Homilia na V Niedzielę Zwykłą "C" (07.02.2010)

ks. Artur Malina


„Lecz na Twoje słowo”

Zamknięcie w bezpiecznym środowisku, narzekanie na obcych, dystans do nieznanego, chodzenie utartymi szlakami, lęk przed nowym. Te postawy wyznawców Chrystusa stają się tym szkodliwsze, im odważniej występują przeciwnicy Kościoła, im śmielej poczynają sobie nieprzyjaciele Boga i Jego przykazań. Jak być odważnym w wyznawaniu wiary? Jak nie popaść w rutynę?

1. Prawdziwie Święty przeciw „świętemu” spokojowi

Nie można lekceważyć realnych ograniczeń i rzeczywistych braków. Niektóre są zawinione przez osobiste grzechy, które pomimo przebaczenia przez Boga pozostawiają zawsze jakieś skutki: złe nawyki i nałogi, poczucie winy i lęk przed odpowiedzialnością. Są także uwarunkowania niezawinione. Obawy wynikają ze świadomości słabości intelektualnych i psychicznych, z doświadczenia ograniczeń fizycznych, a przede wszystkim z roztropnej samooceny moralnej, to znaczy z przekonania o własnej grzeszności. Inne ograniczenia biorą się z uwikłania w relacje z innymi, z podjęcia zobowiązań, z niesprzyjających warunków społecznych czy z niewielkich możliwości materialnych.

Jak sobie poradzić z wiedzą o tych ograniczeniach? Czy może dać sobie spokój z ryzykownym chrześcijaństwem, które mogłoby przerosnąć nasze możliwości?

Miał rację Izajasz, który wobec objawienia świętości Boga zawołał przerażony: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!”. Za chwilę jednak odważnie i dobrowolnie przyjął zadanie bycia świadkiem Boga i Jego prawdy: „Oto ja, poślij mnie!”. Izajasz został bowiem oczyszczony z grzechów i uwierzył w skuteczność tego oczyszczenia

Do świadectwa uzdalnia bowiem Bóg, który nie tylko objawia swoją świętość, ale także ciągle jej udziela. Każda szczera spowiedź i każde przyjęcie eucharystii dają nam udział w świętości Boga, zaś płynąca z tej świętości moc pozwala zwyciężać nasze słabości.

2. Moc w słabości

Jeszcze więcej powodów do narzekania na siebie i na innych miał św. Paweł: nie był wybitnym mówcą, naraził się osobiście wielu osobom, nawet inni apostołowie nie rozumieli do końca jego misji, współpracownicy go opuszczali, założone przez niego kościoły się dzieliły, ludzie oddalali się od jego nauczania, a zwracali się chętnie do obcych nauczycieli. Nie widział on w swoim dawnym życiu żadnego oparcia dla swojej misji ani żadnej gwarancji dla jej skuteczności. „Nie widział” dosłownie – to możemy powiedzieć w oparciu o tekst Dziejów Apostolskich, który opowiada, że po powołaniu Szaweł był pozbawiony przez trzy dni wzroku. Jego wcześniejsze życie – zdobyta pozycja wśród Żydów i wykształcenie – nie mogły być dla niego oparciem.

W drugim czytaniu mamy przejmujące wyznanie tej słabości i mocy Boga: „W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boga ze mną”.

Obecność pomocy Boga nie oznacza zwolnienia z czuwania i wysiłku. W tym samym liście wcześniej przyznaje: „poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1 Kor 9,7).

3. Po naszej słabej stronie jest Jezus

Bez niepowodzeń moglibyśmy tylko sobie przypisać sukcesy. Bez doświadczenia słabości łatwo byłoby przecenić własne możliwości. Gdyby wcześniejszy połów Szymona się udał, gdyby on i jego koledzy stali się bogaci, wówczas nie potrzeba byłoby polecenia „Wypłyń na głębię!”.

Bez nie przespanej nocy, bez marnej roboty i jeszcze marniejszych łodzi Szymon nie stałby się Piotrem, nie byłby Apostołem Jezusa. Jezus nie wybrał go z powodu jego zalet i przewagi nad innymi, ale wybrał go właśnie takiego, jakim był – z ograniczeniami zarówno osobistymi, jak i tymi wynikającymi z Jego relacji do innych.

Ewangelia pokazuje, że musiał dzielić marną łódź i jeszcze marniejsze zyski z bratem Andrzejem. Musiał porównywać się z bogatszymi i sprytniejszymi Zebeduszami. Musiał dzielić swój dom z chorowitą teściową. Nie był uczonym w Piśmie, lecz tylko galilejskim rybakiem, którego gwara zdradzała w dumnej stolicy, i to kiedy nie było trzeba, gdy starał się ją ukryć wraz ze swoim pochodzeniem, kiedy znalazł się wśród funkcjonariuszy władzy. Można byłoby dalej wymieniać...

Z tych i wielu innych powodów Szymon rybak jest nam tak bardzo bliski –właśnie w swojej słabości. Zatem nie wykręcajmy się naszymi ograniczeniami. To właśnie do nas Jezus kieruje wezwanie: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!». Jest to wezwanie do wiary w Jego moc pomimo naszej słabości.

Kiedy inni mówią, że nie warto, gdy inni przybijają do brzegu swe puste łodzie, my jednak mamy przykład Szymona, tego słabego i grzesznego, mamy jego słowa do Jezusa: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”.