ks. Mariusz Szmajdziński
Mnieście uczynili...
„Chrystus Królem, Chrystus Wodzem…”. W jakiego króla dziś się wpatrujemy? Zamiast tronu – krzyż, zamiast złotej korony – cierniowe kolce, zamiast berła – gwoździe, zamiast służby – tłum szyderców. Wszystko różne od majestatu królewskości. Chrystus Król czeka na nas cierpliwie na krzyżu. Cierpliwie, bo jest innym królem niż wszyscy inni władcy. Królem, który króluje przez miłość, a nie przez rozkazy, ustawy i kary. On pragnie, abyśmy wszyscy razem byli w Jego Królestwie. Dlatego wciąż cierpliwie czeka, abyśmy w Nim uznali swojego Króla. Wtedy na pewno usłyszymy te zbawcze słowa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo”. Mateuszowa przypowieść stała się podstawą dla malarzy i innych artystów przedstawiających sąd ostateczny, podczas którego dokona się podział „na zgrzytających zębami i śpiewających psalmy” (Z. Herbert). Ostatnia przypowieść w Ewangelii Mateusza zbiega się z tym, co stanowi początek Jezusowego nauczania, czyli z błogosławieństwami. Ci wszyscy głodni, spragnieni, podróżni, nadzy, więźniowie to ubodzy w duchu, smutni, cisi, spragnieni sprawiedliwości, a nade wszystko miłosierni i czystego serca. Błogosławieństwa są drogą dobrowolnego pójścia za Jezusem. Dlatego mówi On: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, to Mnieście uczynili”.