"Dzielmy się Dobrym Słowem" - ze Środy XXI tyg. zw. (30.08.2006)

Żywa relacja z Panem

2 Tes 3,6-10.16-18; Ps 128; Mt 23,27-32.

Panie, w którym jest życie i który życia udzielasz przez prostotę Słowa, daj nam proste, otwarte serca, abyśmy chłonęli naukę niosącą zbawieniem, naukę, która potrafi ocalić przed zmiennością świata i otworzyć na wartości, na Ciebie, bo Ty nie przemijasz.

Błogosławiony, kto się boi Pana – wyśpiewuje psalmista. To znaczy, błogosławiony ten, kto dba o relację z Panem Bogiem, kto boi się tego, żeby nie stracić żywego kontaktu z Panem Bogiem. Bojaźń Boża to nic innego, jak właśnie swego rodzaju obawa przed tym, żeby nie stracić żywego kontaktu z Bogiem, codziennego kontaktu z Bogiem. Błogosławiony, kto dba o to, by nie stracić takiej żywej relacji z Panem Bogiem, bo rzeczywiście można ją stracić. Psalmista jak zawsze wie, co wyśpiewuje i Słowo Boże jak zawsze z całą mocą dotyka rzeczywistości. Szczęśliwy, kto troszczy się o żywą relację z Panem. Troszczy się, to znaczy chodzi Jego drogami, szuka tych dróg już od rana. Ledwo oczy przetrzeć zdołam, wnet do mego Pana wołam.

Kto troszczy się o żywą relację z Panem, będzie spożywał owoc pracy rąk swoich, osiągnie szczęście i dobrze mu będzie. Dobrze nie w znaczeniu: tak, jak on sobie zaplanuje, ale w znaczeniu: na tyle, na ile odkryję to, co jest wolą Bożą, co jest drogą Pana. Będzie błogosławiony człowiek, który boi się Pana. Błogosławiony, to znaczy obdarzony mocą, siłą. Będzie obdarzony szczęściem, które źródło ma tylko i wyłącznie w Panu.

Błogosławiony, kto troszczy się o żywą relację z Panem. Żywa relacja z Panem – to niejako drugie z przesłań dzisiejszego Bożego Słowa. Żywa relacja z Panem wcale nie odrywa od codziennego życia. Czasem dociera do nas pytanie: Dlaczego ludzie nie chodzą do Kościoła? – Co ja z tego będę miał? – Dlaczego nie czytają Bożego Słowa? – Co ja z tego będę miał? To jest piękne, ale nijak ma się do rzeczywistości, nijak ma się do życia...

Tymczasem św. Paweł z całą stanowczością wręcz nakazuje i wykazuje Tesaloniczanom – ukochanej wspólnocie – że ten, kto pozostaje w żywej relacji z Panem, normalnie i konkretnie kroczy w codzienności życia – ma obowiązki, ma zajęcia, ma plany. Owszem, ufa Panu Bogu, owszem, wszystko od Niego uzależnia, ale – jak mówił św. Augustyn kilka wieków później – modli się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuje tak, jakby wszystko zależało od niego. Zajmuje się codziennością. Nie siedzi i nie oczekuje, kiedyż wreszcie ten Pan Bóg przyjdzie. Ja sobie posiedzę w kaplicy, posiedzę sobie w kościele... Owszem, trzeba siedzieć w kaplicy, trzeba siedzieć w kościele, ale po to, by żyć, po to, by odkrywać, co Pan Bóg chce od mojego życia.

Św. Paweł nakazuje, aby w Imię Pana Jezusa Chrystusa wspólnota stroniła od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie według tradycji, którą przyjęliście od nas. Co to za porządek? Dodaje bardzo krótko i zrozumiale, choć z pewnością niestety nie dla wszystkich: Kto nie chce pracować, niech też nie je. Kto nie chce pracować – podkreślmy to z całą mocą: nie kto nie pracuje, ale kto nie chce pracować, niech też nie je. To znaczy, jeżeli ktoś rzeczywiście uważa, że należy w tym życiu czekać tylko na przyjście Pana i nie chodzić do szkoły, nie pracować, nie zajmować się codziennością, tym, co do niego należy, i on będzie czekał na Pana, to od takiego człowieka trzeba stronić, to jest człowiek niebezpieczny. On burzy wspólnotę, burzy konkrety, jakie niesie Słowo Boże, on zaprzecza Bożemu Słowu. Trzeba stronić od kogoś, kto wypacza Boże Słowo.

