ks. Tomasz Bąk
Pasja Jezusa
Kilka lat temu na ekrany kin wszedł głośny film Mela Gibsona „Pasja”. Wielu mówiło, że w końcu ktoś prawdziwie ukazał mękę Chrystusa, odtwarzając szczegóły przesłuchania, drogi krzyżowej i samej śmierci. W filmie dopracowano każdy niemal szczegół. Reżyser zadbał, aby oglądający nie tylko otrzymał konkretną wiedzę, ale również aby film stał się prawdziwym przeżyciem dla widza. Tak też się stało. Na sale kinowe wchodziły grupy młodzieży, czasem niemal całe szkoły. Na początku większość przychodziła jak na zwykły film. Były chipsy, popcorn, coca cola, kilka godzin wolnych od zajęć w szkole. Podczas seansu dało się jednak zauważyć pewną przemianę wśród oglądających. Sala kinowa coraz bardziej się wyciszała. Niejedna osoba wyciągała chusteczkę, a na końcu kino było opuszczane w jakimś dziwnym milczeniu, będącym oznaką zadumy, refleksji i głębokiego przeżycia. Film na długo pozostał w naszej pamięci. Wielu katechetów do tej pory w okresie Wielkiego Postu do niego powraca. Najmocniejszym obrazem był bez wątpienia ubiczowany i umęczony Jezus… zalany krwią, ociekający potem, konający w męczarniach na krzyżu. Tak najprawdopodobniej wyglądała śmierć skazańców przez ukrzyżowanie, zgodna z ówczesnym okrucieństwem Imperium Rzymskiego.
Kiedy czytamy dzisiejszą Ewangelię i chcemy porównać ją chociażby ze scenami „Pasji” Gibsona, to jednak zauważymy pewne różnice. Uważna lektura czy pełne skupienia wsłuchiwanie się w odczytane przed chwilą słowa, mogą sprowokować w nas pytania: gdzie ten umęczony Jezus? Gdzie ta krew? Gdzie płaczące niewiasty? Gdzie Szymon Cyrenejczyk? Dlaczego w opisie Janowym tak wiele szczegółów męki, do których jesteśmy przyzwyczajeni, zostało po prostu opuszczonych, a niektóre elementy dodane? Jakie przesłanie chce nam przekazać ten czwarty Ewangelista? Zwróćmy uwagę na kilka szczegółów. Po pierwsze: scena w Ogrodzie Oliwnym. Jezus nie poci się krwawym potem, nie wypowiada słów: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich (Mt 26,39), nie upomina uczniów zmożonych snem (Mt 26,45). Jezus w Janowym opisie, widząc zbliżającą się kohortę wychodzi naprzeciw i jak gospodarz całego wydarzenia pyta: Kogo szukacie? (J 18,4) Usłyszawszy, że szukają Jezusa z Nazaretu, dwukrotnie odpowiada: Ja jestem (18,5.6), czyniąc tym samym wymowną aluzję do imienia Bożego, objawionego Mojżeszowi na pustyni. Bóg objawił wówczas swoje imię mówiąc: Ja jestem, który jestem (Wj 3,14). Teraz w Ogrodzie Oliwnym Jezus przedstawia się tym imieniem. Zrozumieli je dokładnie żołnierze, wysłani przez arcykapłanów i faryzeuszów i po usłyszeniu Jezusowego Ja jestem upadli na ziemię (J 18,6). Przychodzą pojmać Jezusa, a padają przed Nim na ziemię. Dlaczego Ewangelista Jan zwraca uwagę na ten szczegół? W Janowym opisie zastanawiać nas może również sam opis drogi krzyżowej, tak bardzo lakoniczny, ograniczający się właściwie do jednego zdania: On sam, dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam go ukrzyżowano (J 19,17-18a). Tyle. Jedno zdanie. Nie ma ani jednego słowa o Szymonie Cyrenejczyku, który miałby Jezusowi pomagać w dźwiganiu krzyża (por. np. Mt 27,32). Nie ma żadnej wzmianki o kobietach, zawodzących i płaczących, które Jezus miałby pocieszać (por. Łk 23, 27-31). Nie ma mowy o Weronice, która według tradycji miałaby ocierać umęczoną Jezusową twarz. Jest tylko jedno zdanie: On sam, dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki. To trochę tak, jakby Jezus nie potrzebował żadnej pomocy, ani tym bardziej żadnego współczucia.
