Homilia na Wniebowzięcie NMP 2016

Ks. Mariusz Szmajdziński

Za co mam dziękować? Czy umiem dziękować?

Wielbi dusza moja Pana…, gdyż uczynił mi wielkie rzeczy. To Magnificat, czyli wielka pieśń dziękczynna Maryi. Pieśń, która stała się także pieśnią dziękczynną Kościoła i powinna stać się również i naszym dziękczynieniem składanym Bogu. Bo przecież tak jak Maryja i Kościół, tak samo i my mamy za co dziękować Bogu.

Maryja w tej pieśni nazywa siebie błogosławioną, to jest szczęśliwą. A kim są szczęśliwy w nauczaniu Jezusa? Kim są owi błogosławieni, którzy szczęścia na wieki doznają, według Ewangelii? To „ubodzy w duchu”, „płaczący i łaknący”, „uciskani i prześladowani” z Kazania na Górze. Ich Chrystus nazywa makarioi – „szczęśliwymi”. Choć w czysto ludzkim rozumieniu jest to dalekie od szczęścia (takiego szczęścia jakie sobie najczęściej wyobrażamy), to według zapewnienia Chrystusa będą oni szczęśliwymi ludźmi, ponieważ otrzymają na wieki te dobra, których są teraz pozbawieni.

Życie Maryi pod wieloma względami przypomina, czy wręcz jest życiem owych ubogich w duchu i czystego serca, cichy i miłosiernych. Dlatego, jak Ona sama w swym prorockim uniesieniu zapowiedziała, nazywamy ją błogosławioną. A człowiek szczęśliwy, człowiek, którego serce jest przepełnione prawdziwą radością, chce tę radość rozgłaszać i dzielić się nią. Radość samemu, gdzieś w samotności i pośród czterech ścian, jest czymś niepełnym; jest zubożeniem szczęścia. Dlatego właśnie Maryja, Ta w pełni Błogosławiona, wyśpiewuje dziś, w tę wielką Uroczystość, swoje Magnificat. Dziękuje Ona w ten sposób Bogu, a jednocześnie pokazuje nam wszystkim, jak powinniśmy to czynić. Pośród więc tych wszystkich radosnych śpiewów i hymnów, wśród tych uroczystych uniesień, wsłuchajmy się w Jej głos i uczymy się wraz z Nią dziękować Bogu.

Dziękczynienie Maryi

 „Ona pierwsza osiągnęła Zbawienie”. To wielka prawda wiary, którą dziś w sposób szczególny wyznajemy i radujemy się. Zanim bowiem dokonało się dzieło naszego Odkupienia przez Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, zanim w pełni staliśmy się dziećmi Bożymi, to Ona już była uczestniczką tych wielkich darów. Korzystała z nich od samego początku przez całe życie: od chwili Niepokalanego Poczęcia, przez chwałę Dziewictwa, wielkość Bożego Macierzyństwa, cudowne Wniebowzięcie i w końcu chwalebne Ukoronowanie. Jest zatem, jak pozdrowił Ją Archanioł Gabriel, „pełna łaski”. I właśnie jako Taka „wypadało, aby (…) miała wszystko, co należy do Jej Syna, aby (…) była czczona przez wszystkie stworzenia” (św. Jan Damasceński). A jednak Ona samą siebie nazywa „służebnicą Pańską”, mówi o swoim uniżeniu. Jest więc Ona ewangeliczną „błogosławioną w duchu”. W Starym Testamencie „ubodzy Pańscy” stanowili szczególną własność Boga. Jako ci bowiem, którzy nie mieli żadnego wsparcia od ludzi, często niesprawiedliwie wykorzystywani, za swojego jedynego Opiekuna uznali Boga. I dlatego Chrystus w Kazaniu na Górze mówi, że do nich należy prawdziwe bogactwo – królestwo niebiańskie. W tym królestwie Maryja zajmuje pierwsze miejsce. Jest Ona także błogosławioną czystego serca i dlatego ogląda Boga. Właśnie za to wszystko Maryja wypowiada swoje Magnificat.

Dziękczynienie Kościoła 

Liturgia Kościoła wyśpiewuje Magnificat każdego dnia w nieszporach – swojej modlitwie wieczornej, by w ten sposób uwielbić Boga i podziękować Mu za kolejny dzień i otrzymane łaski. Kilkanaście lat temu, u progu III Tysiąclecia, Kościół wyśpiewywał swój Magnificat w Roku Jubileuszowym. Teraz wyśpiewuje go, realizując Chrystusowe wezwanie, które przypomniał św. Jan Paweł II – „wypłyń na głębię”. I na głębiach dzisiejszego świata Kościół jest błogosławionym miłosiernym, pamiętając o biednych i pokrzywdzonych przez ten świat. Jest błogosławionym wprowadzającym pokój. Pokój, który chroni życie zabierane nie tylko na frontach wojennych czy atakach terrorystycznych, ale także w szpitalach i parlamentach. Kościół wciąż wyśpiewuje Magnificat za to, że żadne moce go nie przemogły; za to, że Jego Mistrz jest stale w nim obecny poprzez sakrament miłości, a Duch Święty działa i udziela swych darów. Dziękuje on za sakramenty i słowo, które może głosić. Składa swoje radosne dziękczynienie także za wiarę i miłość, jak również za chwile, w których w sposób odważny, nawet męczeński, wyraża swoją przynależność do Chrystusa. To jest Magnificat Kościoła.