Wypaczenie Bożego Słowa to nie tylko herezje, to nie tylko głoszenie nieprawdy. W pierwszych wiekach Kościoła mówiono, że Chrystus przyszedł w pozornym ciele, że to nie było prawdziwe ciało, że był tylko Sługą Boga, w którym pozostawał w takiej zażyłości, że można Go było nazywać Synem Bożym. Ale herezje to nie tylko głoszenie jakichś przekrętnych poglądów, ale to konkretny styl życia. To jest heretyk – człowiek, który czeka na przyjście Chrystusa, a nie zajmuje się tym, co do niego w danej chwili należy, co wypływa z jego powołania, z jego posługi.

Z całą mocą św. Paweł piętnuje taką postawę. Mało tego, odwołuje się w tym piętnowaniu do miłości. Nie robi tego po to, żeby stronić od kogoś na wieki, ale żeby przez to zmusić tego człowieka do myślenia, że coś jest nie tak. Jeżeli z twoją pobożnością komuś utrudniasz życie, to się nad tą pobożnością zastanów. Jeżeli przez twój styl życia, który nazywasz życiem pobożnym, zażyłym z Bogiem, ktoś jest zgorszony, ktoś odchodzi, to się zastanów, bo coś jest z tobą nie w porządku...

Św. Paweł odwołuje się do swojego przykładu i pokazuje, że nie wzbudzaliśmy wśród was niepokoju, nie budziliśmy herezji, ani u nikogo nie jedliśmy za darmo chleba, ale pracowaliśmy w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem. Głosiciel Słowa Bożego – taki, jak Paweł, który jeszcze własnymi rękoma pracował, wiklinowe kosze wyplatał – jest konkretnym przykładem dla wspólnoty, że naprawdę on zabiega o to, żeby spełniać swoją misję jako biskupa czy głosiciela Bożego Słowa. Pokazuje przez to innym, że tak samo mają się zajmować swoim powołaniem, oczekując razem we wspólnocie na przyjście Pana.

Zażyłość z Panem nie odrywa od życia. Jeżeli ktoś naprawdę stosuje Ewangelię, to nie jest jakimś przygłupem, nie jest oderwańcem od życia, ale właśnie ukazuje sens tych wszystkich zabiegów, które są, bo on wie, dla kogo to robi. Kto zachowuje naukę Chrystusa, czyli kto stosuje ją w życiu, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. Widać w nim Boga. I on pociąga innych do Pana Boga swoją postawą.

Klemens Aleksandryjski, jeden ze starożytnych pisarzy chrześcijańskich, miał niebywałe sukcesy w przyciąganiu ludzi do Kościoła. Inni się zastanawiali – jak to zazwyczaj jest – jak on to robi, że tak dużo ludzi wraca do Pana Boga. Odpowiedział – co już niejednokrotnie mówiliśmy – że zaprasza ich od rana do siebie, do swoich zajęć. Przez konkrety życia pociąga ich do Boga. Przez to, że on wszystko robi świadomie, robi tak, jak należy, czyli wkłada w to serce. Cokolwiek robi, wkłada w to serce.

Pan Jezus powie o tym, gdy przyjdzie, że dwie mełły na żarnach, jedna zostanie zabrana, a druga zostawiona. Komentatorzy zastanawiają się, o co tu chodzi. Właśnie o to, że zabrana do Królestwa Niebieskiego będzie ta, która wykonywała pracę z sercem. A ta, która robiła to – za przeproszeniem – na odwal mi się, niech sobie dalej tak robi przez całe życie. Wkładać serce i przez to pociągać do serdecznej zażyłości z Panem Bogiem tych, którzy są obok. To jest drugie z przesłań.

