Homilia na XIV Niedzielę Zwykłą "C" (07.07.2013)

Ks. Artur Malina

Miłość śpiesząca do wszystkich

Niepowodzenie było udziałem również Jezusa. Uczniowie chcieli działać gwałtownie, niszcząc ogniem opornych adresatów Jego działalności, zaś powoływani odwracali się od Niego. Interpretowana w oderwaniu od kontekstu. Ewangelia ubiegłej niedzieli miałaby wymowę bardzo pesymistyczną. Dzisiejsze czytanie pokazuje, że fragmenty biblijne tworzą całość dzięki łańcuchowi powiązań między tekstami sąsiednimi. Kolejny rozdział z Ewangelii świętego Łukasza, którego początek przed chwilą słyszeliśmy, ma radykalnie inny wydźwięk: zamiast trzech uczniów, którzy zmarnowali powołanie, Jezus wysyła ich siedemdziesięciu dwóch.

1. Miłość, która nie zna granic

Znaczenia tej liczby nie należy sprowadzać do sensu dosłownego. Na jej symboliczne znaczenie wskazują chociażby rozbieżności między manuskryptami. Siedemdziesięciu lub siedemdziesięciu dwóch to liczba uczniów wybranych przez Jezusa oraz rozesłanych do miast i miejscowości będących celem Jego działalności. W niektórych starożytnych rękopisach Ewangelii Łukasza występuje pierwsza liczba, a w innych pojawia się druga. Liczbę wysłanych można interpretować jako aluzję do listy siedemdziesięciu narodów wymienionych przez Biblię hebrajską (Rdz 10). W tłumaczeniu greckim Starego Testamentu wymienione są siedemdziesiąt dwa ludy. Siedemdziesięciu aniołów opiekunów wszystkich narodów ziemi wzmiankuje również parafraza aramejska Hymnu Mojżesza (Pwt 32,8).

Zatem drugie wysłanie uczniów ma znaczenie bardziej uniwersalne niż pierwsza misja Dwunastu Apostołów, która była ograniczona tylko do dwunastu pokoleń Izraela: „Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 10,5-6). W Ewangelii Łukasza odsłania się perspektywa powszechna. Nie jest ona czymś radykalnie nowym w dziejach zbawienia, ponieważ znana jest ona już w Starym Testamencie. Na nią wskazuje drugie znaczenie liczby „siedemdziesiąt dwa”.

2. Miłość, która nie chce czekać

Dwunastu to Kolegium Apostołów, od którego bierze początek misja biskupów w Kościele. Podobnie można odnieść zadania siedemdziesięciu dwóch do osób powołanych przez Jezusa dla spełniania misji ściśle powiązanej z zadaniami biskupów. W symbolice tej liczby chodzi bowiem o przywołanie starotestamentalnej instytucji pomocników Mojżesza (Wj 24,1.9; Lb 11,16.24), a tym samym o określenie zadania wysłanych. Podczas wędrówki przez pustynię „starsi (w tłumaczeniu greckim Biblii nazywani presbyteroi) ludu” otrzymali od Boga Ducha, który został dany wcześniej Mojżeszowi, aby pomagali mu przewodzić Izraelowi. Powołanie tych pomocników świadczy o tym, że w Bożym planie najważniejsze jest dobro ludu jako adresata tego planu, a nie władza i pozycja wyznaczonych przewodników.

W Dziejach Apostolskich, a więc w drugiej księdze św. Łukasza pojawiają się również pomocnicy Apostołów określani tym samym terminem greckim. Stąd bierze się nazwa „prezbiterzy” na oznaczenie powołanych do głoszenia Ewangelii, sprawowania sakramentów oraz posługi ludowi Bożemu. Również ich misja nie ma granic i nie chce zwlekać. Pokazują to dzieje Kościoła. Zanim pojawiali się biskupi, misjonarze jako prezbiterzy głosili słowo Boże, udzielali sakramentów i świadczyli o miłości Boga śpieszącej do każdego człowieka. Jej istotę ujawnia niezwykła prawda o Bogu, która się odsłania w pierwszym czytaniu.

3. Miłość jak od matki

Wiele razy Biblia ukazuje Izrael w relacji rodzinnej do Boga: jako Jego oblubienicę albo jako Jego dziecko. W społeczności, dla której dzieci były znakiem Bożego błogosławieństwa, a nie jakiegoś zagrożenia dla kariery czy tzw. wolności, obraz Izraela jako dziecka Boga świadczył o wielkiej miłości, jakiej byli świadomi Izraelici.

W historii Izraela Bóg okazywał nieustannie swoją miłość i troskę o wychowanie Izraela. Podczas wyjścia z Egiptu i pobytu na pustyni objawiała się rodzicielska miłość Boga do swojego ludu: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. [...] Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem. [...] Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11,1-4). Dla pokazania, jak miłość Boga przewyższa wszelkie ludzkie przywiązanie przez proroka Bóg zapewniał o trwałości swojej miłości do ludu: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49,15).

Przekonanie o tej więzi jest źródłem radości pomimo zagrożenia przynoszącego lęk i smutek. O tym właśnie słyszeliśmy w pierwszym czytaniu: „Ich niemowlęta będą noszone na rękach i na kolanach będą pieszczone. Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy». Na ten widok rozraduje się serce wasze” (Iz 66,12-14 ).

Nie chodzi o abstrakcyjną metaforę. Kościół od początku uczy się tej miłości od jej źródła i wzoru. Ta Boża postawa znalazła odzwierciedlenie w działalności Pawła, który przypominał o takiej samej miłości skierowanej do adresatów swoich listów: „Jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem, my jednak stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi” (1Tes 2,7).

Tej postawy niech uczą się nie tylko pasterze Kościoła, ale także każdy chrześcijanin. Miłość Boga ma być bez granic nie tylko w odniesieniu do jej adresatów, ale także powinna rodzić się w każdym z nas. Bądźmy naśladowcami tej macierzyńskiej miłości Boga!

 

Artykuł do pobrania w formacie PDF.