Dobre Słowo 2.10.2013 r. – wspomnienie świętych Aniołów Stróżów
Wj 23,20-23; Ps 91,1-6.10-11; Ps 103,21; Mt 18,1-5.10
Gdzie oni są?!
Duchu Święty, który otwierasz miejsca pozamykane, liczę, że Twoje działanie w tej chwili się uaktywni i dlatego Cię przywołuję.
Proszę, wydobądź to, co jest do wydobycia z nas, ze mnie w tej chwili, abyś mógł działać bez przeszkód, aby nasza bezradność, bezsilność, nasze planowanie, marzenia mogły się spotkać z Twoim ożywczym działaniem.
Kiedy na konferencji dla księży zaprezentowano badania przeprowadzone wśród młodych ludzi, którzy planowali swoje życie jako realizację powołania kapłańskiego, to sporym szokiem było to, że niemały procent osób widziało się jako pracowników kurii, czyli tych, którzy myślą o kapłaństwie z pozycji awansu czy kariery w Kościele. Oczywiście nie chodzi o to, że pracownik kurii to automatycznie karierowicz, ale nic, co ludzkie, nie jest obce także i księżom.
Kiedy słucham dzisiejszej Ewangelii i pada pytanie uczniów przystępujących do Jezusa: Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?, to rodzi się we mnie myśl: Co stoi za tym pytaniem? Czy oczekiwanie lepszych pozycji w królestwie niebieskim, czy samo pragnienie, żeby się tam dostać i dowiedzieć, kto jest tam w czołówce?
Jeżeli stawiamy sobie pytanie o królestwo niebieskie, jeżeli w ogóle bierzemy to pod uwagę w naszym pośpiechu i codzienności tak naładowanej różnymi przeżyciami, że czasem gubi się to, co naprawdę warte jest przeżycia, czyli zaangażowanie w bliskość z Bogiem, to może warto się też zapytać: Dlaczego rodzi się takie pytanie? Albo: Dlaczego nie rodzi się takie pytanie? Odpowiedź Jezusa dotyka doświadczenia – Jezus, jak wytrawny kaznodzieja, używa przykładów, animacji. Jezus przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Przysłowiowo i potocznie: jakby w pysk dostał. Kto się więc uniży jak to dziecko – kto się uniży i będzie jak to nic, bo dziecko było traktowane jak nic, ten jest największy w królestwie niebieskim.
W artykule ojca Krzysztofa Pałysa „Po co jest ksiądz” czytałem wypowiedź św. Piotra Chryzologa. Mówił on, że w niebie żyją tylko ci, którzy na ziemi uważani byli za umarłych, za takich, którzy nie czerpią z życia, lecz właściwie umierają.
To jest perspektywa nakreślona przez Jezusa. I to jest też realne odniesienie, które się kompletnie kłóci z tym, co dzieje się w świecie – z tą wyobraźnią, zabieganiem, szczeblami różnych awansów czy oczekiwań, jakie górują, są lansowane nie tylko w mediach, ale także w rozmowach między ludźmi patrzącymi na siebie i innych przez pryzmat wypłaty, jaką się bierze, sklepów, w których się kupuje, czy nie kupuje. To myślenie, które daje Jezus, kompletnie kłóci się z tamtym i nie ma się co czarować. Jeśli wybieramy myślenie zaproponowane przez Jezusa, to będziemy w konflikcie ze światem i z tym, co świat proponuje, a to nie jest przyjemne. Być może dlatego wielu z nas po prostu wymięka, wybiera kompromisy. Zaczyna wierzyć, że Jezusowe słowo Jezusowym słowem, ale życie przynosi takie rzeczy, że trzeba pewne kompromisy ustalać. Tymczasem nie zniechęca nas nauczanie Jezusa tylko to, że się w nie po prostu nie angażujemy sercem i całościowo. Angażujemy się tylko do granic, które sobie wyznaczymy, do postawionych oczekiwań, do odpowiedzi, których spodziewalibyśmy się, że Jezus nam udzieli. Nie męczy nas wymaganie ewangeliczne, tylko to, że połowicznie w nie wchodzimy. Nie odmieniamy się i nie stajemy jak dziecko, które ufa, jest ciekawe świata, pyta, wyraża swoje obawy. I właśnie to może nas męczyć.
Ciekawe jest też to słowo, którego Jezus używa, kiedy mówi: Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie. Słowo gardzić w relacji do Boga ciężko nam przechodzi przez gardło. Święty Augustyn mówi, że każdy grzech jest pogardą Bogiem, ale łatwiej jest powiedzieć: zgrzeszyłem, niż: wzgardziłem Tobą, Boże. To słowo, radykalnie mocne, oczyszcza nas ze złudzeń, z półprawdy, że mamy wrażenie, że kontaktujemy się z Bogiem, a tak naprawdę Bóg jest jakąś rzeczą, którą sobie wykorzystujemy w dobrym bądź złym położeniu, w dobrych bądź złych okolicznościach.
Podobnie ma się sprawa z prawdą o aniołach. Albo się wierzy, że to jest bajka, albo się wierzy, że Bóg aż tak zatroszczył się o nas, że każdemu dał Anioła Stróża. Tak drobiazgowo przestrzega swojego zobowiązania: Będę cię strzegł. Aniołom swoim rozkażę o tobie, by cię strzegli na wszystkich twoich drogach. W pierwszym czytaniu są wymienieni Amoryci, Chetyci, Peryzzyci, Kananejczycy, Chiwwici, Jebuzyci. Możemy w ich miejsce wstawić sobie wszystkie przeszkody, zniechęcenia, trudności, jakie mamy. A słowo Pana zapewnia: Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do tych trudności i Ja ich wygładzę.
Prośmy Pana, żebyśmy Go dziś nie zbyli, żebyśmy nie wzgardzili Jego słowem, nie potraktowali go połowicznie, ale byśmy w nie weszli z całą stanowczością, determinacją i odwagą, na jaką jesteśmy w stanie się zdobyć.
Niech zakończeniem będzie intencja, którą Ojciec Święty wyznaczył do przemodlenia na październik, aby ci, dla których życie stało się tak wielkim ciężarem, że pragną Jego końca, mogli odczuć bliskość Bożej miłości.
Ksiądz Leszek Starczewski