Dobre Słowo 28.08.2012 r.
Nieoceniony dar bycia sobą
W dzisiejszej Ewangelii Jezus kontynuuje krytykę faryzeuszy. Jest to właściwie już trzeci odcinek tego serialu o nich. Będzie jeszcze czwarty, o czym jutro.
Jezus wyrzucał tej elicie intelektualnej i religijnej Izraela, że są zbyt mało braćmi dla innych. Mówił im, że słowo nie wydaje w nich owocu, bo nie szukają czegoś konkretnie dla siebie, ale starają się pouczyć innych albo wytknąć im błędy. Wreszcie są – ujmijmy to kolokwialnie – zbyt zafiksowani na sobie w słowie, nie szukają odniesienia do życia, do relacji z innymi.
Dziś Pan w krytyce faryzeuszy zwraca uwagę na dwie kolejne rzeczy. Pierwszą jest ich tendencja do bardzo drobiazgowego wnikania w różnego rodzaju prawa, wsłuchiwania się w słowo – skłonność do szlifowania subtelności w nich samych, podczas gdy przeoczają to, co rzeczywiście ważne.
Bywa tak także z nami, że słuchamy słowa, szlifując subtelności, nasz zapał w słuchaniu – takie drobiazgi – natomiast umyka nam coś o wiele ważniejszego: na przykład to, że w naszej rodzinie wciąż są sytuacje, które oczekują na rozwiązanie, że najbliżsi często oczekują na nasze docenienie, na miłość, także na przełamanie się, wyjście z tych murów. Są rzeczy wręcz wołające o przebaczenie, miłosierdzie w naszym życiu. Może są w nas jakieś słabości wymagające wzięcia się za nie, a my właśnie szlifujemy subtelności, skupiamy się na prawach – wymienionych tu przez Jezusa, a dotyczących dziesięcin z mięty, kopru, kminku – pomijając sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę.
Druga rzecz, którą Jezus wypomina faryzeuszom – ludziom bliskim Mu, którzy są dla Niego braćmi w wierze – to dbanie o pozory. Biada wam, bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości.
Dbanie o pozory. Jak często dotyka nas także i to zjawisko – nie tylko duchowe, ale i społeczne, w relacjach z innymi. Czysta jest tylko zewnętrzna część, podczas gdy wnętrze pełne brudu i bałaganu. Naturalnym jest pragnienie, żebyśmy tutaj nie oskarżali się nierozumnie, żebyśmy prezentowali się dobrze także na zewnątrz, i nie ma w tym nic złego. Chcemy wyglądać czy prezentować się dobrze w relacjach z innymi. Pytanie tylko, czy robimy to tylko po to, żeby się przypodobać innym, żeby ich nie stracić, czy też robimy to także dla siebie? Jeśli chcemy dobrze czuć się z samymi sobą, nie tylko zasługujemy w ten sposób na miłość innych, próbujemy sobie zdobyć ich sympatię, to pragnienie dobrego wyglądania na zewnątrz wcale nie musi być złe.
Po drugie, czy my w tym pragnieniu prezentowania się dobrze w relacjach na zewnątrz czasem nie udajemy kogoś zupełnie innego, niż jesteśmy? Czy nie jest to po prostu gra? To serce powinno dyktować nam to, jak zachowujemy się na zewnątrz, a nie odwrotnie. Nasze zewnętrzne zachowanie nie może być maską – hipokryci zakładają maski – dla naszego serca, czymś, co ukrywa prawdę o naszym sercu.
Jezus wzywa, żebyśmy byli sobą w każdej sytuacji życia, żeby nasze serce odpowiadało temu, jak się zachowujemy na zewnątrz, żeby nasze zewnętrzne zachowanie było szczere. Jezus wzywa do ogromnej wolności w wyrażaniu siebie – także w relacjach – do wolności w byciu sobą. Ta wolność jest i musi być ograniczona wrażliwością drugiej osoby. To jest ta wielka lekcja św. Pawła: moja wolność nie może być powodem do grzechu ani zgorszenia drugiej osoby. Naturalnym ogranicznikiem jest wrażliwość drugiego człowieka. Wolność serca musi być także ograniczona słowem Bożym. Chodzi o wolność serca nie tylko wyrażającego siebie same. To serca jest formowane słowem leczącym nas z zachłanności, o której mówi Jezus: Wasze serca pełne są zachłanności. Słowo leczy nas także ze zbytniego pobłażania samemu sobie, czyli z niepowściągliwości.
