Bóg obecny w codzienności
Dz 5,27-32.40b-41; Ps 30; Ap 5,11-14; J 21,1-19
Śniadanie – niby drobna rzecz, a nie umknęła uwagi Jezusa. Przyrządza śniadanie, zaprasza na nie swoich uczniów – jedenastu reprezentuje tu siódemka – i zasiada z nimi w tej bardzo powszedniej, zwykłej czynności po to, aby je spożyć.
Bóg obecny w codzienności.
Zmartwychwstały Chrystus, po raz trzeci – jak zauważa Jan Apostoł i Ewangelista – w trzecią niedzielę Wielkanocy, przychodzi do swoich uczniów. Po raz trzeci. Trzeciego dnia zmartwychwstał. W Biblii oznacza to, że przychodzi non stop, przychodzi cały czas, bez przerwy, teraz także.
Przychodzi do uczniów, którzy najwyraźniej chcą zająć się zwykłymi obowiązkami, czyli połowem ryb. Wchodzi w tak banalną czynność, by zaświadczyć, że po zmartwychwstaniu – jak notuje święty Jan w czytanym dziś fragmencie Apokalipsy – chce przejąć moc i władzę nad wszystkim i wszystkimi. Przychodzi, by w tę codzienność, pełną napięć i okoliczności niekoniecznie sprzyjających uśmiechowi i radości, wpisać się na stałe.
To główne przesłanie dzisiejszego Słowa skierowanego do nas przez Kościół w trosce o naszą wiarę, narażoną na tak wiele przeciwności. Chrystus obecny jest w zwykłych okolicznościach życia. Stąd wniosek, który dziś powinien po raz kolejny zabrzmieć i dotrzeć do naszych serc: Na próżno szukam Boga na święta, jeśli nie znajduję Go w codzienności. Na próżno wyglądam Boga od wielkich dzwonów, jeśli nie dostrzegam Go w codziennych okolicznościach życia.
Druga bardzo ważna prawda wypływająca z dzisiejszego Słowa zbliża nas do obecnego w codzienności Chrystusa, znającego nasze realia życia, przez postać Szymona Piotra. Człowiek nie jest niewolnikiem swojego charakteru. Bóg pracuje nad każdym człowiekiem, nad każdym charakterem, przemieniając go do tego, by umiał przyjmować miłość i przekazywać ją dalej.
Pomocą w przybliżeniu tej prawdy jest dla nas osoba Piotra. Znamy go z raptownych zrywów, reakcji często nieprzemyślanych, nie do końca ułożonych, ale jakże autentycznie wypływających z jego temperamentu. To on widząc Chrystusa kroczącego po jeziorze, krzyczał: Ja! Weź mnie! Ja też chcę! To on na górze Tabor, widząc objawienie chwały Najwyższego, Mojżesza, Eliasza i Jezusa, krzyczał: Panie rozbijmy namioty! Zostańmy tu! Tu jest nam dobrze! To on prawie nagi – jak zauważa święty Jan – rzuca się w morze, żeby dotrzeć do Chrystusa. I to on – co dla nas dzisiaj jest niejako kluczowe, gdy przyglądamy się tej drugiej prawdzie o przemianie ludzkiego charakteru przez Boga – zapewniał Chrystusa w czasie Ostatniej Wieczerzy: Wszyscy Cię opuszczą, ale nie ja...
To on jest dla nas bardzo wyraźnym sygnałem zesłanym przez Pana Boga również i w tę niedzielę, że droga dotarcia do Pana, odkrycia Go w codzienności, to nieustanna przemiana serca. Stąd kolejny wniosek: jeżeli ktoś przyzwyczaił się do Pana Boga lub twierdzi, że Go już zna, to jest w błędzie. Św. Augustyn mówił: Jeżeli odkryłeś Boga, krzycz natychmiast: «Jest jeszcze większy!» Biada, wyrazy współczucia należy złożyć każdemu, kto przyzwyczaił się do Pana Boga, to znaczy otrzaskał się z Nim, wpadł w rutynę, ustalił sobie, jak wygląda i niech nikt nie waży się zmieniać mu tego obrazu.
Przyglądając się Piotrowi, który stopniowo odkrywa, jak wielki i dobry jest Pan, słyszymy tę prawdę, docierającą również i do nas. Mój Pan i mój Bóg jest codziennie piękny, świeży i nowy ze swoją miłością. Nie wolno mi się do Niego przyzwyczaić! Mam Go ciągle szukać i poznawać. Mam Go ciągle odkrywać obecnego w codzienności, obecnego w sposób szczególny w geście, który czyni Jezus – rozdawania, łamania chleba, czyli w czasie Eucharystii.
Piotr – który charakter miał niezwykle trudny, ale był też szalenie autentyczny wobec Pana – przeżywa przemianę, spotykając Chrystusa. Jest to dla nas bardzo wyraźny i radosny sygnał. Nie ma tak trudnego charakteru, z którym nie poradziłby sobie Pan. Często mówimy, że ktoś ma taki charakter... Z nim to się już nie dogadam, bo on ma taki charakter... Wcale nie musi mieć takiego charakteru. Człowiek nie jest niewolnikiem swojego charakteru. Nie musi nim być.
Piotr, który dziś zbliża nas do Chrystusa, swoim zachowaniem i stylem życia przesyła nam bardzo radosną nowinę: Bóg naprawdę nieustannie pracuje nad naszym charakterem, nad naszym życiem. Ta prawda ma jeden cel, o którym wspomnieliśmy – tak przygotować serce, aby zechciało przyjąć miłość, wyznać ją i przekazać dalej. Miłość mądrą. Taką miłość ma Bóg.
