Dobre Słowo 10.09.2012 r.
Odważysz się stanąć na środku?
W niedzielnej Ewangelii słyszeliśmy, że Jezus uzdrawia człowieka głuchego i niemego. Dzisiaj jesteśmy świadkami kolejnego cudu Pana, tym razem opisanego przez Łukasza. Jezus, opuszczając synagogę, gdzie naucza, dostrzega człowieka, który miał uschłą prawą rękę. Uschła prawa ręka to nieszczęście eliminujące tego człowieka z pracy, być może skazujące go także na margines społeczny, na biedę. Uschła prawa ręka zapewne również oznacza znak przekleństwa Bożego w oczach Narodu Wybranego, który tak łatwo dopatrywał się we wszystkich nieszczęściach zasady retrybucji, czyli prostego rachunku – każde cierpienie i choroba jest wynikiem grzechu.
Co robi ten człowiek w synagodze? Czy modli się? Czy szuka Jezusa? Czy przyprowadziła go tam sława Tego, który obchodzi Galileę i Judeę, lecząc? Czy jest On przynętą, którą faryzeusze postanawiają wykorzystać, żeby usidlić Jezusa, bo wiemy, że i oni tam są, czekając, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżania? Ilu ludzi w synagodze – miejscu modlitwy – tyle różnych intencji. Człowiek z uschłą ręką być może modli się o uzdrowienie, a może jest jedynie narzędziem w ręku faryzeuszy, którzy modlą się tylko pozornie, a Pan pozwala sobie na bycie sobą w tej sytuacji. Jest cały dla swojego Ojca i będzie działał z ogromną, urzekającą wolnością, jak to zwykle Jezus.
Dla kogo Jezus czyni cud, uzdrawiając tego człowieka? Najprostsza i najbardziej logiczna odpowiedź, jaka się nasuwa, to: dla człowieka, który ma uschłą rękę i na pewno cierpi.
Cały opis uzdrowienia rozpoczyna się od spojrzenia Jezusa zagłębiającego się w serca faryzeuszy. On znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę. Myśli o faryzeuszach, czyta w ich sercach i równocześnie zwraca się do człowieka. On na pewno jest tutaj na pierwszym planie. Jezus nie będzie go wykorzystywał, jako instrumentu w walce z faryzeuszami, ale ten cud ma, jak miecz, dwa ostrza. Jednym dotknie uzdrowionego, a drugim faryzeuszy.
Stań na środku! – mówi Jezus do człowieka. Jak różna strategia, od tej, której Pan użył we wczorajszej Ewangelii! Wtedy wziął człowieka niemego i głuchego osobno, aby bardzo osobiście przeżył to spotkanie z z uzdrawiającym Panem. Tutaj Jezus stawia człowieka na środku. Jakie są tego przyczyny? Jaką motywację ma Jezus, żeby postawić go pod ostrzałem innych ludzkich spojrzeń, osądów, kiedy widać także jego słabość? Ten człowiek ma być świadectwem, ma być świadkiem. Żadne uzdrowienie, dokonujące się także w moim życiu, nie jest dla mojego prywatnego użytku ani tylko dla mnie samego. Zawsze wpływa na wspólnotę, ma być świadectwem dla innych, dawać im nadzieję i rzucać światło także na ich życie. Pamiętajmy o tym, ilekroć coś zmienia się w naszym życiu, żebyśmy potrafili o tym zaświadczyć wobec innych – jeśli nie słowami, to czynami. Jeśli cokolwiek Pan zmienia, dotyka, uzdrawia, to nie tylko dla nas. Robi to także dla innych, żeby może oni doświadczyli podobnej rzeczy, a na pewno żeby chwalili Tego, który dokonuje takich rzeczy w nas.
Są poza tym sytuacje, w których uzdrowienia nie mogą dokonywać się po cichu, bo życie stawia nas pod ścianą. Można w tym widzieć też rękę Pana Boga. Kiedy zdarza nam się w rodzinie konfliktowa sytuacja, o której wszyscy wiedzą, kiedy dopada nas słabość wypływająca niestety na światło dzienne, kiedy przychodzi choroba, moment próby wiary, kiedy ostaję postawiony pod ścianą przez życie, trochę przez Bożą Opatrzność – Bóg wpatruje się we mnie, nie sprawdzając, na ile jestem wytrzymały, ile ciosów mogę przyjąć, ale patrzy z uwagą i z miłością, czy też zechcę w takiej chwili być świadectwem, świadkiem Jego miłości i mocy Jego słowa. Są takie sytuacje, kiedy uzdrowienie będzie się w nas dokonywało po cichutku – co nie znaczy, że nie powinniśmy tego w jakiś sposób pokazywać swoim życiem. Przyjdą też takie sytuacje, kiedy to będzie sprawa bardzo publiczna. Nie przeklinajmy wówczas Pana, innych, czy naszego losu. To jest po prostu okazja do tego, by stać się świadkiem i dawać świadectwo. To bardzo też wyzwala nas z zamknięcia, zawstydzenia swoją słabością, chorobą, tym, co przeżywamy. Pan chce, żebyśmy przez to byli Jego świadkami.
Ten człowiek, którego Jezus wywołuje na środek, jak do odpowiedzi, do dawania świadectwa, jest także urzekająco posłuszny. W Ewangelii nie słyszymy ani słowa narzekania, czy komentarza. Bez słowa podniósł się i stanął. Później raz jeszcze, intuicyjnie, tak wpatrzony w Jezusa, zachwycony Nim – przecież chyba Go nie znał aż tak dobrze – kiedy Jezus rozkazuje Mu: Wyciągnij rękę!, po prostu wyciąga. Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa. Jak w ekstazie. Wpatrzony w słowo. Nie myśli w ogóle.
