Lectio divina Niedziela Trójcy Przenajświętrzej "A" (18.05.2008)

Miłość Boga i narodziny wiary!

             Ciekawe, że na Niedzielę Trójcy Świętej roku liturgicznego „A” Kościół daje nam fragment Ewangelii Janowej, w którym Jezus w rozmowie z Nikodemem mówi, że miłość Ojca do świata (człowieka) skłoniła Go do „dania” światu Swego Syna, by go zbawił. Jest więc mowa o Ojcu i Synu, a gdzie szukać Trzeciej Osoby Boskiej? Duch Święty to uosobiona miłość między ojcem i Synem. Ta Miłość ma zstąpić na świat według planu Ojca zrealizowanego przez Syna. Pięknie dzisiejsza perykopa ukazuje „życie wewnętrzne Boga”, życie, które jest w Bogu, który daje się nam poznać nie jako niedostępny Absolut, ale Wspólnota Miłości Osób boskich.
            Dlaczego świat potrzebuje Miłości Boga?

   „Grzech natury” i jego konsekwencje.
             Opowieść o wydarzeniu w rajskim ogrodzie odsłania tragiczne następstwa odrzucenia Ojca, którymi są wewnętrzny nieład w człowieku i zerwanie harmonii między mężczyzną a kobietą, pomiędzy bratem a bratem /por. Rdz 4, 8/. Podobnie w Nowym Testamencie pełna wymowy jest ewangeliczna przypowieść o dwóch synach, którzy na różny sposób oddalają się od ojca, wykopując przepaść między sobą / por. Łk 15, 11-32/. Odrzucenie ojcowskiej miłości Boga i Jego daru miłości zawsze leży u podstaw grzechu, który sprowadza śmierć na człowieka dokonującej zniszczeń w jego naturze /por. Rz 6, 23/, a w konsekwencji wszelkich podziałów w łonie ludzkości. Grzech pierworodny w żadnym potomku Adama nie posiada charakteru winy osobistej. Jest on pozbawieniem łaski uświęcającej w owej naturze, która przez winę prarodziców została zrzucona ze swego poziomu nadprzyrodzonego. Jest to „grzech natury”. Łaska uświęcająca przestała stanowić nadprzyrodzone wzbogacenie tej natury, którą prarodzice przekazali wszystkim swoim potomkom, dlatego człowiek poczyna się i rodzi się bez łaski uświęcającej, dzięki której można nawiązać osobistą relację z Bogiem i w niej trwać. Od tej chwili natura ludzka jest upadła, ogołocona z łaski, w którą była przyobleczona, zraniona w swoich własnych siłach naturalnych i znajdująca się pod panowaniem śmierci, która przeszła na wszystkich ludzi.
         
 Ta rzeczywistość niezwykle wymownie ukazana jest na kartach Księgi Rodzaju w opisie zabójstwa Abla, którego zabił jego brat Kain. Nabiera ono w tym miejscu znaczenia paradygmatu. Historia ta bowiem powtarza się od tamtej chwili nieustannie, zapisując swoje żniwo w księdze dziejów ludzkości. Analizując to wydarzenie widać, że jednym z pierwszych jego owoców jest podeptanie więzi pokrewieństwa „duchowego” wynikającej z równej godności osobowej, która łączy ludzi w jedną wielką rodzinę. Innym skutkiem jest podeptanie pokrewieństwa „ciała i krwi”. Dokonuje się to wtedy, gdy zagrożenie życia powstaje w relacjach między rodzicami i dziećmi (aborcja, eutanazja). Wynikiem zerwania przymierza miłości z Bogiem jako Ojcem, jest przemoc, która rodzi się w sercu człowieka, a u jej korzeni leży „ustępstwo na rzecz logiki Złego”, to znaczy tego, który „od początku był zabójcą” /por. J 8, 44/. Tak więc zabójstwo brata od zarania historii jest smutnym świadectwem tego, z jak przerażającą szybkością szerzy się zło. Bunt człowieka przeciw Bogu w ogrodzie Eden pociąga za sobą śmiertelną walkę człowieka przeciw człowiekowi. Kara, jaka spada na człowieka ma charakter dwuwymiarowy. Jest on odrzucony od oblicza Bożego, przeklęty przez Boga, i jest przeklęty przez świat, nad którym miał panować /por. Rdz 4, 11-12/. Zostaje odmienione środowisko życia człowieka. Ogród „Eden” – kraina obfitości i życzliwych relacji między ludźmi i przyjaźni z Bogiem, staje się „krajem Nod” – miejscem ”nędzy”, samotności i oddalenia od Boga /por. Rdz 4, 16/. Niepewność i niestałość losu stają się udziałem człowieka na zawsze /por. Rdz 4, 14/.
             Tak nakreślona kondycja ludzka po grzechu jest sposobnością do odkrywania Boga w Jego miłości i miłosierdziu. Bóg nie pozostawia człowieka w śmierci, w jego nieszczęściu, na pastwę jego zwierzęcej dzikości, która wyparła zeń ludzką łagodność, lecz wychodzi mu naprzeciw w obietnicy z Protoewangelii /Rdz 3, 15/ zapowiadając Niewiastę i Jej Potomstwo, które zmiażdży głowę węża usuwając przeszkodę zagradzającą drogę do Ojca.  