Trzecie przesłanie to równie piętnowana przez Chrystusa postawa, do której wracamy przez kilka fragmentów lekcji Bożego Słowa w tym tygodniu, a mianowicie konkretnie tu przedstawiony faryzeizm. Chyba bardziej dosadnie nie można. Podobni jesteście do grobów pobielanych – marmurowe, piękne groby z zewnątrz. Wewnątrz kości trupie, wszelkie plugastwo, jad. Najgorsze, co można sobie wyobrazić.

Biada wam, uczeni w Piśmie! Z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości. Niesamowicie mocne i wstrząsające, jeżeli chodzi o obraz, jakim posługuje się Chrystus, żeby przekazać, jak należy patrzeć na siebie i na to, co się robi. Nie to, co na zewnątrz! Nie tylko to, co widać! Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, to, co jest w sercu! Pan Bóg patrzy na serce!

Faryzeusze przez zewnętrzne dbanie o to, żeby być porządnymi przez swój styl życia i podchodzenie do ludzi, dawali sobie samym pożywkę do myślenia, że są porządni. Natomiast ludzie uczciwi i prawdziwie wierzący wyczuwali, że to są obłudnicy. A część jeszcze nieutwierdzona w wierze, widząc zachowanie faryzeuszy, po prostu odchodziła od wiary, od wszystkiego.

Biada wam! budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych i mówicie: "Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków". Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków. Chwalicie się, że jesteście lepsi niż wasi poprzednicy, że lepsi jesteście niż ci, którzy byli przed wami. Że wy to dopiero będziecie mieć styl życia. Dzieci mogą tak myśleć o swoim życiu, patrząc na rodziców. Rodzice mogą tak myśleć o życiu, patrząc na swoich rodziców. A tu Chrystus niezwykle mocno upomina: Nie odwołuj się tak do przeszłości, żeby z nią się porównywać i mówić: Ja jestem lepszy! Naprawdę bądź lepszy. Nie przez porównywanie się z kimś drugim, ale przez konkretny styl życia, przez takie życie, na jakie cię stać. Żyj tak, jak najlepiej potrafisz. Nie żyj lepiej, niż ktoś inny. Żyj tak, jak potrafisz najlepiej. Wkładaj w to serce.

Chrystus mówi: Biada! i dodaje: Dopełnijcie i wy miary waszych przodków. Jan Apostoł – ewangelista i autor Apokalipsy –powie jeszcze przyglądając się zniszczeniom, które będą się rozszerzać przed przyjściem Chrystusa, że kto się plugawi, niech się do końca splugawi. Nie gorszmy się złem, które jest, i jego rozmiarem. Nie bójmy się nawet faryzeizmu, bo to wszystko musi się stać. To wszystko musi się dopełnić, aż Pan powtórnie przyjdzie!

Zatem błogosławiony, kto dba o żywą relację z Panem. Błogosławiony, kto stosuje Ewangelię i jej zasady w życiu, bo stosując je w życiu, wcale od tego życie nie jest odrywany, wcale nie jest na tyłach, ale właśnie w odpowiednim miejscu. I błogosławiony, kto nie robi czegoś na pokaz, ale z serca i wie, od kogo ma otrzymać odpłatę. Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie, czyńcie ze względu na Pana.

Panie, ze względu na Ciebie przysłuchujemy się temu Słowu i ze względu na Ciebie rozważamy je. Ze względu na Ciebie, który przekazujesz w tym Słowie mądrość dotykającą naszego życia, zbliżamy się do Ciebie również sprawując Eucharystię. Ze względu na Ciebie, Panie, chcemy się skupiać, chcemy Cię rozpoznawać w prostych znakach. I ze względu na Ciebie chcemy dalej żyć! Przymnóż nam, Panie, wiary w to, że ma to sens!

Z Panem –

ks. Leszek Starczewski