"...Dobrym Słowem" - z piątku III tyg. zw."II" (1.02.2008)

Wydobyć z otchłani zła

2 Sm 11, 1-4a. 5-10a. 13-17. 27c; Ps 51; Mk 4, 26-34

Bóg dokonuje w nas dzieła, które zamierzył. Wprawdzie autor natchniony zauważa, że postępek, jakiego dopuścił się Dawid, nie podobał się Panu, ale Bóg nie odwołał historii miłości do człowieka. Uwzględnił jego słabość i wyprowadził z tej sytuacji dobro. Tak samo, jak w przypadku Dawida, działanie Boże obejmuje w nas nasze słabości, jeśli tylko chcemy przynosić je Bogu, jeśli z otchłani zła rzeczywiście wydobywamy dzięki światłu słowa Bożego to, co jest prawdą o nas.

Tym, co skutecznie zniechęca potencjalnych wyznawców Pana do kroczenia za Nim, jest sztuczne świadectwo Jego uczniów. Nic tak nie miażdży i nie uszczupla wspólnot kościelnych, jak oderwane od życia modlitwy, postawy zaprzeczające realizmowi codzienności.

Słowo Boże nie jest źródłem inspiracji dla sztucznych świadectw. Słowo Boże zawiera opis rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Przy czym w Piśmie Świętym znajduje się też osąd tej rzeczywistości, jednoznacznie określający, co jest dobre, a co złe.

Gdy przypatrujemy się na kartach ksiąg Starego Testament, a szczególnie Księgi Samuela towarzyszącej nam od dłuższego czasu w liturgii, postaci króla Dawida, odnosimy nieraz wrażenie, że jest to ktoś idealny, pozbawiony rażących wad, że można się nim pochwalić, poszczycić. Tak nam się jawi. Zresztą nie tylko nam. Tak też jawi się Jahwe, bo Pan traktuje go jak swego ulubieńca – składa mu przysięgę, że nie oderwie od niego swojej łaski, ale będzie wiernie ją okazywał.

Dziś w Liturgii Słowa staje przed nami Dawid, jakiego nie znaliśmy. Przed naszymi oczami pojawia się jego występek. Nie jest to jakieś potknięcie, zawahanie, ale obrzydliwa, budząca się w sercu podłość i przebiegłość.

Dawid staje przed nami jako ktoś, z kogo słowo Boże wydobywa również ciemną stronę, otchłań zła, tajemnicę, w którą jego serce jest także uwikłane.

Na początku roku, gdy królowie zwykli udawać się na wojny, Dawid wyprawił Joaba i swoje sługi wraz z całym Izraelem. Spustoszyli oni ziemię Ammonitów i oblegali Rabba. Dawid natomiast pozostał w Jerozolimie.

Bardzo istotny jest fragment wprowadzający nas w wydarzenie, które za chwilę ma nastąpić. Czas wiosny to moment, kiedy rzeki stają się mniej niebezpieczne, ziemia zostaje osuszona – można rozbijać namioty. W tym właśnie czasie każdy porządny król ruszał na wojnę. Wojny były zwykłym zabiegiem wypływającym z konieczności tamtych czasów czy też mentalności ludów wtedy żyjących.

Dawid nie zachował się jak porządny król. Nadeszła próżność. Nie chciał podjąć się obowiązków należących do niego. Stworzył w ten sposób świetne warunki do tego, aby zło, kroczek po kroczku, zaczęło wkradać się do jego serca.

Pewnego wieczora Dawid, podniósłszy się z posłania i chodząc po tarasie swego królewskiego pałacu, zobaczył z tarasu kąpiącą się kobietę. Kobieta była bardzo piękna. Dawid zasięgnął wiadomości o tej kobiecie. Powiedziano mu: «To jest Batszeba, córka Eliama, żona Uriasza Chetyty». Wysłał więc Dawid posłańców, by ją sprowadzili. Kobieta ta poczęła, posłała więc, by dać znać Dawidowi: «Jestem brzemienna».

Dawid zamiast wyruszyć na czele wojsk, wyprawia do walki Joaba w swoim imieniu. Natomiast kiedy opanowuje go próżność – pojawia się pożądanie – wysyła posłańców, aby to pożądanie zostało przez niego spełnione, zrealizowane.

Serca Dawida dotykają kolejne etapy rozwoju grzechu – przybierająca na sile pokusa. W innym natchniony tekście przeczytamy, że pokusa mąci prawy umysł.

