Ks. Janusz Kręcidło MS
Kluczowe pytania i zawoalowane odpowiedzi
Każdy inteligentny człowiek jest świadom ograniczoności swojej wiedzy w różnych dziedzinach życia. Możemy stopniowo głębiej poznawać różnorakie aspekty życia i różnych dziedzin nauki jeżeli jesteśmy otwarci, potrafimy zadawać właściwe pytania oraz wytrwale szukać na nie odpowiedzi. Kiedy wystarczająco wejdziemy w jakiś temat, okazuje się jednak, że jest on o wiele bardziej skomplikowany, niż nam się początkowo wydawało. Dlatego też rodzą się w nas nowe pytania i na nowo musimy podejmować trud znajdowania na nie odpowiedzi. Dla człowieka autentycznie poszukującego prawdy ten proces zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi nigdy się nie kończy. Ten sam mechanizm znajduje zastosowanie w procesie dojrzewania naszej wiary i relacji z Bogiem. Adwent to szczególny czas wytrwałego poszukiwania odpowiedzi na kluczowe życiowe pytania.
1. Potrzeba twórczego dynamizmu wiary
Zima to okres pewnej inercji, uśpienia w które zapada cała przyroda. Natura przeżywa zimowy czas regeneracji, by na wiosnę na nowo rozkwitnąć życiem. Krótki liturgiczny okres adwentu, czyli oczekiwania na przyjście Pana oraz jego wypełnienie – Uroczystość Bożego Narodzenia – przypadają właśnie w tym czasie uśpienia natury. Jest to jakby „wbrew naturze”, dlatego też potrzeba nam podejmować w tym okresie świadomy wysiłek, by się wybudzać z zimowego odrętwienia i nie uciekać od poszukiwania odpowiedzi na kluczowe dla naszej wiary pytania.
W taką atmosferę twórczego poszukiwawczego zaangażowania wprowadza nas przeczytany przed chwilą fragment z Księgi proroka Izajasza: Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! (Iz 35,1). To wezwanie proroka było nie na miejscu i nie o czasie. Z czego tu się cieszyć?! Pustynia jest pustynią a od spieczonej ziemi nie powinno się oczekiwać by rozkwitła! To samo dotyczy śnieżnej zimowej aury, w której obecnie się znajdujemy. Obrazy te są metaforą życiowych odrętwień, w które wpadamy. Jednak pokonanie tej bariery odrętwienia jest nieodzowne, by mogło dokonać się wszystko inne. Jeżeli nie zdobędziemy się na to żeby uwierzyć, że dla Boga wszystko jest możliwe i że On pragnie ożywić nas, byśmy byli ludźmi radosnymi i szczęśliwymi, to nie ma sobie co Bogiem głowy zawracać! Wiara w Jego zbawczą i przemieniającą moc jest czymś absolutnie fundamentalnym!
Jakie są wymierne konsekwencje i widoczne znaki takiej wiary? Jak sprawdzić, czy moja wiara ma już ten radykalny dynamizm? Izajasz odpowiada na to bardzo przekonująco w pięknych poetyckich przenośniach: Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie. I odkupieni przez Pana powrócą. Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie (35,5-6a.10). Podejmujmy więc wysiłki, by wyrywać się z jesienno-zimowego odrętwienia! Naprawdę warto!
2. Niepokój wiary
Prawdziwie wierzący człowiek to nie ten, kto doświadcza „świętego spokoju”, lecz ten kto z wiarą szuka odpowiedzi na pytania kluczowe dla jego życia. Dziś problem z naszą wiarą nie polega najczęściej na tym, że mamy trudne pytania, na które nie możemy znaleźć odpowiedzi. Problem jest o wiele głębszy – polega na tym, że nie mamy żadnych pytań. Brak nam twórczego niepokoju wiary. Nosimy na sobie etykietki ludzi wierzących, ale tak naprawdę wiara nas mało obchodzi. Pojmujemy ją często tylko w kategoriach przynależności do instytucji Kościoła. A instytucja ta – jak wszystkie inne (zakład pracy, szkoła, uczelnia, urząd gminy, państwo itp.) – ma pewne wymagania, którym należy czynić zadość… Jeżeli tylko tak pojmujemy naszą chrześcijańskość, to naprawdę potrzebujemy prawdziwej duchowej wewnętrznej rewolucji.