Zastanawiająca jest również scena samego ukrzyżowania. Synoptycy zwracają uwagę na fakt, iż Jezus został przybity do krzyża razem z dwoma złoczyńcami (Mt 27,38). Ewangelista Jan pisze tylko, że było to dwóch innych (J 19,18b). Jezus w Janowej Ewangelii nie może umierać ze złoczyńcami. Co więcej, święty Jan mówiąc o ukrzyżowaniu dwóch innych, podkreśla: z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa (J 19,18b). Jezus nie może umierać gdzieś z boku. On umiera pośrodku, w samym centrum. Nawet w tak dramatycznym momencie jakim jest ukrzyżowanie, Jezus pozostaje w centrum uwagi. Nie ma ważniejszego niż On. Piłat nakazuje też umieścić na krzyżu napis: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski (J 19,19). Nie ma takiego napisu w Ewangelii Łukasza, nie ma u św. Marka. Krótka wzmianka pojawia się jedynie u Mateusza (27,37). Tylko św. Jan do wypisanego tytułu Jezusowej winy przywiązuje tak wielką wagę. Podaje, iż został on napisany w języku hebrajskim, łacińskim i greckim (J 19,20). Mówi o arcykapłanach, którzy chcieli ten napis skorygować: Nie pisz: Król żydowski, ale że On powiedział: Jestem Królem żydowskim (19,21). Podkreśla odpowiedź Piłata: Com napisał, napisałem (19,22). Ostatnia scena, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to epizod, określany często jako „Testament z krzyża”. Przy umierającym Jezusie obecna jest Jego Matka oraz umiłowany uczeń. Ewangelista Jan podkreśla, że w ostatnich słowach Jezus zwrócił się właśnie do Matki, mówiąc: Niewiasto, oto syn Twój (19,26). Zwrócił się też do ucznia ze słowami Oto Matka twoja (19,27). Jezus na krzyżu troszczy się więc o Matkę i o ucznia. Myśli nie o sobie, ale o swoich bliskich. Wydaje się, że w Janowym opisie nie ma mowy o agonii Jezusa, ale o do końca świadomym umieraniu. Jezus do końca troszczy się o wspólnotę uczniów, która założył i którą przekazuje pod opiekę swojej Matce. Powyższe sceny to tylko niektóre szczegóły z Janowego opisu Jezusowej Męki, który przed chwilą został odczytany. Dlaczego przed Jezusem cała kohorta pada na ziemię? Dlaczego Jezus sam dźwiga krzyż? Dlaczego nie ma mowy o łotrach, a Jezus zostaje ukrzyżowany w samym centrum, pośrodku? Dlaczego Piłat upiera się przy określeniu Król Żydowski? Dlaczego uwaga Ewangelii nie koncentruje się na Jezusowej agonii? Dlaczego Jezus do końca myśli o innych: o swojej Matce i o uczniu? Co Ewangelista Jan chce przez te wszystkie szczegóły podkreślić?
Ewangelia św. Jana jest dziełem teologicznym. Dla Ewangelisty nie jest najważniejsze fizyczne okrucieństwo śmierci. Nie neguje go, ale skupia się na czymś o wiele głębszym. Ewangelista Jan chce podkreślić, że Jezus do końca, a w momencie swej śmierci w szczególny sposób jest Królem. Okrutna śmierć nie odarła Jezusa z Jego królewskości. Wręcz przeciwnie. Krzyż staje się prawdziwym tronem, na którym królowanie Jezusa w pełni się objawia. Jezus od samego początku jest świadomy swej misji. Oczekuje tej godziny, dla której przyszedł na świat. Poprzez krzyżową śmierć objawia się Jego królowanie. W piąta niedzielę Wielkiego Postu słyszeliśmy słowa: A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie (J 12,33). Dziś w Wielki Piątek te słowa znajdują swoje wypełnienie: Jezus-Król zostaje na krzyżu wywyższony. Za chwilę przeżywać będziemy moment szczególny. Do ołtarza zostanie przyniesiony krzyż. Zdejmując stopniowo fioletową zasłonę, będziemy ten krzyż adorować. Przyklękając przed krzyżem i oddając mu pocałunek, uwielbiajmy nie narzędzie zbrodni, ale Jezusowy tron, z którego On – Zbawiciel Świata, króluje nad niebem i ziemią. Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata. Pójdźmy z pokłonem. Amen.
(ks. Tomasz Bąk)