Dobre Słowo, Objawienie Pańskie 2014r.
Nieskomplikowana Bliskość.
Duchu Święty, wspomóż nasze nastawienie, abyśmy mogli przyjąć i dziś Jezusa w Słowie, otrzymać Jego moc i stawać się także i w tym dniu dziećmi Bożymi.
W dzisiejszej liturgii słowa zdaje się powtarzać często myśl o oddawaniu pokłonu Panu Bogu. Nie Bóg oddaje pokłon, ale Jemu się go oddaje. O co może tu chodzić?
Niewątpliwie tej postawie ciała kryje się w dyspozycja serca. Chodzi o uznanie pierwszeństwa Boga w miłości. Bóg jest miłością i miłość jest z Boga – jak zauważa św. Jan Apostoł i Ewangelista. On pierwszy nas ukochał i to w tedy, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami. Odnosząc się do dzisiejszej wymowy uroczystości Objawienia Pańskiego można sprecyzować, że zostaliśmy ukochani przez Bożą miłość wtedy, gdy byliśmy jeszcze poganami czy ateistami.
Po pierwsze zatem, oddać pokłon Panu oznacza uznać pierwszeństwo Boga w Jego nieodwołalnej i pokornej wobec nas miłości. Po drugie, co wynika z siły Bożej miłości do nas, oddając Panu pokłon jesteśmy w stanie dostrzec w Nim wciąż nie dające się pokonać Jego poszukiwania i otwartość na człowieka. Bóg – przywołując Benedykta XVI z jednego z Orędzi na Wielki Post – nie dał za wygraną i wciąż nie daje się zniechęcić w wychodzeniu do świata. Tak ukochał świat, że dał Swego Jednorodzonego Syna, który szukając miejsca na ziemi, nie będzie miał gdzie głowy skłonić poza żłobem i drzewem krzyża. Są to poszukiwania pełne dynamizmu, ciągle w drodze ku człowiekowi takiemu, jakiego chciał i chce Bóg. Człowiekowi, który będzie wreszcie „pasował sobie” i intensywnie żył tylko w odniesieniu do Niego. Bo nikt z nas nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie. Dla siebie możemy jedynie gnić. Jedynie oddając pokłon tej tajemniczej i często bezbronnej wobec naszego zapyziałego stylu życia, miłości Boga ku nam objawionej w Chrystusie, można dostrzec Jego niczym nie zrażone poszukiwania.
W tej postawie, uniżenia przed Bogiem, ukazuje się także Boża otwartość na nasze pogaństwo i niewiarę – dzieła diabła. Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła( 1 J 3, 8). Jego gotowość do niszczenia diabelskich podstępów jest wciąż otwarta na naszą kondycję. Ciekawe, że ilekroć Syn Boży zbliża się do nas, ukazując nam naszą słabość i grzech, tylekroć oszukani przez ojca kłamstwa boimy się, że „oberwiemy” od Pana i nas skrzywdzi. Siła sprawcy grzechu, którą obnażyć może tylko Boże Słowo, jest tak skuteczna, że paraliżuje nasze otwarcie się na Niego, stwarzając w nas niebywale pokrętny obraz Bożej miłości. Wmawia nam jej warunkowość uzależniając od jakiś nadzwyczaj skomplikowanych zabiegów – modlitw i ofiar. Na dodatek stawia przed naszymi oczami rzekomą chęć Boga do wyrównania rachunków, czyli odegranie się na nas z Jego strony za słabości zaniedbania, niewierności i grzechy. Tymczasem w Jezusie, nowo narodzonym Królu, najpełniej ukazuje się prawda o nieskomplikowanej bliskości Boga, zamieszkaniu i przebywaniu wśród grzeszników. Bóg nie postępuje z nami według naszych grzechów i nie odpłaca za nasze nieprawości.
Coś z tego odkryli Mędrcy ze Wschodu. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. Herod – zdawało by się pierwszy na liście wskazujących, gdzie jest nowo narodzony król żydowski – też wyraził chęć pójścia do Betlejem i oddania pokłonu Dziecięciu. Poszedł za dwa lata z wojskiem i wymordował chłopców, którzy urodzili się od momentu, gdy Mędrcy ze Wschodu zawitali u niego na dworze.
Jaki obraz Boga mam dziś, 6 stycznia 2014roku, i zachowuje w swym sercu? Gdzie oddaje Mu pokłon, dostrzegając już jak wciąż pierwszy mnie kocha, wychodząc ku mnie z otwartym na ewangelizację mojego pogaństwa, sercem?
Gdzie tryumfuje we mnie nie tyle postawa Mędrców ze Wschodu, co oszustwo grzechu, które paraliżuje moje kolana i serce, nie pozwalając rzeczywiście upaść nad twarz przed Dzieckiem z Betlejem, a jedynie - jak Herod- dopieszczać i masakrycznie realizować swoje uprzedzenia i żale?
I wreszcie – na ile ufność pokładana w Bogu jest gwiazdą, która prowadzi mnie do Chrystusa i innym wskazuje do Niego drogę? A ile we mnie gwiazdorstwa w ukazywaniu siebie jako mędrca bądź największej „bidy” świata?
Panie Jezu, zapraszasz nas przez Swoje Słowo do modlitewnych rozważań, które zaowocują odpowiedzią miłości na Twoją miłość. Spraw błagamy, abyśmy nucąc radośnie hymny na Twoją cześć, ofiarowali Ci siebie. Bez liftingu i retuszów.
Ks. Leszek Starczewski