Rozmowa, którą po spożytym śniadaniu rozpoczyna Jezus z Piotrem, ma wymiar niezwykle mocny i pouczający nas wszystkich. Piotr jest trzykrotnie pytany o rzeczywistość najważniejszą na świecie, o najważniejszą Osobę – o Miłość. Trzy razy pada pytanie i taki jest układ tej rozmowy. W polskim tłumaczeniu tekstu Ewangelii trudno jest doszukać się tego, co kryje on głębiej. Ale spróbujmy się temu przyjrzeć.
Za pierwszym i drugim razem Piotr jest pytany o to czy kocha w sposób całkowity, bezinteresowny. Czy potrafi kochać tak, by nie porównywać się z innymi. Kochać bardziej niż inni, nie porównując się z nimi i kochać całym sobą.
Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?
Za każdym razem Piotr, który zdaje sobie już sprawę z tego, jak wygląda jego kondycja, odpowiada: Panie, Ty wiesz. Już nie mówi: ja. Oczywiście, że Cię kocham. Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Ty wiesz, że jestem Ci przyjacielem.
Za trzecim razem pytanie, które stawia Jezus, smuci Piotra. Często mówimy, że to dlatego, że przypomina mu trzykrotne wyparcie się Mistrza. Nie tylko. Także dlatego, że za trzecim razem Jezus już nie pyta o miłość bezinteresowną, której oczekuje od każdego, tylko schodzi do poziomu Piotra i pyta: Piotrze, jesteś Mi przyjacielem? Dochowasz mi przyjaźni? Zasmucony Piotr odpowiada: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że tak będzie.
Jezus potrafi wejść w sytuację tego charakteru, w sytuację tych okoliczności, w których znajduje się człowiek. Potrafi się do nich odwołać. Potrafi niejako zejść do naszego poziomu po to, by nas stamtąd wyciągnąć, bo za chwilę Piotr słyszy: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny Cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. Poprowadzę cię do tej całkowitej, bezinteresownej miłości, choć teraz masz tylko mgliste o niej wyobrażenie. Przeprowadzę cię przez życie, Piotrze.
Przeprowadzę cię przez życie, droga siostro i drogi bracie. Te słowa kieruje do nas Chrystus, oczekując wiary i miłości. Pamiętamy przecież, jak mówi tradycja chrześcijańska, że ten sam Piotr oddał w końcu życie. Obiecał to Chrystusowi na Ostatniej Wieczerzy. Tak, w końcu je oddał. W końcu przeżył tę przemianę, w końcu się udało, bo Bóg go przemienił, bo uwierzył Miłości na dobre i złe, i uwielbił Boga – jak pamiętamy z tradycji – oddając życie na krzyżu, przybity do niego do góry nogami. Nawiasem mówiąc, odwrócony krzyż jest utożsamiany z sektą satanistyczną, ale przecież Piotr oddał życie w ten sposób.
Zatem kolejna prawda mówi o tym, że człowiek nie musi być niewolnikiem swojego charakteru, swoich wad. Nie musi, jeżeli zbliża się do Boga, który go przemienia dzień za dniem. Nie ma okoliczności i wydarzeń, przez które Pan Bóg do nas by nie przemawiał. Nie ma sytuacji w codzienności, przez którą Pan nie chciałby czegoś nam przekazać.
Dlaczego jeszcze Piotr się zasmucił? Dlaczego przeżył wewnętrzne tąpnięcie? – Dlatego, że pytanie o miłość zawsze dotyka kondycji człowieka, to znaczy, zawsze dotyka grzechu. Żeby odpowiedzieć Bogu prawdziwie: Kocham Cię!, trzeba pamiętać o tym, że jest się słabym i grzesznym, tak, jak pamiętał o tym Piotr.
Podania chrześcijańskie mówią też, że Piotr do końca życia, słysząc pianie koguta, drżał i płakał, przypominając sobie tę pewność, którą położył w sobie.
Drogie siostry i drodzy bracia chrześcijanie! Zmartwychwstały Pan przychodzi do nas już trzecią niedzielę. Będzie przychodził zawsze, aż do skończenia świata. I przed nami – z naszymi trudnymi charakterami, z okolicznościami minionego czasu, w których byliśmy i jesteśmy – stawia osobę Piotra i pyta: Droga siostro, drogi bracie, w czym pozwoliłaś/pozwoliłeś przemienić się w tym tygodniu w działaniu mojej miłości?
Nad czym pracujesz w swoim charakterze?
Co takiego dzieje się ostatnio w twoim życiu, że może nie znajdujesz czasu na spotkania ze Mną? – pyta Pan.
Dziękujemy Ci, dobry Jezu, że przychodzisz do nas po to, by spokojnie porozmawiać o naszym życiu, by zasiąść z nami do stołu tak, jak zasiadałeś ze swoimi apostołami. By napełniać nas mocą Ducha Świętego, który pozwala odkryć to, co jeszcze jest w nas słabe, podłe, grzeszne i pyszne, by mocą swojej miłości wypalać i przemieniać zło, nawet gdy to szczypie i smuci.
Nie daj nam, Panie, abyśmy myśleli, że te Słowa to bajeczka z książek braci Grimm, ale że są to Słowa przemieniające każdego, kto z szacunkiem je przyjmie, rozważy i zastosuje w życiu.
Daj nam, Panie, odwagę płynącą z wiary w Twoją obecność pośród okoliczności codziennego życia, że z Tobą wszystko się uda.
W mocy Pana pozdrawiam –
ks. Leszek Starczewski