Dobre Słowo 22.04.2012 r. Sam się prosi:Dotknijcie Mnie!

Dobre Słowo 22.04.2012 r.

Sam się prosi: Dotknijcie Mnie!

Jaki jest przepis na utratę kontaktu ze swoim bliskim? Wystarczy powiedzieć: Znam go. Jak to?

Dobre Słowo 22.04.2012 r.

Sam się prosi: Dotknijcie Mnie!

Duchu Święty, oświecaj nasze umysły, abyśmy rozumieli Pismo, które kieruje do nas Jezus, abyśmy Go rozpoznali, dotknęli się Go, aby On i dziś mógł przemieniać nasze życie.

Jaki jest przepis na utratę kontaktu ze swoim bliskim? Wystarczy powiedzieć: Znam go. Jak to? Jak ktoś jest bliski, to trzeba go znać!

Ciekawe, że w Piśmie Świętym, w księdze Apokalipsy, kiedy Bóg w swoim objawieniu przekazuje prawdę do różnych Kościołów, nie mówi: Znam cię, tylko: Znam twoje czyny. Człowiek jest tajemnicą sam dla siebie. Ktoś drugi nie jest w stanie pojąć tej tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie. Mówić więc do kogoś: Znam cię, jeszcze z gestem machnięcia ręki: Wiem, czego się po tobie spodziewać, to stracić z nim kontakt. Znam twoje czyny. Z różnych stron mi się pokazałeś. Ale do końca cię nie znam. Jesteś tajemnicą.

Im szybciej odkryjemy prawdę, że jesteśmy dla siebie tajemnicą, tym życie będzie ciekawsze. Stanie się mniej nudne. Przejdziemy od nudów do cudów, które codziennie dzieją się pośród nas, w naszych rodzinach, w miejscach, gdzie jesteśmy.

W taką pułapkę: Znamy Cię wpadli uczniowie, którzy znali Jezusa za Jego ziemskiego życia. Uczniowie mogli opowiedzieć o Nim różne rzeczy. Dwóch uczniów uciekających do Emaus, znających przecież Jezusa, nie poznaje Go w drodze. Dziś, po tej sytuacji, która jest kontekstem do czytanego fragmentu Ewangelii, uczniowie opowiadają o tym, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba, po czynie, po geście łamania chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam!” Co robi Jezus? Nie jest rozpoznawalny. Uczniowie nie są w stanie do końca otworzyć się na to, co widzą. To dla nich szok! To dla nich cud! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Pragnieniem Jezusa, który przychodzi do apostołów, nie jest udowodnienie, że żyje. Jest oczyszczenie ich umysłów z błędnego myślenia: Znamy Cię.

Św. Jan w I Liście mówi dzisiaj: Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy.

Pragnieniem Jezusa jest oczyszczenie umysłów z błędnego, kłamliwego myślenia, zamykającego doświadczenie Jego przyjścia, bliskości, w jakichś magicznych wyobrażeniach. Jezus oczyszcza swoich uczniów z magicznych wyobrażeń, a otwiera ich na łaskę wiary, zaufania. Nie wystarczy wiedzieć o Jezusie. O Jezusie sporo wiedzą wykształceni ateiści, ale to nie ma wpływu na ich życie. Tym, co stanowi istotę, jest spotykanie Go ciągle – żywego i prawdziwego.

Jeśli w małżeństwie mąż przestał fascynować się swoją żoną i odkrywać ją, bo ustalił, że już wszystko o niej wie, to rzeczywiście nie pozostaje nic poza strasznie nudnym przyzwyczajeniem.

Kiedy przebywałem na leczeniu sanatoryjnym w dość dużym skupisku ludzi, tym, co budziło moje wielkie zdziwienie i jednocześnie dawało ogromną nadzieję, były pary małżonków (około 70 lat), które przechodziły z jednego zabiegu na drugi trzymając się za ręce, pilnując się, troszcząc się o siebie. Tak, jakby trwali w wielkiej świeżości, otwartości. Jakby uczyli się siebie ciągle na nowo. Jakby drżeli jedno o drugie. Nie sądzę, żeby mogli powiedzieć o sobie: My się już znamy, ale: My się ciągle poznajemy. Ktoś powie: Czepia się ksiądz słów. Nic bardziej błędnego! W tych słowach kryje się czasem bardzo trudna i bolesna prawda, że przyzwyczailiśmy się do siebie. Że nie wczuwamy się często w te położenia, które są nowe, bo życie dzieje się na gorąco, ciągle coś się dzieje.

