"Bliskość Pana i głębia Słowa" - konferencje biblijne (3: Łk 23, 33-49 )

Andrea Mantegena, Kalwaria, 1456-59. Muzeum Louvre, Paryź. Pobrano ze strony: CGFA - http://cgfa.floridaimaging.com/mantegna/mantegn9.jpgDziś będziesz

ze Mną w raju!

Miłosierdzie potrafi

zaskoczyć

Tekst rozważany: Łk 23, 33-49

Miłosierdzie Boga zaskakuje. Potrafi zaskoczyć, zszokować, bo Bóg ma pomysły. Nie moje ciasne myślenie, stereotypy, przyzwyczajenie, rutyna, bezmyślny pacierz, ale pomysłowość Boga. Dobrze, że nie mam pomysłów. Mówię tylko jedno: Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Tylko tyle mogę Ci powiedzieć, Panie... Ja Ci nie podpowiem wersji życia... Dziś będziesz ze Mną w raju. Dziś! Teraz jest czas właściwy, teraz czas zbawienia. Dziś się dzieją rzeczy najważniejsze. Nie kiedyś, w przyszłości, gdy rozwiążesz sobie ten problem, gdy będziesz piękniejszy, bardziej zasobny, zaradny, w związku z innym człowiekiem, ale teraz, droga siostro i drogi bracie! W tej chwili przechodzi Pan! W tej chwili dzieją się rzeczy najważniejsze! Teraz!

Przywołując Ducha Świętego, mamy wynikającą z wiary pewność, że jesteśmy pod dobrymi skrzydłami. Ta pewność, wyrażająca się na przykład w jakiejś myśli, nastawieniu, uczuciu czy w nastroju, jest tą myślą, tym stanem, za którym powinniśmy podążać. Nawet gdyby naokoło nas, w nas, przez nas czy obok nas dokonywały się różnego rodzaju mącenia czy mataczenia zła, gdy wołamy Ducha Pana, wiemy, że On przychodzi. Jest większy od mataczenia zła. Trzyma i broni nas to, że Duch Święty, którego Jezus wywalczył dla nas za cenę swojej męki, zmartwychwstania i wniebowstąpienia, jest potężniejszą siłą od tego, co wydaje się nam teraz silniejsze od zasłuchania w słowo.

Przysłuchujemy się nauczaniu Jezusa kierowani motywem: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa i: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć.

Pragniemy naszą uwagę i starania o to, aby spotkać Pana w słowie, skoncentrować na miłosierdziu, które potrafi zaskoczyć i to podwójnie, a nawet w jakiś sposób zaszokować.

Na wstępie trzeba powiedzieć, że jeżeli uważamy, że Pan Bóg niczym nas nie zaskoczy, a już na pewno nie miłosierdziem, to nie mamy do czynienia z Panem Bogiem i nie mamy do czynienia z Jego miłosierdziem.

Jeżeli takie przekonania budzą się w nas i są silne – a zazwyczaj są, bo często czerpiemy je ze zranień, rozczarowań, którymi naznaczone są nasze relacje z innymi i z Panem Bogiem – to mówimy na samym starcie, że są to błędne przekonania. Żyjemy w towarzystwie kłamstw. W takim towarzystwie – w towarzystwie złoczyńców, bo to zło czyni w nas kłamstwo – zbliżamy się do Chrystusa, prowadzeni mocą Jego Ducha.

Wchodzimy w klimat Bożych słów wsparci tekstem Listu do Hebrajczyków: Strzeżcie się, abyście nie stawiali oporu Temu, który do was przemawia. Wchodzimy w klimat słów, które opisują, relacjonują to, co działo się od momentu dojścia Jezusa na miejsce zwane Czaszką – po hebrajsku Golgota – aż do momentu, kiedy towarzyszące widowisku tłumy wracają do swoich domów, bijąc się w piersi, kiedy znajomi – ci, którzy słuchali Jezusowej nauki, doświadczali mocy wypływającej z Jego słów, również niewiasty – przypatrują się temu, kontemplują, zastanawiają się, wchodzą w to, co się stało.

Jesteśmy przedzieleni czasem, który charakteryzują dwa sformułowania wypowiedziane przez Chrystusa – w momencie ukrzyżowania zwraca się do Ojca i kończy swoje życie, również to czyniąc. Udajemy się zatem w tę wędrówkę. Wychodzimy poza Jerozolimę – uciekamy z niej, właściwie wyganiają nas z Jerozolimy razem z Jezusem. Niedawno witano Go śpiewem Hosanna – witaj Królu pokoju, Synu Dawida. Teraz Jerozolima pozbywa się tego Króla. Wzniesienie oddalone od Jerozolimy, wyjście poza mury, świadczą o tym, że Chrystus został wypędzony, wyrzucony poza miasto.

