Czas rozrachunku - "Dzielmy się Dobrym Słowem"

Dz 20,17-27; Ps 68; J 17,1-17

Stajemy przed rzeczywistością pewnych podsumowań. Paweł, który z Miletu posyła do Efezu i wzywa starszych Kościoła, wkracza w końcowy etap osobistej, fizycznej, serdecznej zażyłości z wyznawcami Pana, których zdobył Mu za cenę trudu głoszenia Jego Słowa w Efezie.

Gdy przybywają, Paweł otwiera przed nimi na oścież bramy swojego serca. Wiecie, jakim byłem wśród was od pierwszej chwili, w której stanąłem w Azji. Jak służyłem Panu z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które mnie spotkały z powodu zasadzek żydowskich. Jak nie uchylałem się tchórzliwie od niczego, co pożyteczne, tak że przemawiałem i nauczałem was publicznie i po domach, nawołując zarówno Żydów, jak i Greków do nawrócenia się do Boga i do wiary w Pana naszego Jezusa.

To podsumowanie, które czyni Paweł, ma swoją ogromną wartość i ogromne znaczenie. Trzeba takie posumowania robić i należy wziąć pod uwagę okoliczności – czyli wyjazd Pawła z Efezu – również i po to, aby w tych podsumowaniach zdać sprawę wobec samego Pana i ludu, któremu się głosi Słowo.

Trzeba sobie robić często takie rachunki sumienia, na ile Dobre Słowo jest dla nas dobrym Słowem, a na ile jest to – jak w przypadku internetowego rozsyłania – jakiś spam? Rzeczywiście trzeba by również i siebie zapytać, czy czasem któregoś dania, tygodnia, może już nawet miesiąca, nie bywa tak, że Dobre Słowo w skrzynce mailowej, traktujemy na równi ze spamem, czyli z tym, co nam tylko i wyłącznie zapełnia skrzynki, co jest wprawdzie na liście w skrzynce odbiorczej, ale nie bardzo do tego sięgamy, odkładając i bardzo często głupio sobie tłumacząc, że zrobię to później.

Paweł nie odkłada na później dzieła głoszenia Słowa. Robi podsumowanie i z całą pokorą stwierdza, że pośród przeciwności, jakie przynosiło życie, zasadzek, które ze strony Żydów bardzo mocno były zastawione, głosił Słowo Boże. Głosił je wytrwale. Nie czekał na to, żeby mieć nastrój do głoszenia Słowa Bożego, ale głosił je również wtedy, kiedy nastroju nie było, a pojawiały się zasadzki.

Jest to podsumowanie niezmiernie ważne i otwierające serce. Nam też trzeba robić operacje na otwartym sercu przed Panem i przed wspólnotą, nawet gdyby wspólnotę w tej chwili utożsamiać z osobą, z którą się spotykam, z osobami, z którymi rozmawiam.

Paweł dociera ze Słowem i nie uchyla się tchórzliwie od niczego, co pożyteczne. To też jest bardzo mocne sformułowanie… Trzeba by zadać siebie pytanie – Czy ja czasem tchórzliwie nie uciekam od rozważania Słowa Bożego i głoszenia Go przez moc Ducha Świętego innym?

Teraz, naglony Duchem, udaję się do Jerozolimy; nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia, o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście. Paweł, zapewniony przez Ducha Świętego o więzach i utrapieniach, udaje się w dalszą podróż, kroczy dalej przez życie, przynaglany Świętym Duchem. Nie jest rozpieszczany – każdy z wyznawców Chrystusa winien to wpisać sobie w rejestr wydarzeń, że wszędzie będą go spotykać różnego rodzaju zasadzki, jeśli idzie za Panem. Jeżeli nie idzie za Panem, będzie płynął – trzeba to mocno powiedzieć – z prądem, tak jak płyną po prostu śmieci. Idąc pod prąd, dochodzę do źródła!

Paweł wie, że będą go czekały przeciwności. Dobrze byłoby uświadomić sobie od razu, rozważając ten tekst, że i na mnie, kiedy kroczę za Panem, przeciwności będą czekać, ale Duch Święty, który zapewnia o tych przeciwnościach, jest też mocą i siłą, która pozwoli zwycięsko przez nie kroczyć.

Paweł mówi: Ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: bylebym dał świadectwo o Ewangelii łaski Bożej. To jest najważniejsze! Jeżeli dla mnie najważniejsze jest dotarcie do Pana w Jego Słowie, osobach, przez które fantastycznie się do mnie uśmiecha, przytula mnie, czy też spogląda na mnie bardzo głęboko, a także w osobach, które mnie ranią – przecież Pan też przez nie przychodzi - jeżeli dla mnie to jest najważniejsze, to idę we właściwą stronę. Byleby dać świadectwo o Ewangelii łaski Bożej. Nie świadczyć, nie powtarzać w kółko, jaka to jestem nieszczęśliwa…, bo mąż, dzieci, bo rodzice, szkoła…, ale dać świadectwo łaski Bożej – wyzwalać energię, którą wlał w nas Duch Święty i składać wyznanie wiary o Bogu, do którego zmierzam.

To nie jest tak, że Paweł uzewnętrznia tutaj swoje emocje, utyskuje, czy też marudzi, narzeka, ale składa świadectwo prawdzie. Nie ucieka od tego, że były zasadzki, ale on nie ceni sobie życia, byleby tylko dał świadectwa o Ewangelii łaski Bożej. Trzeba by zapytać, o czym ja świadczę jako ksiądz, czy składam świadectwo o Jezusie Chrystusie? Czy składam świadectwo o tym, ileż to ja zajęć nie mam, ileż to obowiązków mnie nie czeka? Czy jako mama, tato, studentka, student, uczeń, uczennica składam więcej świadectwa o łasce Bożej, która fantastycznie mnie przemienia, nawet pośród cierni, czy też niestrudzenie narzekam, składając świadectwo o moich niedomaganiach?

Paweł robi mocny rozrachunek – jasny i zdecydowany. Przypomnijmy – nie ucieka od realiów, ale nie ma tak, że przedkłada uciski i utrapienia nad świadectwo o działaniu łaski Bożej, Ducha Świętego w nim.

Wiem teraz, że wy wszyscy, wśród których przeszedłem głosząc królestwo, już mnie nie ujrzycie. Stwierdzenie to napawa smutkiem. Dlatego oświadczam wam dzisiaj: Nie jestem winien niczyjej krwi, bo nie uchylałem się tchórzliwie od głoszenia wam całej woli Bożej. Paweł podkreśla to przy pożegnaniu, aczkolwiek pojawi się jeszcze raz w Efezie, ale w tych okolicznościach składa świadectwo, że nie uchylał się tchórzliwie, że nie jest winien niczyjej krwi, nikomu nie wyrządził krzywdy. Powtarza to z całą mocą, że najważniejsze było głoszenie całej woli Bożej.

Pytanie zasadnicze dla każdej/każdego z nas – Czy ja czasem nie uchylam się tchórzliwie od głoszenia, a wcześniej od rozważania Słowa Bożego? Czy ja się nie uchylam tchórzliwie od dawania świadectwa o Ewangelii Bożej? Nawet gdyby moja odpowiedź na te pytania była twierdząca, znaczy: Tak, uchylam się, to nie należy się tym załamywać ani absolutnie nie mówić: Nic się nie stało, cóż, taka jestem..., tylko powiedzieć jasno: Panie, otworzyłem przed Tobą swoje serce i rzeczywiście tchórzliwie się zachowywałem - wzmocnij swojego sługę. I przyjdź po wzmocnienie! Nie chodzi o to, żeby sobie powiedzieć kolejny raz: Jestem beznadziejny/beznadziejna, ale odkrywszy te stany beznadziejności, trzeba wylać swe serce jak rzekę przed obliczem Pańskim, tak jak wylał fantastycznie Paweł wobec Pana i wspólnoty, aby Pan mógł oczyścić to serce, umocnić, utwierdzić i posłać dalej, bo Pan obfity deszcz zsyła – jak mówi psalmista.

Deszcz obfity zesłałeś, Boże, Tyś orzeźwił swoje znużone dziedzictwo, znużone serce. Twoja rodzina, Boże, znalazła to mieszkanie, które w swej dobroci dałeś ubogiemu. Należę do rodziny Bożej, jestem dzieckiem Boga! To jest najważniejsze!

Pan niech będzie przez wszystkie dni błogosławiony: Bóg, który nas dźwiga co dzień, Zbawienie nasze, Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala, Pan nas ratuje od śmierci. To my wybierając grzech, uśmiercamy się, nawet po rachunku sumienia mówiąc, że jestem beznadziejna, teraz będę miała/miał skwaszony dzień. Natomiast Pan nas ratuje od śmierci, dźwiga nas co dzień. Jemu się chce i chwała Mu za to!

Jezus, w czasie Ostatniej Wieczerzy, przystępuje do szczególnego momentu – niezwykle osobistej modlitwy skierowanej do Niebieskiego Ojca. Podnosi oczy ku niebu i zwraca się do Ojca tak, jak – przypomnijmy – mały hebrajski chłopczyk do swojego tatusia, mocno trzymając go za dłoń – właśnie Abba, Tatusiu!

Ojcze, nadeszła godzina! To jest właśnie ten moment, nadeszła chwila. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.

W tym otwarciu Serca Jezus zwraca się do Ojca o otoczenie Go chwałą, tą obecnością, tą mocą, którą Ojciec otacza swojego Syna, otaczał – jak za chwilę będziemy słyszeli – pierwej, zanim świat powstał. Wchodzimy więc w niezwykle mocną, intensywną obecność Boga. Jezus zostaje w sposób szczególny naznaczony na tę godzinę działaniem Ojca przez Ducha – wczoraj w rozważaniach słyszeliśmy o tym, że: Nie jestem sam, jest ze Mną Ojciec, i teraz to następuje.

Każdy, kto został podarowany Jezusowi – każdy człowiek – ma otrzymać życie wieczne, a życiem wiecznym – jak tłumaczy Jezus – jest znajomość Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa. W Biblii słowo „znać” nie oznacza tylko jakiegoś intelektualnego przyjęcia prawd – przypomniał nam o tym, definiując wiarę, podczas ostatniej pielgrzymki Ojciec Święty Benedykt XVI – ale jest to rzeczywiście osobiste przylgnięcie całym życiem, stylem myślenia, zachowania, reagowania na otoczenie, świat, Boga – właśnie do Niego. Poznać, znaczy wejść w najintymniejszą relację, bo wejście w najintymniejszą relację, daje życie – to jest życie wieczne. To jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.

Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. To jest oddać chwałę Bogu – wykonywać Jego wolę, dzieła, które dał do wykonania. Największym dziełem jest fantastycznie przeżyć życie. Fantastycznie nie znaczy z uśmiechem na twarzy wśród bezproblemowych sytuacji, ale fantastycznie znaczy w świadomości tego, że nie jestem sam, że jestem prowadzony, że to, co mnie spotyka nie jest jakimś splotem beznadziejnie głupich wydarzeń, które określa się mianem życia, ale ma to głęboki sens, stopniowo objawiany.

Jezus mówi: Objawiłem imię Twoje ludziom, których Mi dałeś ze świata. Zrobił wszystko, co było możliwe w tych warunkach, okolicznościach, żeby objawić imię, czyli objawić Osobę Ojca tym, których dałeś Mi ze świata, czyli wszystkim tym, którzy zechcieli przyjąć to nauczanie w ramach czasowych, wyznaczanych przez życie Jezusa – wszystkich tych dotknęło działanie łaski Ojca.

Twoimi byli i Ty Mi ich dałeś, a oni zachowali słowo Twoje. Przyjęli je, zachowali. Przypomnijmy, że Maryja pięknie zachowywała wszystkie te Słowa, rozważała w swoim Sercu. Zachować Słowo znaczy zatroszczyć się o to, żeby Dobre Słowo zachować w sercu, żeby nie zrobić z niego jakiegoś taniego pocieszenia, nowinki, ale przyjąć je jako Słowo, niosące życie, umacniające we mnie życie Boże, naznaczające sensem życie doczesne.

Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał. Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Jezus nie prosi za stylem myślenia świata, żeby dalej się rozwijał, pędził nie wiadomo gdzie, jak pędzą często ludzie, jak często my pędzimy (psalmista określa to w obrazie: Są jak owce pędzące do przepaści; śmierć ich pasie. Zejdą prosto do grobu.). Jezus nie prosi za światem, za tym, żeby ten styl się utrzymywał, chociaż ten styl będzie się trzymał, ale prosi, aby pośród tego stylu funkcjonowania świata, oni – czyli ci, którzy przyjęli Słowo Boże, bo prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał – byli pod opieką Ojca.

Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje, i w nich zostałem otoczony chwałą. Już nie jestem na świecie, ale oni są jeszcze na świecie, a Ja idę do Ciebie. Jezus uwzględnia, że zostaliśmy na ziemi, że jesteśmy ograniczeni, że upadamy, że jesteśmy narażeni na prześladowania z zewnątrz, a także od siebie samych – od wewnątrz – i ma świadomość tego, że potrzebujemy wsparcia – prosi za nami.

Droga siostro, drogi bracie, jesteś pod mocnym obstrzałem modlitw Jezusa. Takiego mamy Arcykapłana, który wstawia się za nami, jako Ten, który jest naszym obrońcą, doświadczonego przez cierpienie, doświadczonego przez życie. Wrócił do Domu Ojca, żeby przygotować nam miejsce, a teraz towarzyszy nam rozradowany, rozmodlony w Duchu Świętym u Niebieskiego Ojca.

Rozrachunek, który w tej szczególniej modlitwie Jezusa – bardzo osobistej – staje sprzed nami, jest zaproszeniem, a nawet prowokacją do tego, żebyśmy również i my stawali wobec działającego pośród nas Ojca Niebieskiego przez Jezusa w Duchu Świętym. Jest zachętą, abyśmy i my zrobili rozrachunek z tego, na ile wypełniamy dzieło Boże, na ile nie cenimy sobie tego życia w taki sposób, że tylko obliczamy, ile przykrości w życiu przeżyliśmy. Bolą, kogo nie bolą? – Czy problemów, które mamy – kto ich nie ma? Ale szukamy w nas łaski Bożej, szukamy w nas sensu. Nawet jak go nieraz nie widać, nawet gdy doświadczamy opuszczenia przez wszystkich, gdy tracimy poczucie sensu tego wszystkiego, klękamy i mówimy: Ojcze, ja nie jestem sam. Ja nie chcę przyjąć takiej wersji wydarzeń, chcę wierzyć, że za mną wstawia się u Ciebie Twój Syn, mój Brat Jezus Chrystus, a w Duchu Świętym dajesz mi moc i łaskę…

Drogie siostry i drodzy bracia, uwielbiajmy naszego Pana, że tak dalece zorientowany jest w codzienności życia i wie, że jesteśmy na świecie. Wstawia się za nami u Ojca. Dziękujemy Ci, dobry Panie, że Tobie się chce dźwigać nas co dzień, że Tobie się chciało i dziś do nas przemówić. Budź w naszych sercach świadomość, żeby i nam się chciało, żebyśmy tchórzliwie nie uciekali w jakieś zabieganie i inne rzeczy, a nawet, kiedy to tchórzostwo sparaliżuje naszą codzienność, abyśmy potrafili oprzytomnieć, obudzić się i powiedzieć: Nie jestem z tego świata, chociaż zmierzam po jego ścieżkach, ale kieruję się w stronę Domu Ojca!

Pozdrawiam w mocy miłości Pana – ksiądz Leszek.