Zachłanność, drapieżne ludzkie serce, które rzuca się także na innych, chce się przypodobać, pragnie być kochane, nie dając nic w zamian, czy zbytnia pobłażliwość samemu sobie, to nie jest prawdziwa wolność. Jezus chce, aby serce – wyleczone z zachłanności, pobłażania samemu sobie – dopiero wyrażało się na zewnątrz.
Serce w poszukiwaniu swojej wolności musi mieć świadomość także tego, że jest słabe i poranione. Innymi słowy, nie może tak ślepo rzucać się w wolność. Musimy mieć świadomość, że w poszukiwaniu swojej wolności nie wszystko jest dla nas – niektóre rzeczy powinniśmy omijać, wobec niektórych postępować bardzo ostrożnie. Nie powinniśmy sobie zbytnio pobłażać wiedząc, jakie są nasze serca: często poranione. Tam, gdzie mogą się potknąć i poranić bardziej, bądźmy ostrożni, nie pobłażajmy sobie zbytnio. Poddawajmy się słowu.
Aklamacja przed Ewangelią mówi: Żywe bowiem jest słowo Boże i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Serce, które poszukuje swojej wolności, mądrze, a także ostrożnie poddając się słowu Bożemu, znajdzie prawdziwą wolność wyrażania się, kochania.
Chciałbym do dzisiejszego słowa dołączyć utwór Piotra Rubika To cała prawda. Jest to piosenka o sercu wolnym, będącym w stanie wyrażać samego siebie. Rubik śpiewa:
Masz prawo kochać, masz prawo śnić.
Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć – masz prawo wyrażać siebie.
Masz prawo marzyć, teraz i tu,
Na przekór kłamstwu na przekór złu – także na przekór kłamstwu i złu, które często mieści się w twoim sercu.
Masz prawo milczeć.
A przeciwko Tobie może być użyte każde dobre słowo.
Masz prawo milczeć.
A przeciwko Tobie może być użyty każdy czuły gest.
Masz prawo milczeć.
Przyznaj się sam sobie, prawdy nieodkryte ciążą wyjątkowo.
To prawda, że w naszym życiu wszystko może być użyte przeciwko nam, jeśli próbujemy żyć w szczerości serca, woli, ale to nie jest powód do tego, żeby bać się wyrażać samych siebie. Nieodkryte prawdy ciążą wyjątkowo. Przyznajmy się przed samym sobą do słabości naszego serca. To pomoże nam być bardziej sobą, bardziej wolnymi – bardziej wolnymi w sensie chodzenia drogami wolności, które wyznacza prawda, miłość i Boże słowo. Rubik bardzo pięknie to wyraża dalej:
Nie czekaj wbity w kąt.
Niech cię prowadzą wiara z nadzieją.
Okryj miłości ląd.
Pod prąd, pod prąd, pod prąd.
Nie czekaj wbity w kąt, niech cię prowadzi w wolności twojego serca, formując twoje serce, słowo Boże, wiara, nadzieja i prawdziwa miłość, które pochodzą od Pana.
To cała prawda i tylko prawda.
Mówię prawdę, wyznaję prawdę.
Wierzcie lub nie.
Doli zniewaga, chwieje się waga.
Wraca odwaga.
Wiem, kto w nie prawdę, jedyną prawdę
Zamienić chce, a moja prawda jak struna drga,
Radośnie woła lub cicho łka.
Radośnie woła lub cicho łka, ale ważne, żeby odezwało się w nas serce prawdziwe, wierne samemu sobie, pragnące wyrażać się w swojej miłości, pragnące podążać za Bożym słowem.
Prawda o nas jest taka, że czasami – albo nawet często – gramy, bo w naszym sercu znajdują się te prawdy niewypowiedziane, słabości, do których nie mamy siły się przyznać przed samymi sobą, przed Panem, pobłażamy swojemu sercu i zbyt często idziemy za nim, nie poddając go uzdrawiającej mocy słowa Bożego i Jego miłości. Tylko w niej jest prawdziwa wolność naszego serca. Tylko w niej możemy być prawdziwie sobą bez ranienia braci.
Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć, ale można to zrobić tylko i wyłącznie wynosząc na światło dzienne, na światło słowa Bożego, wszystko to, co jest w twoim sercu. Tej odwagi życzę dzisiaj i sobie, i wam, drodzy odbiorcy Dobrego Słowa. Amen.
Ksiądz Marcin Kowalski