Jesteśmy zatem świadkami wyrzucenia, wyjścia poza miasto i ukrzyżowania Jezusa i złoczyńców. Ukrzyżowania – przypomnijmy to z całą mocą – czyli przekleństwa. Przeklęty, kto został powieszony na drzewie – mówi księga Starego Testamentu. Krzyż to przekleństwo, na które skazywano największych zbrodniarzy i przestępców. Nie bójmy się pomyśleć współczesnymi kategoriami – to kara dla dzisiejszych pedofilów, wielokrotnych gwałcicieli i brutalnych morderców. Tak zostaje potraktowany Chrystus, na taką karę się Go skazuje, tak się ocenia Jego styl życia, tak powinien skończyć według ludu, który domagał się śmierci.

Ukrzyżowanie, czyli największe przekleństwo, jest po ludzku rzecz biorąc kompromitacją Boga. Jeżeli, Panie Boże, masz tylko tyle do powiedzenia mojemu życiu, to ja od razu Ci dziękuję... Jest to kompromitacja Boga, po ludzku rzecz ujmując, ale z drugiej strony – w świetle Bożego planu zapowiadanego w Jego słowie – jest to początek królowania.

Pamiętamy może scenę z Pasji wyreżyserowanej przez Mela Gibsona – kiedy Jezus upada pod krzyżem i Maryja dobiega do Niego po swego rodzaju zmieszaniu. Jezus mówi jej jedno zdanie: Teraz wszystko czynię nowe. W tej chwili dokonuje się rzecz nowa.

To początek królowania. Jezus wstępuje na tron. Jest zaliczony do grona złoczyńców. Wchodzi w ich położenie, bo mówi Pismo: Ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie.

Jezus wchodzi w to położenie. Godzi się na nie. Nikt Mu życia nie odbiera. On ma moc je oddać, ma moc je na nowo odzyskać. I nie jest sam, jest z Nim Jego Ojciec – Bóg, którego nazwać Ojcem pozwolił również i nam. Podejmuje dobrowolnie ofiarę. Używa swojej wolności po to, by służyć i to szaleńczo służyć do końca, do śmierci, do zmasakrowania, do oplucia, do wyszydzenia, do zdarcia szat, do przebicia serca – do końca. Używa swojej wolności, by służyć. W Chrystusie Bóg jest rozbrojony, ma tylko miłość. Używa swojej wolności do służenia.

Władza, jaką ma, to miłość do końca. Nie jest to wersja Mesjasza, Zbawiciela, zaplanowana przez człowieka. Nie jest to wersja według wyobrażeń i oczekiwań człowieka. Zbawienie pochodzi od Boga, który godzi się przyjąć karę, na którą my zasługujemy, aby móc przebywać z nami. On chce spełnić swoje marzenie – przebywać z nami. Tak to marzenie realizuje. Chce przebywać ze złoczyńcami. Jasne stwierdzenie. Chce przebywać z tymi, którzy Go krzyżują, bo już porusza Serce Abby, odwołuje się do Serca ukochanego Tatusia. Mówi: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

Jest w pełni świadomy tego, że oni są nieświadomi. Nie wykorzystuje tej świadomości przeciwko nim tak, jakby życzył sobie tego Piotr, który, jak pamiętamy, w Ogrójcu wyjął miecz i podjął walkę, odcinając Malchosowi ucho. Jezus mówi mu jasno i zdecydowanie, że gdyby poprosił Ojca o cały zastęp aniołów, On by go zesłał, ale nie tędy droga. Miłość rozbraja z nienawiści, z walki. Rozbraja z tego, co po ludzku rzecz biorąc, jest siłą.

Jezus modli się, czyli nie wykorzystuje tej świadomości przeciwko swoim oprawcom. Otrzymujemy drugi ważny sygnał od Boga, który godzi się ponieść karę, na którą my zasługujemy, aby móc przebywać z nami: Pan Bóg nigdy nie wykorzysta wiedzy o naszej słabości przeciwko nam. To my ją tak wykorzystamy upadlając się, oskarżając, oczerniając, bijąc i kopiąc leżącego, którym sami jesteśmy. On nigdy tego nie wykorzysta. Uszanuje naszą decyzję, ale nie wykorzysta jej przeciwko nam.

