Co ujrzały oczy moje? (29.12.2010r.)

Dobre Słowo 29.12.2010 r.

                                               Co ujrzały moje oczy?
               Warto zapytać siebie: Czy są w nas takie stany, takie przeżycia, doświadczenia, wspomnienia, relacje, do których dotarło światło Bożego zbawienia? Czy ja zdaję sobie sprawę, że Bóg jest w stanie w każdej chwili wszystko mi wybaczyć? Czy biorę pod uwagę, że mogło do mojego życia, serca, myślenia, odczuwania nie dotrzeć jeszcze światło zbawienia i żyję w jakiejś ślepocie, jak mówi św. Jan?
Jestem zaślepiony przekonaniem, że znam Boga miłosiernego i jestem bardzo surowy wobec siebie, czy też bardzo płytko podchodzę do siebie myśląc, że już wszystko o sobie wiem i wszystko o sobie odkryłem? Kto żyje i działa w ciemności, ten nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy.

            Boże Ojcze, Ty dajesz nam światłość prawdziwą – Twojego Syna, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Dziękujemy Ci za to, że w mocy Ducha Świętego pozwalasz nam odkrywać Jego obecność pośród nas przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Dziękujemy, że prowadzi nas do Ciebie. Zmiłuj się nad nami. Pomóż nam przylgnąć do słowa, które objawia nam światło, daje moc, otwiera na Twoją obecność i przynagla nas do życia.

            Posłuszni Prawu Mojżeszowemu, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Tak, zgodnie z przepisem Prawa, postępują Rodzice Jezusa. W świątyni dochodzi do przedziwnego spotkania. Nowo Narodzony znajduje się w rękach człowieka, który prosi o pozwolenie odejścia z tego świata. Jak sam mówi w modlitwie, prosi Władcę o pozwolenie odejścia. Nowo Narodzonym jest Jezus, a proszącym o zgodę na odejście z tego świata jest Symeon. Stare, spracowane ręce człowieka prawego i pobożnego trzymają Jezusa – zbawienie: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela.

            To spotkanie może nasuwać wiele refleksji. W tych krótkich rozważaniach skupmy się na jednej: modlitewnym wołaniu o zgodę na odejście z tego świata.

            Łukasz zauważa, że Symeon został oświecony przez Ducha Świętego, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Wyczekiwał pociechy Izraela. Jego życie, jak życie każdego człowieka chcącego żyć w prawości i postępować po Bożemu, to życie osadzone w rzeczywistości wyczekiwań, tęsknot i czekania. Duch Święty jest w stanie pielęgnować taką postawę w każdym, kto Go wzywa i otwiera się na Jego natchnienia. Sami z siebie możemy wyhodować tylko niecierpliwość, rezygnację i zniechęcenie. Natomiast przy pomocy Ducha Świętego, który nad bezładem i pustkowiem potrafi się unosić i wydobywać z niego życie, postawa wyczekiwania i tęsknot, czyli nadziei, jest do przeforsowania i przeprowadzenia przez ciemności zniechęceń.

            Symeon jest kimś, na kim spoczywa Duch Święty. Chce odejść. Prosi o zgodę na to, żeby mógł już odejść i podaje wyraźne uzasadnienie: Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela. Motyw jego odejścia to nie niechęć do życia, ucieczka od obowiązków stanowiących codzienność. To konkretne świadectwo o tym, że dotknął zbawienia, które przynosi Bóg, zobaczył je i obwieścił naokoło. Bóg daje to zbawienie w mało oczekiwany sposób, bo przez malutkie, gaworzące Dziecko.

            Droga siostro i drogi bracie, jeżeli jesteśmy ludźmi z krwi i ciała, to wcześniej czy później gdzieś w nas będzie się chciała obudzić myśl, która może się przerodzić w szept, krzyk, jęk, wołanie, związana właśnie z pragnieniem śmierci. Chcę już przejść przez próg śmierci. Chcę stąd odejść.

