Dobre Słowo o Miłosierdziu

Dobre Słowo 1.05.2011 r.

Słowo o Miłosierdziu

Miłosierdzie Boże (...) nie jest największą naiwnością Boga, ale ukazaniem Jego wszechmocy. Kościół uczy, że Bóg najpełniej objawia swoją wszechmoc w łasce przebaczenia. Tylko ktoś, kto jest mocny, potrafi być miłosierny.

 

 

Dobre Słowo 1.05.2011 r.

Słowo o Miłosierdziu

Panie Jezu, pragnieniem Twojego Serca jest to, abyśmy pozwolili Ci nas kochać i zbawiać. Bardzo Cię proszę o łaskę Twojego Świętego Ducha, który sprawi, że nasze serca w uległym posłuszeństwie przylgną do Ciebie, doświadczając Twojej miłości, która już spłynęła i dalej spływa. Zrodzone na nowo miłością miłosierną do żywej nadziei, ruszą odważnie w przyszłość, która jest teraźniejszością, która dzieje się teraz, w przyszłość, która prowadzi nas do życia wiecznego. Proszę Cię, Panie, o słowo odpowiednie do myśli, myślenie godne tego, co złożyłeś w naszych sercach i co chcesz przekazać.

Słowo o Miłosierdziu. Z Listu św. Piotra Apostoła: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą do zbawienia, gotowego na to, aby się objawić w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku przez różnorodne doświadczenia. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście Go, miłujecie Go. Teraz wierzycie w Niego, chociaż nie widzieliście. Natomiast wierząc, ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary: zbawienie dusz.

Miłosierdzie Boże i miłość Boga. Miłość Boga daje życie, miłosierdzie Boże na nowo życie odzyskuje, rodzi do żywej nadziei. Miłosierdzie Boże, które z całego swojego bogactwa Ojciec najpełniej ukazał w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, nie jest największą naiwnością Boga, ale ukazaniem Jego wszechmocy. Kościół uczy, że Bóg najpełniej objawia swoją wszechmoc w łasce przebaczenia. Tylko ktoś, kto jest mocny, potrafi być miłosierny.

Miłosierdzie, które objawia Bóg w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, opiera się na czterech filarach.

Pierwszym filarem jest prawda. Nie ma miłosierdzia bez prawdy i nie ma przebaczenia bez prawdy. Jeśli w świadomości grzesznika nie ma tego, co jest jego grzechem i nędzą, nie ma mowy o tym, żeby mógł doświadczać miłosierdzia Bożego. Żeby doświadczył swojej nędzy i prawdy o sobie, potrzebne jest działanie Ducha Świętego, który przychodzi, aby przekonać świat o grzechu, przekonać ludzkie serce o tej nędzy, której samo nie jest w stanie odkryć i pojąć. Jedyne, co może zrobić, to z całym bólem ją przeżywać. Ta nędza jest ciemnością, jest słabością rozkładającą, miażdżącą – spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem – słabością, która ze strony Pana Boga zawsze pozostanie jakimś ryzykiem, bo w momencie, kiedy Bóg objawia człowiekowi jego nędzę, dotyka jego wolności. Znajdująca się w ludzkim sercu nędza, objawiona przez Boga, zawsze naznaczona jest działaniem Ducha, który odwołuje się do wolności.

Żeby zilustrować tę prawdę, która może wydawać się z lekka zagmatwana, przyjrzyjmy się postaci Judasza i Piotra. Obydwaj odkryli prawdę o sobie. Prawda ta była miażdżąca dla jednego i dla drugiego, bo dotykała całej tragedii ludzkiej natury, która wybiera grzech, kompletnie nie wiedząc, w co się pakuje.

Papież Benedykt XVI mówi: Tego, co stało się z Judaszem, nie da się wytłumaczyć psychologicznie. Znalazł się on pod panowaniem kogoś innego. Kto zrywa przyjaźń z Jezusem, kto zrzuca z ramion Jego słodkie jarzmo, ten nie odzyskuje wolności, nie staje się wolny, lecz zostaje niewolnikiem innych mocy. Albo raczej fakt zdradzenia tej przyjaźni jest następstwem działania innych mocy, na które Judasz się otworzył.