Gdyby wiedzieli – mówi św. Paweł – to nie ukrzyżowaliby Go. Gdyby zechcieli przyjąć wiedzę, naukę, którą głosił, nie ukrzyżowaliby Króla Chwały. Ale otępiało ich serce od nadmiaru sadła – mówi psalmista. Troski doczesne, zajęcia, „nie mam czasu”, praca, dom, to, tamto... Pan Bóg w ostatniej chwili.

Otępiało ich serce od nadmiaru sadła. Poza tym są zaślepieni, bo za Ojca mają diabła, kłamstwo, niechęć, twarde serce, zamknięte uszy, niechęć do wysiłku, by wejść w tę słodycz, miód, który wychodzi ze skały słowa – słowa twardego, niezrozumiałego. Wykazują niechęć do tego, żeby ten miód z opoki się wydostał i jednocześnie szatański upór: Nie tak masz mnie zbawić!

Złoczyńcy, ukrzyżowani z prawej i lewej strony Jezusa, to nasi przedstawiciele. Jest to jednoznaczny sygnał do tego, że jesteśmy wezwani do odczytania tajemnicy Boga. Mamy ją odczytać, mamy na nią zareagować. Złoczyńcy pokazują nam dwie reakcje na ukrzyżowanie, na Jezusowy sposób zbawienia, oczywiście w jedności z Ojcem.

Zaliczono Go do grona przestępców, ale On oręduje za przestępcami – mówi czwarta pieśń o Słudze Jahwe z Księgi Izajasza. Oręduje, modli się za przestępcami. Jest Tym, który chce ukazać bliskość miłości większej od wszelkiego popełnianego grzechu i doznanego zła. Chce ukazać bliskość miłości w taki sposób. Kolejna bardzo ważna prawda: Jezus zbawia od doznanego grzechu, więc nie tylko od tego, który popełniłem, ale również od tego, jakiego doznałem na skutek wyrządzonych mi przez kogoś zranień. Nie tylko od tego, który wybieram w swojej głupocie, ale również tego, którego doznaję.

W obrazie ukrzyżowanego, rozdartego, poszarpanego Chrystusa, który dobrowolnie pozwala się tak traktować, Bóg zstępuje w głębiny wszelkiego rodzaju zła, a więc nie tylko już popełnionego – zła, które ktoś mi wyrządził – ale także zła, które jeszcze mnie spotka, o którym w tej chwili nie mam pojęcia, chociaż Bóg o nim wie. Jak ktoś pięknie powiedział, chrześcijaństwo daje odpowiedzi na pytania jeszcze niepostawione.

W Chrystusie poszarpanym, oszpeconym, w takim, którego można popchnąć, na którym można krzyż połamać, a potem, połamany, wrzucić do szamba, zdjąć ze ścian szkół – było tak w minionej epoce – Bóg zstępuje do otchłani i rozciąga swoją opiekę nad naszą przeszłością, doznaną krzywdą, grzechem, teraźniejszością i przyszłością. My jesteśmy po prostu ubezpieczeni na wieczność. O tym trzeba wiedzieć. Trzeba to rozważać, rozkuwać tę prawdę, jak skałę, żeby wydobyć z niej żywą wodę. Ale na wchodzenie w to trzeba mieć czas. Nie chodzi o zrobienie zdjęcia, posłuchanie, ucieszenie się, że tak jest, i wyjście. Musimy rozważać – Maryja rozważała i zachowywała w swoim sercu wszystkie te sprawy.

Rozważanie przechodzi przez różne drobne utrudnienia, aż do tych przeszkód poważnych, zasygnalizowanych w Liście do Hebrajczyków: Strzeżcie się, abyście nie stawiali oporu Temu, który do was przemawia. Uważajcie na to! Uważajcie, jak słuchacie – mówi Jezus. Strzeżcie się tego! Strzeżcie, jak źrenicy oka – moglibyśmy powiedzieć – żeby rozważać, a nie tylko słuchać. Ja to już przecież słyszałem...

Bóg zstępuje w otchłanie wszelkiego zła, by być z nami. Stałeś się bliski dla każdego człowieka – mówi druga modlitwa o tajemnicy pojednania. Chce być z każdym człowiekiem! Więc, droga siostro i drogi bracie, także z tobą i ze mną. Chce być, przebywać. Ale jest to Chrystus poszarpany. To nie idol z pierwszej strony Claudii. To Chrystus poszarpany, połamany, który przechodzi przez krzyż. Mówi List do Hebrajczyków: Nie takiego mamy arcykapłana, który by nie wiedział, co to jest cierpienie, bo opracował tylko wykład, konferencję teoretyczną na jego temat, ale doświadczonego, pobitego, oplutego. Ileż razy doświadczamy pobicia przez życie, oplucia przez tych, od których w ogóle nie spodziewaliśmy się takiej reakcji!