            Pytanie, które poniekąd wypływa z dzisiejszego czytania, dotyczy tego, czy moje oczy ujrzały Boże zbawienie. Czy rzeczywiście spotkałem, dotknąłem i zobaczyłem Tego, który jest zbawieniem dla wszystkich narodów? Myślenie o przejściu na drugą stronę, czyli wejściu w życie niczym niezagrożone, wieczne, ma też sens o tyle, o ile uwzględniamy osoby, z którymi żyjemy na co dzień. Jeśli myślimy o odejściu z tego świata tylko ze względu na to, że spełniło się już to, co mieliśmy zrobić na ziemi, czy też nie mamy już sił i chęci do tego, co dzieje się w naszym życiu, to jest to myślenie bardzo egoistyczne, które w świetle Bożego słowa wymaga w nas oczyszczenia.           

Czy ja dziś myślę o tych, którzy są ze mną?

Czy moje spotkanie z Bogiem uwzględnia też ludzi, dla których Bóg stał się światłem: moich wrogów, przyjaciół, moich bliskich, osoby spotkane przeze mnie w życiu?

Warto sobie stawiać takie pytania, żeby mieć też w świadomości perspektywę spotkania z Bogiem, bo przecież przechodząc przez tajemnicę śmierci, mamy dojść do Boga. Bóg jest Zbawicielem wszystkich ludzi. Nie idziemy na prywatną audiencję. Nie idziemy tylko prywatnie się wypłakać, ale przynosimy cały szereg doświadczeń związanych z różnymi osobami, z którymi przyszło nam żyć.

            Więc pytanie krótkie i zasadnicze: Czy w swoich relacjach z Panem Bogiem uwzględniam tajemnicę śmierci? Czy w swoim myśleniu o życiu wiecznym, uwzględniając pragnienie spotkania z Bogiem, biorę pod uwagę także osoby żyjące wokół mnie? Czy jestem w stanie im powiedzieć: Dla was też jest zbawienie w Chrystusie. Czy przechodzi mi to przez gardło? Czy przechodzi to przez moje konkretne postawy, do których zachęca nas dziś św. Jan stwierdzając, że jeżeli mówimy, że znamy Boga, a nie postępujemy tak, jak On mówi w swoim Synu Jezusie Chrystusie, to oszukujemy i jesteśmy kłamcami?

              I druga, bardzo istotna rzecz. Pan Bóg jest zbawieniem obejmującym cały świat – również i ten wewnętrzny, czyli świat naszych przeżyć i relacji, który w sobie nosimy. Warto zapytać siebie: Czy są w nas takie stany, takie przeżycia, doświadczenia, wspomnienia, relacje, do których dotarło światło Bożego zbawienia? Czy ja zdaję sobie sprawę, że Bóg jest w stanie w każdej chwili wszystko mi wybaczyć? Czy biorę pod uwagę, że mogło do mojego życia, serca, myślenia, odczuwania nie dotrzeć jeszcze światło zbawienia i żyję w jakiejś ślepocie, jak mówi św. Jan? Jestem zaślepiony przekonaniem, że znam Boga miłosiernego i jestem bardzo surowy wobec siebie, czy też bardzo płytko podchodzę do siebie myśląc, że już wszystko o sobie wiem i wszystko o sobie odkryłem? Kto żyje i działa w ciemności, ten nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy.

            Mówiąc najkrócej: Czy biorę pod uwagę, że zbawienie obejmuje wszystkich ludzi i mnie całego? Na ile w swojej uczciwości, odkrywając może bardzo ciemne strony swoich zachowań, bluźnierstw, upadków, dopuszczam światło Bożego zbawienia? Czy jestem na tyle pokorny, żeby stwierdzić, że są takie stany, niedostępne dla moich oczu, które w cierpliwym czasie wyczekiwania muszą ze mnie wyjść po to, aby Bóg tę ciemność napełnił swoim światłem, swoim zbawieniem?

            Ksiądz Leszek Starczewski