Ks. Tomasz Bąk
Bądźcie doskonali jak Ojciec wasz niebieski
Od kilku tygodni odczytujemy w niedzielę kolejne perykopy z Ewangelii według św. Mateusza. Co więcej, są to kolejne fragmenty z tego samego piątego rozdziału, zwanego Kazaniem na Górze. Aby lepiej zrozumieć Ewangelię, warto zwrócić wcześniej uwagę na to kto był jej pierwotnym adresatem.
Ewangelista Mateusz pisał swoje dzieło najprawdopodobniej do judeochrześcijan, czyli wierzących w Chrystusa, którzy pochodzili ze środowiska żydowskiego. Oni uwierzyli w Jezusa, obrali Go jako swojego Mistrza i Pana, ale cały czas, co zresztą naturalne i jak najbardziej zrozumiałe, pozostawali przywiązani do tej tradycji, z której wyrastali. Ewangelista Mateusz będzie zatem podkreślał te wymiary życia Jezusa, które mogły być szczególnie ważne dla chrześcijan pochodzenia żydowskiego. Wielokrotnie, opisując ziemską historię Jezusa, a równocześnie zwracając uwagę na starotestamentalne zapowiedzi prorockie, posłuży się formułą: „stało się tak, aby się wypełniło Pismo”. To szczególnie ważne dla chrześcijan, wywodzących się z judaizmu. Ewangelista Mateusz będzie też podkreślał związek Jezusa z najważniejszymi wydarzeniami z historii Narodu Wybranego i największymi postaciami z dziejów Izraela. Wskaże chociażby na fakt, iż Jezus jest nowym Mojżeszem, który przyszedł na ziemię, aby wyprowadzić swój lud z niewoli grzechu. Tak, jak Mojżesz według żydowskiej tradycji, miał być autorem Tory, czyli pięciu pierwszych ksiąg Starego Testamentu, tak teraz Jezus w Ewangelii według św. Mateusza, będzie autorem pięciu wielkich mów, zwanych często kazaniami. Tak, jak Mojżesz przebywał na górze Synaj, z której przyniósł tablice Dekalogu, tak teraz Jezus wyjdzie na górę, zwaną Górą Błogosławieństw, aby ogłosić swoim uczniom nowe prawo – prawo Ośmiu Błogosławieństw.
Perykopy Ewangelii, odczytywane w ostatnich tygodniach, to właśnie kolejne wersety z pierwszego Jezusowego Kazania na Górze. Była już odczytywana treść Błogosławieństw, później Jezus zwracał uwagę, iż Jego uczniowie mają być solą ziemi i światłem świata, tydzień temu podawał nową interpretację przykazań: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie będziesz fałszywie przysięgał. Dziś natomiast zwraca uwagę na przebaczenie i miłość. I znów posługuje się tym samym schematem: Słyszeliście, że powiedziano… a Ja wam powiadam. To nie znaczy, że wszystko, co zostało powiedziane wcześniej już nie obowiązuje, że jest przestarzałe i można wyrzucić do kosza. Jezus nie przyszedł niczego znieść, ale wypełnić, podnieść na wyższy poziom. Czy to znaczy, że teraz życie będzie łatwiejsze, prostsze, bardziej kolorowe? Absolutnie nie! Wymagania Jezusa nie są wcale łatwe. Wielu powie, jak do świętego Pawła: Posłuchamy cię innym razem (Dz 17,32), wielu będzie chciało odejść. Jezusowe przykazania nie są pójściem na skróty. Są trudnym wymaganiem, jakie stawia swoim uczniom po to, by naprawdę byli szczęśliwi, by ich życie ulegało nieustannemu rozwojowi, by wyprowadzać ich z niewoli grzechu.
Gdyby małemu dziecku rodzice powiedzieli, że nie pójdzie do szkoły, z pewnością przyjęłoby to z zadowoleniem. Nie trzeba rano wstawać, nie trzeba odrabiać lekcji, można w końcu cały dzień się bawić… Mądry rodzic nie pozwoli jednak na wagarowanie. Mądry rodzic wie, że szkoła jest potrzebna. Kolejne kroki w stawianiu wymagań, podnoszenie poprzeczki intelektualnej i moralnej jest dla rozwoju dziecka czymś ogromnie ważnym. Podobnie postępuje Jezus. Podnosi poprzeczkę moralnych wymagań swoim uczniom. Zwraca uwagę na przebaczenie i miłość i to wobec tych, którzy są naszymi wrogami: Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb”. A Ja wam powiadam: (…) Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5,38.44). W stawianiu wymagań swoim uczniom Jezus nie ma żadnych granic: Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48).
Jeden z charyzmatyków – ojciec Emiliano Tardif – odprawiający Msze św. o uzdrowienie, na których wiele osób odzyskiwało uleczenie z rozmaitych chorób, wspomina pewną kobietę. Przyszła do niego, aby poprosić o wsparcie. „Niech się ojciec za mnie pomodli. Bardzo cierpię od wielu już lat”. Obiecał jej modlitwę o powrót do zdrowia. Ale kiedy tylko zaczął się modlić, w swoim sercu usłyszał dziwny głos, który mówił: „Nie módl się za tę kobietę”. Myślał, że to rozproszenie, zły duch, który chciał mu przeszkodzić. Znów zaczął się modlić i znów usłyszał te same słowa, aby zaprzestał modlitwy o uzdrowienie. Zapytał: „Panie Boże, jeśli od Ciebie pochodzą te słowa, powiedz mi, dlaczego mam się nie modlić?” Usłyszał w sercu odpowiedź: „Ta kobieta żywi w swym sercu nienawiść wobec pewnej osoby. Nie zostanie uleczona z choroby fizycznej, jeśli w jej sercu nie będzie przebaczenia”. Kiedy ojciec Tardif po kilku dniach ją spotkał, powiedział o wewnętrznym głosie, który usłyszał podczas modlitwy. Odeszła oburzona: „Jak ojciec może takie rzeczy wygadywać! Nie mam w sercu żadnej nienawiści!” Po kilku dniach wróciła. „Proszę ojca, to niewiarygodne. Jest pewna osoba z rodziny, do której rzeczywiście odczuwałam w sercu wielką złość. Po tym, co mi ojciec powiedział, zaczęłam się modlić o łaskę przebaczenia… i w jednym momencie moja choroba ustąpiła. Zostałam uzdrowiona” (na podst. E. Tardif – E. Guzman, Nuova Pentecoste (Roma, 31995) 13).
Czy w moim sercu nie noszę ukrywanej może od lat nienawiści? Czy nie ma osoby, której życzę źle? Nie chodzi tutaj wcale o wypowiadane pod jej adresem złorzeczenia czy przekleństwa, ale na przykład o odczuwaną w sercu dziwną radość, kiedy słyszę, że tej osobie coś się w życiu nie powiodło. Po ludzku powinienem współczuć, a tymczasem czuję takie dziwne zadowolenie, kiedy się dowiaduję, że ta osoba przeżywa jakieś trudności… Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia… On odpuszcza wszystkie twoje winy i leczy wszystkie choroby (…) Jak odległy jest Wschód od Zachodu, tak daleko odsuwa od nas nasze winy (Ps 103). On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,45).
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48).