Nie takiego mamy Boga, który nakazuje miłość, mówi o niej pięknie, teoretycznie, ale Boga rozszarpanego z miłości! O tym mamy pamiętać i to rozważać, żeby ostrożnie wypowiadać się również w chwilach cierpień, żeby uczyć się tej ostrożności, strzec siebie i swojego serca, żeby nie stawiać oporu słowu. Niestety, jeżeli nie ma rozważania słowa, stajemy się szatańsko ślepi. Jeżeli nie ma rozważania słowa, zostają formuły, cała sceneria, oprawa, sztuczność. To się kiedyś przeje, jeżeli nie ma głębi, nie ma rozważania. Jesteśmy szatańsko ślepi w takich sytuacjach. Szatańsko! Nie jest tak, że szatan z różkami będzie się nam ukazywał, tylko wystąpią konkretne owoce jego działania: kłamstwo, ślepota.

Lud zaś stał i patrzył. Lud próbował się temu przyjrzeć. Różne były jego reakcje. Lud stał i patrzył. Patrzył. Nastałem się już w kościele, nie będę chodził... Odsiedziałam swoje, bez przesady... A co oni mają do powiedzenia?... Co oni wiedzą o życiu?... Opowiadała mi jedna osoba, że celowo schowała się w drugim pokoju, bo przyszedł ksiądz po kolędzie. Co on mi może powiedzieć w ogóle o życiu?... Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata.

Lud stał i patrzył. To właśnie się dzieje. Chrystus się skompromitował. Trzeba to jakoś skomentować, trzeba się jakoś opowiedzieć, trzeba sobie przypomnieć, że Chrystus jest poszarpany, zmasakrowany, ukrzyżowany i trzeba to skomentować. Na dziś zaktualizować komentarz. Teraz skomentuj to, droga siostro i bracie. Stoisz i patrzysz, słuchasz.

Chrystus skompromitowany, ale Chrystus także obnażony. Rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. Zupełnie ogołocony. Jest tak ogołocony, że już nic więcej nie można zrobić, tylko zabić. Pan Bóg niejako odsuwa kotarę, zasłonę i pokazuje: Tak wyglądam, jeżeli chodzi o moją siłę. Miłość bezsilnym daje siłę. Tak wygląda do końca. Obnażył się. Miłość bez granic – do mnie, do ciebie! Taka miłość, obnażona w Chrystusie.

Członkowie Sanhedrynu to pierwsza grupa komentująca tę sprawę. Drugą grupą są żołnierze. Powiedzielibyśmy, że stanowią dwa obozy. Członkowie Sanhedrynu to przedstawiciele frakcji religijnej w kraju, natomiast żołnierze – frakcji politycznej. Spaliłeś się, Boże... Ani się nie nadajesz do rozgrywek religijnych, ani do politycznych... Cóż to za Mesjasz, który nic nie zwojował – jak życzył sobie tego między innymi Judasz oraz wielu innych, którzy mieli wobec Niego konkretne oczekiwania. Nie zrobił porządku z Rzymianami... Co ty masz do zaoferowania?... Taki Mesjasz?...

Są zatem komentarze. Jakie? – «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli jest Mesjaszem, Bożym Wybrańcem» (...) «Jeśli ty jesteś Królem żydowskim, wybaw sam siebie». Jeśli tak jest, to sobie pomóż... Daj dowód, że jesteś Synem Bożym... Wraca atak demona. Kuszenie na krzyżu. Pokusa zejścia z krzyża.

«Jeśli ty jesteś Królem żydowskim, wybaw sam siebie».

«Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi». Kpiny, ironia, bluźnierstwa.

Aktualizujemy w tej chwili naszą wiedzę o sobie i pytamy się: Jaką kpiną ostatnio obarczyłem czy potraktowałem Boga?

Jaki był mój ostatni grzech? Nazwijmy go konkretnie w dialogu z Panem.

Co w moim życiu było kpiną z ukrzyżowania?

Jak to się przekłada na konkrety mojego życia?

Potrzebne konkrety! Nie uciekać gdzieś w stwierdzenia: Ja to już słyszałem... Konkrety, ostatni grzech, ostatnia kpina z Pana Boga. Nazwać to, żeby nie być słuchaczem oszukującym samego siebie. Nazwać! Nazwać w świetle poszarpanej miłości – miłości do mnie. Wyrzucić śmieci, kpiny ostatniego grzechu, żeby spalił je ogień miłości Pana. Wyrzuć te śmieci, droga siostro i drogi bracie! Wyrzuć i nazwij przed Panem, rozważając to w osobistym spotkaniu z Nim.

