"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty Wielkanocnej (14.04.2007)

 

Odwaga wskazywania na Tego, który JEST

Dz 4,13-21; Ps 118; Mk 16,9-15

Przymnóż nam, Panie, wiary i umocnij zasłuchanie. W tej wierze, w której zwyciężasz w nas świat, odnajdź nas przy Twoim Słowie. Udziel miłosierdzia, które skruszy w nas pychę, opór i to wszystko, co sprawia, że nasze zasłuchanie nie jest skierowane ku Tobie, Twoim ustom, Twoim Słowom.

Nieuczeni i prości – Piotr i Jan – pełni bojaźni, zamknięci z obawy przed Żydami i jednocześnie biegnący, aby sprawdzić sensacje o zmartwychwstaniu Jezusa docierające do nich od Marii, stają dziś przed nami jako ci, którzy mają ogromną odwagę – odwagę taką, że budzi ona podziw u przeciwników, u starszyzny żydowskiej, u przełożonych, u tych, którzy posiadają niejako monopol na orzekanie, kto głosi słowa zgodne z prawdą objawianą przez Jahwe, a kto jest szarlatanem, zwodzi tłum.

Przełożeni widzą odwagę Piotra i Jana. Skąd apostołowie nabrali tej odwagi? Jaka była droga do tego, aby odwaga na tyle się w nich umocniła, żeby mogli stanąć wobec ludu w kontekście uzdrowienia chromego, jakiego Jezus przez ich posługę dokonał, i głosić prawdę o Nim?

Dojście do takiej odwagi to nie jest kwestia pstryknięcia, jakiegoś eliksiru. Nie jest to droga łatwa, ale pełna zmagań – zmagań z samym sobą, ze swoimi wyobrażeniami o kondycji, w której się człowiek znajduje, i zmagań ze swoją niewiarą, mającą też swoje dobre dni.

Droga pokonana przez Piotra i Jana została uwzględniona przez Zmartwychwstały, bo podjął On ogromną pracę, żeby systematycznie wykazywać im i pozostałym uczniom, że On naprawdę żyje, że to nie jest jakiś fotomontaż, że to nie jest kwestia układu, porozumienia stron, ale prawda systematycznie objawiana.

Dobrze, że stają dziś przed nami ci dwaj, a szczególnie strachliwy Piotr – ten, który zrezygnował z wierności Panu, zgubił klucze pytany o przynależność do Jezusa przez służącą, a później przez strażników. Dobrze, że Piotr jest ze swoim życiorysem dzisiaj przy nas. Dobrze, że w oktawie Zmartwychwstania Chrystusa przyglądamy się temu, czego dokonał w jego życiu Bóg.

Jest to dla nas prawda bardzo ważna i niezmiernie zachęcająca do tego, by nie rezygnować ze swojej troski o wiarę, mimo że już jest po Niedzieli Zmartwychwstania. Pozwólmy Panu, aby nam tłumaczył, że żyje, aby do nas przychodził, jak streścił to ewangelista Marek w dzisiejszym fragmencie Ewangelii. Niech przychodzi do nas na tyle sposobów i tyle razy, aby wreszcie do nas dotarło, że najważniejszą prawdą gromadzącą nas przy Chrystusie, najważniejszą prawdą utrzymującą nas przy życiu, jest prawda o tym, że On żyje, że jest obecny w każdej Eucharystii.

Co się dzieje w naszych sercach, kiedy słyszymy po raz kolejny tę prawdę? Co rozgrywa się na linii ognia naszego serca i Serca Pana, kiedy oznajmia nam to w tej chwili, kolejny raz zapewniając, że żyje, że jest z nami?

