Dobre Słowo 02.09.2013 r. – poniedziałek, XXII tydzień zwykły
1 Tes 4,13-18; Ps 96,1.3-5.11-13; Łk 4,18; Łk 4,16-30
W samą porę
Łukasz w czwartym rozdziale swojej Ewangelii ukazuje Jezusa, który przybywa do rodzinnego miasta, do Nazaretu. Takie chwile z życia Jezusa opisywane są przez synoptyków jako bardzo trudne powroty do miejsca, gdzie jest doskonale znany, gdzie się Go kategoryzuje, szufladkuje i wciska w stare schematy. Trudno się wraca w takie miejsca.
Skupmy się jednak dzisiaj na zupełnie innym motywie. Łukasz, jak żaden z Ewangelistów, akcentuje dwie rzeczy. Po pierwsze, przybycie Jezusa do Nazaretu to absolutny początek Jego misji. Jezus pojawia się tam zaraz po kuszeniu na pustyni. Otrzyma słowo na całą swoją misję. Będzie to słowo, którego Jezus potrzebuje, żeby rozpocząć głoszenie Ewangelii i uzdrawianie. Wiemy z przebiegu całej akcji i sceny w Nazarecie opisanej przez Łukasza, że Jezus już dokonał jakichś cudów w Kafarnaum, że zrobił coś, o czym mieszkańcy Nazaretu mówią. Niemniej jednak wciąż jesteśmy na początku i to słowo z początku misji będzie dla Jezusa bardzo ważne. On go bardzo potrzebuje.
Tu dochodzimy do drugiego momentu, szczególnie zaakcentowanego przez Łukasza – słowa towarzyszącego Jezusowi. Otwiera Księgę proroka Izajasza. Jedna z Pieśni Sługi Jahwe mówi o Duchu Pańskim: ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie. To jest słowo mesjańskie, którego Żydzi w I wieku nie odczytywali w kluczu mesjańskim, a Jezus tak je odczytuje i tak odczytywała je także cała tradycja chrześcijańska. Jezus widzi w tym słowie podwójne światło dla siebie i dla swojej misji.
Po pierwsze Ojciec utwierdza Go w przekonaniu, że uzdrawianie, uwalnianie, czyli egzorcyzmy, przepowiadanie Ewangelii o królestwie, to jest droga, którą Jezus powinien pójść. Wątpliwości w Jego sercu mogą się budzić, gdy patrzy na ludzi w Kafarnaum, którzy wcale masowo się nie nawracają – a tym bardziej, gdy patrzy na ludzi w Nazarecie, domagających się wręcz cudów, których nie są w stanie zrozumieć ani duchowo przetrawić. Jezus mógł mieć wątpliwości, czy to jest dobra droga, czy ta droga nie doprowadzi Go i wszystkich słuchaczy do mylnego pojęcia o Nim. Ostatecznie przecież na końcu tej drogi już w jakiś sposób rysuje się krzyż. Jezus mógł mieć wątpliwości.
Te wątpliwości rozwiewa słowo Boże – nie Jego własne rozeznanie, ale słowo przychodzące od Ojca. W tym słowie także zawiera się jeszcze jeden element, który pozwoli Jezusowi prowadzić do końca i wypełnić swoją misję. Izajasz mówi o Słudze Pańskim: Duch spoczął na mnie. W Starym Testamencie używa się w odniesieniu do Ducha takiego wyrażenia, jakby to był płaszcz, który owija się wokół człowieka, tak że otrzymuje on moc Bożą i jest zdeterminowany wypełnić swoją misję. Duch spoczywa na Dawidzie, na wielkich prorokach, Duch spoczywa także na Jezusie, jest Mu potrzebny do tego, żeby wypełnił swoją misję. Słowo i Duch przychodzą w odpowiednim czasie. Pan nie spóźnia się ze swoim słowem. Kiedy Jezus go potrzebuje, otrzymuje słowo.
Słuchając Dobrego Słowa, pomyślmy o sobie, o wszystkich sytuacjach, kiedy na początku roku szkolnego, akademickiego stajemy przed wszelkiego rodzaju wyzwaniami – małżeńskimi, relacyjnymi, czy innymi. Pan dzisiaj przychodzi dziś do nas jak do swojego Syna, jak do Jezusa, jak do swoich dzieci, ze słowem i z Duchem. To są dwie rzeczy, których potrzebujemy, żeby nie przerazić się wyzwań stojących przed nami i żeby wypełnić wolę Bożą w naszym życiu – słowo i Duch.
Zaakcentujmy jeszcze szczególnie ten drugi element – Ducha, bo my często mamy pokusę, żeby realizować Boże plany, ufając sobie i o własnych siłach, wymagając dużo od siebie, planując. Chrześcijaństwo to jest odwrotna droga, to jest otwarcie się na Ducha Świętego, z którym razem planujemy, otwarcie się na słowo Boże, z którym razem później planujemy – nie odwrotnie. My często zachowujemy się jak buddyści, którzy przez ascezę i własne wysiłki chcą wdrapać się do nieba. Chrześcijaństwo prezentuje zupełnie odwrotną do buddyzmu i do innych religii filozofię. Zbawiamy się mocą Ducha Bożego na tyle, na ile na Niego otwieramy nasze serca.
Jeśli stoimy dziś wobec życiowych wyzwań, zaczynamy różne rzeczy w naszym życiu, prośmy Pana o to przekonanie, że nie zostawi nas samymi. Wraz z wyzwaniami przychodzi także ze swoim słowem i z Duchem. Prośmy Go także o konkretne słowo, jeśli potrzebujemy go właśnie na ten czas, aby Pan nas przeprowadził, przeprowadził nas pewnie, nie o własnych siłach, ale mocą Ducha, który widzi więcej, potrafi wzmocnić nasze słabe ręce i zbudować coś trwałego. Niech mocą tego Ducha prowadzi nas w to nowe, które się rozpoczyna. Amen.
Ksiądz Marcin Kowalski