Homilia na X Niedzielę Zwykłą "C" (09.06.2010)

ks. Marcin Zieliński

Otwarci na życie

W 1960 roku, podczas wykopalisk w Masadzie, antycznej twierdzy nad Morzem Martwym, odnaleziono garść nasion palmy daktylowej. Poddano je badanom i ustalono, że pochodzą z czasów Jezusa, czyli mają ok. 2000 lat. Trzy nasiona zostały zasadzone do gleby i, ku zdumieniu naukowców, jedno z nich wykiełkowało. 2000 lat spędzonych w suchym i ekstremalnie gorącym klimacie nie pozbawiło go witalnych sił.

Ta historia przypomina nam, że praktycznie w każdej istocie jest pęd do życia, do istnienia. Nikt nie chce znikać bezpotomnie i bezpowrotnie. Także człowiek, korona stworzenia, ma w sobie pragnienia istnienia, które nie akceptuje konieczności śmierci. Dzisiejsze czytania ukazują nam, że Bóg pragnie pokonać ludzką śmierć i ostatecznie dokonuje tego przez zmartwychwstanie Jezusa.

1. Cud Eliasza

Choroba i śmierć syna napełniają serce wdowy, która przyjęła Eliasza, rozpaczą. Jej smutek pogłębia dodatkowo fakt, że ona sama w jakiś sposób czuje się winna tej śmierci. Mówi bowiem o grzechu, który popełniła i za który teraz ponosi zasłużoną karę. Taki obraz Boga, który karze za grzech sprowadzając nieszczęście na człowieka, wymaga korekty. Nie można stwierdzić, że każdy grzesznik zostaje natychmiast ukarany chorobą czy śmiercią. Ten sposób widzenia Bożej sprawiedliwości (grzech człowieka-gniew Boga i natychmiastowa kara) pojawia się w starszych partiach Biblii, ale potem zostaje stopniowo porzucony. Uważna obserwacja życia zmusza do weryfikacji tego poglądu, bo widzimy często sytuacje, w których na niewinnych ludzi spada nieszczęście, na które zasługują grzesznicy, a w tym samym czasie grzesznicy cieszą się powodzeniem i dobrobytem, na który zasługują sprawiedliwi (por. Koh 8,14 czy historia Hioba). W tej sytuacji nie można zaakceptować, że w świecie, z woli Boga, rządzi prosta zasada przyczyny i skutki (dobre życie-nagrody; grzechy-natychmiastowa kara). Śmierć chłopca byłaby w tym kontekście zwykłą niesprawiedliwością, akceptowaną przez Boga.

Widząc rozpacz kobiety i jej bezsilność wobec własnego grzechu i śmierci, Eliasz bierze chłopca na górę i modli się do Boga. Jego modlitwa ma charakter wybitnie wstawienniczy i ukazuje jego szczególną funkcję jako proroka. Choć Bóg widział rozpacz kobiety, chłopiec nie został natychmiast uzdrowiony czy wskrzeszony. Bóg pozwala bowiem, aby pewne procesy i wydarzenia następowały w sposób naturalny, zgodnie z logiką praw natury, bez Jego ingerencji. Jedynie usilna prośba kogoś, kto jest Mu szczególnie bliski, kto Go reprezentuje na ziemi przez ludźmi, może Go zachęcić do ukazania swej mocy, która przekracza porządek naturalny. W Starym Testamencie pojawiają się postaci, które stają się pośrednikami między Bogiem a ludźmi, i wpływają nawet na decyzje samego Stwórcy. Można przywołać tu Mojżesza czy choćby wspomnianego już Hioba, który modli się za swoich przyjaciół i w ten sposób chroni ich przed karą za ich błędne mówienie o Bogu (por. Hi 42,8).

Cud, który się dokonuje, potwierdza, że Bóg jest wszechmocny. Mówi także o logice działania Boga, który bierze pod uwagę to, co mówią mu jego prorocy, jego reprezentanci na ziemi. Oni wyrażają w sposób dobitny pragnienia całej ludzkości i są jednocześnie orędownikami i pośrednikami przez Bogiem. Ta idea pośrednictwa znajdzie swoje absolutne wypełnienie w Jezusie, który przyjmując ludzką naturę doświadcza naszej nędzy i który staje się pośrednikiem między Bogiem a ludźmi.

2. Cud Jezusa

Historia opisana przez św. Łukasza wydaje się czerpać wiele z biografii Eliasza. Także tu mamy wdowę, która traci jedynego syna. Chłopiec zostaje po wskrzeszeniu „oddany” matce, zupełnie jak w opisie cudu Eliasza. Także reakcje ludzi ukazują, że mają oni przed oczyma historię z I Księgi Królewskiej, bo Jezus zostaje nazwany wielkim prorokiem.