Pojawiające się często pokusy – w dzisiejszym fragmencie Liturgii Słowa mamy do czynienia z próżnością, z odejściem od wypełniania swoich codziennych obowiązków, z pożądaniem – to rzeczywistość walki. Jeśli zabraknie w niej zdrowej oceny rzeczywistości, zabraknie pamięci o Tym, który daje siły, czyli o Jahwe, człowiek staje się bezsilny, pada pod pokusą, ulega jej.

Sytuacja mająca miejsce w przypadku pięknej Batszeby, dotyka jej osobiście. To, że Dawid zbliżył się do niej i stała się brzemienną, ściąga automatycznie z mocy Prawa wyrok śmierci – zarówno na nią, jak i na Dawida.

Ponieważ Dawid w swym uwikłaniu w grzechu chce przeprowadzić sprawę w taki sposób, żeby oszczędzić Batszebę i siebie, podejmuje grę pozorów. Wykorzystuje władzę, która powinna służyć ludziom, do ukrycia swego niecnego postępku.

Słyszymy o mających miejsce kolejnych wydarzeniach: o wyprawieniu posłańca do generała Joaba z poleceniem przysłania do króla Uriasza Chetyty, o podejmowaniu prób, żeby wysłać Uriasza do domu, a przez to jednoznacznie dać do zrozumienia, że jest on ojcem poczętego dziecka. Kiedy dwie próby nie przynoszą pożądanego efektu, Dawid posuwa się do następnego kroku.

Następnego ranka napisał Dawid list do Joaba i posłał go za pośrednictwem Uriasza. W liście napisał: «Postawcie Uriasza tam, gdzie walka będzie najbardziej zażarta, potem odstąpcie go, aby został ugodzony i zginął». Joab obejrzawszy miasto, postawił Uriasza w miejscu, o którym wiedział, że walczyli tam dzielni żołnierze nieprzyjacielscy. Ludzie z miasta wypadli i natarli na Joaba. Byli zabici wśród ludu i sług Dawida; zginął też Uriasz Chetyta.

Poddając się spadającej lawinie zachęt, przebiegłości złego, Dawid posuwa się do kroku, który nie tylko czyni go cudzołożnikiem, ale też mordercą. Skutek grzechu jest ciągle ten sam: zapłatą za grzech – powie św. Paweł – jest śmierć. W tym przypadku śmierć dotyka dzielnego i wiernego przepisom Prawa Uriasza Chetytę – cudzoziemca, który przejął wiarę w Jahwe wraz z konsekwencjami z niej wypływającymi, czyli wiernością przepisom. Te przepisy rzeczywiście były dość precyzyjne. Tak regulowały pozycję wojownika, który na skutek różnych przyczyn oddelegowany jest z linii frontu i wraca do domu, że przez solidarność ze swoimi kolegami pozostającymi na polu walki, nie podejmuje się on obowiązków wypływających z pożycia małżeńskiego.

Bardzo istotne i mocne prawdy do nas dziś docierają. Pierwsza mówi o tym, że słowo Boże nie będzie wybielać człowieka kosztem prawdy. Jeżeli dotyka naszego serca, to jest zdolne osądzić je do szpiku.

Błagajmy Pana, żeby słowo Boże mogło nazywać po imieniu to, co jest w nas podłe i przebiegłe. Błagajmy Go, aby – tak jak w najbliższym czasie pojawi się prorok Natan, który przy użyciu przypowieści nazwie po imieniu to, co stało się wskutek niecnych planów Dawida – i w naszym życiu zjawił się ktoś, kto w świetle Bożego słowa będzie ciął w nas obrzydliwość, odetnie nas od grzechu.

Prośmy Pana o odwagę wejścia w ciemności otchłani zła naszego serca, bo słowo Boże ma tam trafić, ma prześwietlić nas na wylot.

Druga bardzo istotna prawda dotyczy procesu rozwoju grzechu. Grzech nie zaczyna się od jakiegoś wielkiego zła, ale od zachęt do zła. Im wcześniej go utniemy, tym większa szansa na to, że nie wpadniemy w sidła śmierci.

Kolejna rzecz wypływająca ze słowa Bożego: człowiek uwikłany w grzech, który zaprasza go do siebie, staje się świetnym kombinatorem, zaczyna być przebiegły. Jest nieczuły na czyjąś krzywdę, obojętny wobec cudzego życia. Liczy się tylko to, aby siebie wybielił, żeby sam wyszedł z tego wszystkiego „z twarzą”.

