Homilia na XV Niedzielę Zwykłą "C" (10.07.2016)

ks. Tomasz Bąk

Idź i ty czyń podobnie!

W jednym z konkursów telewizyjnych uczestnicy mają za zadanie podać tytuł utworu muzycznego, który słyszą. Zadziwia nie tylko wiedza, biorących udział w teleturnieju, ale też ich refleks. Nierzadko już po kilku pierwszych dźwiękach są w stanie podać jaka to melodia. Podobnie jest z dzisiejszą Ewangelią. Niejeden z nas, słysząc pierwsze słowa:  Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha…, od razu powie: wiem! To początek przypowieści o miłosiernym Samarytaninie! Znamy doskonale jej treść. Potrafimy, przynajmniej ogólnie, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło na drodze między Jerozolimą a Jerychem. Wiemy kto jest bohaterem pozytywnym tej przypowieści, a kto postacią zasługującą na naganę. Wyczuwamy doskonale z kim chcielibyśmy się utożsamić.  

Autor przypowieści umieszcza przedstawiane wydarzenia na drodze z Jerozolimy do Jerycha. To dość istotny szczegół. Patrząc na mapę, zauważymy, że mowa tu o drodze, prowadzącej z Jerozolimy do miasta Jerycho, oddalonego o niecałe 25 km. To droga, którą często przemierzali pobożni pielgrzymi, udający się do Jerozolimy w celach religijnych. A zatem pewien człowiek, schodzący z Jeruzalem do Jerycha, nie był kimś przypadkowym. Był zapewne pobożnym Żydem, który oddał cześć Bogu w Świętym Mieście, a następnie udawał się na spoczynek do pobliskiego miasta. Dwadzieścia pięć kilometrów to dużo, ale akurat w kierunku Jerycha drogę można było przejść w stosunkowo krótkim czasie. Dlaczego? Ponieważ była to droga zstępująca w kierunku doliny Jordanu. Dlatego Jezus, znający doskonale topografię tamtego regionu, mówi nie tylko o zwykłym wędrowaniu, ale podaje dosłownie, iż pewien człowiek schodził (!) do Jerycha. Droga ta w znacznej części prowadziła przez bezludną pustynię, gdzie wędrowcy padali nierzadko ofiarą napaści ze strony zbójców. Tak stało się też w przypowieści. Zbójcy postąpili wobec wędrującego pielgrzyma w okrutny sposób. Mamy opisane ich czynności, których okrucieństwo stopniowo narasta:  nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli.  

Przechodzi kapłan i lewita. Ich zachowanie wobec poszkodowanego jest identyczne. Zarówno kapłan, jak i lewita zobaczył go i minął. Czasownik grecki, użyty w tym miejscu, mówi nawet coś więcej: nie tylko minął, ale dosłownie: przeszedł na drugą stronę. Dlaczego takie zachowanie? Czy wynikało ono ze złego usposobienia przechodniów? Nie. Było uwarunkowane religijnie. Starotestamentalne Prawo mówiło, że każdy, kto dotknąłby się człowieka umarłego (a jak słyszeliśmy w Ewangelii poszkodowany był nie tylko pobity, ale na pół umarły), ściągnąłby na siebie rytualną nieczystość. To nie do pomyślenia dla kapłana, czy pełniącego służbę świątynną lewity, by dobrowolnie stawać się nieczystym. A zatem to nie złe usposobienie, ale chęć zachowania religijnego Prawa i rytualnej czystości, zabraniała pochylić się nad poszkodowanym. Przeszli na drugą stronę, aby nie mieć z nim żadnego kontaktu.  