Wiara to przede wszystkim żywa osobista przyjacielska relacja z Jezusem Chrystusem, który pośredniczy w naszej synowskiej relacji z Ojcem. O to, by ta relacja nie przybierała cech zimowego odrętwienia dba Duch Święty. On też ożywia nasze umysły i stymuluje w nas twórczy niepokój wiary. Sprawia, że zaczynamy zadawać sobie trudne i niewygodne pytania oraz wytrwale szukamy na nie odpowiedzi. Bóg chętnie tych odpowiedzi nam udziela, lecz w sposób, który wymaga od nas inteligencji wiary. Te odpowiedzi są zawoalowane, dawane w znakach, które potrafimy czytać na tyle, na ile znamy „język wiary”. Jeżeli go nie znamy, przejdziemy obok tych Bożych odpowiedzi ślepi i głusi.
3. Natrętne pytania i inteligentne Boże odpowiedzi
Doskonałą ilustracją tego mechanizmu jest przeznaczony na dzisiejszą liturgię eucharystyczną fragment Ewangelii wg św. Mateusza. Jan Chrzciciel był wielkim ascetą, którego wielu współczesnych ceniło bardziej niż Jezusa. Smak sławy nie zawrócił mu jednak w głowie i nie dał sobie wmówić, że jest oczekiwanym Mesjaszem. Gdy Jezus przyjmował z jego rąk chrzest w Jordanie, z nieba przemówił Ojciec, który zaświadczył Chrzcicielowi i innym zebranym kim jest Jezus: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (Mt 3,17). To była odpowiedź na pytania i dylematy Chrzciciela. Odpowiedź, którą usłyszał i zrozumiał dzięki inteligencji wiary. Nie oznacza to jednak, że nie miał już wątpliwości i nie stawiał dalszych pytań. Będąc już w więzieniu i czekając na męczeńską śmierć, a więc w sytuacji kiedy wydaje się, że powinno mu być wszystko jedno, wysyła do Jezusa posłańców, by upewnić się co do Jego tożsamości: Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, cz też innego mamy oczekiwać? (Mt 11,3).
Odpowiedź, którą Jezus daje Janowi jest z pozoru wymijająca. Pytanie było postawione bardzo konkretnie i domagało się odpowiedzi „Tak” lub „Nie”. Jezus natomiast każe posłańcom powtórzyć Janowi słowa proroka Izajasza, które miały charakteryzować oczekiwanego Mesjasza: Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię (Mt 11,5; cytat z Iz 35,5n; 61,1). Problem polegał tu prawdopodobnie na tym, że Jan Chrzciciel, wielki asceta, oczekiwał, że Mesjasz przyjdzie, by dokonać sprawiedliwego sądu na grzesznikach. Tymczasem do więzienia, gdzie się znajdował docierały informacje ukazujące Jezusa jako tego, który nie spełnia jego oczekiwań. Wobec powyższego, Jan stanął przed prawdziwym życiowym dylematem: albo Jezus jest fałszywym Mesjaszem albo jego własne wyobrażenia o Mesjaszu były fałszywe i muszą być zrewidowane. To bardzo poważny dylemat dla człowieka, który wie, że wkrótce zostanie uśmiercony! Trudno oczekiwać, by zadowoliło go Jezusowe „Tak” lub „Nie”. Jan potrzebował twardych dowodów. Odpowiedź Jezusa doskonale wpisała się w te potrzeby: Jezus zacytował słowa Pisma Świętego, które dla Jana miały niepodważalny autorytet. Chrzciciel jednak, by móc je właściwie zrozumieć, musiał mieć inteligencję wiary – umiejętność właściwego odczytywania Bożych znaków, które dla innych ludzi i w innych okolicznościach pozostawałyby prawdopodobnie nieczytelne.
Z sytuacji opowiedzianej przez Mateusza w przeczytanym dziś fragmencie Ewangelii wynika jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Treść odpowiedzi Jezusa odnośnie do Jego mesjańskiej tożsamości sprawia, że Chrzciciel musi zrewidować swój obraz oczekiwanego Mesjasza. Żeby uwierzyć w to, że Jezus jest Mesjaszem musi zakwestionować swoją dotychczasową wiedzę i przyjąć, że był w błędzie. Musi uznać, że problem nie leżał po stronie Jezusa, lecz w jego własnych fałszywych wyobrażeniach o Nim. Wyszedł z tego zmagania zwycięsko, bo był człowiekiem otwartym na rewidowanie swoich poglądów i gotowym, by ciągle uczyć się od Jezusa i być przez Niego zaskakiwanym. Czy my mamy tę gotowość? Czy chcemy uczyć się od naszego Mistrza? Czy nasza wiara jest dynamiczna?