Homilia na II Niedzielę Zwykłą "A" (16.01.2011)

Ks. Wacław Borek

Chrześcijanin przedstawia Zbawiciela światu

Chrystus wzywa nas dzisiaj, abyśmy na nowo przypomnieli sobie zadania, jakie wypływają z imienia chrześcijanin. Mamy we współczesnym świecie zrealizować misję sługi, będącego „światłością dla pogan”. Wezwanie skierowane przed laty do anonimowej osoby, dziś odnosi się do każdego ochrzczonego: "Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię”. Naszą odpowiedź wyśpiewaliśmy w psalmie responsoryjnym: „Przychodzę Boże pełnić Twoja wolę”.

1. „Tyś sługą moim”

Krótkie, skondensowane pierwsze czytanie, chociaż przenosi nas w odległy VI w. przed narodzeniem Chrystusa, to każe myśleć o powołaniu osoby ochrzczonej. O powołaniu każdego z nas, którzy Słuchamy Słowa Bożego. Wsłuchując się w tzw. drugą pieśń o Słudze Pańskim, która swoją końcową częścią otwiera dzisiejszą liturgię słowa, wyobrażamy sobie głównego bohatera, przed którym staje niełatwe zadanie zrealizowania Bożej misji „podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela!”. Nim jednak to zadnie zostanie wyraźnie wyartykułowane i skierowane do każdego ochrzczonego, matka Kościół pozwala nam podpatrzeć jak inni realizowali tę misję.

Chociaż w dzisiejszym pierwszym czytaniu trudno wyraźnie i precyzyjnie wskazać, do której postaci historycznej bezpośrednio odnosi się co dopiero usłyszany tekst z Księgi proroka Izajasza, to słowa mówiące o ukształtowałaniu na swego sługę od urodzenia, spontanicznie kierują naszą uwagę w stronę Jana Chrzciciela. Równie dobrze jednak powołanym sługą może być osobowość zbiorowa – cały naród, wszak słyszeliśmy: „Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię”. Tego wybrańca – jakikolwiek by o nie był (cały naród czy tylko jedna osoba) Bóg w swoich odwiecznych planach zamierza rozsławić. A zatem trudna misja zawiera w sobie także i zapowiedz słodyczy nagrody.

2. „Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”

Adwentowa liturgia słowa przedstawiła nam już tego, który nad Jordanem rozpoznaje Zbawiciela. I chociaż w proklamowanej dzisiaj ewangelii imię Jan pada tylko na początku, to cały czas mamy przed oczami plastycznie i bardzo wyraźnie odmalowaną sytuację, kiedy to udzielał chrztu nad Jordanem. Medytowaliśmy to w ostatnią niedzielę. Dzisiaj pora na wyciągnięcie dalszych wniosków, jeszcze bardziej dotyczących naszego życia.

W tradycji hebrajskiej, ósmego dnia po urodzeniu dziecko otrzymywało od swoich rodziców lub samego Boga imię, które wyrażało rolę, jaką miała dana osoba do spełnienia w świecie. Tak było i z Janem. Otrzymał imię, które po hebrajsku brzmi JEHOHANAN i znaczyło: „Jahwe okazał miłosierdzie”. Nie trudno zrozumieć zdziwienie krewnych, kiedy ktoś z najbliższych otrzymuje takie imię. Wszystko się jednak wyjaśniło, kiedy zgodnie ze swoją rolą, jaką miał do spełnienia, przedstawił światu Baranka, który gładzi grzechy świata.

Jan nie przedstawił nam cudotwórcę, który zamiast polisy na życie i zdrowie będzie dbał o dobre samopoczucie tych, którzy do Niego się uciekają, ale przedstawił Odkupiciela przychodzącego zbawić swój lud. Janowe słowa wciąż na nowo są wypowiadane w czasie każdej mszy św. Może za bardzo już osłuchaliśmy się i opatrzyli z białą hostią, której ukazywaniu towarzyszą słowa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Oto Bóg, który jest miłosierny, który odpuszcza grzechy tym, którzy się nawracają i pragną z Nim żyć w komunii.

Jan wypełnił swoją misję sługi do końca. Przedstawił prawdę, że Bóg jest miłosierny. Przygotował serca jemu współczesnych na przyjście Zbawiciela. Dzisiaj Chrystus przychodzi do nas i nieustannie jest obecny w swoim Kościele. Kto przejął misję od Jana przedstawienia Chrystusa światu? Kto otrzymał takie imię, które by wyrażało misję sługi, który ma być „światłością dla pogan”?

3. „Uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi”

Powróćmy myślami do naszego chrztu. Jakże dobrze znamy sakramentalną formułę rozpoczynającą się od wymówienia imienia dziecka. Otrzymaliśmy różne imiona, ale równocześnie na chrzcie otrzymaliśmy inne imię, wspólne nam wszystkim, a brzmi ono: CHRZEŚCIJANIN. Cóż ono oznacza? Otóż w imieniu tym, jak w największym skrócie zawarty jest nasz program na całe życie. Przypomniał nam o tym sługa Boży Jana Paweł II w posynodalnej Adhortacji mówiącej o powołaniu i misji świeckich w Kościele i świecie. Naszym zadaniem jest starać się tak myśleć, rozumieć, odczuwać, mówić i postępować jak czynił to Jezus. Od Niego bowiem przejęliśmy imię chrześcijanin, po grecku „christianoi”. Zostaliśmy zgodnie z tym, co napisał św. Paweł: „uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Uświęceni w Jezusie mamy tak miłować Ojca i ludzi, czyli Boga i bliźnich jak On to czynił. Chrystus sam nas pouczył: „Miłujcie się wzajemnie, tak jak ja was umiłowałem”. Miłość to imię Boga, bo Bóg jest Miłością. Dlatego gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w to Imię, w Imię Miłości, tam jest Bóg. Jest to najlepszy sposób, aby przedstawić i ukazać światu oblicze Boga. Ewangeliczna miłość wzajemna w rodzinie, w pracy, ma tę samą wymowę, co słowa wypowiedziane wpierw przez św. Jana, obecnie zaś przez kapłana ukazującego konsekrowana hostię: Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, oto Bóg, który ukochał nas miłością miłosierną.