Dobre Słowo, 19.01.2014 r. – II niedziela zwykła A
Iz 49,3.5-6; Ps 40,2.4ab.7-10; 1 Kor 1,1-3; J 1,14.12b; J 1,29-34
Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę
Duchu Święty, daj nam odkryć, że przychodzimy do Pana, by zaczerpnąć siły, odkryć – jak prorok Izajasz – że wsławiłem się w oczach Pana. Bóg stał się moją siłą.
Kolejna niedziela i znów Jan Chrzciciel. Znów spoglądamy na Jezusa Jego oczami, czyli spojrzeniem największego spośród narodzonych z niewiast. To człowiek dwu Testamentów: Starego i Nowego. Jak każdy prorok głosił Słowo Boga i zapowiadał nadejście Mesjasza. Jednak jako jedyny z proroków wskazał Mesjasza w Jezusie. To przywilej. Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. Właściwie tyle było Jana Chrzciciela. Od tej pory zaczyna schodzić ze sceny. Wie, kiedy trzeba ze sceny zejść niepokonanym. I o to właściwie chodziło. Miał wskazać na Jezusa – reszta nie była i nie jest aż tak ważna, jakby się to mogło wydawać. Ja Go przedtem nie znałem – mówi Jan – ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi. Zna swoje miejsce w życiu – żeby nie powiedzieć: w szeregu. Wie, po co żyje i dlaczego robi to, co robi. Mówi o tym bez zająknięcia: aby On się objawił Izraelowi.
Dziś, w świetle Bożego słowa, warto zadać sobie pytanie: na ile każdy z nas wie, po co żyje? Istnieć nie znaczy żyć – jak śpiewa jeden piosenkarz. Po co więc żyję?
Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę.
Pytanie o sens życia dotyka każdego z nas. Czasem mocniej, a innym razem słabiej, ale wciąż do nas powraca. To, jak spędzamy czas, z kim się spotkamy i co jest dla nas ważne, a co najważniejsze, stanowi podstawowy pakiet, elementarz wiedzy na swój temat. Im więcej otwieramy się na piękno, prawdę, dobro i miłość, tym chętniej lgną do nas ludzie i do Pana Boga nam bliżej, a i sami dla siebie stajemy się coraz bardziej znośni. Czemu? – Bo tak mamy wpisane w serce przez Pana Boga. Prawda, piękno, dobro i miłość mają w Nim swoje źródło. Nie zazna spokoju moje serce, aż nie spocznie w Bogu – tak tłumaczy swoje i nasze niepokoje św. Augustyn, , który długo szukał odpowiedzi na pytanie: Po co żyję? Jego mama, święta Monika, przez sporą część swego życia przedstawiała Bogu w jego intencji łzawy różaniec. Wreszcie Augustyn odnalazł odpowiedź w Bogu i Jego woli. Odkrył, co znaczą słowa Jezusa: Moim pokarmem jest pełnić wolę Tego, który Mnie posłał (J 4, 34). Jeśli zatem jesteśmy ochrzczeni, to ochrzczony wierzy, że nie jest na tym świecie przypadkowo ani za karę. Nie żyje też i nie umiera dla siebie. Siłą i sensem życia ochrzczonych jest szukanie i spełnianie woli Boga, który decyzję o posłaniu nas na świat gruntownie przemyślał i nas sobie wymarzył. Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę.
Im dalej nam od odczytywania tego, co Pan Bóg mówi do nas przez codzienność i jaka jest Jego wola, tym mniej smakuje nam życie. Dlaczego? Bo życie zgodne z wolą Boga – jak zapewnia Pismo Święte – jest dobre: Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan – mówi psalmista. Co jest wolą Boga? Jezus spieszy nam z pomocą w odnalezieniu odpowiedzi na to pytanie: To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. (J 6, 40) Przyszedłem – mówi Jezus – abyście życie mieli i mieli je w obfitości (por. J 10, 10). Po co więc żyję? Po to, aby poznawać i stosować w życiu wolę Boga. Wolą Boga jest więc, abyśmy mieli życie i widzieli je w perspektywie wieczności. Nasze życie różni się od życia komara i nie kończy się zrzuceniem piachu na trumnę. Życie Twoich wiernych, Panie, zmienia się, ale nie kończy. Im bardziej nieżyciowe wydaje nam się mówienie o woli Bożej względem nas, tym bardziej zdradzamy się z tym, co mamy w sercu i umyśle. To znaczy co? Znaczy to, że różne zaniedbania i grzechy wywołały w nas niemałe spustoszenie.
