samuela jest bardzo realne. Saula ogarnęło całkowite wewnętrzne spustoszenie. Wyhodował w sobie chciwość, obudził zazdrość, żądzę władzy, zdobywania. To wszystko obraca się przeciwko niemu i obróci się przeciwko każdemu, kto mu to wypomni, a Samuel jest pierwszym, który swoją obecnością będzie przypominał królowi, że źle zrobił.

Jak odpowiada Bóg na realne wątpliwości Samuela? – «Weźmiesz ze sobą jałowicę i będziesz mówił: "Przybywam złożyć ofiarę Panu". Zaprosisz więc Jessego na ucztę ofiarną, a Ja wtedy powiem ci, co masz robić: wtedy namaścisz tego, którego ci wskażę».

Ze strony Pana Boga jest to niejako święta dyplomacja. Gdyby Samuel poszedł i wprost powiedział, że przychodzi namaścić króla, byłoby to śmiertelnie ryzykowne. Tym bardziej, że z pewnością przeszedłby z rogiem – symbolizującym w tym momencie namaszczenie przyszłego króla – pod oknami pałacu Saula.

Bardzo istotne jest to, co mówi Pan Bóg: Będziesz składał ofiarę, podejmiesz swoje zwykłe zajęcie. Sytuacja w Betlejem będzie okazją również do tego, żeby wskazać króla.

Pan Bóg stosuje świętą dyplomację. Jest to takie mówienie nie wprost, a jednocześnie przekazywanie olbrzymich treści. To też stanowi dla nas wezwanie, żebyśmy potrafili przyglądać się naszym problemom i piętrzącym się przeciwnościom nie tylko wprost. Trzeba nie tylko je widzieć, nie tylko dostrzegać, że jest problem, ale spoglądać na wszystko ze świętą dyplomacją. Trzeba stawić czoło problemom, ale najważniejsze, żeby pamiętać, że Bóg mnie przez nie przeprowadza. Ja się mogę lękać, ale jest ze mną Ktoś, kto nie obawia się o mnie, bo napełnia mnie swoim pokojem. Ma pomysł, jak rozwiązać moje problemy, bo stosuje świętą dyplomację.

Samuel czyni tak, jak polecił mu Pan. Niczego nie dowiaduje się w szczegółach. Nie dostaje schematu działania. Ma tylko iść. Na bieżąco będzie dostawał polecenia, którym ma być posłuszny. I tak się dzieje.

Lud pyta: «Czy twe przybycie oznacza pokój?» Odpowiedział: «Pokój. Przybyłem złożyć ofiarę Panu. Oczyśćcie się i chodźcie złożyć ze mną ofiarę». Oczyścił też Jessego i jego synów i zaprosił ich na ofiarę.

Tu odbywa się uczta, czyli to, co zwykle po ofiarach, po spotkaniach modlitewnych, winno mieć miejsce. Dzisiejszym językiem powiedzielibyśmy agape. W czasie uczty przychodzi Jesse Betlejemita i pojawia się konkretna możliwość wyboru nowego króla.

Przyglądając się tej sytuacji, dostrzegamy, że w Samuelu ciągle dokonuje się walka tego, co jemu wydaje się właściwe w rozwiązaniu problemu wyboru nowego króla, z tym, przez co przemawia w nim Pan Bóg.

Kiedy przychodzi jeden z synów Jessego, Samuel mówi: «Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec». Jednak Pan rzekł do Samuela: «Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce».

Centralna myśl dzisiejszych rozważań dotyczy spojrzenia Boga, Jego marzenia o tym, żebyśmy patrzeli na nasze decyzje, na przeżywane sytuacje, spotykane osoby, oczami Boga, który wybiera. Na jednym z opisów komunikatora gadu-gadu u pewnej młodej osoby przeczytałem tekst: Pan Bóg nie wybiera uzdolnionych, ale uzdalnia wybranych. Rzeczywiście, to jest Jego klucz, spojrzenie Boga, którym dzieli się dzisiaj z nami, do którego nas zaprasza.

Cały zestaw dorodnych synów Jessego odpada. Klucz ludzki, spojrzenie człowieka, zawodzi.

Kiedy wszyscy synowie zostają zaprezentowani, Samuel pyta: «Czy to już wszyscy młodzieńcy?» Odrzekł: «Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce». Samuel powiedział do Jessego: «Poślij po niego i sprowadź tutaj, gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie przyjdzie».

Jeszcze jest ktoś poza marginesem, ktoś, kogo nie bierze się pod uwagę z różnych względów: najmniejszy, pasie owce. A wybór pada właśnie na niego.

Słowo daje nam bardzo wyraźne światło w spojrzeniu na to, co przeżywamy. Podpowiada, w jaki sposób i my powinniśmy analizować życie, przyglądać mu się. Często to, co odrzucamy, co wydaje się nam głupie, niemocne, staje się miejscem spotkania z Bogiem, wyborem, jakiego Bóg dokonuje.

