Homilia na II Niedzielę Wielkanocną "C" (28.04.2019)

Ks. Marcin Kowalski

Miłosierny Bóg przychodzi

W Niedzielę Miłosierdzia Bóg ukazuje nam jedną ze swoich najpiękniejszych cech. Dla jednych może się ona wydać skandalem i zaprzeczeniem Jego sprawiedliwości. Dla innych będzie nadmiarem szlachetności, marnotrawstwem i głupotą, naiwnością. Dla jeszcze innych będzie ostatnią deską ratunku, która pozwala zachować resztki nadziei na zbawienie. Miłosierdzie Boże, poruszenie Bożego serca. Czym jest i jak go doświadczyć? Czy jest tylko dla grzeszników? Czy można przeżyć życie i być dobrym chrześcijaninem nie doświadczywszy Bożego Miłosierdzia?


1. Miłosierny Bóg przychodzi przez tych, którzy doświadczyli Miłosierdzia (Dz 5,12-16)

W dzisiejszym pierwszym czytaniu Łukasz przedstawia nam obraz Kościoła pierwszych wieków. Wyraźnie widać w nim obecność Jezusa Zmartwychwstałego. Autor Dziejów Apostolskich mówi o wielu znakach i cudach, które mają miejsce pośród ludu za pośrednictwem Apostołów. Cuda były znakiem rozpoznawczym Jezusa, proroka potężnego w mowie i czynie. Nie kończą się one po Jego wstąpieniu do Ojca. O dziwo, przybywa ich nawet. Ręce Jezusa w przenośni i dosłownie zwielokrotniły się. Teraz działa On przez ręce swoich Apostołów. Wszyscy oni stanowią jedno ciało trwające na modlitwie i nauczaniu, tam gdzie on nauczał, w świątyni. Wzbudzają respekt reszty, lecz nie jest to respekt wykopujący dystans i budzący strach. Lud wysławia ich, a Pan dodaje do ich grona codziennie nowe rzesze wierzących mężczyzn i kobiet.

Co takiego widać było w nich, że budzili powszechny szacunek, radość i wiarę u innych? Przecież byli to wciąż ci sami powołani przez Jezusa prości rybacy, pełni wad, słabi ludzie. To ci sami, którzy zdradzili go podczas procesu i opuścili podczas męki. Arcyzdrajca Piotr przechadza się całkiem pewnie po świątyni, bez szczególnych wyrzutów sumienia. Ba, cieszy się nawet sławą większą niż inni. Od uczniów, którzy towarzyszyli ziemskiemu Jezusowi, obecnych Apostołów dzieli na pierwszy rzut oka niewiele ale równocześnie jest to prawdziwa przepaść. Ci, którzy stoją nauczając w krużganku Salomona to ci sami słabi, kłótliwi, skłonni do zdrady ludzie, którzy zostali jednak głęboko przemienieni. Wszyscy oni, doświadczywszy swojej słabości i grzeszności, doświadczyli także uwalniającej mocy Jezusowego Miłosierdzia. Jak inaczej nazwać gest Pana, który przyszedł do nich po swoim zmartwychwstaniu i nie zrażając się ich niewiarą, cierpliwie przekonywał że żyje? Jak inaczej nazwać Jego postawę wobec nich, kiedy nie wypomina im ich małoduszności i zamkniętych serc, lecz przynosi pokój, pozwala się dotykać i błogosławi? Ostatnim aktem przebaczenia i przemiany ich serc był Duch Święty, którego otrzymali od Zmartwychwstałego.

Nic dziwnego zatem, że ludzie przemienieni doświadczeniem Jezusowego Miłosierdzia przyciągają do siebie innych. Widać w nich autentyczną radość i prostotę serc, których dotknął Bóg. Nie kreują się na herosów, mentorów ani patetycznych przewodników duchowych. Dzielą się z innymi miłosierdziem, którego doświadczyli. Widać w nich bliskość miłosiernego Boga. Ludzie kładą przed nimi na ulicy swoich chorych, biegną z tymi, którzy są dręczeni przez duchy nieczyste, i wszyscy doznają uzdrowienia. Wystarczy, że cień Piotra przesunie się po tych, którzy leżą złożeni niemocą, a ci wstają. Tak spektakularnych cudów nie dokonywał nawet sam Pan. W Piotrze, który jest chyba największym ze wszystkich dłużnikiem Jezusowego przebaczenia, widać ogrom miłosierdzia, które rozlewa się na innych. Miłosierny Bóg przychodzi przez tych, którzy sami doświadczyli miłosierdzia.