Słuchając tego słowa, pytajmy samych siebie: Co jest silną namową – Kościół nazywa to pokusą – nawiedzającą mnie ostatnio?

W co zły – pod pozorem dobra i chwilowej przyjemności użycia – chce wciągnąć moje serce?

Na ile liczę się z tym, że w takich okolicznościach próżność czy nieorganizowanie sobie czasu, skutecznie sprowadzi do mojego serca całą serię, lawinę następnych grzechów?

Na ile sięgam do Bożego słowa, aby było ono dla mnie światłem?

Na ile trwam przy nim, mimo że odkrywam w sobie przebiegłość, niechęć do stawienia czoła pokusom i podjęcia walki?

Słowo Boże ukazując człowieka takim, jakim jest, daje nam ogromną nadzieję. Nie musimy stroić się przed Panem Bogiem w jakieś sztuczności, bo to szkodzi nam i strasznie nas męczy. Nie jesteśmy wezwani do tego, żeby efektownie i za wszelką cenę zachęcać innych do tego, by szli za Panem. Jeżeli nasze świadectwo o nędzy, jaką w sobie nosimy, komplikacji, pogmatwaniu, którym często zaskakujemy samych siebie, a także o wielkości Boga, zostanie złożone autentycznie, to najskuteczniej skłoni innych do refleksji. Przyciągnie człowieka do siebie samego, do szukania w swoim sercu Boga.

Serce, do którego Pan Bóg kieruje w tej chwili słowo – twoje serce, droga siostro i drogi bracie – jest ciągle pod Jego opieką. Bez względu na to, jak oceniasz w tym momencie stan swojego wnętrza, słowo Boże wzywa cię do ogromnej pokory.

Czy śpisz, czy czuwasz, we dnie i w nocy, posłane nasienie słowa kiełkuje i rośnie, choć sam nie wiesz, jak to się dzieje. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo.

W ten sposób, korzystając z przypowieści, Jezus porównuje działanie królestwa Bożego do nasienia rzuconego w ziemię.

Wypływa stąd bardzo istotna prawda. Potrzebny jest czas na działanie Bożego słowa w nas. Potrzebny jest czas, aby ziarno rzeczywiście mogło obumrzeć, zgnić w glebie i wydawać plon, wydawać to, do czego zostało wezwane, czyli ukazywać piękno człowieka, oczyszczając go ze słabości i z grzechu.

Ktoś zauważył, a przywołuje to w swoich rozważaniach Silvano Fausti, że często zachodzi ryzyko zamiany skuteczności ludzkiej na skuteczność ewangeliczną. Roślinki nie rosną szybciej, jeśli ciągnie się je za głowę. W ten sposób się je wyrywa.

Nie da się pewnych procesów przyśpieszyć. Chrystus zachęca nas do tego, aby działanie Boga mogło się w nas dokonywać. Naszym zadaniem jest troska o wiarę, o ufność, o rozwój naszej zażyłości, żywej relacji z Panem i przekładanie jej na konkrety życia, na nasze obowiązki, na to, czym żyjemy na co dzień.

Bóg dokonuje w nas dzieła, które zamierzył. Wprawdzie autor natchniony zauważa, że postępek, jakiego dopuścił się Dawid, nie podobał się Panu, ale Bóg nie odwołał historii miłości do człowieka. Uwzględnił jego słabość i wyprowadził z tej sytuacji dobro. Tak samo, jak w przypadku Dawida, działanie Boże obejmuje w nas nasze słabości, jeśli tylko chcemy przynosić je Bogu, jeśli z otchłani zła rzeczywiście wydobywamy dzięki światłu słowa Bożego to, co jest prawdą o nas.

Chrystus, odwołując się do innej przypowieści, mówi: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».

Porównanie do ziarnka gorczycy jest niejako umocnieniem nas, słuchających, w przekonaniu, że Pan Bóg trzyma rękę na pulsie, że inwestycja w obawy, w to, że coś wymknęło się spod Jego kontroli, wprowadza w dialog z pokusą do zniechęcenia.

Prośmy Pana o cierpliwość do siebie samych. Prośmy o to, abyśmy karmili się Jego słowem, byśmy po nie sięgali. Byśmy chcieli uczyć się cierpliwości takiej, jaką ma do nas Pan Bóg, i mądrości w podchodzeniu nie tylko do innych ludzi, ale także do siebie, do swojego serca, w którym zasiane jest Boże ziarno słowa.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski