Homilia na III Niedzielę Adwentu "C" (16.12.2018)

Ks. Tomasz Bąk

"Co mamy czynić?"

 

W jednej z ulic, przylegających do rzymskiego Piazza Navona niemal każdego wieczoru można zauważyć osoby, ustawione w kilku kolejkach. Ci ludzie nie stoją tam dlatego, że pojawiła się jakaś wieczorna promocja. Nie są to też kolejki do lodziarni, w której po spiekocie dnia można by się nieco ochłodzić zmrożonym smakołykiem. Na co czekają ci ludzie? Przypatrując się uważniej, pomiędzy przechodniami można dostrzec ustawione na chodniku stoliki, na nich zapaloną świecę, rozłożone karty i osoby, które z właściwą Włochom gestykulacją, tłumaczą coś swoim klientom. Te wieczorne kolejki przy Piazza Navona to ludzie ustawieni do wróżek i magów, oczekujący cierpliwie na swoją kolej. Zdumiewa fakt, że w czasie, kiedy mówi się o postępującej sekularyzacji i opustoszałych kościołach, coraz więcej osób zaczyna wierzyć w horoskopy, magię i wróżby. Czekają cierpliwie na swoją kolejkę, by zadać pytanie: co mam czynić? I uzyskać odpowiedź w rozłożonych na stole kartach.

„Cóż mamy czynić?” (Mk 3,10) – z takim pytaniem spotykamy się również w dzisiejszej Ewangelii. Człowiek szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania, bolączki, życiowe problemy. Najlepiej gdyby odpowiedź była prosta i skuteczna. Mnożą się jak grzyby po deszczu ci, którzy mają odpowiedź na wszystko. Wiedzą jaką tabletkę zażyć i o jakim czasie, argumentując przy tym, że przecież „pani Bukietowej pomogło”.

„Cóż mamy czynić?” Z tym pytaniem tłumy z Ewangelii zwracają się do Jana Chrzciciela - proroka o wielkim autorytecie. Sam Jezus powie, że „między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11,11). „Cóż mamy czynić?” Ludzie pytają o konkrety. Nauka Jana jest twarda i wymagająca. Pan jest blisko, a to według Jana, nie oznacza radosnej sielanki, lecz sąd. Jeśli nie jesteś w porządku, będziesz potępiony! Ten, który przyjdzie, jest wielki i potężny! Jan „nie jest godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów” (Mk 3,16). Każdy musi się przygotować na przyjście Pana.

W Ewangelii widzimy pewną gradację wśród osób, które zwracają się do Jana. Najpierw spotykamy „tłumy” (w. 10). „Co mamy czynić?” Odpowiedź Jana jest bardzo prosta. Zwraca uwagę na odzienie i ubiór: kto je posiada niech pomyśli o tych, którzy są nadzy i głodni. Można by zapytać: tylko tyle? Nic więcej? To wystarczy? Tak. Tylko i aż tyle.

Później przychodzą już osoby, zaliczane do konkretnych grup społecznych, które, delikatnie mówiąc, nie cieszyły się zbytnim autorytetem. Wśród nich spotykamy najpierw celników. „Co mamy czynić?” (w. 12). „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono” (w. 13). Tylko tyle? Ten srogi Jan, który mówił o siekierze, przyłożonej do korzenia (Mk 3,9) nie chce niczego więcej? Nie mówi, żeby celnicy w ogóle porzucili swoją pracę, żeby wszystko oddali biednym, żeby pokutowali na pustyni? Nie. Wystarczy: nie pobierajcie więcej… bądźcie uczciwi.

