Homilia na IV Niedzielę Wielkiego Postu "C" (27.03.2022)

Uczta radości

Duchowy pokarm pozwala nam żyć w stanie łaski i dążyć do Boga. Jego brak powoduje, że nasza wiara zamiera, tak jak ciało pozbawione pokarmu. Biblijne obrazy ukazują nam, jak Bóg nas prowadzi ku wiecznej uczcie, którą chce dzielić ze swoimi dziećmi.

Uczta paschalna

Pascha, ustanowiona w Egipcie jako znak wyzwolenia, ma w dzisiejszym pierwszym czytaniu zupełnie inny smak. W Egipcie pierwsza pascha łączyła się jeszcze z niewolą, niebezpieczeństwem. Była jednocześnie zapowiedzią przyszłych łask. W Kanaanie pierwsza pascha była celebrowaniem wolności, która się zrealizowała. Dzięki pomocy Boga Izraelici wchodzili do Ziemi Obiecanej i żywili się plonami tej ziemi. W kontekście radości warto wspomnieć jednak smutną prawdę: nie wszyscy weszli do Ziemi Obiecanej. Wyzwolenie dokonane przez Boga musi być dopełnione przez osobiste wyzwalanie się z grzechów, nawrócenie, zawierzenie Bogu. Ci wszyscy, którzy szemrali, chcieli wracać do domu niewoli, czcili bożki na pustyni – nie mogli spożyć paschy w Ziemi Obiecanej.

Uczta niebiańska

Młodszy syn pokonuje drogę odwrotną do tej z pierwszego czytania: z domu ojca udaje się do domu niewoli. Jego decyzja o opuszczeniu domu pokazuje, że można znudzić się dobrocią ojca i szukać nowych doświadczeń z zupełnie niezrozumiałych powodów. Owa odległa kraina, w której żyją nieczyste zwierzęta, a jej mieszkańcy są zupełnie obojętni na los drugiego człowieka, a nawet traktują go gorzej od świń, przypomina piekło, gdzie rządzi wrogość i brak jakiejkolwiek życzliwości i troski o drugiego. 

Gdzie znajdowała się owa odległą kraina, do której udał się młodszy syn i roztrwonił swoją część majątku? Ewangelie nie wspominają ani jej nazwy, ani nawet ogólnej lokalizacji. Być może dlatego, że ta kraina wcale nie musi być odległa pod względem geograficznym. Każdy z nas otrzymał od Ojca Niebieskiego niezliczone dary. A jednak oddaliliśmy się od Niego i to w sposób bardziej dramatyczny niż Adam i Ewa. Oni zostali wygnani z raju, my natomiast – w synu marnotrawnym – odeszliśmy od Boga z własnej woli, na przekór jego miłości. Nie musieliśmy jechać gdzieś daleko. Tą odległą krainą, gdzie roztrwoniliśmy dary Ojca może być nasze własne serce, a „jednym z obywateli tej krainy”, do którego przystaliśmy na służbę – może być nasze „ego”.

W najgłębszej przepaści grzechu i rozpaczy syn doświadcza szczególnego rodzaju obrzydzenia: brzydzi się samym sobą. „Nie jestem godzien nazywać się Twoim synem” – czyli innymi słowy: widzę, że stałem się kimś innym, nie poznaję samego siebie, nie pasuje do mnie określenie „syn”. Do tej pory kierowała nim pycha: nie wracał, bo wstydził się, co powie starszy syn, co powie ojciec, co powiedzą inni domownicy. Wolał pozostać anonimowy, służąc jako pastuch świń. Teraz uświadamia sobie sytuację, w której się znalazł. Co więcej – dostrzega, że utracił coś o wiele cenniejszego niż majątek, którym obdarował go Ojciec. W swoich własnych oczach utracił synostwo. A jednak w oczach Ojca zawsze pozostawał synem, na którego czekał z utęsknieniem. Ojciec nie wypomina mu niewierności, nie strofuje i nie każe zwrócić utraconego majątku. Wprost przeciwnie – każe przynieść najlepszą szatę, pierścień i sandały. Nie tylko przywraca go do pierwotnej godności, ale urządza taką ucztę, jakiej nigdy nie było w jego domu.

Jezus Chrystus, biorąc na siebie nasze grzechy, doświadczył największego upokorzenia. Do tego stopnia, że woła do swego Ojca: „Czemuś mnie opuścił?” W ten sposób wchodzi w sytuację naszego oddalenia od Boga, by stać się dla nas drogą powrotu do Ojca. To właśnie dzięki Niemu, którego zmartwychwstałe ciało Ojciec przyodział w szatę chwały a Jego chwalebne rany na dłoniach i stopach uczynił wiecznymi znakami zbawienia, również i my możemy otrzymać od Boga „najlepszą szatę, pierścień na rękę i sandały na nogi”. I dzięki temu, że jak baranek dał się poprowadzić na zabicie, możemy radować się ucztą niebiańską, którą jest Eucharystia.