              w. 16 „
Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał”  
             
Dzięki Staremu Testamentowi dziedziczymy nie tylko bogactwo wyrażeń, jakich Księgi te używały dla określenia miłosierdzia Bożego (hestet, rahamim), ale zarazem swoistą oczywiście antropomorficzną „psychologię” Boga, a więc przejmujący obraz Jego miłości, która w spotkaniu ze złem, a w szczególności z grzechem człowieka i ludu objawia się jako miłosierdzie. Odnoszony do Boga na kartach Starego Testamentu tytuł „Ojciec” wyraża nade wszystko stwórczą moc, opiekę i władzę Boga oraz siłę, z jaką podtrzymuje On wszelkie życie. Tytuł ten podkreśla mocno zarówno ojcowską jak i macierzyńską dobroć Boga, który będąc pełnym troskliwości Stwórcą, opiekuje się swoim ludem i realizuje względem niego swój plan zbawczy.
           Co „przeżywa” Bóg, będąc Miłością?
           Czy i co przeżywa Bóg, będąc miłosierny? Co w Nim samym oznacza tajemnica miłości miłosiernej? Tradycyjny sposób mówienia o Bogu nie pozostawiał miejsca na tego rodzaju pytania. Klasyczna myśl teologiczna z rezerwą odnosiła się do idei Boga cierpiącego. Z góry zakładano, że Bóg w swoim wiecznym, niezmiennym i szczęśliwym istnieniu nie może cierpieć. Jest istotą ze wszech miar doskonałą i obca jest jej wszelka niedoskonałość. Idea Boga cierpiącego byłaby zatem całkowitym absurdem, który grozi ruiną myśleniu religijnemu. To dość powszechnie podzielane stanowisko napotyka jednak na poważne trudności. Najpierw wynika to z faktu, że jest wiele świadectw biblijnych mówiących o cierpieniu i smutku Boga. Próby traktowania tych wypowiedzi tylko jako antropomorfizmów całkowicie odrębnej rzeczywistości Boga są nieuzasadnione. Z drugiej strony wiąże się to z pojęciem grzechu rozpatrywanego w aspekcie obrazy i zniewagi Boga. Jeśliby przyjąć, że Bóg nie cierpi i nie może cierpieć, wtedy grzech staje się rzeczywistością nie dosięgającą w żaden sposób Boga, a więc sprowadzającą się wyłącznie do faktu ludzkiego nieposłuszeństwa. W konsekwencji prowadziłoby to również do zubożenia obrazu Boga, do uczynienia z Niego istoty absolutnie niewrażliwej i jakikolwiek realny kontakt z Nim wydawałby się praktycznie niemożliwy (S. Nagy). Bóg nie jest oddalony od ludzi i ich odczuć, lecz jest Istotą żywą, wrażliwą, doświadczającą przeżyć we właściwy sobie sposób.  
          Świadectwo Starego Testamentu
          Już Stary Testament przedstawia Boga, który „widział nędzę swojego ludu w niewoli, słyszał jego wołanie, poznał jego udrękę i postanowił go uwolnić”; w którego miłosierdziu „ujawniają się wszystkie odcienie miłości”; który „gdy /.../ rozgniewany niewiernością swojego ludu chce z nim ostatecznie zerwać, wtedy litość i wspaniałomyślna miłość do niego przeważa nad gniewem”. Ukazany w ten sposób obraz Boga nie ma nic wspólnego z odległym od człowieka i jego spraw zimnym i niedostępnym Absolutem, lecz przeciwnie, jest Bogiem otwartym, głęboko i różnorodnie przeżywającym