Dramat Judasza, stający się jego udziałem i docierający do niego tak mocno, że reflektuje się, przez co daje jeszcze jeden z ostatnich sygnałów nadziei, jest dramatem, na który on się otworzył, ciemnością, w którą on wszedł. Papież mówi: Jednak światło, które wychodziło od Jezusa i przeniknęło do duszy Judasza, nie zgasło całkowicie. Widoczny jest u niego pierwszy krok prowadzący do nawrócenia. „Zgrzeszyłem” – mówi swym zleceniodawcom. Próbuje ocalić Jezusa i zwraca pieniądze. Wszystko czyste i wielkie, co otrzymał od Jezusa, było nadal zapisane w Jego duszy. Nie mógł tego zapomnieć. Jego druga tragedia, po dokonaniu zdrady, polega na niemożności uwierzenia w przebaczenie. Jego skrucha zmienia się w rozpacz. Odtąd widzi już tylko siebie samego i swoje ciemności. Nie widzi już światła Jezusa, które może rozjaśnić i pokonać również ciemności. W ten sposób ukazuje nam fałszywą odmianę skruchy. Skrucha, która utraciła już zdolność nadziei i widzi jedyne własne ciemności, jest destruktywna i nie jest autentyczną skruchą. Składnikiem prawdziwej skruchy jest pewność nadziei. Pewność, która rodzi się z wiary w większą moc światła, które w Jezusie stało się ciałem. Epizod z Judaszem – pisze dalej papież – Jan kończy dramatycznie słowami: „On więc, po spożyciu kawałka chleba, zaraz wyszedł. A była noc”. Judasz wychodzi na zewnątrz także w głębszym sensie. Wchodzi w noc. Ze światła wchodzi w ciemność. Znalazł się pod panowaniem ciemności.

Prawda objawiona przez Boga często jest prawdą – rzadko kiedy tak nie bywa – przerażającą, bo dotyka tych podłości, które często na skutek różnych zewnętrznych form udawania oraz ucieczek, próbujemy w sobie stłumić. Tymczasem, jeśli nie odkryjemy tej najgorszej wersji siebie, nie ma żadnych szans i podstaw do tego, żeby odkryć najpiękniejszą wersję siebie. Gdyby wystarczyła tylko świadomość tego wszystkiego, nie potrzebne byłoby umieranie Jezusa i Jego zmartwychwstanie. Potrzebujemy, patrząc na prawdę o Bożym miłosierdziu, zauważyć także i to, że odkrycie najgorszej wersji siebie, największych podłości, których po sobie byśmy się nie spodziewali, jest pierwszym krokiem i pierwszym ryzykiem ze strony Pana Boga.

Ten pierwszy krok to świadomość, że jest Ktoś, kto ma większą moc, niż ta, która nas miażdży. Ryzyko polega na tym, że i przed nami stoi ta podwójna droga: droga Judasza i droga Piotra. Judasz wchodzi w noc – mówi papież. – Ze światła wychodzi w ciemność. Znalazł się pod panowaniem ciemności.

Piotr i jego postawa docierają do nas z całą wyrazistością wówczas, kiedy widzimy Piotra spoglądającego w oczy Mistrza zaraz po tym, jak się Go wyparł. Spojrzenie w oczy Mistrza jest bardzo wyraźnym zaproszeniem, skierowanym do nas przez Boże słowo, abyśmy, ilekroć odkryjemy nawet najbardziej podłą i najbardziej gorszącą nas prawdę o sobie samym, utkwili nasze oczy w spojrzeniu Jezusa. Jeśli nie jesteśmy w stanie wznieść oczu, wystarczy, abyśmy – jak celnik – uderzali się w swoje serce i prosili Boga, aby je skruszył, aby do niego dotarł. Nie mamy prosić siebie o to, żebyśmy łaskawie uwierzyli w miłość Boga, tylko prosić Boga, żeby nakłonił nasze serce do miłości miłosiernej.