Sam opis, oprócz wszechmocy Boga, podkreśla Jego wielką miłość do ludzi, która objawia się w Jezusie. Miłość ta nie pozwala Jezusowi po prostu zaakceptować czegoś, co i tak jest nieuniknione (ów młodzieniec, wskrzeszony przez Jezusa, umrze powtórnie pewnego dnia). Jezus dokonuje tutaj dwóch gestów, ważnych dla ludzi ciepiących z powodu śmierci. Najpierw ich pociesza swoim słowem. W Ewangeliach znajdujemy często wezwania Jezusa do przeżywania wszystkiego z wiarą i ufnością. Wielokrotnie mówi On do różnych osób: „Nie bój się..” czy „Niech się nie trwoży wasze serce!” czy „Cieszcie się i radujcie...”. Nie są to tylko słowa pociechy. Jest z nimi zwykle związany jakiś cud, uzdrowienie czy objawienie czegoś pięknego i inspirującego poprzez nauczanie. Wszystkie te gesty domagają się jednak ostatecznego rozwiązania problemu cierpienia i śmierci, która nieustannie nęka ludzkość. Problem śmierci zostaje ostatecznie pokonany dopiero w zmartwychwstaniu Jezusa, które w ten sposób wychodzi naprzeciw najgłębszym pragnieniom człowieka.

3. Aktualizacja

Spotkanie ze Zmartwychwstałym i jednocześnie głębokie przeżycie prawdy o moim zmartwychwstaniu daje siły do przeżywania życia nie w kategoriach istnienia zdążającego do swego nieuchronnego końca, lecz jako daru otwartego na wieczność. Św. Paweł, opisujący swoje nawrócenie i całkowitą zmianę stylu życia i myślenia, jest doskonałym przykładem działania przemieniającej mocy zmartwychwstania. W krótkim opowiadaniu biograficznym, który znajduje się w II czytaniu, sam moment spotkania nie jest dokładnie opisany, wydaje się być prawie owiany tajemnicą. Podkreśla, że Bogu spodobało się go wybrać do tego zadania i na tym praktycznie opis się kończy. Piękno i przemieniającą moc tego spotkania można jednak uchwycić obserwując jego konsekwencje. Paweł rozpoczyna swą misję „natychmiast”, lata spędzone na medytacji i pracy apostolskiej wydają się krótką chwilą, nad którą św. Paweł nie zatrzymuje się długo, bo cały czas patrzy w przyszłość, widzi, co jest do zrobienia, miłość Boga „przynagla go”. Spotkanie ze Zmartwychwstałym pozwala mu ofiarować hojnie całe swoje życie na służę Bogu, bo wie, że otrzymał w zamian WIECZNOŚĆ.

Nie tylko św. Paweł miał tę łaskę przemieniającego spotkania. Jednym z takich szczęśliwców był również Jacques Fesch. Pochodził on z bogatej rodziny, z której wywodził się także kardynał Joseph Fesch. W wieku 17 lat porzucił wszelkie praktyki religijne, odbył służbę wojskową i popadał w konflikt z prawem. Jego życie całkowicie się zmienił, gdy podczas kradzieży śmiertelnie ranił policjanta i został schwytany. Skazany na karę śmierci, przeszedł w więzieniu głęboką metamorfozę i nawrócenie. Swoje przeżycia duchowe opisał w dzienniku, wydanym pod tytułem „Za 5 godzin ujrzę Jezusa”, który dokumentuje jego oczekiwanie na wykonanie wyroku. Doświadczenie Bożej miłości było tak mocne, że Jacques przeżywał ostatnie miesiące swego życia z głęboką wiarą, oczekując na moment śmierci jako moment przebaczenia, pojednania i jednocześnie narodzin do nowego życia. W jednym ze swoich listów pisze: „Odnalazłem Boga miłości. Odpowiedział na moje zbrodnie swoją miłością. Płaczę ze szczęścia: Jezus żyje we mnie, w moim cierpieniu, w mojej miłości. Proszę Go, by zawsze mieszkał we mnie, by dał mi siłę do zaakceptowania cierpienia, mnie, który przyczyniłem się do wbicia gwoździ w Jego ręce. Teraz tylko Bóg się liczy. Porywa mnie absolutnie całego. Odnalazłem radość w miłości Chrystusa.....”. Pisząc te słowa w więzieniu (zupełnie jak św. Paweł) wydaje się przygotowywać do podróży, niezwykłego doświadczenia czy spotkania. Wiara przemienia lęk przed śmiercią w nadzieję ponownego spotkania ze Stwórcą i życia bez końca.

Prośmy Boga, aby rozświetlił nasze życie swoją łaską i pozwolił nam uczestniczyć w swoim zwycięstwie nad śmiercią. Niech ziarno nieśmiertelności, które zasiał w naszych sercach, kiełkuje i wyda plon na życie wieczne.