2. Miłosierny Bóg przychodzi w swoim Słowie (Ap 1,9-11a.12-13.17-19)

Drugim sposobem, w jaki Boże miłosierdzie może dotknąć ludzkiego serca jest Jego Słowo. Na wyspie Patmos zagubionej na Morzu Egejskim Jan Apostoł przeżywa swoje wygnanie. Z dala od wspólnoty chrześcijańskiej, którą kocha, i dla której jest ojcem, musi mierzyć się z samotnością i opuszczeniem. Targa nim lęk. Wie, że bracia i siostry w wierze, od których został odłączony, przeżywają prześladowania i cierpią. Wiara wielu z nich łamie się. Jego miejsce jest przy nich. Dlaczego Pan pozwolił, aby Jan znalazł się z daleka od swoich? Dlaczego nie pozwolił mu umrzeć śmiercią męczeńską, jak inni? Ile jeszcze trwać będzie czas nieznośnej próby?

Bóg rozumie dobrze czekające, targane lękiem i wątpliwościami ludzkie serce. Jezus po to przecież stał się człowiekiem, aby Bóg mógł nas do głębi zrozumieć, aby Miłosierdzie mogło nas do głębi pojąć. Miłosierny Pan przychodzi do swojego skazańca Jana nie z cudownym uwolnieniem, jak uczynił to w stosunku do Piotra (Dz 12,7-11), ale ze swoim Słowem. Słowo wyzwala równie efektywnie, a nawet znacznie efektywniej, z kajdan ludzkiego lęku i zwątpienia. W dzień Pański, w dzień, w którym wspólnota uczniów łączy się na modlitwie i sprawowaniu Eucharystii, Jan doznał zachwycenia. Usłyszał Słowo Boga tak intensywne, że przemieniło się w wizję oglądaną oczyma wiary i wyobraźni. Siedem złotych świeczników, które widzi Jan, to siedem kościołów do których adresowana będzie jego Księga. To także liczba określająca pełnię wszystkich wierzących w Jezusa. Słowo jest dla Jana i dla całego Kościoła. Ten, który mu się ukazał podobny do Syna Człowieczego, obleczony w złoty pas na piersiach, to sam Pan, uwielbiony Jezus w stroju arcykapłańskim.

Na jego widok Jan, podobnie jak Daniel, prorok Starego Testamentu, pada martwy (cf. Dan 10,9). Według tradycji Starego Testamentu oglądanie Boga przez grzesznika to zapowiedź niechybnej śmierci. Historia zbawienia wkroczyła już jednak w inny eon, w inny czas. Dziś Miłosierny Bóg przychodzi i sam pochyla się nad grzesznikami, pozwala nam siebie oglądać. Przychodzi przez Słowo, które ma moc nadać sens naszemu życiu i śmierci. W Słowie można spotkać tego, który był umarły, a oto jest żyjący na wieki wieków i ma klucze śmierci i Otchłani. Jezus, Słowo Miłosierdzia, będzie tłumaczył Janowi sens obecnych cierpień i ich finał. Tym samym wytłumaczy mu, dlaczego potrzebna Mu była samotność Jana na Patmos. Do tych którzy wołają, tęsknią i pytają, Miłosierny Bóg przychodzi w swoim Słowie.

3. Miłosierny Bóg przychodzi w rodzącej do życia wspólnocie (J 20,19-31)

Stąd już tylko o krok do kolejnego, ostatniego objawienia Miłosierdzia Bożego, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia. Czytamy dziś i oglądamy słynną scenę spotkania Jezusa z jednym ze swoich uczniów, Tomaszem. Chociaż Tomasz oddał życie za Pana i stał się według tradycji ewangelizatorem Indii, wciąż jeszcze nazywamy go niewiernym. To ze względu na zasadniczą wątpliwość, którą pozwolił sobie wyrazić. Po pierwsze zwątpił w to, że historia Jezusa po jego ukrzyżowaniu będzie miała jeszcze jakąkolwiek kontynuację. W tym nie różnił się od innych apostołów. Po drugie, zwątpił w sens wspólnego spędzania czasu (w języku biblijnym trwania) z innymi uczniami Jezusa. Musieli sprawiać fatalne wrażenie: wylęknieni i zamknięci z obawy przed Żydami w czterech ścianach Wieczernika. Po co wzajemnie karmić się swoim lękiem? Po co Tomaszowi taka wspólnota? – tu także łatwo go zrozumieć. Wreszcie, kiedy Apostołowie ujrzeli Pana i podzielili się tym z Tomaszem, ten wyraził ostateczną wątpliwość co do ich zdrowych zmysłów i wiarygodnego świadectwa. Czy naprawdę oglądali na własne oczy Jezusa? A może to efekt zbiorowej halucynacji zapłakanych ludzi zamkniętych razem, którzy marzyli o tym, żeby ich los się odwrócił? Jeśli ja sam nie zobaczę, nie uwierzę – rzuca im na odchodne Tomasz.