Papież o postawie Piotra pisze: W jego przypadku spotykamy się z innego rodzaju zagrożeniem. Jest to wprawdzie potknięcie, ponieważ jednak nie kończy się ono głębokim upadkiem, dlatego może być naprawione przez nawrócenie się.

Piotr nie utracił zdolności nawrócenia, czyli zdolności wiary w miłość, która potrafi go wyciągnąć.

Pierwszy zatem filar, na którym opiera się miłosierdzie, to filar prawdy. Pytajmy samych siebie: na ile odkrywamy prawdę o sobie?

Na ile w relacjach z osobami, z którymi przebywamy na co dzień – może skonfliktowani, może oddzieleni przez bardzo wrogi, agresywny mur milczenia – jesteśmy w stanie dojść do prawdy polegającej na tym, że określimy przyczynę wrogości, nazwiemy po imieniu siedzącą w nas agresję?

Na ile jesteśmy gotowi do odkrywania prawdy?

Jeśli nie ma prawdy, jeśli nie ma ustalenia przyczyny milczenia, na nic nie zdadzą się jakiekolwiek chęci, odruchy czy nawet słowa, które niosą w sobie tchnienie miłosierdzia: Przebaczam ci. – Ale co mi przebaczasz? Ja się nie czuję winny.

Bez prawdy nie ma miłosierdzia – bez prawdy objawionej przez Boga, bez prawdy, do której się dochodzi tak, jak dochodził do niej Piotr. Prawda jest jedną z podstaw miłosierdzia.

Drugi filar, to światło, które Jezus wprowadza w ciemność, w ową prawdę o nas. Papież Benedykt XVI mówi w sposób niezwykle przejmujący o modlitwie Jezusa w Ogrójcu. O Ogrodzie Oliwnym pisze: Jest to jedno z najczcigodniejszych miejsc chrześcijaństwa. Pewnie, że drzewa nie sięgają czasów Jezusa. Podczas oblężenia Jerozolimy Tytus rozkazał wyciąć wszystkie drzewa w całej okolicy. Jednakże Góra Oliwna jest ta sama, co wtedy. I tu mocne słowa Papieża, który mówi o wchodzeniu Jezusa w ciemność, w najgorszą prawdę o nas: Kto znajdzie się tam, ten stanie wobec dramatycznego szczytu tajemnicy naszego odkupienia. Tutaj Jezus doświadczył krańcowej samotności i całej nędzy egzystencji człowieka. Tutaj przepastna otchłań grzechu i wszelkiego zła przeniknęła do najgłębszego wnętrza Jego duszy. Tutaj przeżył wstrząs bliskiej śmierci. Tutaj pocałował Go zdrajca. Tutaj opuścili Go wszyscy uczniowie. Tutaj walczył także o mnie.

W tej przerażającej ciemności, w prawdzie o nas, która sprawia, że jesteśmy rozłożeni, walczy o mnie Jezus. Walczy, jak walczył o Judasza. Walczy, jak walczył o Piotra. Walczy i walczył będzie.

To, do czego zaprasza nas ten obraz i słowo w związku z wprowadzeniem światła Jezusa w nasze ciemności, streszcza się w modlitwie: Przyjdź, Panie Jezu. Rozświetl moje ciemności. Jak mówił Jezus siostrze Faustynie: Nawet gdy nie doświadczasz mojej obecności, jestem z Tobą.

Ten skok wiary może dokonać się tylko wtedy, kiedy głoszone jest nam słowo niosące nadzieję, a nie słowo, które niesie rozpacz. Ten skok dokonuje rzeczy niezwykłych. Jest to trzeci filar miłosierdzia Bożego - daje nadzieję, oczyszcza, czyniąc wolnym.

Działanie miłości miłosiernej jest tak potężne, że człowiek z najgorszego przeżywania siebie wchodzi w postawę człowieka wolnego od swoich słabości. Czy to znaczy, że nie grzeszy i nie upada? – Nie. To znaczy, że jego słabości nie przeszkadzają mu w powrotach do Boga, ale na ten powrót jeszcze bardziej go nastawiają.

Bóg potrafi tak przemienić serce człowieka, że z tego, który zdradził Mistrza, czyni pierwszego papieża, czyni świętego. Bóg, działając w swoim miłosierdziem, zmienia radykalnie nasze wnętrze.