Przychodzą żołnierze – to ludzie bez skrupułów, dla których inni się nie liczą: „a my, co mamy czynić?” (w. 14). „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie”. To wystarczy… Zadziwia mnie fakt, że wymagania Jana Chrzciciela z jednej strony nie są zbyt wygórowane. Z drugiej jednak trafiają w samo sedno życia tych, którzy do niego przychodzą. W naszym nawróceniu nie chodzi bowiem tak naprawdę o wielkie czyny, ale o to, byśmy dotknęli naszej konkretnej życiowej sytuacji. Czasem pytamy: jakie modlitwy odmawiać, do którego świętego się zwrócić, do jakiej grupy duszpasterskiej się zapisać… Czy czasem w tych duchowych „pragnieniach” nie ma gdzieś ukrytej chęci ucieczki od naszych prawdziwych problemów, tych które dotyczą naszej konkretnej sytuacji? Bo może łatwiej pójść na spotkanie róży różańcowej, niż porozmawiać z mężem… Może prościej kwestować pod kościołem niż wejść w dialog z dorastającym synem…

Opowiadano kiedyś o pewnym człowieku, który zgubił klucz. Pora była nocna i nie mógł wrócić do swego domu. Szukał klucza na rynku przy latarni. Kilka osób zainteresowało się sytuacją i próbowało pomóc w odnalezieniu zguby. Wszelkie próby okazywały się jednak bezskuteczne. Wtedy ktoś zapytał:

- Czy przypuszcza Pan, gdzie ten klucz mógł wypaść?

- Tak - mówi poszkodowany – gdzieś w tamtej uliczce.

- To dlaczego pan szuka tu na rynku pod latarnią?

- Bo tam jest ciemno i nic nie widać.

Ileż to razy szukamy „pod lampą”, gdyż boimy się naszych ciemności. Szukamy, trudzimy się, angażujemy innych, ale nie w tym miejscu co potrzeba. Jan Chrzciciel zwraca się do celników i żołnierzy. Może to właśnie ja jestem takim „celnikiem”… Myślę często o pieniądzach, oceniam ludzi po tym, ile posiadają, zazdroszczę osobom, którym finansowo lepiej ode mnie… Może jestem „żołnierzem” i tam, gdzie tylko mogę, nadużywam swojej władzy. Wymagam bezwzględnego posłuszeństwa od dzieci, wydaję im ciągle rozkazy i jestem dumny, że u mnie wszystko „jak w zegarku”.

Kiedy ostatni raz powiedziałeś swojemu dziecku, że jesteś z niego dumny? Kiedy doceniłaś swojego męża? Bo to, że inni lepsi, to już może słyszał tysiące razy… Kiedy jako przełożony w pracy pochwaliłeś swoich współpracowników, dałeś im poznać, że są dla Ciebie kimś ważnym, że chcesz dalej pracować razem z nimi? Kiedy, jako ksiądz, nie zachowywałeś się jak dyktator? Bo może do znudzenia powtarzasz, że w Kościele nie ma demokracji… że to Ty jesteś odpowiedzialny za parafię i Ty tu rządzisz. Kiedy ostatnio zgodziłeś się z decyzjami, podjętymi przez radę parafialną? Nie mów im ciągle, że mają tylko głos doradczy.

Łatwo nam szukać wielkich czynów, mnożyć i wydłużać najpobożniejsze modlitwy, stroić ołtarze kolejnych kanonizowanych, celebrować kolejne rocznice… Łatwo na Boże Narodzenie ubrać najpiękniejszą choinkę i o północy uczestniczyć w pasterce. Tylko, czy to nie jest jakieś „uciekanie do sztucznego światła”, by nie zmierzyć się z ciemnością? Jeśli Twój pokój jest zabałaganiony, to Ty go musisz posprzątać. Nie uciekaj do innego pomieszczenia, bo to nie zmieni faktu, że bałagan dalej pozostaje.

Jan Chrzciciel nie wymaga wielkich czynów. Głosi chrzest z wody, który jest chrztem nawrócenia, zrobienia porządku w naszej konkretnej sytuacji… tu i teraz. Zapowiada równocześnie inny chrzest – Jezusowy chrzest z Ducha Świętego i ognia (w. 16). To chrzest, który rozpala, daje energię i prawdziwe światło. To chrzest, który spala iluzje i fałszywe wyobrażenia. To chrzest, w którym spłoną „plewy” (w. 17), a rozbłyśnie miłość. Wtedy na pytanie: „Co mamy czynić?” odpowiemy: „Głośmy z weselem, Bóg jest między nami”.