Znaki podarowane nam w liturgii – jak płatki róż – stają się dla nas wyzwaniem do tego, by się przez nie przebijać. Zapalony paschał symbolizuje zwycięstwo światłości nad ciemnością. Proste znaki Chleba i Wina, głoszone Słowo, obrzędy, wskazują na Tego, który jest i tętni ogromnym życiem – życiem zwycięskim, objawionym w tych znakach. Jest dla nas. Ogarnia nas na nowo. Jemu się chce, nawet jak nam się już nie chce. On się nie znuży. On wie, że ma podejmować ciągle na nowo wyzwanie, jakim jest dla Niego nasza niewiara. Będzie nam wyrzucał brak wiary i upór, będzie wskazywał miejsca, w których kulejemy. Trzeba Mu na kolanach za to dziękować, że nazywa po imieniu nasze grzechy, słabości. Że nam się przykro robi, kiedy odkrywamy ufność pokładaną w sobie, a nie w Nim, kiedy więcej wagi niż do Niego przywiązujemy do tego, jak my wyobrażamy sobie Boga, co Mu dzisiaj przynosimy, jak cierpimy, jak się boimy...

Dobrze, że nam to wypomina i dobrze, że trzyma rękę na pulsie. Znany i często powtarzany zwrot: Pan Bóg trzyma rękę na pulsie ma swoje źródło w słowach psalmisty: Prawica Pana wzniesiona wysoko, prawica Pańska moc okazała.

On rzeczywiście trzyma na tym wszystkim rękę. Czuwa. Wie, droga siostro i drogi bracie, jaki jest twój etap wiary. Wie, co trzeba teraz zrobić z twoim sercem, nawet gdy ty nie wiesz. A może lepiej, że ja nie wiem, że okazuję niemoc, bezsilność wobec tego, czym bombardowana jest moja wiara, wobec mojej choroby, wobec kompleksów, wad, problemów, strachu.

Dobrze, że te rzeczy, te zjawiska, z nas wychodzą. Oby wychodziły. Pozwólmy im wychodzić z nas przed Panem. Często boimy się wyjść przed Panem na wariata, czy ośmieszyć się, skompromitować przed Nim. Często tłumimy w sobie te rzeczy, których On dotyka i które nazywa po imieniu. Myślimy, że jak będziemy je wewnętrznie przechowywać, tłumić, to więcej przez to osiągniemy. A Pan Bóg tak organizuje wydarzenia, sytuacje, żeby naciskać. Trzeba to po prostu wyrzucić z siebie – wyrzucić całe zło. Owszem, wyrzucanie boli. Lżej wchodzi – miłe złego początki... Pan może wyrwać z nas cierń pychy, ale niech ta zgoda, której On dziś od nas oczekuje – zgoda na nasze życie w tym kształcie, w jakim teraz jest – zostanie odważnie wyrażona.

Pan zachęca nas do tego, pokazując Piotra i jego drogę dojścia do odwagi. Piotr nie miał łatwo. Raptus, jak wiemy, strzelał często przypały, mówił rzeczy nie do końca przemyślane, ale one były z niego. Nie bał się wyjść na wariata. My nieraz nie pozwalamy sobie na taką kompromitację. A o to chodzi, by nawet wyjść na wariata przed Panem, żeby się okazało, co w nas rzeczywiście siedzi, jak to my kombinujemy, jak przekształcamy Jezusa na nasze potrzeby i nie pozwalamy, aby On nas przeistaczał zgodnie z Jego planem, aby On nasze pragnienia kształtował według Siebie.

Mamy przed sobą odwagę Piotra, do której apostoł doszedł. Ja może jeszcze nie mam takiej odwagi. Może mi jej brakuje. Jeżeli tak jest, to dziękujmy Bogu, że nam o tym mówi. Może ja nie jestem jeszcze na tym etapie wiary, by w sposób otwarty, jasny, konkretny i czytelny ukazywać Pana. Może więcej Go chowam, niż ukazuję, ale trzeba to nazwać przed Nim i powiedzieć: Panie, niech to ze mnie wychodzi. Niech wyjdę na wariata, niech skompromituję się.

Przypatrujemy się Piotrowi i jego drodze dojścia do odwagi i jednocześnie przysłuchujemy się mu, jak przemawia w Duchu zmartwychwstałego Pana, którego mocą chory człowiek uzyskał zdrowie. Chcemy, żeby do nas dotarło drugie bardzo ważne przesłanie z dzisiejszego Słowa, a mianowicie Piotrowe zdanie: Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga?