Oczywiście potrzebujemy tu światła, żeby trafnie rozeznać, rozpoznać. Potrzebujemy wielkiej mocy Ducha Świętego, o którą trzeba wołać. Potrzebujemy nasłuchiwania, otwartości na to, co przynosi życie. Niebezpieczne jest ustalenie tego, w jaki sposób Pan Bóg powinien przychodzić.

Całkowite rozszerzanie serca i oczu na to, co się dzieje, pozwala dostrzec zaskakujące wybory Boga. Bóg patrzy poza margines, poza to, co my uznaliśmy za słuszne i właściwe.

Posłał więc i przyprowadzono go: był rudy, miał piękne oczy i pociągający wygląd. Wtedy Pan rzekł: «Wstań i namaść go, to ten». Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Potem od tego dnia duch Pański opanował Dawida. Samuel zaś udał się z powrotem do Rama.

Wybór dokonany. Pan Bóg kontynuuje historię miłości, jaką ma do swojego ludu. Samuel doświadcza mądrej miłości Boga, a jednocześnie widzi, że ta miłość nie jest – używając słów św. Franciszka z Asyżu – kochana przez ludzi, że nie jest przyjmowana. Przeżywa to bardzo i na modlitwie omawia te sprawy z Bogiem. Otrzymuje konkretne rozwiązanie. Słyszy, jak Bóg widzi tę sprawę.

Droga siostro i drogi bracie, na ile twoje przeżycia, szczególnie te traumatyczne, pozbawiające cię radości, a napełniające smutkiem, są miejscem, w którym wylewasz swoją duszę przed Panem, pozwalasz nie tylko na to, żeby wypłynął z ciebie smutek, ale żeby również wyszło z ciebie przekonanie, że jedyne rozwiązanie jest w Bogu, że Bóg z pewnością przyjdzie i odezwie się do ciebie w odpowiednim czasie przez jakieś wydarzenie, konkretne słowo, przemyślenia, przez znak, w czym dalej chce cię prowadzić, co przygotował dla ciebie.

Na ile w to wierzysz i prosisz o wiarę, a na ile zajmujesz się smutkiem, analizujesz tylko swoje błędy, a nie pozwalasz sobie na dostrzeżenie tego, co Pan Bóg z tych błędów chce wyprowadzić?

Decyzje podejmowane przez Pana zawsze są przemyślane i mają za cel pełne zjednoczenie z Nim. Chodzi o dobro człowieka. Pan Bóg nie podejmie decyzji, które mogłyby służyć tylko jakimś doraźnym korzyściom czy naszym interesom. Podjęte decyzje i dokonane wybory mają służyć wieczności, pełni zjednoczenia z Nim.

Dając prawo, przepisy, króla, Pan oczekuje od narodu izraelskiego wierności Jego obietnicom, Jego słowu. Tę wierność naród ma wyrażać przez miłość. Stąd największym przykazaniem jest: Będziesz miłował. Zobowiązuj swoje serce do miłości. Ucz je z miłością patrzeć na to, co do ciebie mówię.

Jeśli człowiek w kluczu miłości patrzy na świat, słucha słowa Bożego czy analizuje doświadczenia życia, odkrywa wówczas dobro, które nie jest dobrem krótkotrwałym, krótkodystansowym, ale jest wieczne. Trwałe dobro buduje się często w okolicznościach, które wydają się katastrofą, których nie da się przełożyć na dobry nastrój. Trwałe dobro wymaga wysiłku. Ale jest to wysiłek posiadający sens, przynoszący o wiele głębsze doświadczenie pokoju serca, niż zwykła ludzka satysfakcja.

Odpowiedziami człowieka na miłość Boga zajmowali się przywódcy ludu: faryzeusze, uczeni w Piśmie. To oni interpretowali przepisy w taki sposób – przynajmniej takie było założenie – żeby lud mógł dochować wierności Bogu. Ale nastąpił w historii Izraela moment, kiedy przepisy wzięły górę nad miłością, przestały służyć dobru i miłości, a bardzo ją krępowały. Nie pozwoliły na jej spontaniczność. Uniemożliwiły jej pomysłowość i odnajdywanie się w konkretach życia. Takie przepisy szkodzą człowiekowi. Są martwe.

Tego typu sytuację mamy dzisiaj w Ewangelii Marka. Obserwujemy kolejny spór Jezusa z opozycją faryzeuszy.

Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: «Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?». On im odpowiedział: «Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom».