wszystko, co dotyczy losu ludzkiego. Cierpienie człowieka dotyka w tajemniczy sposób samego Boga, „porusza (Jego) wnętrzności” /Jr 31, 20/. Podobny jest w tym do zatroskanej matki /Iz 46, 3-4; Oz 11, 3-4/. Choć jest Bogiem, a nie człowiekiem /Oz 11, 9/, łączą Go z ludźmi prawdziwe „więzy miłości” /Oz 11, 4/. Bliskie są Mu wszystkie utrapienia narodu. Potrafi również umacniać i pocieszać lepiej niż matka i ojciec, ponieważ sam współcierpi z człowiekiem. Istnieje w Bogu tajemnicze współczucie dla wszystkich cierpiących. Zakłada ono zdolność do prawdziwego współcierpienia, które nie jest sprzeczne z Jego Boskim szczęściem. 
            Świadectwo Nowego Testamentu
            Nowy Testament ukazuje obraz Boga współczującego, żywo reagującego na cierpienie ludzkie. Najbardziej wymowną ilustracją tego obrazu jest właśnie ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym. Rysujący się w taki sposób obraz Boga stanowi fragment prawdy o przymierzu „Boga z ludzkością, Boga z człowiekiem, z każdym człowiekiem” (Jan Paweł II). Bóg takiego przymierza jest Bogiem głęboko odczuwającym to, co spotyka Go od człowieka, partnera tego przymierza. Obraz Boga cierpiącego ukazany jest także na drodze bezpośredniego przypisywania Mu przeżyć bólu, smutku, zatroskania. Komentując przypowieść o synu marnotrawnym Papież Jana Paweł II w Dives in misericordia (nr 5) stwierdza, że lekkomyślny syn „dotknął i obraził /.../ ojca całym swoim postępowaniem”, a to z kolei „nie mogło być obojętne dla ojca. Musiało go boleć. Musiało go w jakiś sposób obciążać”. Ponieważ przypowieść pomyślana była przede wszystkim jako ilustracja prawdy o Bogu, trzeba więc widzieć w niej także przekonywującą wskazówkę przemawiającą za tezą o Bogu cierpiącym.  
            Podstawą nieobojętności Boga Ojca na ludzkie cierpienia jest Jego miłosierdzie, otwarta na „zranienie” ludzką nędzą Miłość. Cierpienie Boże wiąże się z Jego miłością do człowieka i z godzącą w tę miłość ludzką niewdzięcznością, która w bolesny sposób dotyka Boga. Odmowa i odtrącenie muszą w jakiś Bogu tylko wiadomy sposób dosięgać Jego samego. Cierpienie Boga w tym momencie nie jest niedoskonałością i znakiem słabości, ale jest znakiem niezmierzonej pełni, mocy i wolności. Bóg cierpi inaczej niż człowiek, przyjmuje cierpienie z miłości do ludzi, współcierpi razem z nimi. Jest to nade wszystko cierpienie wynikające z miłości, a nie narzucone od zewnątrz czy pochodzące z braków Jego natury. Cierpienie w Bogu pochodzi z Jego osobowej i udzielającej się miłości. Nie należy ono do samej istoty Boga. Jest skutkiem Jego osobowej miłości, ogarniającej wszystkie stworzenia. Jeżeli istnieje w Bogu cierpienie, to jest to cierpienie Boga – Miłości. Doskonałość natury Bożej zatem nie wyklucza cierpienia, zwłaszcza zaś cierpienia aktywnego, przyjętego dobrowolnie. Bóg niezdolny do cierpienia nie mógłby prawdziwie miłować i byłby pod tym względem uboższy niż człowiek (J. Majewski). 