Rozsądźmy, drogie siostry i drodzy bracia, czy czasem nie mamy takiego bożka, jakim jest opinia innych o nas? Czy nie jesteśmy skrępowani tym, co o nas powiedzą ludzie, a nie Pan Bóg? Czy się nie obawiam, jak wypadnę? Żebym nie wypadł na wariata, jakiegoś nawiedzeńca... Rozsądźmy.

Piotr – nieuczony – zaskoczył tym zdaniem i swoją postawą, odwagą, ludzi uczonych, bo prawdziwa mądrość pochodzi z Ducha Pana, a nie z własnych tylko interpretacji.

Rozsądźmy, czy czasem nie zapędziliśmy się w naszym życiu i nie chodzimy w nim, jak po polu minowym? Co ta powie, co tamten? Na tego trzeba uważać... Z tym wypada być w dobrej komitywie... Czy czasem nie jesteśmy skrępowani opinią ludzką?... A to jest bożek. Na ile jesteśmy skrępowani ludzkimi osądami?

Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga?

Co o mnie powiedzą? – Dużo powiedzą. Będą mówić. Będą mówić tak, że zaboli – tak będzie bolało, że ból odbierze przytomność, świadomość. Będą tak mówić.

Rozsądźmy... O to apeluje Piotr i pyta również nas, przełożonych naszego życia. Bo to przecież my często jesteśmy przełożonymi swojego życia. To my przedkładamy Panu, jak ma ono wyglądać. Proszę o podpis, Panie Boże, w niedzielę, raz na tydzień... Podpisz się pod tym, jak ma wyglądać moje życie... Przełożeni... Przełożeni ludu swojego życia – tyczy się to nas wszystkich.

Rozsądźmy, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać ludzi niż Boga? A czy czasem to nas nie męczy i nie utrudnia nam życia, że sugerujemy się tym, co powiedzą inni, jak zareagują, jak nas pochwalą albo zranią, a nie tym, co mówi do nas Pan Bóg?

Bo my nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i co słyszeliśmy. Bo się uduszę, zginę, jak nie będę oddawał chwały Bogu. Bo oddawanie chwały sobie to eliminowanie Pana z życia. Bo zajmowanie się sobą to krępowanie Mu rąk. Tak, krępujemy ręce Wszechmocnemu, kiedy zajmujemy się sobą. Jeżeli zajmuję się sobą i słyszę w tej chwili w swoim sercu głosy lub gdy przypominają mi się jakieś obrazy, w których rzeczywiście zajmuję się sobą, to chwała Panu, że mi się przypominają. A jeżeli mi się nie przypominają, to się przypomną, bo Pan Bóg wie, że w swoim Synu ma przychodzić i przekonywać do tego, że żyje i że chce żyć w nas.

Nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i co słyszeliśmy. Wszystko jest już postawione na jedną kartę. Co ma wisieć, nie utonie. Trzeba będzie przeżyć ukrzyżowanie, to Piotr je przeżyje – przeżyje w Duchu wiary, bo śmierć jest bramą, przejściem. Życie się zmienia, ale nie kończy.

Nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i co słyszeliśmy.

Trzecia zatem myśl i trzecie pytanie: Na ile mądrze wyznaję wiarę? Co oznacza mądrze wyznawać wiarę? – To znaczy, ile jest we mnie pokory, aby wskazywać na Pana? Ile jest we mnie pokory, kiedy jestem na Eucharystii, aby to On był uwielbiony? Na ile zajmuję się szukaniem Pana i wskazywaniem na Niego? – To znaczy mądrze wyznawać wiarę, pokornie wskazywać na Niego. Bez nadzwyczajnych kazań, bez specjalistycznych, wyćwiczonych gestów... Jaki scenariusz realizuję? Opinii ludzkiej? Kto mi pisze scenariusz do tego, jak mam się zachowywać?