Jeśli wola Boga brzmi nam obco, to serce zostało nieźle oszukane, a nasze myślenie biegnie jak najdalej od smaku i sensu życia. Jeśli katolik – wyznawca chrześcijańskiego Boga – kojarzy Jego wolę z czymś, co jest nieżyciowe bądź zarezerwowane wyłącznie dla osób zakonnych i księży, to naprawdę z nim kiepsko. Jeszcze gorzej, gdy myśli, że wolą Bożą jest odbierać nam radość życia! Wtedy już w ogóle robi cyrk z chrześcijaństwa i ośmiesza nie tylko siebie, ale i zdrową wiarę! Tego typu wiedza o woli Boga i wiara tak się mu przyda, jak rybie ręcznik. Bóg chce, abyśmy życie mieli i mieli je w obfitości. Jezus mówi: aby moja radość w was była i aby radość wasza była pełna.
Pytanie: Czy tak żyję? Czy żyję i daję żyć innym? Czy po spotkaniu ze mną ludziom żyje się spokojniej? Nieraz mamy dość wysokie oczekiwania od tych, co częściej od nas na Mszę przychodzą. I dobrze. Więcej jeszcze oczekujemy od duchownych. Brawo! A od siebie czego oczekujemy i wymagamy? Ile pełnienia woli Bożej jest w moim życiu? Z czym ją kojarzę? Ze smutkiem i drętwotą czy z radością? Psalmista mówi: W zwoju księgi jest o mnie napisane: radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój Boże!
Warto dziś porozmawiać z kimś, kto choć trochę nas zna i będzie z nami szczery. Ktoś mi ostatnio opowiadał, że zmieniał się dyrektor w jakiejś firmie i osoby, które dotychczas stosowały wobec niego tak zwaną wazelinę, czyli nadskakiwały mu, przyszły na spotkanie kończące kadencję starego szefa, a jednocześnie rozpoczynające pracę nowego. I co się okazało? Że stary prezes nie jest już w centrum ich zainteresowania.
Jeśli więc dane jest nam mieć koło siebie szczerych ludzi, to warto ich zapytać: Słuchaj, powiedz mi szczerze, czy da się ze mną żyć? Dużo radości sprawia ci przebywanie ze mną? A może oprócz bliskich nam osób zapytać też tego, kto jakoś ostatnio dziwnie rzadko się w naszym gronie pojawia, unika nas: W czym pomagam ci żyć, a co sprawia, że żyć ci się odechciewa?
Zachęcam do zapytania, nawet jeśli pytani zrobią wielkie oczy i może będą chcieli zasugerować nam wizytę u psychologa. Zachęcam, bo to pytanie może być jednym ze sposobów wprowadzania usłyszanego słowa Bożego w życie.
Święty Jakub przynagla nas: Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo. (Jk 1,22-25)
Jeśli robimy to, co do nas należy, czyli pełnimy wolę Bożą, to zarówno nam, jak i ludziom wokół nas, chce się zmagać z codziennością i chce się żyć. Nie chce się żyć tam, gdzie jest opór wobec woli Boga, gdzie przechowujemy zły Jego obraz. A co z tymi, którzy nas denerwują? To też słabi ludzie. Testują naszą cierpliwość. Są nieco trudniejszymi darami, ale darami od Boga. Pewnie znalazłoby się kilka osób, dla których i my nie jesteśmy miłą niespodzianką. Pełnić wolę Boga, oznacza więc otwierać się na Życie i innym w tym pomagać. Nieustannie otwierać się na Życie, którym uczymy się wieczności. Wtedy wiem, po co żyję.
Jezus ukazuje nam, że warto żyć.
Jeśli sens życia można odnaleźć w woli Boga, a Tym, który nam ją ukazuje, jest Jezus, to bez Jezusa życie wcześniej czy później straci sens. Jan określa Go jako Baranka Bożego. Potulny jak baranek – w tym obrazie ukrywa się symbol posłuszeństwa i miłości. Jezus tak, jak zapowiadany przez proroka Izajasza Sługa Jahwe, jest Barankiem Bożym, który przez posłuszeństwo i miłość gładzi grzech świata. Co to za grzech? Zwróćmy uwagę, że nie jest tam powiedziane: Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, ale: grzech świata. – Chodzi o grzeszność, która polega na nieznajomości Boga, która jest źródłem każdego poszczególnego wykroczenia (Silvano Fausti). Czy ktoś, kto poznał Boga będącego miłością nieodwołalną, przebaczającego i podnoszącego człowieka za każdym razem, może odrzucić takiego Boga?