Kpina – wybaw sam siebie – pojawia się jak refren. Jest to pokusa, którą Chrystus wcześniej przewidział. Ja sam. Ja sama... Kto chce zachować swoje życie, straci je – kto chce urządzić to życie według własnych kryteriów, widzimisię, straci je – a kto straci je z mego powodu, zyska je.

Każdy obrócił się ku własnej drodze – powie prorok Izajasz. Dzisiaj ten egoizm tryumfuje. Gdy przyglądamy się relacjom istniejącym w wielu domach – o czym mówił ks. Pawlukiewicz – to są to po prostu relacje śmierci. A jeżeli ludzie ze sobą rozmawiają, to są to oficjalne przemowy, bo trzeba coś powiedzieć. Ksiądz Pawlukiewicz podaje przykład, że młody człowiek potrafi odzyskać system w komputerze, kiedy się zepsuje, natomiast nie odzyskuje kontaktu ze swoimi bliskimi. Każdy obrócił się ku własnej drodze...

A Pan obarczył Go winami nas wszystkich.

Każdy obrócił się ku własnej drodze... Egoizm, zapatrzenie we własne sprawy, obrzydliwe kręcenie się wokół siebie. Zajmij się Bogiem, przestań zajmować się sobą! Zapomnieć o sobie! Źle się czuję... Ale idź, wyjdź do drugiego. Wyjdź z tej skorupy. Ale mi się nie chce... Tak, nie będzie ci się chciało, nie będzie aplauzu, bo trzeba zaprzeć się samego siebie. Dopiero wtedy doświadcza się wolności, kiedy przekracza się siebie, a nie skupia na sobie. Człowiek staje się naprawdę sobą – mówi Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus – przez bezinteresowny dar dla drugiego.

Jak mówił Marcin Jakimowicz – młody publicysta – chrześcijanin to człowiek, który często stoi za reflektorem. Światło idzie w inną stronę. On stoi niejako w ciemności i opuszcza reflektor. Wtedy chrześcijaństwo się sprawdza. Tu je zacznijmy stosować, a wtedy doświadczymy, co znaczy wybawiająca siła miłości. Nie wtedy, kiedy mam dobry nastrój, ale wtedy, kiedy muszę przełamywać siebie.

Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.

Jeśli chcemy doświadczać chrześcijańskiej mocy, to trzeba się ruszyć. Wyjść. Nie samemu siebie hołubić, wybawiać. Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, ten je zyska.

Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: «To jest Król Żydowski». Historycznie rzecz biorąc, chodzi oczywiście o podanie winy, aby było wiadomo, że Jezus jest skazany za tę, a nie inną sprawę. Natomiast jeżeli chodzi o wymiar głębszy, to: Każdy język wyzna, że Jezus jest Panem, jest Królem.

Jest napis, jest podanie winy. On jest winny, bo jest Królem. Tak króluje. Pan Bóg króluje, oblókł się w majestat. Wdział potęgę i nią się przepasał. Taką potęgę – potęgę miłości, taki majestat, taki tron – krzyż i takie królowanie, czyli służenie do końca, do szaleństwa miłości, odrzucenia, ma Bóg.

Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czyż Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Wraca motyw: Wybaw siebie. Ta prośba nie zostaje wysłuchana. Jezus jest niejako głuchy na nią, a przecież słyszy. Nie wybawi siebie w taki sposób. Więc ja Ci podpowiem, Panie Boże, jak wyobrażam sobie rozwiązanie tej sytuacji, w której teraz jestem... Ja Ci podpowiem... Zrób to i tamto. Wtedy będziesz dla mnie Panem Bogiem... Wybaw więc siebie... Zrób to tak, w przeciwnym razie nie mamy o czym mówić... To jest pierwsza reakcja, pierwsza postawa.

Druga reakcja to: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? Jest to reakcja drugiego złoczyńcy. Nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? Krótko mówiąc, ulegasz głupocie, bo bojaźń Boża jest początkiem mądrości. Nie boisz się Boga... Dla ciebie nie ma żadnej świętości...

Co jest dla ciebie świętością, droga siostro i drogi bracie? Nazwij tę świętość. Konkretnie.

Co traktuję z ogromnym szacunkiem? Co ma dla mnie taką wartość?

«Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». Uznanie swojej grzeszności...

