Dobre Słowo 24.05.2012 r.Przeciw głupiej wersji wiary

Dobre Słowo 24.05.2012 r.

Przeciw głupiej wersji wiary

Duchu Święty, budź naszą świadomość z letargu religijnego, abyśmy umocnieni Twoją mądrością potrafili czerpać siłę z wiary w Jezusa i dawać o Nim bardzo wyraźne świadectwo.

Tym, co najbardziej zagraża nam jako Kościołowi, nie są wrogowie zewnętrzni. Tym, co najbardziej zagraża Kościołowi, jak i każdemu człowiekowi, jest głupota. Naiwność i głupota. Psalmista, mając to zapisane głęboko w sobie, mówi: Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo serce napomina mnie nawet nocą. Tak działa Bóg. Oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie (Ps 121,4). Czuwa. Nie ma przypadkowych, nieprzespanych nocy. Nie ma przypadkowych wydarzeń.

Serce napomina mnie nawet nocą. Przemawia do mnie nawet nocą.

Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje. Bóg daje mądrość. Mądrość praktyczną, życiową – tak uczy Pismo Święte. Dlatego byłoby błędem twierdzić, że słuchając słowa Bożego, wchodzimy w świat bajki, magii, na pewno w jakiś świat nieżyciowy. To właśnie jest życiowy świat. Nic tak nie uczy mądrego, praktycznego życia, jak życie, które jest w słowie Boga.

Zdaje się, że – także wśród nas, katolików – panuje stereotyp, według którego my, katolicy, jesteśmy niemotami: mamy zrobić, co powiedzą, gdy nas kopną, powinniśmy podziękować i nadstawić się mówiąc: O! Jak dobrze, że mnie kopnąłeś! Kop dalej, bo jestem katolikiem. Słowo Boże dziś zdecydowanie sprzeciwia się temu stereotypowi.

Słyszymy, że św. Paweł, będąc w więzach, dzięki mądrości Bożej  potrafi tak się odnaleźć w niezwykle trudnej sytuacji oskarżeń, że chyba nie pozostawia wątpliwości słuchaczom, którzy uważnie towarzyszą lekturze Dziejów apostolskich, Ten przykład pokazuje, jak życiowe jest Pismo Święte. Paweł staje naprzeciw dwu frakcji: faryzeuszów i saduceuszów. Dzięki mądrości Bożej doprowadza do tego, że powstaje wielkie wzburzenie. Oskarżenie wysunięte pod jego adresem przez Żydów z obydwu frakcji nagle przeradza się w konflikt między nimi.

Następuje wielkie wzburzenie. Chrześcijanin ma budzić wielkie wzburzenie. Dlaczego? Bo ma fochy? – Paweł nie miał żadnych fochów! On był wierny Bożemu słowu i to obudziło wzburzenie. Paweł odwołuje się do swoich zasad. Nie do swoich widzimisię,  ale do zasad, które są w Bożym słowie. Jeżeli ktoś tego nie rozpoznaje, to rzeczywiście ulega przekonaniu, że to wszystko nie jest nic warte, że takie rozważanie jest tylko ględzeniem. To my mamy problemy życiowe, a tu jakieś ględzenie! Boże słowo mówi wyraźnie, jak bardzo wprowadza w życie, jak bardzo czyni człowieka asertywnym religijnie, kimś, kto potrafi pięknie mówić o swojej wierze w konkretach życia, w drobiazgach, i bronić jej.

Skąd Paweł ma do tego siły i mądrość? Sam się postarał? Ależ skąd! Duch Święty go napełnił. Przywoływany Duch Święty. Duch, któremu oddał całe swoje serce, który objawia mu nieustannie miłość Jezusa. Bo Jezus powiedział: Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał. To się nie skończyło. Historia miłości się nie kończy. Zmierza do pełni. Ba! W niebie też się nie skończy! Tam to dopiero będzie fascynacja! Jak mówi św. Paweł: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9).

Pamiętam, że jeszcze w czasach seminaryjnych miałem dziwne, chore przeświadczenie, że na ziemi trzeba się natrudzić, a jak się pójdzie do nieba, trzeba będzie tam siedzieć i powtarzać jakieś bezmyślne regułki, wpatrując się w Boga, który nie będzie nas fascynował. Czasem z egzaminu z Pisma Świętego trzeba dostać ostrą ocenę, żeby obudzić się z takiej świadomości, co stało się moim udziałem.

Paweł czerpie natchnienie z Bożego Ducha. Nie działa na zasadzie: Trzeba się postarać. I słyszy, jak w nocy – Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo serce napomina mnie nawet nocą – ukazał mu się Pan. „Odwagi! - powiedział - trzeba bowiem, żebyś i w Rzymie świadczył o Mnie tak, jak dawałeś o Mnie świadectwo w Jerozolimie”.

Słuchając tego słowa, pytajmy samych siebie o naszą tożsamość jako chrześcijan. Nie tylko wtedy, gdy przebywamy w kościele, bo tam łatwiej, ale po wyjściu na zewnątrz. Ile jest w nas otwartości na prawdę, że słowo Boże nie odrywa nas od życia, że nie jest bajką, ale wprowadza nas w życie, osadza mocno w życiu, a ile jest w nas bajdurzenia, głupoty, naiwności, tchórzostwa albo – co jest chyba najbardziej uciążliwe – przekonania, że to ja sam muszę się postarać? O nic się nie mam starać. Mam prosić o Ducha Świętego, a On się już sprawą zajmie.

Ksiądz Leszek Starczewski