HOMILIA NA UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWZIĘCIA NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY (15.08.2018)

Ks. Ryszard Kempiak SDB

ZAPROSZENIE, ABY POTRZEĆ W NIEBO

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny sławi Jej pójście do nieba. W niektórych tradycjach chrześcijańskich święto to nazywane jest „Zaśnięciem Bożej Rodzicielki”. W tradycji katolickiej oddajemy cześć temu, że Maryja „z ciałem i duszą wzięta została do niebieskiej chwały, gdzie jaśnieje jako Królowa po prawicy swego Syna, nieśmiertelnego Króla wieków” (Pius XII). Co znaczą te słowa? Spodobało się Bogu mieć u siebie kobietę. Może to zanadto ludzki punkt widzenia, może słowa nieostrożne. Jednak dzisiejsza uroczystość jest przecież wyniesieniem do chwały Bożej piękna człowieka. Całego człowieka, jego cielesności i ducha. Maryja jest ikoną kobiecości, ikoną człowieka. Jak kiedyś pierwszy na ziemi pojawił się Adam – a z jego kości kobieta, tak teraz pierwsza w niebie staje Maryja – kobieta, która przyniosła ludzkości Zbawiciela. Z Adama zrodziła się kobieta ziemska. Z Maryi zrodził się Mężczyzna niebieski. Wniebowzięcie to odnalezienie utraconej przez grzech harmonii.

1. „Wielki znak na niebie”. Oto, Bóg daje nam „wielki znak na niebie”. To Maryja, Ona jest znakiem od Boga, znakiem Jego miłości i troski o nas. Jest Ona również wielkim znakiem wiary – ucieleśnieniem wiary heroicznej i dziecięcej zarazem. Matka Jezusa, Jej zachowania, reakcje i słowa są znakami dla nas pośród wędrówki tego życia. Ten znak na niebie „ukazuje się”, wyłania się niejako. Tak jest zawsze: gdy jesteśmy na Nią otwarci Ona ukazuje się nam, objawia: to jaka jest. Olśnieniem również, a czasami porażającym odkryciem,  staje się prawda, że Ona zawsze była przy nas i że zawsze JEST. Maryja jest „wielkim znakiem” od Boga, znakiem do kontemplacji i do umiłowania, do przyjęcia. Uczymy się Jezusa, ucząc się Maryi, a Jej z kolei uczymy się przez wpatrywanie się w to, jak reagowała i co mówiła.
Matka naszego Pana jest „obleczona w słońce”, to znaczy w Chrystusa. On jest prawdziwym Dniem oraz Słońcem, które wschodzi pośród ciemności. To znaczy, że Maryja jest piękna Nim, jaśnieje właśnie Nim, zawiera w sobie wszystko, co On posiada. Dlatego nie ma obawy pobłądzenia: patrząc, kontemplując, naśladując i przyjmując do siebie Maryję przyjmujemy Chrystusa i Jego Ducha, Jego mentalność i Osobę. Bo Ona zawsze daje Jezusa, podprowadza pod Niego, łączy nas – zaślubia z Nim. „Księżyc”, symbol panowania ciemności, jest „pod Jej stopami”. Maryja panuje nad grzechem, światem i demonem. Te rzeczywistości są pod Jej stopami. Jest silna jednością matczyną i oblubieńczą z Chrystusem.

Maryja, podobnie jak i Kościół Święty, jest zawsze „brzemienna”, „cierpi bóle i męki rodzenia”. Jest Matką Nieustanną, ciągle rodzącą nas: ze śmierci codziennych grzechów z powrotem do życia z Bogiem; z sytuacji trudnych, bolesnych, pełnych cierpienia Ona wyprowadza ku nowemu, oczyszczonemu życiu. Ostatecznie zrodzeni przez Jej modlitwę, obecność i cierpienie osiągamy nowe, pełne życie, które jest niebem: „I zostało Jej dziecię uniesione do Boga i do Jego tronu”. Stało się to najpierw z Jej Pierworodnym Synem, „Mężczyzną, który pasie wszystkie narody rózgą żelazną”, Chrystusem. Ale to dzieje się z każdym z nas: osiągamy życie wieczne zrodzeni doń przez Maryję i Kościół Święty, te dwie macierzyńskie rzeczywistości, które się przenikają.

Mamy dzisiaj patrzeć w niebo, ale jednocześnie mamy kontemplować Maryję taką, jaka była naprawdę. Do tego zachęca nas pierwsze czytanie z Apokalipsy Janowej, które jednocześnie mówi nam o roli Maryi tak, jak wielu ją postrzega. Prawdopodobnie w najbardziej dosłownym rozumieniu tego fragmentu Apokalipsy nie miało ono nic wspólnego z Maryją, ale z całym Ludem Bożym, wczesnym Kościołem. Jednak w tekstach Pisma Świętego oraz pismach pierwszych pisarzy chrześcijańskich symbolika i rzeczywistość Maryi, Kościoła oraz Ludu Bożego się splatały. Symbole odsyłają do więcej niż tylko jednej rzeczywistości, a rzeczywistość prowadzi nas do więcej niż jednego symbolu. Zbawienie widziane jest jako walka między siłami zła a pragnieniem Boga, aby ocalić Swój lud. Gdy Maryja powiedziała „tak” wszystkiemu, o co Bóg Ją prosił, wówczas dokonała się najbardziej podstawowa cząstka Wcielenia. I stąd zasługuje Ona na naszą cześć. Jest Matką Boga. To prawda, została wyniesiona wysoko, ale jest przy tym bardzo zwyczajna.

2. Zwyczajność Maryi. 

Wyszła za cieślę. W Nazarecie nie była nikim ważnym. Zresztą – wiemy – sam Nazaret był małą mieściną. Troszczyła się o męża i Syna. Tutaj nie trzeba wymieniać zwykłych służebnych prac, które podejmowała. Gdy myślę o tym, to zawsze zachwyca mnie prostota Maryi. Przedziwna jest ta zwyczajność Najświętszej Panny. Jej życie było morzem drobiazgów – tak nieznaczących, że niemal nie warto o nich wspominać. Ewangeliści odnotowali tylko niektóre rysy jej obrazu. Dzisiaj Ewangelia przypomina nam jeden z nich. Bardzo nam bliski – OBRAZ NAWIEDZENIA ŚW. ELŻBIETY.
Wizyta Maryi u Elżbiety zdaje się być taką krótką chwilą codziennego życia. Gestem solidarności i kobiecej wrażliwości wszystkich czasów. Maryja wyrusza w drogę, aby zaofiarować posługę, jaką młoda kobieta może oddać starszej krewnej, która spodziewa się dziecka. Natychmiastowe wyruszenie, długa podróż, troskliwa i czuła pomoc to gesty, jakie Kościół zachował w pamięci i które ukazał jako wzór. Nawiedzenie to szczególna ikona - miłość, która idzie na spotkanie, wchodzi do domu i służy z gorliwą troskliwością.
Było i jest czymś normalnym, że podczas takich spotkań, przyszłe mamy mówią o swych oczekiwaniach, niepokojach i tajemnicach. Maryja i Elżbieta miały sobie wiele do powiedzenia! Jedna ze względu na wyjątkowe doświadczenie swego poczęcia, druga ze względu na długie oczekiwanie. Jest to bardzo delikatny obraz przemożnego człowieczeństwa. W doświadczeniu Maryi to wszystko nie jest czymś mało znaczącym. Te rodzinne przymioty oczyszczają obraz Matki Jezusa z owych nadludzkich i nadzwyczajnych atrybutów, przypisywanych Jej przez ludzką fantazję, które są jednak dalekie od ewangelicznego przekazu.

Znaczenia nawiedzenia nie można ograniczyć tylko do wspomnianego znaczenia. Bowiem zostało ono przedstawione jako objawienie, jako interwencja Pana Boga, który rozgłasza wiadomość o swej obecności między ludźmi i wypełnia swą obietnicę przymierza za pośrednictwem poczęcia Zbawiciela w łonie Maryi.  Wydarzenia oraz postacie Starego Testamentu, do których się tu nawiązuje, winny kierować lekturą tego tekstu. Maryja jest przedstawiona jako Arka Przymierza, którą Dawid uroczyście przenosi z ziemi Filistynów do Jerozolimy. Słowa, jakie Elżbieta kieruje do Maryi są odzwierciedleniem słów wypowiedzianych przez Dawida: „Jakże przyjdzie do mnie Arka Pańska?” Radość jego domu podkreśla radosny taniec króla, który aż wychodził z siebie przed Arką oraz radość ludu z powodu nadejścia Pana.

Teraz obecność Pana nie wyraża się więcej poprzez znaki, lecz w osobie. On stał się człowiekiem. Tym, co go zawiera i nosi nie jest już tabernakulum, namiot lub materialna świątynia, lecz ludzkość, przede wszystkim ludzie wierzący, Kościół, w osobie Maryi. Od tej pory już nie ze złota, drewna lub kamieni będzie się budowało mieszkanie Boga na ziemi, lecz z wiary, nadziei i miłości. Macierzyństwo, które jest wychwalane, to nie macierzyństwo fizyczne, lecz to, które wynika z wiary: „Błogosławiona jesteś, ponieważ uwierzyłaś.”
Wokół tego centralnego punktu, jakim jest przyjście Boga zbawiciela do ludzi, formują się pozostałe elementy obrazu. Ludzkość raduje się w tym, który będzie najbardziej bezpośrednim świadkiem objawienia się Jezusa, czyli w Janie Chrzcicielu. Elżbieta, podeszła już w latach, symbolizuje zmierzch pewnej kończącej się epoki, która nie zamyka się jednak śmiercią, lecz jest jej dane oglądać jutrzenkę nowej epoki.
 

Maryja wyśpiewuje Magnificat... Jest to pewnego rodzaju credo, osobiste wyznanie wiary Maryi. Nie daje ono racjonalnego wytłumaczenia Boga, lecz podziwia Jego zbawcze dzieła w historii ludzkości: „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.” To Jej credo, te Jej słowa świadczą, jak Maryja potrafiła w zwyczajności odkrywać wielkość Boga. Tego możemy się od Niej uczyć.
 Nie potrafimy Maryi zrozumieć, jeśli będziemy myśleć o Niej jedynie jako o Królowej Aniołów i Królowej świata. Bo nie możemy zapomnieć, że Bóg był cieślą, a Ona była gospodynią domową. A teraz Bóg jest w niebie i dalej ma odciski na rękach w swoim uwielbionym ciele. A Ona, która także została wzięta do nieba i ma chwalebne ciało, dalej ma ręce, po których widać, że była zwyczajną, pracującą kobietą. Otwiera się przed nami misterium ukryte w ludzkim ciele, narodzonym z ludzkiej matki i ludzkiego ojca, Joachima i Anny. Została poczęta przez dwoje ludzi, tak jak i my zostaliśmy poczęci przez dwoje ludzi. Była zwyczajnym człowiekiem.

Czy można Jej nie kochać? Czy można do Niej nie pójść, nie pobiec? Teraz, kiedy znalazła się tam, gdzie jest zna tajemnicę wszystkiego. Kiedy rozważamy jakąś tajemnicę, kiedy przeżywamy jakąś trudność duchową, dlaczego nie mielibyśmy się do Niej zwrócić... I może wtedy w sercu usłyszymy Jej delikatny, matczyny głos, który nam powie: Spokojnie. Ja też nie rozumiałam przez sześćdziesiąt lat. Dopiero teraz dostałam odpowiedź. Jest ona także dla Ciebie. Jakie przedziwne, że Bóg wybrał Ją, aby była bramą, przez którą do nas przyszedł. Oto jest szeroko otwarta, abyśmy wszyscy mogli przez nią wejść.