Trzecim przechodniem jest Samarytanin, który również znalazł się w tym miejscu. To człowiek znienawidzony przez Żydów, oczywiście z powodów religijnych. Spory toczyły się o miejsce kultu. W czwartym rozdziale Ewangelii według św. Jana mamy opisaną scenę spotkania Jezusa z Samarytanką przy studni. Kiedy Rozmówca prosi o wodę, kobieta ze zdziwieniem zadaje pytanie: Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? To nie do pomyślenia, by Samarytanka podała kubek wody Żydowi! Bohater z dzisiejszej Ewangelii nie postępuje według schematów. Jezus mówi, że gdy zobaczył poszkodowanego wędrowca, Samarytanin wzruszył się głęboko. Tekst grecki mówi tutaj dosłownie o poruszeniu wnętrzności. Nie chodzi zatem o powierzchowne uczucia, ale o głębokie przeżycie, jakie wywołane zostało widokiem na pół umarłego człowieka. To głębokie wzruszenie jest tutaj kluczowe. Ono bezpośrednio wpływa na zachowanie Samarytanina. Nie przechodzi na drugą stronę, jak lewita czy kapłan. Nie boi się kontaktu z poszkodowanym. Wykonuje szereg czynności, dokładnie opisanych w Ewangelii. Najpierw opatrzył mu rany oliwą i winem, które stosowano jako podstawowe środki opatrunkowe. Następnie wsadził go na swoje bydlę, a zatem sam zdecydował się iść pieszo. Zawiózł do gospody i pielęgnował go. Poświęca mu zatem swój czas. Rezygnuje z planów podróży. Całą noc czuwa przy nim w gospodzie. Następnego dnia ofiarowuje gospodarzowi dwa denary, aby ten opiekował się poszkodowanym. Dwa denary dla przeciętnego człowieka nie były małą sumą, jeśli weźmiemy pod uwagę, iż wynagrodzenie za cały dzień fizycznej pracy wynosiło wówczas jednego denara. Co więcej, zobowiązał się pokryć ewentualne dodatkowe koszty.  Uczony w Piśmie pytał Jezusa na początku: Kto jest moim bliźnim? Jezus nie odpowiedział wprost na to pytanie. Zmodyfikował je nieco, pytając bardziej podmiotowo: Kto okazał się bliźnim? Czy uczony zrozumiał przypowieść? Pewnie nie. Na pytanie: kto okazał się bliźnim? nie odpowiedział, że Samarytanin. Słowo Samarytanin nie mogło nawet zostać przez niego wypowiedziane. Samarytanin to wróg, a o wrogach nie mówi się pozytywnie. Uczony odpowiada Jezusowi w sposób bardzo wymijający: ten, który mu okazał miłosierdzie. Zrozumiał przypowieść, ale tylko teoretycznie. W praktyce Samarytanin nadal pozostał wrogiem. Dlatego Jezus musiał upomnieć się o praktykę: idź i ty czyń podobnie.  

Od najdawniejszych czasów przypowieść o miłosiernym Samarytaninie była rozumiana w sposób alegoryczny. Człowiekiem, schodzącym z Jerozolimy jest Adam, będący reprezentantem całej ludzkości. Schodzi on z Jerozolimy do Jerycha, czyli wychodzi z raju do świata. Zbójcy, którzy go napadają, to namiętności i Szatan. Oni zostawiają człowieka na pół umarłego. Kapłan i lewita mają symbolizować Prawo i Stary Testament, który widział położenie człowieka, ale nie był w stanie mu pomóc. Kim jest dobry Samarytanin? To sam Chrystus, który wzrusza się głęboko na widok słabej kondycji człowieka. Opatruje rany Adama winem swojej Krwi i olejem Ducha Świętego, a następnie zanosi chorego człowieka do gospody, która staje się obrazem Kościoła. To Kościół ma teraz przejąć troskę nad chorym. Samarytanin obiecuje ponowne przyjście do gospody, co staje się zapowiedzią powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię.  Bez względu na to, czy przypowieść zostanie zinterpretowana zgodnie ze współczesną, czy starożytną egzegezą, zawsze kończyć się będzie w ten sam sposób: Idź i ty czyń podobnie. Ta przypowieść czeka na zrealizowanie. Nie pytaj: kto jest moim bliźnim…  kto należy do grona moich przyjaciół… kto mnie darzy życzliwością… kto pierwszy powinien mi się ukłonić… Pytaj raczej: komu mogę okazać się bliźnim… komu pomóc… komu poświęcić trochę czasu… kogo zaprosić na kawę…  Znane utwory rozpoznaje się po pierwszych dźwiękach, znaną przypowieść po pierwszych wyrazach, a chrześcijanina po tym jak kocha. Idź i ty czyń podobnie.