To jest dobry sposób na to, żeby doświadczyć mocy słowa w naszym życiu. Nie kalkulujmy, tylko róbmy to, czego Pan od nas wymaga. To naprawdę jest dobre. Jezus w ten sposób uzdrawia człowieka, a właściwie – jak by powiedział w innych miejscach Ewangelii – uzdrawia go jego wiara i urzekające, bez słowa ludzkiego komentarza, bez kalkulowania, posłuszeństwo słowu. Posłuszeństwo, w którym staje na środku, wyciąga rękę i ona staje się znów zdrowa.
Ten cud ma swój epilog. Doprowadza faryzeuszy do furii. Bywa też tak w życiu, że ludzie, zamiast cieszyć się z dobra, którego są świadkami, wpadają w furię, bo stało się nie to, czego oczekiwali. Jonasz w podobny sposób wścieka się na Boga, gdy Ten postanowił jednak ocalić Niniwę, która, w przekonaniu proroka zasługiwała na karę śmierci. Tak to jest, gdy ludzie mają inne pojęcie o Bożej sprawiedliwości, niż sam Pan. Tak to jest, gdy oczekujemy innego dobra, a otrzymujemy zupełnie inne. Gdy spodziewamy się, że Bóg będzie działał według starych, utartych schematów, według prawa, a nie pozwalamy Mu działać Jego sposobami, wpadamy w furię, obserwując, że nie otrzymaliśmy tego, o co prosiliśmy, a przecież Bóg daje wtedy zazwyczaj jeszcze większe dobro. Reaguję z furią, kiedy Bóg idzie inną droga, niż ta, którą Mu wskazuję. To jest bardzo wymowny znak tego, że za dużo może wtedy we mnie faryzeusza, kogoś, kto próbuje wbić Boga w ciasne plany, ramy moich ludzkich sposobów myślenia.
Wybrałem dziś piosenkę zachęcającą nas wszystkich, żebyśmy poczuli się mali, a równocześnie ukochani w oczach Bożych, ale także zdobyli się na posłuszeństwo wobec Tego, który jest większy od naszych planów.
Jestem tylko tym, kim jestem, małym człowiekiem – śpiewa Szymon Wydra, w piosence Poza czas.
Jestem tylko tym, kim jestem, małym człowiekiem.
Rzeczywiście, ale ten mały człowiek jest wywoływany na środek do dawania wielkich świadectw. Uwierzcie mi, w tym życiu nie ma małych świadectw.
Nie potrafię nawet nazwać tego, co dzieje się.
Dobrze, że jesteś tu.
Nie umiem modlić się.
Tak, jak ten człowiek w synagodze. Słucham słowa, ale wciąż uczę się modlitwy, tak, jakbyś Ty chciał.
Wierzę w to, że człowiek już nie jest sam.
Świat zaciemnia w nas jasne tło.
Różne sytuacje stawiają nas pod ścianą, zaciemniają w nas słowo.
Dobro przebiera się, by zagrać zło.
Tak, jak faryzeusze, z dzisiejszej historii.
Nie wiem, czy w nas jest siła lub wiara w to, aby nie wyprzeć się, nie krzyknąć: Nie znam Go !
Właśnie o to chodzi, żeby w chwili, kiedy Pan wywołuje nas trochę na środek do dania świadectwa, kiedy życie przyciska nas, nie krzyknąć: Nie znam Go! Nie wycofać się. Jak błogosławiony jest ten pokorny człowiek, który po prostu wyszedł na środek i doświadczył uzdrowienia i uwolnienia. Gdyby krzyknął: Nie znam Go. Nie znam Twojego głosu. Nie znam Twojej twarzy. Nie chcę, pozostałby w gronie tych, którzy na chłodno obserwowali Jezusa. Nic by się w tej historii nie wydarzyło. Obyśmy nie dołączyli także my do tego grona chłodnych obserwatorów. Obyśmy mieli na tyle odwagi, żeby wystąpić z grona osób tylko wpatrujących się w Jezusa i słuchających Jego słowa. Żebyśmy nie byli tylko, jak mówi Jakub, marnymi obserwatorami Bożej rzeczywistości. Żebyśmy rzucili się posłusznie, bez słowa, bez kalkulacji, w rzeczywistość słowa Bożego, które jest w stanie uzdrawiać w nas to, co potrzebuje uzdrowienia.
Co jest twoją uschłą ręką? Co chciałbyś schować przed drugimi? Dlaczego uciekasz, wstydzisz się? Przed Panem nie musisz, drogi bracie i siostro. Wyjdź z zaklętego kręgu twoich myśli i wstydu. Wyjdź na środek. Tak, żeby dać świadectwo o tym, co Pan jest w stanie zdziałać w twoim życiu. Nie bądź tylko obserwatorem słowa, obserwatorem Jezusa, ale rzuć się w Jego ramiona. To jest piękne przesłanie dzisiejszej Ewangelii. Obyśmy znaleźli w sobie odwagę, żeby wyjść z zaklętego grona zwykłych obserwatorów i dołączyć do tych, którzy doświadczają uzdrawiającej miłości Pana. Amen.
Ksiądz Marcin Kowalski