             Dar dla świata z „Głębokości Bożych”
             Głębokości Boże przenika Duch Święty, którego misją jest „przekonywać świat o grzechu” /por. J 16, 8/. Ojciec Święty Jan Paweł II mówi, że przekonywać o grzechu oznacza objawiać cierpienie, objawiać ból, niepojęty i niewyrażalny, jaki z powodu grzechu w jego antropomorficznej wizji Pismo Święte dostrzega w „głębokościach Bożych”, niejako w samym sercu nieogarnionej Trójcy. Papież podkreśla, że Kościół czerpiąc natchnienie z Objawienia naucza, iż grzech jest obrazą Boga. Kwestią pozostaje to czym jest owa „obraza” w niezgłębionym życiu Ojca, Syna i Ducha Świętego i związane z nią odrzucenie Ducha, który jest Miłością i Darem. Pojęcie Boga, jako Bytu absolutnie doskonałego, wyłącza oczywiście wszelki ból pochodzący z braku czy zranienia, jednakże w „głębokościach Bożych” jest miłość ojcowska, która w języku biblijnym wobec grzechu człowieka posuwa się aż do słów: „żal mi, żem stworzył człowieka”. „Kiedy /.../ Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi /.../ żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się /.../.Pan rzekł:/.../ „żal mi, że ich stworzyłem”. Najczęściej jednak Pismo Święte mówi o Ojcu, który współczuje człowiekowi, dzieląc jakby jego ból. Ostatecznie ów niezgłębiony i niewypowiedziany „ból” Ojca zrodzi nade wszystko całą przedziwną ekonomię miłości odkupieńczej w Jezusie Chrystusie, ażeby poprzez mysterium pietatis („tajemnicy miłości Bożej”) Miłość mogła się okazać potężniejsza od grzechu w dziejach człowieka. Ażeby zwyciężył <Dar>” (DV 39). Według Jana Pawła II, ludzkie zło, grzeszna inicjatywa człowieka nie pozostaje bez „odpowiedzi” Boga. Grzech staje się Jego „obrazą”. Jeśli ludzki grzech powoduje „ból” Boga, to po stronie doznającego obrazy Boga rodzi się niepojęte, iście Boskie cierpienie. W kontekście papieskich rozważań o matczynym rysie miłości miłosiernej Ojca, można powiedzieć, że cierpi On tak jak matka, której serce boleje z powodu zejścia jej dziecka na drogę zła. Postępowanie takiego dziecka nie tyle rodzi w jej sercu poczucie gniewu, ile miłosierdzie, które pochyla się nad nim i w bólu przekonywa o potrzebie nawrócenia. Nawrócenie to nie ma na celu uśmierzenia gniewu matki, ale służąc dobru dziecka, zarazem staje się prawdziwym lekiem na jej ból, leczy jej cierpienie. „Szczęście” Boga Ojca, zdaje się mówić Papież, spoczywa w rękach człowieka. Bóg Ojciec nie przekonuje grzesznika do nawrócenia, rażąc go cierpieniami, ale z głębi swojego cierpienia posyła do człowieka Ducha – Miłość /por. Flp 2, 1/. Ten, kto daje się przekonać tej Miłości, staje się niejako dobroczyńcą Boga.

            Niewysłowiony Dar miłości Boga w Krzyżu Chrystusa


Cierpienie dotyka Boga w szczególny sposób w tajemnicy Krzyża, która sięga poza wymiary czasu, w wieczną teraźniejszość Boga. „Boski wymiar Odkupienia pozwala nam /.../ odsłonić głębię tej miłości, która nie cofa się przed wstrząsającą ofiarą Syna, aby uczynić zadość wierności Stwórcy i Ojca wobec ludzi stworzonych na Jego obraz i od początku wybranych do łaski i chwały” (DiM 7). Aby uchwycić sens tego bólu obecnego w Bogu, trzeba powrócić do „Początku” przypominając, że śmierć jest owocem drzewa poznania dobra i zła, jest owocem grzechu /Rdz 2, 17/. Człowiek stworzony z prochu ziemi po grzechu usłyszał słowa brzmiące jak srogi wyrok: „z prochu jesteś i do prochu wrócisz” /Rdz 3, 19/. Równocześnie jednak, słowa te są pełne cierpienia. Wyrażają one bowiem zapowiedź męki Syna Bożego, kiedy woła: „Abba, Ojcze!...oddal ode mnie ten kielich!” /Mk 14, 36/. Dlatego wyrok, który usłyszał człowiek, ukrywa w sobie ból Boga. Nie można zrozumieć powodu, dla którego człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże ma wrócić do prochu ziemi, jeśli nie dostrzeże się w tych słowach wielkiego bólu Boga, bólu miłości: „I Jahwe zapalił się zazdrosną miłością ku swojej ziemi, i zmiłował się nad swoim ludem” /Jl 2, 18/. „Miłość może być zazdrosna z powodu wielkości Stwórcy i Ojca zazdrosnego, ponieważ tak umiłował świat ..., i w tym świecie tak umiłował człowieka, że stworzył go na własny obraz i podobieństwo” (Jan Paweł II). Jest to miłość zazdrosna o obraz i podobieństwo Boże zgubione i przekreślone w człowieku przez grzech. Zazdrosna miłość Boga oznacza w tym przypadku gotowość na wszystko, by odzyskać i odtworzyć zniszczone dobro i zaćmione piękno tego obrazu i podobieństwa Bożego, jakim jest człowiek. Ból Boga – Stworzyciela i Wielki Piątek Zbawiciela łączą w sobie ową miłość, która ponownie rodzi dobro, ponownie rodzi życie. Męka i ból, jakie stały się udziałem Boga-Człowieka są tego wyrazem. Scharakteryzowane powyżej cierpienie jest niewątpliwie cierpieniem przede wszystkim Chrystusa, wcielonego Syna Bożego, ale nie wyłącznie. Niejako na drugim planie wyłania się wielki „Drugi cierpiący”, a więc jeszcze jeden uczestnik wstrząsającej ofiary Syna - osoba Ojca. Ojciec nie cofnął się przed koszmarem męki swojego Syna i nie oszczędził Go, ale z powodu miłości do człowieka, grzechem i jego konsekwencjami obarczył Syna. Dlatego ofiara umiłowanego odwieczną miłością Syna nie mogła być odbierana przez Ojca obojętnie bez przeżywania jakiegoś swoistego z Nim współcierpienia. Prawda, że Ojciec powodowany wierną miłością wobec człowieka wydaje swojego Syna na mękę i śmierć, nie mogła kochającego Ojca boleśnie nie dotykać. Cierpienie Ojca w Jezusowej męce jest więc punktem wyjścia tajemnicy Jego miłosierdzia, bowiem współcierpienie Ojca z cierpiącym Chrystusem w jeszcze jaskrawszym świetle ukazuje ogrom Jego miłości do człowieka. Miłość ta bowiem nie tylko powoduje ze strony Ojca poświęcenie Syna, ale sprawia, że w tym poświęceniu posiada On swój udział (S. Nagy). Jan Paweł II widział w tym doświadczeniu bólu w Bogu udział wszystkich Osób Boskich. Tak jak w Starym Testamencie kilkakrotnie jest mowa o „ogniu z nieba”, który spalał ofiary składane przez ludzi /por. Kpł 9, 24; 1 Krl 18, 38;2 Krn 7, 1/, tak przez analogię można powiedzieć, że Duch Święty jest „ogniem z nieba” działającym w głębi tajemnicy Krzyża. Pochodząc od Ojca, skierowuje On ofiarę własną Syna do Ojca, wprowadzając ją w Boski wymiar trynitarnej komunii. Jeśli zatem grzech zrodził cierpienie, to „teraz ból Boga — owo cierpienie — zyskuje poprzez Ducha Świętego swój ostateczny ludzki wyraz w Chrystusie ukrzyżowanym. Oto paradoksalna tajemnica miłości: w Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie: <nie wierzą we Mnie>! I równocześnie z głębi tego cierpienia, a pośrednio — z głębi grzechu, że <nie uwierzyli> — Duch wyprowadza nową miarę obdarowania człowieka i stworzenia od początku. W głębi tajemnicy Krzyża działa Miłość, która przywodzi człowieka na nowo do uczestnictwa w życiu, jakie jest w Bogu samym” DV 41).
           Przez mękę i śmierć Chrystusa Bóg zespolił się najgłębiej z ludźmi w cierpieniu, opuszczeniu i uniżeniu. Jego solidarność z człowiekiem, zdolność do współcierpienia z nim jest niepojęta. Obrazowo mówiąc, każde cierpienie ludzkie znajduje w Bogu jakiś trudny do określenia oddźwięk. Nie pozostaje On na nie obojętny i nieczuły. W ten sposób ukazuje się tym pełniej bezmiar Boga, który pozostaje Bogiem człowieka także w swojej zdolności do współcierpienia (Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei).  Wydaje się więc, że miłosierdzie zapodmiotowane w osobie Boga Ojca objawia Jego prawdziwe oblicze, mieniąc się wszystkimi odcieniami miłości, zaś Jego wierność samemu sobie, swojej ojcowskiej miłości „skazuje” Go na troskę o godność człowieka, na poświęcenie i cierpienie, by odzyskać jego synostwo.

          MEDITATIO
 
        
          Jaki obraz Boga mam przed swoimi oczami?  
          Co o Nim dotychczas myślałem?  
          Co zwłaszcza przychodziło mi na myśl na temat Boga, gdy stawałem w obliczu cierpienia: czyjegoś, własnego? 
          Bóg rzeczywiście może mi współczuć? 

          CONTEMPLATIO
 

          Jakaż głębia miłości Boga i Jego miłosierdzia wyłania się z tego fragmentu ewangelii w ten sposób oczytanej?
         
Jaki zachwyt ogarnia umysł i serce, gdy się poczuje wszystkie odcienie miłości i całe zaangażowanie Osób Boskich w szczęście człowieka! 
          Jaka rodzi się odpowiedź: Jest nią WIARA?  


                                                                                        Ks. Robert Muszyński, Lublin
  Szkoła Formacji Duchowej