Uczniowie przyzwyczaili się do Jezusa. Dwóch uczniów idących do Emaus już ustaliło, że myśmy się spodziewali (Łk 24, 21). Ale rozczarowali się.

Jezus przychodzi, aby bardzo wyraźnie pokazać siebie jako Kogoś, kto da się poznać. Mało tego! Da się dotknąć przez żywą wiarę. Nie przez przyzwyczajenia, ale przez wiarę żywą. Biedny jest ksiądz, który czytając Ewangelię pyta: Co ja tu powiem? Ta Ewangelia jest dobrze znana. Biedna jest żona, która patrząc na męża mówi: Nic nowego do odkrycia. Wiadomo: mój stary... Kiedyś słyszałem, jak jedna małżonka mówiła: Mój stary. Jaki stary? Mój mąż. Przed ślubem: Uważaj, złotko, bo błotko, a po ślubie: Nie widzisz, ślepoto, że błoto?

Potrzebna jest świeżość i nowość w odkrywaniu siebie. Powtórzę jeszcze raz: skuteczny sposób na stracenie kontaktu z kimś bliskim to powiedzenie: Znam go. Już się niczego po nim nie spodziewam. Po siostrze, bracie, rodzicach... To tak, jakby kogoś zaszufladkować. Koniec. Stało się. Finał. Klamka zapadła. Już nic się nie zmieni.

Jezus przychodzi, aby pokazywać siebie jako żywego. Niesamowite są te Jego starania, kiedy pyta: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Ze Mną można się spotkać – taki komunikat kryje się w tych słowach. Czy skierowany jest do uczniów tylko? – Do każdego, kto chce przez wiarę, na przestrzeni tylu wieków, lat, spotykać się z żywym Bogiem. Nie zaliczać Msze Święte, pacierze, obrzędy... Ale spotykać się! Dotykać żywego Boga. To nie jest tylko przywilej księdza, który dotyka Go w czasie Eucharystii. W jednej ze starych modlitw, którą pokazywał mi mój pierwszy ksiądz proboszcz, przeznaczonej do odmawianie przed Mszą Świętą, Pan Jezus wypowiadał do księdza takie zdanie: Jak ty będziesz obchodził się ze Mną na ołtarzu, tak Ja będę obchodził się z tobą w dzień sądu. Jak Mnie będziesz dotykał, tak Ja cię dotknę.

Siostry, bracia, w każdą niedzielę wychodzimy z cienia, przyznajemy się, że jesteśmy katolikami. To jest bardzo jawne przyznanie się. Po co przychodzimy do kościoła? Co nami kieruje? Kiedy uczestniczymy we Mszy Świętej, ile w nas jest zasłuchania w słowa, które mówi Chrystus: Dotknijcie się Mnie, a ile patrzenia na zegarek?

Wczoraj słuchałem kazania pewnego księdza. Muszę go jeszcze ze dwa razy posłuchać. Bardzo emocjonalny ksiądz mówi tak: Jak głoszę słowo Boże i widzę, że ktoś w kościele patrzy na zegarek, to pytam: To tak zachowują się zakochani? Patrzą na zegarek?! – Słuchaj, mam dla ciebie 15 minut. 45 w promocji. Ale o godzinie nawet nie myśl! – Tak się zachowują zakochani?! Patrzą na zegarek?! A jeśli nie trzyma nas tu miłość, to pytam: Co nas tu trzyma?

Chrystus chce, żeby Go dotykać. Dotknijcie się Mnie. Przez wiarę. To jest możliwe. To nie jest bajka. To nie jest magia. Msza Święta nie jest teatrem jednego aktora – księdza – i suflerów – ministrantów! To jest spotkanie z żywym Bogiem.