Dziękczynienie nasze

Również i my mamy za co Bogu dziękować. A skoro mamy za co, to i powinniśmy: za życie i wiarę, za rodziców i mądrych wychowawców, za ludzi dobrego serca i przyjaciół; za wszelkie dobro otrzymane z Bożej łaskawości i odpuszczone grzechy. Czy jednak pamiętamy o tym? A jeśli już dziękujemy, to czy jest to rzeczywiście nasze radosne Magnificat? A zatem czy jesteśmy ludźmi błogosławionymi, naprawdę szczęśliwymi? Bez wątpienia są wśród nas ubodzy, i to czasami bardzo; ale czy będzie do nich należeć królestwo niebiańskie, jeśli brak w nich miłości, a jest tylko zazdrość i chęć zemsty? Są pośród nas smutni, często na skraju wyczerpania, bo nie mam żadnych perspektyw na przyszłość; ale czy będą pocieszeni, jeśli nie umieją ze sobą nawzajem rozmawiać, uśmiechać się do siebie, a jedynie obrzucają się obelgami i pogróżkami? Są łaknący i pragnący sprawiedliwości; ale czy będą nasyceni, skoro ich dłonie są zaciśnięte w pięści i gotowe do bicia? Trzeba nam sobie odpowiedzieć na te pytania w dzisiejszą Uroczystość, gdy z taką siłą na całym świecie rozbrzmiewa dziękczynienie Maryi.

Ks. Wacław Borek

Dla kogo jest Niebo?

Celem i sensem naszego życia jest wieczne przebywanie z Bogiem w Niebie, czy też na „sposób nieba”, bo niebo, to nie tyle miejsce, co sposób istnienia. I powinien nas intrygować fakt, iż tym miejscem będzie pustynia. Nie wolno nam negatywnie się do niej nastawiać. Bo choć Niebo w odczytanym fragmencie Apokalipsy jest przedstawione symbolicznie, to w historii Narodu Wybranego właśnie pustynia odegrała szczególną rolę. Na niej Izraelici jako cały naród, ale także jako pojedyncze osoby doświadczali stałej Bożej opieki.

Maryla Rodowicz śpiewała kiedyś: „Uciec pociągiem od przyjaciół,/ Wrogów, rachunków, telefonów./ Nie trzeba długo się namyślać,/ Wystarczy tylko wybiec z domu ... i./ Wsiąść do pociągu byle jakiego,/ Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,/Ściskając w ręku kamyk zielony,/ Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle.”

W naszym życiu nie ma jednak podróży do nikąd. Nie sposób romantycznie jechać czymkolwiek i dokądkolwiek. Wszystko bowiem ma określony cel oraz sens i to zarówno w wymiarze materialnym jak i duchowym.

Dzisiejsza uroczystość – poprzez osobę Matki Najświętszej – wskazuje wyraźnie na ostateczny cel i sens życia. Wniebowzięta Maryja staje się podwójnym świadkiem Bożej miłości, jako ta, która została obdarzona nieskończoną łaską Bożą i jako ta, która w pełni odpowiedziała na Boże zaproszenie do życia Wolą Bożą. Dlatego też najpiękniejsze i największe ciała niebieskie zaangażowane są w utworzenie niezwykłego, pełnego blasku ubrania. Nikt z ludzi nie jest w stanie przyodziać się w coś podobnego, gdyż Maryja otrzymała to wszytko od samego Boga. On sam obdarował Ją tym niezwykłym pięknem i blaskiem. I chociaż jej porwane do Nieba Dziecię to Zmartwychwstały Chrystus w chwili Wniebowstąpienia, to nasze oczy i umysł koncentrują się i tak na bohaterce dzisiejszej uroczystości, która nam w wierze przewodzi.

Słońce jest wyrazem chwały Bożej. To z powodu Syna – Jezusa jest przyobleczona w ten niezwykły blask. Ale czyż my przez chrzest też nie jesteśmy zanurzeni w Jezusa Odkupiciela? A zatem śmiało możemy widzieć w Maryi wzór chrześcijanina. W Jej życiu odnajdujemy zarówno zapowiedź jak i wypełnienie tego, co Bóg przygotował także i dla nas.