Trudno się jego reakcji dziwić. Nie dziwi się jej także Jezus, który ósmego dnia przychodzi znów do Wieczernika i znajduje tam Tomasza. Jezus z ogromną łagodnością traktuje swojego opornego Apostoła. Pozwala mu dotykać swojego boku i rąk, poczuć trany i miejsca po gwoździach. Chce przekonać Tomasza, rozumie jego niedowierzanie ale nazywa je także po imieniu - niedowiarku. Mamy tu kolejne, podobne do tych, o których mówiliśmy wcześniej, objawienie Miłosierdzia Boga, które przebacza, przygarnia i rozumie ludzkie ograniczenia. W tej scenie jednak Miłosierdzie Boże przybiera jeszcze inne cudowne oblicze. To oblicze apostołów, którzy stoją w milczeniu przypatrując się, jak Tomasz spotyka Zmartwychwstałego. Doskonale wypełnili swoją rolę. Na początku nie zniechęcili się do brata, których pogardził nimi i uznał za nieciekawe towarzystwo. Znieśli także jego lekceważenie dla świadectwa, jakie mu dawal; dla wiary, jaką próbowali się z nim podzielić. Mogli go wówczas surowo upomnieć lub zwyczajnie, kolokwialnie rzecz ujmując, postawić na nim krzyżyk, wyłączyć ze swego grona, wykluczyć ze wspólnoty.

O niczym takim w Ewangelii Jana nie słyszymy. Zamiast tego mamy wspólnotę, która łagodnie i cierpliwie znosi trudne poszukiwania Tomasza i nie odstrasza go od siebie. Niezwykłym jest fakt, że kiedy gromadzą się razem ósmego dnia Tomasz jest już z nimi. Coś jednak musiało go przekonać, aby pojawić się w Wieczerniku. Czy była to ich pełna cierpliwości miłość? Ostatecznie oczyma wyobraźnie możemy zobaczyć ich w końcowej scenie jak asystują przy spotkaniu Tomasza z Jezusem. Możemy wyobrazić sobie radość bijącą z ich twarzy. To jeden z najpiękniejszych obrazów wspólnoty Kościoła, jaki znajdujemy w Nowym Testamencie. Wspólnota ta gromadzi się ósmego dnia – to aluzja do Eucharystii, którą pierwsi chrześcijanie celebrowali w niedzielę. Eucharystia powinna gromadzić miłosiernych, i dawać siłę do cierpliwego znoszenia innych oraz do przebaczania im. Miłosiernego Boga można znaleźć we wspólnocie miłosiernych, we wspólnocie Kościoła, która rodzi do życia.

Aplikacja

Podsumowując, w Uroczystość Miłosierdzia Bożego ukazuje się nam ono w potrójnym wymiarze.

1) Po pierwsze Miłosierny Bóg przychodzi nie przez doskonałych etycznie i samowystarczalnych chrześcijan ale przez tych, którzy sami czują się grzesznikami i dłużnikami Bożego miłosierdzia. Upadek i zdrada apostołów sprawiły, że ostatecznie musieli oni rzucić się w ramiona Jezusowego Miłosierdzia i na nim budować swoje życie i misję. Jeśli wciąż jeszcze mam problem z uznaniem swoje grzeszności i niewystarczalności, nie doświadczyłem zapewne Bożego miłosierdzia. Może to także jest przyczyną że świadectwo mojego życia nie przekonuje ani mnie ani innych?

2) Po drugie, Miłosierny Pan przychodzi dziś do mnie w swoim Słowie i prosi, abym zaufał jego mocy. Słowo ma moc nadać sens mojemu życiu i przemijaniu, radościom ale także temu z czym tak trudno mi się pogodzić – samotności, oczekiwaniu, próbie i cierpieniu.

3) Po trzecie – Miłosierny Bóg czeka na mnie we wspólnocie miłosiernych, w swoim Kościele. Czeka podczas każdej Eucharystii, czeka w sakramencie przebaczenia. Czeka i rozumie moje wahanie oraz zmagania w wierze. Czeka i przynagla. Przecież kiedyś muszę podjąć decyzję czy chcę należeć do wspólnoty miłosiernych, do Kościoła, w którym On żyje.