Pytajmy samych siebie, ile z tego prostego orędzia, objawionego choćby nawet w Piotrze, ale także w każdym, kto idzie za Chrystusem, trafia do nas?

Ile razy potrafiliśmy przyjąć do naszego serca przekonanie, obudzić je w świadomości, że Bóg nie pamięta już moich grzechów, że Bóg nigdy się nie będzie do nich odwoływał jako Ktoś, kto chce się w nich babrać, roztrząsać je, uczynić z nich przedmiot manipulacji moim życiem, moją osobą?

Na ile przyjmowanie przebaczenia wiąże się z przyjęciem przekonania, że oto Bóg uczynił wszystko nowe, że jestem wolny od mojej niemocy?

Pytajmy o to samych siebie po to, aby dziękować Bogu za te postawy, w których rzeczywiście nie tylko tak mówimy, ale żyjemy jako ludzie wolni, mający odwagę przyjść na zgromadzenie eucharystyczne i nie bać się tego, że ktoś może wstać i powiedzieć o najciemniejszej stronie naszego charakteru, najciemniejszej nocy i najgorszym grzechu, jaki popełniliśmy. Nie boimy się tego, bo wiemy, że to zostało nam przebaczone. Dziękujmy Bogu, jeśli jest w nas taka postawa. I prośmy Go, żeby prawda o miłosierdziu, które daje nadzieję, oczyszcza, czyniąc wolnym, stawała się naszym udziałem.

Gdyby Piotr nie przyjął tej prawdy, bałby się przemawiać, ponieważ ktoś z tłumu mógłby wyjść i wypomnieć mu wszystkie jego zdrady. Miłosierdzie czyni wolnym.

Pytajmy także siebie, na ile pozwalamy pozostać w wolności tym osobom, które zgrzeszyły przeciwko nam?

Na ile my przekazujemy im ten filar Bożego miłosierdzia, jakim jest uczynienie wolnymi, a nie tymi, którymi będziemy cały czas manipulować, przypominając im słabość i wytykając ją przy każdej okazji?

Bóg tak nie robi i nie oczekuje tego od swoich dzieci. Bóg daje moc i siłę, aby stawać się wolnym.

Ostatni z filarów – czwarty. Miłosierdzie Boże, które ma moc rodzić nas do żywej nadziei i czynić ciągle na nowo otwartymi na działanie Ducha Świętego, ma w swoim celu doprowadzić nas do domu Niebieskiego Ojca.

Św. Piotr mówi, że przez miłosierdzie Boże, przez powstanie z martwych Jezusa, jesteśmy na nowo zrodzeni do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla nas w niebie.

To jest cel wszelkich działań podejmowanych w Kościele: doprowadzić nas do pełni zbawienia. To jest cel przeżyć podobnych do działania ognia, w który wkłada się złoto. Jesteście o wiele cenniejsi niż złoto, niż największe fortuny największych bogaczy na świecie. Jesteście drodzy w moich oczach – mówi Pan.

Jego moc, moc miłosierdzia, działa w określonym celu: chce nas ciągle na nowo przywracać na tę drogę, którą wskazuje Jezus – drogę do domu Niebieskiego Ojca.

Prośmy dobrego Pana, pełnego miłosierdzia, aby pomógł nam mówić o miłosierdziu w parciu o te filary: o prawdę, o wprowadzanie światła w najgorszą wersję siebie – tam Bóg wprowadza najlepsze zdanie o nas – o nadzieję i oczyszczenie, które czyni wolnymi oraz świadomość tego, że mamy konkretne zaproszenie do radości, choć teraz musimy doznać trochę smutku przez różnorodne doświadczenia, ale jesteśmy prowadzeni do domu Niebieskiego Ojca.

Święta siostro Faustyno, módl się za nami, abyśmy przyjmowali prawdę o miłosierdziu Bożym, abyśmy o niej bardzo wyraźnie w swoim sercu rozmyślali i abyśmy prawdę o miłosierdziu Bożym przekazywali innym już dziś, już teraz.

Ksiądz Leszek Starczewski