1. Miejsce – Niebo

Brzmiące współcześnie dość abstrakcyjnie słowa z I czytania: „A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni” (Ap 12, 6), niosą ze sobą bardzo wyraźną wskazówkę odnośnie tego, czego wszyscy możemy się spodziewać. Słowa z Apokalipsy demonstrują realizację obietnicy, jaką złożył nam sam Jezus: „Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14, 2-3).

Celem i sensem naszego życia jest wieczne przebywanie z Bogiem w Niebie, czy też na „sposób nieba”, bo niebo, to nie tyle miejsce, co sposób istnienia. I powinien nas intrygować fakt, iż tym miejscem będzie pustynia – przez 3,5 roku, bo to właśnie tyle stanowi tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni. Nie wolno nam negatywnie się do niej nastawiać. Bo choć niebo w odczytanym fragmencie Apokalipsy jest przedstawione symbolicznie jako pustynia, to w historii Narodu Wybranego właśnie ona odegrała szczególna rolę. Na niej Izraelici jako cały naród, ale także jako pojedyncze osoby doświadczali stałej Bożej opieki. Wyznaczona ilość lat w swoim zawiłym symbolicznym języku wskazuje na czas paschalny – po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa. A zatem wędrujemy w stronę wieczności, potocznie mówiąc w stronę Nieba.

Dla Maryi każda wędrówka – począwszy od tej pierwszej do Elżbiety – była właśnie wędrówką w stronę Nieba. Wędrówka na wesele i pod krzyż. Wszystko w stronę Nieba. Dlaczego tak? Bo jak sama nam to podpowiada: „Bóg wywyższył pokornych” (Łk 1, 52).

2. Dla kogo? – Pokorny sposób życia

Pokora jest zatem istotnym warunkiem odziedziczenia Nieba. Sam Jezus wielokrotnie w czasie ziemskiego życia przestrzegał: „Kto się wywyższa będzie poniżony” (Łk 14, 11; 18, 14) i „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp, 2, 8-9). Pokora Maryi nie tylko powinna nas zastanawiać i fascynować, ale przede wszystkim mobilizować. Pokora przy Zwiastowaniu. Pokora, kiedy odnalazłszy w świątyni dwunastoletniego Jezusa, słyszy słowa: „Czemuście Mnie szukali?” (Łk 2, 49), podobnie w Kanie Galilejskiej, kiedy usłyszała podobne słowa: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?” (J 2, 4). Ileż pokory musiała mieć w sobie, kiedy Jezus pytał się zebranych: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” (Mk 3, 33) Pokora w codziennym życiu pomimo słów uwielbienia: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” (Łk 11, 27).

Ostateczne uwielbienie i wywyższenie następuje bowiem w Niebie. Słowa hymnu Magnificat, chociaż były zapowiedzią ostatecznego uwielbienia Służebnicy Pańskiej, dziś – z naszej perspektywy – stanowią realizację Bożej obietnicy wobec ewangelicznie maluczkich. Ewangeliczna pokora nie ma absolutnie nic wspólnego ze statusem życiowego nieudacznika, bowiem miłości musi towarzyszyć prawda. Pokorny Jezus dał nam tego przykład, gdy pytał przed Sanhedrynem: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23). Ktoś kto jest umownie nazywany „życiowym popychadłem”, nigdy nie będzie czytelnym świadkiem Bożej miłości.

Jakże bardzo trzeba iść pod prąd, by nie ulec logice współczesnego świata, która zdaje się lansować tylko tych, którzy potrafią torować sobie drogę łokciami – współczesnym symbolem przebojowości. Im dłużej wpatrujemy się w doraźne sukcesy niesprawiedliwych, tym bardziej albo się zniechęcamy, albo nie potrafimy doczekać Bożej sprawiedliwości.

3. Kiedy? – „Każdy według własnej kolejności”

Św. Paweł – w dzisiejszym drugim czytaniu – odnosząc się do aktualizacji Słowa Bożego w życiu Kościoła, wyraźnie jednak wskazuje na nieuniknioność ostatecznego rozwiązania; „jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia” (1 Kor 15, 22-23). Apostoł Narodów przypomina w swoim Liście o powszechnym zmartwychwstaniu cielesnym. Maryja w tej hierarchii zajmuje pierwsze miejsce po Chrystusie z racji swej szczególnej pokory, jaką się cechowała przy realizacji zbawczego dzieła Syna. Ona uprzedziła nas w drodze do chwały Nieba, stanowiąc wzór dla naszego zmartwychwstania, ale my też przecież należymy do Chrystusa! Ta nasza przynależność stanowi gwarancję dla naszego wyniesienia. Pytanie tylko, jak dziś przebiega nasza wędrówka do tego celu? Czego używamy bardziej kolan czy łokci?