Ks. Marcin Kowalski
Dwa oblicza Adwentu
Który to już Adwent w naszym życiu? Co roku powtarza się mozolne wyczekiwanie na Boga, który ma przyjść. A przecież nie jest łatwo czekać: wpatrywać się w ledwie uchylone drzwi, którymi kilka chwil temu wyszedł ktoś bliski, czekać na telefon od niego, żywiąc wciąż tę samą nadzieję, że dzisiaj go usłyszę, dziś wreszcie powróci. Dlaczego Bóg każe nam wciąż na siebie czekać? Czy zdecydował się utrzymywać nas w ciągłym napięciu? W dodatku dzisiejsza liturgia przedstawia Go w dwóch radykalnie różnych obrazach: u Izajasza nadchodzący Mesjasz jest łagodny i niesie pokój; w Ewangelii Mateusza zapowiada ogień i sąd. Co znaczy to rozdwojenie? Na kogo tak naprawdę czekamy w Adwencie?
1. Nadchodzi Książe Pokoju
Zacznijmy od pierwszego obrazu zawartego w Księdze proroka Izajasza. Wyrośnie różdżka z pnia Jessego (Iz 11,1), tak rozpoczyna się jedno z najbardziej znanych i najpiękniejszych proroctw mesjańskich Starego Testamentu. Izajasz kieruje je pod koniec VIII w.p.Ch. do Izraelitów zmęczonych ciągłymi wojnami i niepewnością, zagrożonych wyrastającą na potęgę Asyrią. Mówi do ludzi oczekujących na Mesjasza, króla, który zapewni im pokój i błogosławieństwo, jakiego nie dało im panowanie dalekiego od Boga Achaza. Bóg, tylko sobie znanymi drogami, wypełni to proroctwo po śmierci króla w jego własnym synu, Ezechiaszu. On będzie władcą, na którym spocznie Duch Pański (11,2-3), który sprawiedliwie osądzi biednych (11,4), dzięki jego pobożności kraj napełni się znajomością Pana (Iz 11,9). Według 2 Krl 18,3-4 Ezechiasz rozpocznie w kraju reformę religijną, mającą na celu oczyszczenie Izraela z kultów pogańskich. Proroctwo zawiera w sobie też piękne i sugestywne obrazy natury, w której wygasa walka i nienawiść, człowiek powraca do pełnego bezpieczeństwa i harmonii życia w świecie, jak gdyby odżył na ziemi stary rajski ogród (Iz 11, 6-8).
Czy pokój, pogodzenie z samym sobą i ze światem, w którym żyjemy, nie są największymi darami, których człowiek oczekiwał zawsze od Mesjasza? Niestety król Ezechiasz panował zbyt krótko. Po nim nastaje bezbożny Manasses, zatem proroctwo nie wypełniło się w całości, powróciła znów niepewność. To znak jak trudno realizować swoje nadzieje w oparciu o kruchych ludzi. Odrośl, o której mówi Izajasz to po hebrajsku néser. Słowo to zawiera się w nazwie Nazaret, (po hebrajsku bet néser, dom odrośli). Świat znów pogrążył się w oczekiwaniu na Mesjasza, który ofiarowałby mu trwalszy pokój i wypełnił do końca proroctwa. Mesjasz ten miał być nazwany Nazarejczykiem (Mt 2,23).
2. Nadchodzi sprawiedliwy Sędzia
W tych dniach, jak pisze Mateusz (3,1), lub lepiej byłoby powiedzieć, po wielu wiekach Bóg dał wymowny znak. Od czterystu lat nie było już w Izraelu proroka, kiedy Jan Chrzciciel wyszedł na Pustynię Judzką. Jego ubiór, styl życia i słowa przyciągały do niego rzesze ludzi (Mt 3,4-6). Nie był liderem czy idolem w naszym rozumieniu tego słowa, nie przyciągał do siebie ekstrawagancją, był raczej jednym z tych, których szanujemy i chcemy słuchać ze względu na autentyzm ich życia, chociaż ich słowa brzmią czasem twardo. Ludzie przychodzili do niego aby wyznawać swoje grzechy i narodzić się do nowego życia w wodach Jordanu (Mt 3,6).
