ks. Zbigniew Grochowski
„Upominać czy nie upominać?”
Pytanie postawione w tytule niniejszego rozważania nie jest pozbawione swej racji. Bo – z jednej strony – dzisiejsze czytania biblijne kładą silny nacisk na konieczność stosowania braterskiego upomnienia, z drugiej jednak – mocny jest także pogląd, iż nie powinno się „wtrącać” w czyjeś prywatne sprawy: „każdy niech sam kształtuje swój los i ponosi za to odpowiedzialność”. Jak się zatem rozeznać w tej sytuacji?...
1. „Gdy twój brat zgrzeszy, idź i upomnij go”
Nie tylko prorok Ezechiel słyszy w dzisiejszym pierwszym czytaniu przestrogę z ust Boga na wypadek, gdyby nie chciał zwrócić uwagi człowiekowi, który grzeszy: poskutkuje to także jego własną winą. Natomiast upomnienie go – nawet nieskuteczne – będzie już miało sens, gdyż wówczas: „on umrze z własnej winy, ty zaś ocali[sz] swoją duszę”. Także Chrystus w dzisiejszej Ewangelii poucza swych uczniów o konieczności podejmowania prób – nawet wielokrotnych – celem sprowadzenia na właściwą drogę „brata, który zgrzeszy przeciw tobie”. Kościół w swym nauczaniu poszedł oczywiście w tym samym kierunku i wśród uczynków miłosierdzia co do duszy sformułował m. in. takie prawdy, jak „grzesznych upominać”, „nieumiejętnych pouczać”, „wątpiącym dobrze radzić”. Coraz mniej jednak popularne są te wskazówki w kontekście współczesnej mentalności. Człowiek jest coraz bardziej wyemancypowany i pieczołowicie strzeże przestrzeni osobistej wolności. Potwierdzi tę prawdę choćby własne doświadczenie: zapewne nikt z nas nie chciałby być do czegokolwiek zmuszany (nawet do rzeczy najbardziej szlachetnych!), a korygujące nas upomnienie także przyjmiemy – przynajmniej w pierwszym odruchu – raczej z niechęcią.
2. „Miłość nie wyrządza zła bliźniemu”
Wezwanie obecne w Liście do Rzymian – „nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością” – stanowi kwintesencję dzisiejszego drugiego czytania, a także nawet całego Prawa Starego i Nowego Testamentu: „przykazania […] wszystkie […] streszczają się w tym nakazie: «Miłuj bliźniego swego jak siebie samego!”. Słowa te stanowią jednocześnie klucz do zrozumienia obowiązku braterskiego napomnienia. Nie chodzi bowiem o sam tylko fakt zwrócenia komuś uwagi, ale także o motywację, którą kierujemy się, gdy wykonujemy to niełatwe zadanie. Jeśli człowiek nie zamierza wypowiedzieć wobec bliźniego korygujących go słów z miłością – a więc nie kieruje się autentyczną troską o niego – to lepiej, aby w ogóle nie zabierał głosu w sprawie, którą zamierzał podjąć. Bo prawda musi iść w parze z miłością (por. 2 J 1,3-5; 3 J 1,1.3-4.6). „Miłość współweseli się z prawdą” (1 Kor 13,6b). Natomiast prawda bez miłości – jak to się mówi potoczne – może nawet zabić.. Dlatego Pan Jezus, określając precyzyjnie procedurę „przywracania” brata wspólnocie Kościoła (i nam samym), wskazał najpierw na konieczność zachowania dyskrecji. Upomnienie w cztery oczy wynika z troski o godność drugiego człowieka i niedyskredytowanie go w opinii innych ludzi. Wskazując zatem na czyjś grzech staramy się w pierwszej kolejności nie odebrać mu prawa do poufności. Następnie, wezwanie świadka/świadków, spowodowane nieugiętością upominanego człowieka, to też troska, by zbyt szybko nie upubliczniać jego sprawy, ale jednocześnie – aby nadać jej pewnej rangi i tym samym zainspirować tę osobę do refleksji nad powagą popełnionego przez siebie błędu. Gdy również to słowo spotka się z odrzuceniem, należy powołać się na autorytet wspólnoty Kościoła. Natomiast zlekceważenie także tego ostatniego, publicznego upomnienia ma się zakończyć .. uszanowaniem woli tego człowieka, bo zerwanie z nim więzi będzie ostatecznie oznaczało naszą zgodę na niezmuszanie go do przyjęcia naszego stanowiska. To smutne pożegnanie, paradoksalnie, posiada zatem ostatecznie pewne znamiona miłości: choć boli fakt trwania bliźniego w błędzie, to jednak nie da się zmusić go siłą do wzbudzenia żalu za grzech i do pojednania. To musi zaistnieć w jego sercu; ten proces musi dojrzeć w nim samym, dzięki czemu siłą swej wartości przekona go – a jest taka nadzieja – do autentycznego osobistego nawrócenia.
3. „Gdzie są dwaj albo trzej w imię moje, tam jestem pośród nich”
Dzisiejsza Ewangelia nie wyczerpuje się w temacie braterskiego upomnienia. Łącząc je z kwestią autorytetu apostolskiego wyrażającego się w „związywaniu i rozwiązywaniu” spraw przynależących do królestwa niebieskiego oraz z modlitwą kilkorga osób zebranych w imię Jezusa, kładzie nacisk na kwestię „wspólnoty”. A skoro jej istnienie i działanie w imię Jezusa ma być aż tak skuteczne, jak modlitwa mająca moc osiągnąć wszystkie zamierzone pragnienia oraz działanie apostołów, zdolne wywierać wpływ nawet na to, co będzie związane i rozwiązane w niebie, to rzeczywiście warto dokładać wszelkich starań, aby pojednać się z człowiekiem, który „zgrzeszył przeciw nam”. Nie trzeba zatem zbyt kurczowo trzymać się współczesnych poglądów na temat ludzkiej wolności, suwerenności czy swobodnego działania, lecz – kierując się zawsze miłością (a nie np. poczuciem wyższości nad kimś czy pragnieniem, by komuś „dopiec”) – należy być gotowym, by przyjść drugiemu człowiekowi / „bratu” z pomocą, i wskazując na jego błąd czy grzech – wesprzeć go w procesie nawrócenia.
4. Aplikacja
1. Czy dostrzegam wartość wspólnoty? Czy dbam o modlitwę wspólnotową, której moc może być o wiele silniejsza od indywidualnej?
2. Czy należycie szanuję autorytet Kościoła, a zwłaszcza papieża i biskupów, którzy – jako następcy apostołów – mają władzę „związywania i rozwiązywania”?
3. Czy w przypadku doznanej krzywdy staram się podejść do człowieka winnego mojego cierpienia z postawą przebaczenia? Czy próbuję z miłością, po bratersku go napomnieć?