Wiele jest sytuacji, w których zło spotyka nas naprawdę niesprawiedliwie. Ale są też okoliczności, w których sami się w zło wpakowaliśmy, oczywiście nie przyznając się teraz do tego. Nie rozumiem tych wszystkich sytuacji, ale uznaję swoją słabość. Cała moja nędza, Panie, przed Tobą. Po części zawiniłem, ale są sytuacje, w których nie zawiniłem, których nie rozumiem i dlatego Ty jesteś Zbawicielem! To Ty jesteś Zbawicielem tych sytuacji.

Drugi złoczyńca po uznaniu swojej winy dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Obawa, żeby Bóg o mnie nie zapomniał. Nieraz mówimy: Bóg cię opuścił... Miejsce, o którym Bóg zapomniał... Jest to obawa każdego człowieka, każdego z nas, żeby Bóg nie zapomniał, żeby nie było tak, że mnie już nie uwzględnia, bo zgrzeszyłem, zrobiłem coś strasznego. Wspomnij na mnie – mówi złoczyńca. Wspomnij na mnie, przypomnij sobie o mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.

Jezus dokonuje – przypomnijmy za Alessandro Pronzato – pierwszej kanonizacji. Proces przyspieszony. «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju».

Pierwsza kanonizacja nie dotyczy biskupa – jak mówił Pronzato – świętych małżonków, ale złoczyńcy, który uznał swoją winę i poprosił o udział w królestwie, o przebaczenie. Pierwsza kanonizacja, pierwszy święty.

W ostatniej chwili...

Bardzo istotne, centralne przesłanie dla nas: Miłosierdzie Boga zaskakuje. Potrafi zaskoczyć, zszokować, bo Bóg ma pomysły. Nie moje ciasne myślenie, stereotypy, przyzwyczajenie, rutyna, bezmyślny pacierz, ale pomysłowość Boga. Dobrze, że nie mam pomysłów. Mówię tylko jedno: Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Tylko tyle mogę Ci powiedzieć, Panie... Ja Ci nie podpowiem wersji życia...

Dziś będziesz ze Mną w raju. Dziś! Teraz jest czas właściwy, teraz czas zbawienia. Dziś się dzieją rzeczy najważniejsze. Nie kiedyś, w przyszłości, gdy rozwiążesz sobie ten problem, gdy będziesz piękniejszy, bardziej zasobny, zaradny, w związku z innym człowiekiem, ale teraz, droga siostro i drogi bracie! W tej chwili przechodzi Pan! W tej chwili dzieją się rzeczy najważniejsze! Teraz!

Dziś będziesz ze Mną w raju. Wrócimy tam, skąd przez grzech odeszli nasi pierwsi rodzice. Wrócimy tam. Dom Ojca się otwiera dzięki tej sytuacji.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Od południa do trzeciej po południu to czas najbardziej intensywnego działania złego. Wtedy nie powinno się wychodzić na plażę, o czym nie zawsze się pamięta. W Palestynie słońce jest niesamowicie niebezpieczne, można poparzyć sobie stopy, chodząc po plaży. A w takiej chwili Jezus nie ma nic na nogach, jest przybity. Trzy godziny po wycieńczającej Drodze Krzyżowej, biczowaniu. Jest to niesamowite cierpienie. I nie chodzi tylko o cierpienie fizyczne. Jak mówią teologowie, na przestrzeni dziejów było wiele osób, które bardziej cierpiały fizycznie niż Chrystus. Chodzi o cierpienie spowodowane całym złem świata, czyli cierpienie, które na zewnątrz ukazało się w zmasakrowanym, poszarpanym Ciele Jezusa. Chodzi o cierpienie duchowe, psychiczne, wewnętrzne. Trzy godziny...

Jak reaguje świat? – Słońce się zaćmiło. Nie dało swojego blasku. Nie ma już piękna słońca. Przyroda truchleje. Co wy robicie?... Nawet wół rozpoznaje swego Pana, lud mój niczego nie rozumie – mówi Pan. Pies przyjdzie na wołanie, a mój lud?... Co ci zrobiłem? Ludu mój, ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił albo w czem zawinił? Powiedz Mi, co Ja ci zrobiłem? Powiedz Panu. Przyroda reaguje... Zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Zasłona oddzielająca w świątyni miejsce najświętsze od reszty rozdziera się przez środek. Znak. Otwiera się już Dom, otwiera się świętość. W taki sposób. Otwiera się przez konanie, śmierć, pokrwawione Ciało Chrystusa.

Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem, żeby usłyszał Go Ojciec. Krzyk do Pana Boga. Trzeba krzyczeć, wykrzykiwać, wylewać swoje serce jak rzekę. Trzeba wrzeszczeć do Pana Boga: Ratuj, Abba!!! Jak w zagrożeniu, a nie bezmyślnie... Wołać!

Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Ta sprawa jest w Twoich rękach. Raniero Cantalamessa mówi, że Jezus bardziej niż na krzyżu jest w ramionach Ojca. Co się może wyprawiać w takiej chwili w Sercu Ojca?... Co się tam może dziać?...

Żeby nie wchodzić w te treści, to najprościej jest powiedzieć: Co za Ojciec. Pozwolił tak cierpieć Synowi... Najprościej. Żeby nie wchodzić w to, żeby się zwolnić, zająć się sobą, swoją filozofią, swoją głupotą, swoim grzechem, swoją śmiercią. Ojciec Mu dał to cierpienie?... Ojciec przeprowadził Go przez nie! Myśmy Mu cierpienie dali! Myśmy Mu zaoferowali krzyż! Bóg swojego Syna nie oszczędził, ale za nas wszystkich wydał.

Po tych słowach wyzionął ducha. Dał Ducha. Za taką cenę możemy wołać teraz: Przyjdź, Duchu, przyjdź. Taka moc jest przyzywana. Bezbronna miłość, którą można ośmieszyć, oszpecić. Taką miłość wołamy. Ale taka miłość jest sensem życia, bo zmartwychwstanie. Wyzionął ducha...

Na widok tego, co się działo, setnik – poganin – oddał chwałę Bogu, mówiąc: «Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy». Sprawiedliwy – przymiot Mesjasza. Niewierzący rozpoznał Pana... A my, katolicy?... Tak blisko mamy Boga... Pewien muzułmanin mówił, że gdyby on w swojej wierze uznawał, że Bóg jest tak bliski w tabernakulum, to by z kolan nie wstawał. Przyznał, wyznał, naprowadził. Ten, który Go krzyżował, mówi: «Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy».

Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko... Niech nas ksiądz zabawi w czasie Mszy Świętej jakimś tekstem... Niechże w tym kościele zrobią jakieś fajerwerki... Nie mogę się rozerwać na Mszy Świętej... Widowisko... Nie wiadomo, do którego słowa Pan Bóg przyczepił swoją łaskę i nawet nudne kazanie, nawet niedbale odprawiana Msza Święta, może uwrażliwić na obecność Boga. Nie dajmy się złapać złemu, który budzi zniechęcenie. Widzisz, jak ten ksiądz się przejmuje, jak niedbale odprawia Mszę... Chrystus tam jest! Jego mam wypatrywać, być może w tych brudnych rękach, w niedbałych postawach, gestach, spojrzeniu, pośpiechu. Ksiądz mi nie pasuje... Chrystus ma mi pasować! Widowisko... Chrystus nie przyszedł zabawiać ludzi, ale ich zbawiać, a to jest różnica.

Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, powracały, bijąc się w piersi. Powracają do domów, bijąc się w piersi. Przypominamy sobie gest z Ewangelii, kiedy grzesznik na modlitwie nie śmiał wznieść oczu i bił się w piersi. Jest to znak uniżenia, uznania swojej winy i chęć rozbicia twardego serca. Boże, niech mnie to ruszy!... Niech się w tym sercu wreszcie coś stanie!... Uderz, Jezu, bez odwłoki w twarde serc naszych opoki. Niechżeż mnie to ruszy!... Nie musi emocjonalnie, ale niech mnie ruszy... Niechże idę za Tobą, nawet kiedy nic nie czuję... Chcę uczynić twarz jak głaz i iść za Tobą, bijąc się w piersi...

Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei – o których Łukasz tak ciepło pisze i pięknie je przedstawia – przypatrywały się temu. Nie szukajmy oskarżeń niewiast czy tych, którzy stoją z daleka, odległość ich dzieli. Jest to odległość, którą można pokonać wzrokiem, przypatrywaniem się. Napatrz się, by wrócić na kolanach. Przypatrywać się to znaczy mocno wnikać, mieć wgląd, kontemplować, czyli patrzeć z chęcią przejęcia się, z pragnieniem tego, żeby Pan zrobił ze mną porządek. Wpatrywać się w rany Jezusa, w cenę, za którą nas nabył, w spływającą krew. Przypatrywać się temu, przysłuchiwać się. Nie zapisać, nie wysłuchać tylko, ale w to wejść, do tego wrócić.