Jan Chrzciciel był prorokiem twardym, prorokiem apokaliptycznym. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przyszło mu pełnić swą misję u końca czasów. Przemijały prawa Starego Testamentu, za sobą wyczuwał już obecność Zapowiedzianego, którego sam jeszcze nie widział, jedynie mówił mu o Nim głos Boży. Być może Jan oczekiwał także rychłego końca świata i sądu Boga (Mt 3,7). Dlatego właśnie wzywał do nawrócenia i prostowania swych ścieżek dla Nadchodzącego (Mt 3,2.8). Mówił i postępował jak człowiek, który czuje, że nie pozostało już wiele czasu. Siekiera przyłożona do korzenia drzewa, ogień oczekujący na tych, którzy nie wydadzą owoców nawrócenia, to wszystko obrazy sądu, który nieodwołalnie nadciąga (Mt 3,10). Idący za nim Mesjasz też nie ma łagodnego oblicza Księcia Pokoju. Będzie przecież chrzcić ogniem, przepalać człowieka, przebierać go jak ziarno, a plewy palić w nieugaszonym płomieniu (Mt 3,11-12). Wówczas na nic się nie przyda formalna przynależność do Izraela, do narodu wybranego (Mt 3,9). Każdy sądzony będzie na podstawie świadectwa swojej wiary i życia.
3. Jak pogodzić napięcie czyli dwa oblicza Adwentu
Apokaliptyczny poprzednik Jezusa wypełnia swoją osobą czas Adwentu, jeszcze nie raz usłyszymy o nim w Ewangelii. Jego przepowiadanie i osoba rosną, padając groźnym cieniem na nasze spokojne oczekiwanie, tworząc wyraźny kontrast, jeśli nie opozycję, z sielankowym niemal orędziem Izajasza. Czy możliwe jest, aby Ten, na którego oczekujemy, był równocześnie pełnym łagodności Królem i surowym Sędzią, Mesjaszem rozlewającym na ziemi pokój i rzucającym ogień mający strawić to, co bezpłodne i wykrzywione brzydotą?
To jest możliwe. W dzisiejszej Liturgii Słowa w niezwykle jasny sposób ujrzeliśmy dwa oblicza naszego Adwentu. Pierwsze to wspomnienie Boga, który jako bezbronne ludzkie dziecko przychodzi na świat w Betlejem. Drugie oblicze Adwentu to oczekiwanie na Sędziego, który swoim słowem przypieczętuje ostatecznie historię naszego ziemskiego świata. Bóg pokoju i łagodności przychodził już wiele razy i teraz znów jest w drodze ku nam. Wiele razy jednak spotkał zamknięte ludzkie serca, serca obojętne, gotowe raczej błąkać się po swych krętych ścieżkach i tęsknić, niż wyjść mu na spotkanie. Dopóki jeszcze jest czas, dopóki przychodzi jako łagodny Pasterz, Jan krzyczy: Prostujcie ścieżki, dajcie Bogu szansę dotarcia do was. Potem, kiedy przyjdzie jako Sędzia, będzie już za późno. Czyny i wiara każdego będą jedynym świadectwem.
Aplikacja
Oto najważniejsze wezwanie naszego Adwentu, pragnienie Boga, wyrażone ustami proroka pustyni: Metanoeite – „Nawracajcie się, bo bliskie jest Królestwo Niebieskie” (Mt 3,2), dosłownie „przemyślcie raz jeszcze swoje życie”, przemieńcie się u samych źródeł, u korzeni waszego myślenia. Nie można żyć wiecznie w fazie narzeczeństwa, nie da się stać ciągle pośrodku drogi, drzewo nie może wypuszczać samych liści. Przyszedł czas na owoce: „Wydajcie godny owoc nawrócenia” (Mt 3,8). Odwróćcie się od waszego grzechu. Bóg czeka na opowiedzenie się za swoim Synem i Jego Ewangelią. W przeciwnym razie na sądzie pozostanie nam smakować palącą i gorzką pustkę własnego życia.
Słowo dzisiejszej liturgii daje nam odpowiedź na pytanie, w jaki sposób przechodzić w naszej relacji z Bogiem od pustego oczekiwania do prawdziwego spotkania. Trzeba wyjść ku Bogu i pośrodku, być może bardzo krętych dróg naszego życia, posłuchać, czego od mnie oczekuje. Jego Ewangelia to drogowskaz nie tylko cel, ku któremu spogląda się z sentymentalną tęsknotą. Pierwszym znakiem tego, że moje życie jest na Bożej drodze, będzie powracający pokój serca. Bóg może nam go udzielić także pośród przeciwności i niepokojów. Przychodzi do nas przecież na niezliczone sposoby, stawia nas w sytuacjach, które zmuszają nas do rozwijania wiary i własnego człowieczeństwa, przygotowuje nas na ostateczne spotkanie z sobą. Mój Bóg już przyszedł i wciąż przychodzi, wkracza w moje życie. Co robię z tą obecnością? To pytanie powinna wyrwać nas z bierności ludzi, którzy zgodnie z Adwentową tradycją wpatrujących się w uchylone drzwi, którymi nie wiadomo, wyszedł na dobre, czy dopiero przyjdzie, Ten, na którego czekamy.