Św. Piotr, który – mając głębokie doświadczenie tego, jak przeorał go Bóg, jak musiał odkryć w nim, że cienka jest więź, w którą wszedł z Jezusem i Jego obietnicą – mówi dziś do ludu z wielką odwagą: Wydaliście Go i zaparliście się Go przed Piłatem, gdy postanowił Go uwolnić. Piłat umył ręce, ale wy tak samo. Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami. A przecież Piotr mógłby się spodziewać, że ktoś z tłumu wyjdzie i powie: Ty łotrze! A ty coś zrobił?! Ale się nie boi, bo spotkał Jezusa. Spotkał Go jako Kogoś, kto mu przebaczył, kto go podniósł, kto go na nowo zrodził. Spotkał Jezusa i głosił jako żywego, a nie teorię z książek, z kartek, z książeczek do nabożeństwa. Można czytać bezmyślnie, jak najwięcej zaliczyć. Nieważne, czy spotkam się z Bogiem, czy nie, ważne, żebym zaliczył jeszcze tę modlitewkę. Spotkać się z Bogiem! Spotkać. Dotknąć Go. To jest Jego pragnienie i to jest możliwe przez wiarę. Żywą wiarę.

Piotr mówi: Wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości, tak samo jak zwierzchnicy wasi. Pokutujcie więc i nawróćcie się. Pokutujcie, nawróćcie się, zmieniajcie wasze myślenie. Przypomnijmy: nawrócenie to nie zmiana fryzury, to zmiana głowy, myślenia na myślenie o Bogu jako o Kimś żywym, prawdziwym, obecnym tutaj. A wiara to nie jest choroba psychiczna. To nie jest bycie naiwniakiem. To jedyny kontakt, jedyna siła pozwalająca stawiać czoła codzienności. Tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat – mówi św. Jan – jest nasza wiara (1 J 5,4). Żywa wiara. Na tradycji długo się nie pojedzie. Na obrzędach długo się nie wytrzyma, bo prześpi się kazanie, jak niektórym się zdarza. Przenudzi się spotkanie pełne miłości.

Dziś Chrystus zaprasza nas, byśmy spojrzeli na Niego z żywą wiarą. I daje nam tę łaskę. Prośmy Go, także w osobistej modlitwie, bo przecież nie wyręczy nas modlitwa wspólnoty, żebyśmy Go spotkali, dotknęli. Żeby nie było to jakieś czarodziejskie staranie. Czasem mam wrażenie, że kiedy człowiek przyzwyczaił się do wiary, zamiast: Pan z wami, mógłbym mówić: abra – kadabra. Byłoby to samo.

Kiedyś pewien ksiądz na końcu Mszy Świętej chciał jeszcze ożywić i zachęcić wiernych, którzy przyszli, i powiedział: Spotkaliśmy się z Panem, jedna osoba z kościoła odpowiedziała: I z duchem twoim. Spotkaliśmy Pana? Dotyka nas?

Na koniec chciałbym zacytować fragment z e-maila, którego dostałem od byłej uczennicy. Przeczytam go tak, jak został napisany. To jest fragment z pewnego wpisu na forach internetowych (a Kościół zawsze tam obrywa, zawsze jest najgorszy, jak chłopiec do bicia): Granica między chorobą psychiczną a wiarą jest bardzo cienka. Nie bez powodu w psychiatrykach wielu pacjentów jest bardzo religijnych. Religia to pewnego rodzaju choroba podobna do schizofrenii: urojenia o bogach, duchach, świętych, cudach czynionych przez świętych ludzi, a czasem nawet zbiorowe halucynacje etc. Szkoda, że o tym się głośno nie mówi, to wciąż jest tabu. – Taki był ten wpis. I odpowiedź: Wiara to nie choroba psychiczna. Chore jest to, że ludzie zdrowi wierzą w czarne koty i guzik od kominiarza. Chore jest to, że uprawiają wolny seks, a potem płaczą, że zostali skrzywdzeni, zdradzeni. Chore jest to, że niektórzy puszczają się na lewo i prawo, a potem – niczym na depilację woskiem – biegną na zabieg, żeby pozbyć się swojego dziecka. Chore jest to, że oszukują się całe życie, że są zdrowi, że to wszystko jest normalne i są lepsi od tych, co tam wierzą w jakieś figurki. Szkoda, że w dobie tolerancji dla wszystkiego tak naprawdę brakuje tolerancji dla tego, czy ktoś w coś wierzy, czy nie, i szacunku do decyzji tej osoby.

Dotknijcie się Mnie pokornie prosi Jezus – przez wiarę, która nie jest chorobą psychiczną.

Ksiądz Leszek Starczewski