Ile my wiemy o Bogu? Da się to jakoś sprawdzić? Da się. Tyle w nas znajomości Boga, ile miłości otwartej na drugiego człowieka – szczególnie na tych, co im się noga podwinęła, co poupadali, co są w nałogach, co grzeszą, co nas denerwują. Im bardziej otwieramy się na nich, tym więcej w nas znajomości Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością (1 J 4, 8) – zauważa święty Jan Apostoł i Ewangelista. Nie ten zna Boga, kto poznał wiele modlitw, chodzi do kościoła – choć to jest ważne – ale ten, kto otwiera się na ludzi pozamykanych przez grzech, przez życie, które im nie wyszło. Jeśliby ktoś mówił: „Miłuję Boga”, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J4, 20). Kropka. I tu się można pozbyć złudzeń. Nasza znajomość Boga sprawdza się przez miłość do innych. Czasem – niestety – można uciekać przed miłością do innych, chowając się w kościele, uciekając w pobożność. Powtarzam: czasem. Jak to? Tak to. Można się zasłaniać pobożnością i zwalniać z pełnienia swoich podstawowych obowiązków, uciekając w modlitwy. Biskup Dajczak – niezwykle aktywny duszpasterz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej – zauważył, że łatwiej jest klęknąć przed Jezusem na Mszy Świętej, niż otworzyć się na drugiego człowieka. A przecież mamy przychodzić na Eucharystię nie po to, aby uciec przed życiem z innymi, ale po siłę do życia i do miłości. Bóg wie, w jakim środowisku się znajdujemy, wie, że potrzebujemy Jego siły, wie, że ma jej nam udzielać: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja wasz pokrzepię.
Nasza słabość i grzech nie muszą nas zniechęcać, ale tym bardziej powinny mobilizować do spotkania Baranka Bożego, który gładzi grzech świata, więc także i grzech każdej i każdego z nas. Im więcej grzechu, tym więcej okazji, by wracać do Boga, który dał nam Baranka Bożego gładzącego nasz grzech, odpuszczającego nam nasze winy po to, abyśmy innym na Niego wskazywali. Abyśmy Go pokazywali jako przychylnego każdemu człowiekowi, a nie tylko nam. Bez przeproszenia i bez znieczulenia, ale barbarzyństwem byłoby przyjąć odpuszczenie grzechów, spożyć Ciało Chrystusa, a wobec innych zachowywać się tak, jakby byli gorsi od nas. Momenty, w których widzimy, jak ktoś obok nas błądzi, niszczeje, upada i grzeszy, a nie wskazujemy mu Baranka Bożego gładzącego grzech świata, są szczytem okrucieństwa, do jakiego, niestety, możemy się posunąć. Prostym sprawdzianem troski o drugiego człowieka jest nawet przychodzenie do Komunii Świętej, robienie komuś miejsca. Nie trzeba szukać wielkich akcji.
I tu dotykamy ostatniego dziś problemu.
Nie da się pełnić woli Bożej, nie da się kochać kogoś, kogo się nie poznaje. Nieraz młodzieży mówię – szczególnie dziewczynom – że jeśli na pierwszej randce chłopak stwierdza, że jesteś sensem jego życia, to powinien się leczyć. Jeśli nie poznaję kogoś, a mu ufam – powinienem się leczyć. Można z kimś pod jednym dachem żyć całe lata i niewiele o nim wiedzieć, mieć tylko jakieś wrażenia czy uprzedzenia na jego temat, że mnie zranił, nie docenił, nie zauważył, zrobił to czy tamto. A tak naprawdę nie znam tego człowieka. Jeśli nie poznajemy ciągle na nowo Boga, to nie ma szans na wciąż inspirujące zaufanie Mu.
Gdzie mamy Go poznawać, a przez to i siebie samych? Psalmista mówi: W zwoju księgi jest o mnie napisane! Jaki to zwój, jeśli nie ten, który określamy mianem Pisma Świętego, Słowa Bożego?! Wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy, jest słowo Chrystusa – mówi święty Paweł w Liście do Rzymian. Poznawanie bez pomocy Ducha Świętego, który w Piśmie Świętym do nas przemawia, jest niemożliwe. Czytając Pismo Święte, wchodzimy w komunię z Duchem Świętym. Dlatego i dziś dziękujmy za Świętego Ducha, który namaścił Jezusa i uzdalnia do pełnienia woli Boga także nas, ochrzczonych, wzmocnionych przez słowo, przez Ciało i Krew, a jeśli zechcemy posłuchać zachęty zawartej w tym rozważaniu, to może i umocnionych przez ludzi, którym zadamy pytanie: Czy da się ze mną żyć?
Dziękujemy Ci, Panie, za to, że możemy zgłębiać Twoje słowa. Dziękujemy, że udzielasz nam tego samego Świętego Ducha, którego ujrzał Jan Chrzciciel, jak zstępował z nieba na Ciebie. Spraw, aby nam się chciało coraz bardziej chcieć słuchać Jego natchnień i wypełniać je, żyjąc tak, jak umiemy, a nie tak, jak nie umiemy.
Ksiądz Leszek Starczewski