Nie możemy nie mówić, nie możemy nie wyznawać Imienia Pana. Nie ma w innym Imieniu zbawienia – mówił wczoraj Piotr. Nie ma! Nie ma dla mnie szczęścia poza Nim. I choć różnie do tego dochodzę: upadając, wstając, ale idę. Zdobyty zdobywam. I choć nie jest jeszcze tak, jak bym sobie wymarzył – oby tak zostało. Oby nie było tak, że już wszystko wiem o Panu Bogu. Co mi kto jeszcze będzie mówił... Idę dalej, bo dalej ciągnie się życie. Ciągnie się miłością do Pana.

Przyglądamy się Piotrowi i zastanawiamy się, na ile staje się on wiarygodny dla ludzi, widzących w nim towarzysza Jezusa, a może też rozpoznających tego, który Jezusowym towarzystwem wzgardził. Zastanawiamy się, jak on ma czelność przemawiać w ten sposób. Przychodzi tu na myśl nauczanie Kościoła, Soboru Watykańskiego II, który mówi, że głoszący Słowo jest pierwszym jego słuchaczem. Piotr, głosząc to Słowo, ma świadomość, że jest pierwszym jego słuchaczem, że głosi Słowo, do którego sam musi dorastać.

Pan daje moc Ducha – doświadczają już tego apostołowie – i potwierdza swoją obecność w nich poprzez znak uzdrowienia chromego, a także poprzez wypełnienie obietnicy, że da mowę, której przeciwnicy nie będą w stanie stawić oporu. Dzieje się tak, bo to już się zaczęło. Bo ukrzyżowanie niczego nie skończyło. To się zaczęło dziać!

Droga siostro, drogi bracie, i twoje serce Pan Bóg kiedyś zachwycił ten pierwszy raz. I twoje serce przechodziło różną drogę. Było pogrążone w smutku, płaczące, było pokaleczone, ale było i ufne, co powodowało ogromną radość, a nawet emocjonalne, fizyczne, intelektualne doświadczenie obecności Pana. Zatem te słowa skierowane są również do ciebie – słowa zachęty do tego, by przyjrzeć się swojej drodze wiary. Mam rozbijać bożki, jakimi są opinie ludzkie i rozsądzać w sercu, kogo bardziej słuchać: Boga czy ludzi. Mam z całą mocą wyznawać, że nie ma w innym zbawienia, gdyż nie dano nam, ludziom, innego Imienia. W Nim zbawienie jest. Ja nie mogę z Niego zrezygnować. Nawet gdy zgrzeszę, nawet gdy upodlę się, skompromituję, wyjdę na wariata, wracam. I to jest miłość miłosierna, która mnie odzyskuje. Pan nie chce, żebym obiecywał Mu teraz, że już wszystko będzie dobrze albo w miarę dobrze. Pan pragnie, abym przyglądając się temu, czego dokonał przez Krzyż i Zmartwychwstanie, mówił: Pociągnij mnie, Królu. Wprowadź mnie w Twoje komnaty. Kieruj moim życiem. A ja w pokorze chcę przyjmować to, co mi dajesz i odkrywać zwycięstwo, którego dokonujesz w moich słabościach, bo moc w słabości się doskonali.

Panie Jezu, dziękujemy Ci, że oznajmiając nam prawdę o Twoim zwycięstwie, zachęcasz, polecasz: Idźcie na cały świat i mądrze głoście Ewangelię. Ewangelia to żywa Osoba, działanie uwielbionego Pana w mocy Ducha, który prowadzi nas po drogach czasu do Domu Ojca. Idźcie w ten cały wasz świat. Nawet jeśli wasze życie jest w cały świat...

Tak Bóg umiłował ten cały nasz świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, kto dla Niego znosi cierpienia, trudy, nie zginął, ale miał życie, które się nie skończy.

Dziękujcie Panu, bo jest dobry,  bo Jego łaska trwa na wieki.

Prawica Pana wzniesiona wysoko, prawica Pańska moc okazała.

Ciężko mnie Pan ukarał, ale na śmierć nie wydał. Dziękuję Tobie, żeś mnie wysłuchał i stałeś się, zgodziłeś się być Zbawcą moich problemów, mojego życia. Moim Zbawcą.

 

W mocy Pana pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski