ks. Mariusz Szmajdziński
Kto jest moim królem?
Postać króla tak naprawdę jest nam znana już tylko z bajek i filmów historycznych. Mając w pamięci przykładowo „Krzyżaków”, „Rycerzy króla Artura” czy „Królów przeklętych”, łatwo nam jest sobie wyobrazić siedzącą na wyniosłym tronie postać, najczęściej w starszym wieku, z siwą brodą, złotą koroną na głowie, berłem w ręku. Postać ubraną w piękne, bogate szaty, wokół której posługuje służba i któremu oddaje cześć cały orszak dworskich urzędników.
Takich królów znamy z naszej historii, obrazów Matejki czy filmów. Jakże więc jest to dalece odległy obraz od tego Króla, w którego wpatrujemy się podczas dzisiejszej uroczystości – Chrystusa Króla. Zamiast tronu – krzyż, zamiast złotej korony – cierniowe kolce, zamiast berła – gwoździe, zamiast służby – tłum szyderców. Wszystko tak różne od majestatu królewskości i przepychu dworskości, że Piłat musiał, jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, dopytywać się: „Czy Ty jesteś Królem?”, a potem przypomnieć, kto tak naprawdę wisi na krzyżu, umieszczając napis: „To jest król żydowski”.
1. „Który był… i Który przychodzi”
Dziś radujemy się uroczystością Chrystusa Króla Wszechświata. Zacznijmy od tego, że Kościół pozwala nam się radować tą uroczystością w bardzo wymownym czasie. Dziś jest ostatnia niedziela roku liturgicznego. Tak jak kończy się rok kalendarzowy, szkolny czy akademicki, tak również i Kościół kończy swój roczny cykl. Jak zawsze przy takich okazjach jest to sposobność zarówno do radości, jak i podsumowania, dokonania swego rodzaju rachunku czy bilansu jaki był to czas. Owocny czy zmarnowany? Obfitujący w radości czy kłopoty i zmartwienia? Tak samo i w życiu Kościoła – radujemy się naszym Królem, który – jak mówi nam dziś Jan Apostoł – „jest Świadkiem Wiernym, Pierworodnym spośród umarłych i Władcą królów ziemi… Który był, Który jest i Który przychodzi”. Jednak musimy pamiętać, że Ten Król na końcu świata dokona sądu nad nim, nad nami, nad każdym z nas. Powinniśmy zatem dziś się radować, ale jednocześnie głęboko się zastanowić, jaki był ten miniony rok. Czy staliśmy się choć odrobinę lepsi, mądrzejsi życiowo; czy nie straciliśmy kolejnego roku naszego życia? Za tydzień rozpoczyna się Adwent i jeśli poważnie traktujemy nasze życie religijne, to jest to zawsze okazja, by nowy rok liturgiczny rozpocząć jakimiś dobrymi postanowieniami, które będą wyrażały nasze dążenia ku dobru nie tylko za względu na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia, ale na cały rok, na całe nasze życie. Dzięki temu, gdy przyjdzie ponownie do nas Chrystus Król, będziemy mogli stanąć przed Nim z nadzieją wejścia do Jego Królestwa.
2. Królestwo nie z tego świata
Póki co, wpatrujemy się w Króla na krzyżu. Ubiczowanego, poranionego, ukrzyżowanego, wyszydzonego przez wszystkich, nawet przez tego, który był z Nim ukrzyżowany. Dlaczego my, chrześcijanie, mamy takiego właśnie króla? Przecież łatwiej byłoby nam przyjąć i zaakceptować dostojną postać, której wyobrażenie mamy przykładowo z filmów czy obrazów Matejki. Ten problem nie jest tylko naszym problemem. Już sami Apostołowie (a zatem już od samego początku) oczekiwali, że ich Mistrz wcześniej czy później objawi się jako zwycięski Mesjasz. Stąd właśnie ich pytania czy będą mogli zasiąść po Jego prawej i lewej stronie (por. Mk 10,37) albo czy On przywróci królestwo Izraela (por. Dz 1,6). Jezus swoim uczniom, czyli także nam, objawia się jako zupełnie inny król: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,25-28). To jest właśnie zarówno istota, jak i tajemnica królowania Jezusa. Dlatego mówi On Piłatowi w dzisiejszej Ewangelii: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. I rzeczywiście tak jest. Ile bowiem znamy potężnych królestw z historii? Potęgę Egiptu i Asyrii, wielkości panowania Aleksandra Macedońskiego i cesarza Oktawiana Augusta, monarchię Karola Wielkiego i Napoleona. A co z tego przetrwało do tej pory? Jezus przychodzi, aby królować nie nad nami, jak władcy narodów, ale królować w nas. Każde ziemskie królestwo przemija, każda ziemska potęga upada. Nawet jeśli dziś patrzymy na monarchów, którzy są w mocy podbijać inne narody, to powinniśmy mieć w pamięci słowa Pawła Apostoła, znane nam także z naszej literatury: „przemija postać tego świata” (1Kor 7,31; także powieść H. Malewskiej). Tak jak bowiem każdy król i władca tego świata wcześniej czy później umiera i jest pogrzebany, tak i jego królestwo i potęga wcześniej czy później są pogrzebane wraz nim. Chrystus zaś żyje i „przez swoją krew – przypomina nam II czytanie – uwolnił nas od naszych grzechów”. Przez Niego, i tylko przez Niego, jesteśmy pojednani z Bogiem, który uwalnia nas spod władzy ciemności (a często jest ona udziałem władców tego świata) i przenosi do swego Królestwa, które trwa na wieki. To dokonało się w Chrystusie, dzięki któremu jesteśmy królestwem i kapłanami poświęconymi Bogu. Pieczęcią tego jest właśnie Jego męka i śmierć na krzyżu, bo w ten sposób przeszedł On do Zmartwychwstania i jako zapowiedziany w I czytaniu Syn Człowieczy zasiada po prawicy swego Ojca w królestwie, które „jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, …nie ulegnie zagładzie”. To jest ten właśnie pokój, którego nie może dać nam żaden z władców tego świata. Pokój-pojednanie wprowadzone przez krew Jezusa. W Starym Testamencie były zabijane cielce, kozły i barany jako znak pojednania. W Nowym Przymierzu, w którym my uczestniczymy, ofiarowuje się w ten sposób sam Chrystus, który przyszedł, „aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,28). Ma On więc władzę królewską, ale objawia ją w postaci niewolnika ofiarowanego za każdego z nas, bo królestwo Jego nie jest z tego świata. A dowodem Jego władzy są słowa skierowane do Dobrego Łotra: „Zaprawdę powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju”.
3. Komu służę?
Powstaje jednak bardzo ważne pytanie. Czy my jesteśmy w stanie uwierzyć w takiego Króla? Uwierzyć, to znaczy przyjąć Chrystusa jako Króla i Mu służyć. W naszym życiu możemy często ustanowić sobie zupełnie innych królów. Takim królem może być chęć zrobienia jakieś wielkiej kariery, tytuły, uroda, pieniądz, alkohol, narkotyki, seks, bycie „na topie”. Częstokroć to są nasi królowie, takie króliki, które rządzą naszym życiem. Króliki, którym poddajemy się i służymy bez reszty. Dla rzekomej przyjemności, której one dostarczają, jesteśmy gotowi zrobić wszystko, łącznie z tym, żeby się pogrążyć w ich niewolę – uzależnienia, jak jest w przypadku alkoholu czy narkotyków. Ilu ludzi nam bliskich, a może już ilu z nas, służy bez reszty tym królikom? Tylko do czego one prowadzą? Wystarczyć pomyśleć – do załamania nerwowego, szpitala czy ośrodka odwykowego lub nieuleczalnych chorób, do chciwości, zazdrości i nienawiści, a nawet nierzadko do zabójstw. Ilu ludzi, którzy oddali się na taką służbę przegrało całkowicie swoje życie? Ilu z nich popełniło samobójstwo, bo nie widzieli sensu dalszego życia? Ci królowie nie przynoszą pokoju, lecz wciąż podsycają nas do większych doznań, by więcej mieć, by więcej zażywać, by więcej się upajać rozkoszą. Podsycają, ale nic nie dają; nakazują czerpać więcej, ale nie umacniają; każą się cieszyć, ale nie przynoszą radości. W ten sposób doprowadzają człowieka do wyniszczenia, zarówno duchowego, jak i fizycznego. A kiedy człowiek jest wyniszczonym przez owych królików wrakiem, zostawiają go jako żebraka, który nie jest w stanie już dłużej im służyć, bo nie jest zdolny do niczego. Pryska wówczas kariera, przemija uroda, nie ma już sił by korzystać z uciech. Jest tylko pustka. Wówczas taki człowiek zostaje zupełnie sam – bez swych królików, bo jest im niepotrzebny. Często też zostaje bez drugiego człowieka, którego wcześniej odrzucał albo nawet niszczył. Odpowiedzmy zatem sobie samym – służymy takim królom?
Chrystus Król czeka na nas cierpliwie na krzyżu. Cierpliwie, bo jest innym królem niż wszyscy inni władcy. Królem, który króluje przez miłość, a nie przez rozkazy i ustawy. Ta miłość pragnie, abyśmy wszyscy razem byli w Jego Królestwie. On wciąż cierpliwie czeka, abyśmy uznali w Nim swego Króla, a wtedy jak ów Dobry Łotr usłyszymy Jego zbawcze słowa, będące największą nagrodą dla nas: „Dziś ze Mną będziesz w raju”.