Pan Bóg chce nas zdobyć, na nowo zaskoczyć działaniem swojego miłosierdzia i nie zdziwmy się, jeśli zrobi to w sposób nieoczekiwany, przez różnego rodzaju zdarzenia, okoliczności, które nas mogą albo zaboleć, albo ucieszyć. Pan Bóg wybierze taką sytuację, która jest nam potrzebna. To On decyduje. Wybaw sam siebie... Nie! On zdecyduje, w czym chce nas poruszyć. Doświadczenie choroby, zmagania się, niewiedzy na temat swojego zdrowia, stanu swoich chorób, relacji z bliskimi, zranień, rozczarowań, słabości, obnażenia siebie w prawdzie, nie służą temu, żeby utyskiwać nad sobą, ale żeby spotkać Pana. Nie stawiajmy oporu mówiącemu do nas Panu Bogu przez zatrzymywanie się nad tym, co nas spotkało. Trzeba się zastanowić nad tym, bo Pan chce przez to coś powiedzieć, w jakiś sposób do nas przemówić, zachwycić nas, zdobyć na nowo. Uderz w twarde serce, roztrzaskaj je.

Wnioski:

Jeśli już ustaliłem, jaki jest Bóg, to czas sobie powiedzieć, że jestem w błędzie. Zbawienie przez Boga godzącego się ponieść karę, na którą my zasługujemy, ma jeden cel: On chce przebywać z nami. To Jego wersja: przejście przez krzyż, ukrzyżowanie wśród złoczyńców. On wybiera taki sposób zbawienia. Ataki będą, były i są. Wpisujemy je w rejestr naszych doświadczeń wiary. Ataki pokus – Bóg na moje życzenie. Nie ma Go, bo jakby był, to... Wstaw, droga siostro i drogi bracie, co. Co musiałby Bóg zrobić, jak cię zabawić, żeby cię ucieszyć i dać ci taką wiarę, jaką chcesz?... Konkretnie.

Co jest ostatnią kpiną? – bo kpiny są. Co jest tym grzechem, tym przewinieniem? Bóg daje się tak poharatać w swoim Synu, daje się obnażyć, pozwala zedrzeć szatę, podzielić ją, rzucić o nią losy, przyjmuje nawet ocet, żeby dać mi słodycz miodu. On przyjmuje ocet, On przyjmuje grzechy, On pozwala się poharatać po to, żeby mnie napełnić nowym życiem. Jak rozważam słowo na spotkaniu z Panem i nazywam grzechy, czynię to po to, żeby wyznać je Panu i przyjąć ofiarowane mi przebaczenie. To jest sens rozważań, a nie katowanie siebie. Nawet gdy spadło się w głęboką otchłań jakiegoś przyzwyczajenia, niewrażliwości, zranień, to krzyż wskazuje na bliskość miłości większej od wszelkiego popełnionego grzechu i doznanego zła. Bóg zstępuje we wszelkie otchłanie, żeby być z każdym człowiekiem, z tobą też. Nawet jak nie akceptujesz swojego życia, wyglądu, doświadczeń, relacji, błędów, których nie możesz sobie wybaczyć, Bóg cię akceptuje. Nie kocham siebie ze względu na to, że się sobie podobam czy się nie podobam i mam litość dla siebie tylko dlatego, że On chce kochać i kocha. To jest zdrowa miłość.

Modlitwa Wspólnoty Jerozolimskiej brzmi: Boże, daj, abym kochał siebie tak, jak Ty mnie kochasz, a bliźniego swego, jak siebie samego. Nawet jeśli odkrywam, że tak nie jest, że nic nie robię w tę stronę, to słyszę, że Bóg jest większy od otchłani, w którą wpadłem. Większy od kłopotów, które mam ze sobą w uczeniu się miłości, w rozważaniu tego. Bóg jest większy, bogaty w miłosierdzie. Nawet jeśli jesteśmy szatańsko ślepi, Bóg dając życie – a dał je dzisiaj – chce tę ślepotę usunąć.

Wyznawajmy wiarę w Chrystusa jako Zbawiciela. On jest sprawiedliwy. Wypisuje usprawiedliwienia tym, którzy uznają swój grzech, przychodzą do Niego i powierzają Mu swoje życie. Stoję z daleka, przybiegam na to widowisko i przypatruję się, jaką cenę płaci za mnie Bóg. Przedsmak raju jest już naszym udziałem, kiedy zbliżamy się do Jezusa w Eucharystii, przypatrując Mu się, bijąc się w piersi, rozważając słowo, które obficie Pan zasiał, konfrontując je ze swoim życiem, pytając się o mój ostatni grzech, ostatnią kpinę. Pytając się o moją reakcję na miłość – jak reaguję na miłość? Pytając się o moje życzenia wobec Pana Boga. Rozważając to wszystko przed Panem. Nawet gdyby nic mnie nie ruszyło, On będzie wiedział, jak się tym zająć.

Pozdrawiam! –

ks. Leszek Starczewski