Ten spór ukazuje dwie bardzo istotne prawdy. Pierwsza mówi o dyskomforcie w chodzeniu za Jezusem. Ilekroć, droga siostro i drogi bracie, wybierasz wierność Jezusowi i przeżywasz ją w całej rozciągłości, tylekroć pojawia się też dyskomfort, piętrzą się przeciwności – te z zewnątrz, czyli różnego rodzaju drwiny, przeżywane klęski, ale i z wewnątrz w postaci różnego rodzaju oskarżeń. Powstają bardzo skrupulatne i męczące wyrzuty sumienia, budzą się w nas faryzeusze kurczowo trzymający się przepisów, które absolutnie nie dyscyplinują miłości, tylko utrudniają jej przyjęcie i przekazanie dalej.

Jest to pierwsza bardzo ważna prawda. Często czekamy na jakieś dogodne warunki, żeby doświadczyć miłości Boga. Gdy pojawiają się trudności, to wydaje się nam, że coś jest nie tak. Przeciwności mają nas dopingować do odkrycia miłości Boga w tych warunkach, które są. Nie czekajmy zatem – jest to jeden z wniosków – na komfort w kroczeniu za Jezusem, ale przyglądajmy się, jak Jezus nauczał i czego doświadczały osoby idące za Nim.

Druga bardzo istotna prawda wynikająca z dzisiejszego słowa mówi o tym, że Jezus bierze w obronę tych, którzy chcą Mu dochować wierności. Bierze ich w obronę bardzo życiowo, ukazując Siebie samego jako Kogoś praktycznie osadzonego w realiach. Przychodzi im z pomocą konkretnymi przynagleniami do refleksji.

Kiedy na skutek różnych przeciwności budzi się w nas refleksja, to znaczy, że budzi się też życie Boga, nowa inspiracja od Niego pochodząca. Kiedy wśród wątpliwości idziemy szukać głębszej odpowiedzi, głębszego rodzaju zaufania, budzi się nowa odwaga do życia.

Jezus odpowiada pytaniem na pytanie. Zdarza Mu się to dość często. Robi to nie po to, by ośmieszyć przychodzących do Niego z kolejną porcją zastrzeżeń, ale żeby dać i im możliwość do refleksji.

Czy nigdy nie czytaliście? Czy tego nie doczytałeś? Czy, droga siostro i drogi bracie, nie dotarło do ciebie w Bożym słowie, że Bóg czuwa nad tobą, że sprzyja twojemu życiu, że nie ma sytuacji, z której by cię nie chciał wyprowadzić? Nie doczytałeś tego w słowie Bożym? Co ty za słowo czytasz? Co ty za filozofię rozważasz, że nawet tego nie doczytałeś?

Jezus podaje przykład Dawida – będącego wtedy w niemałych tarapatach, w konflikcie z Saulem – jak wchodzi do domu Bożego i dzieli między siebie i swoich towarzyszy chleby pokładne, które tylko kapłanom było wolno jeść, czyli bardzo praktycznie podchodzi do przepisów Prawa.

Jezus dodaje: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu».

Droga siostro i drogi bracie, otrzymaliśmy możliwość rozważania słowa Bożego, sięgania do modlitwy, jako pomoc w zbliżaniu się do naszego Pana, do Jezusa Chrystusa, który jest Zbawicielem. Nie zostało nam to dane w celu ośmieszenia czy pognębienia nas. Bóg w swojej mądrości nie oszczędza nam przeciwności. Dopuszcza te, które służą naszemu rozwojowi. Pokusa służy naszemu rozwojowi, jeżeli podejmiemy ją w świetle walki, w świetle Bożego słowa. Jeżeli legniemy, poniesiemy jakąś klęskę czy upadniemy, Bóg i z tego chce wyprowadzać dobro, bo nam sprzyja, bo Jego spojrzenie na nasze życie różni się od tego, co my sobą reprezentujemy.

Pan wymaga od nas wielkiej pokory. Chce, byśmy uznali w naszej modlitwie, w zachowaniu, w naszych postawach, takie momenty, w których zapędziliśmy się, w których kręcąc się wokół siebie, tylko siebie samych słuchaliśmy, w których zajęliśmy się swoim smutkiem, nostalgią, rozczarowaniem, zranieniami, grzechem, a nie dostrzegaliśmy Boga.

Jak długo będziesz zajmował się swoim grzechem, nieudanym etapem życia, niepowodzeniem, katastrofą, kompromitacją na modlitwie? Kiedy zajmiesz się Mną? Kiedy Mnie zaczniesz dostrzegać? – pyta nas niejako Pan.

Stając wobec Boga, który przychodzi w Jezusie Chrystusie i objawia nam swoją przychylność i mądrość, prośmy, aby nasze serce chciało się uczyć od Serca Jezusa Jego sposobu reagowania na świat. Aby nasze oczy były oczyszczane światłem Bożego słowa. Abyśmy mogli spoglądać na to, co dzieje się w naszym życiu tak, jak Pan Bóg. Abyśmy realizowali marzenia Boga, który ogromnie pragnie, byśmy postrzegali to, co dzieje się w nas i wokół nas, Jego oczami, w świetle Jego mądrości.

Z Panem! –

ks. Leszek Starczewski