Dobre Słowo 21.02.2012 r. Można sobie mówić o Bogu… Niewiele to da, jeśli wyznaje się Jego karykaturę.

Dobre Słowo 21.02.2012 r.

Można sobie mówić o Bogu… Niewiele to da, jeśli wyznaje się Jego karykaturę.

Okazuje się, że są rzeczy, z których Jezus nie chce się tłumaczyć, o których nie chciał, żeby kto wiedział, jak zauważa ewangelista Marek. Jest to moment podróży przez Galileę. Jezus poucza swoich uczniów: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”. Ma świadomość, że Jego godzina jeszcze nie nadeszła, a z pewnością nadejdzie. Pewne tajemnice, jakie Jezus przechowuje w swoim Sercu, nie mają na celu dystansowania do Niego tych, którzy nie są w nie wprowadzani, tylko troskę o nich, żeby to, czego nie rozumieją – a wychodzi na to, że uczniowie nie rozumieją tych słów – w odpowiednim czasie w świetle Jego Ducha trafiło do ich umysłów i serc i to tak skutecznie, że będzie to pierwszym przedmiotem ich przepowiadania.

Trzeba pozwolić Bogu na to, żeby nie tłumaczył nam pewnych rzeczy, w zaufaniu, że wie, co robi. To jest trudne z bardzo prostej przyczyny. Wynika mianowicie z błędnego obrazu Boga, jaki nosimy w sobie. Ten błędny obraz Boga zapisał się w nas i zapisuje się szczególnie w pierwszych etapach życia, często w oparciu o relacje, jakie mamy z bliskimi, z rodzicami, rodzeństwem, z ludźmi otwierającymi wobec nas świat swoich uczuć, troski bądź traktującymi nas ozięble, czy obojętnie. Ktoś zauważył, że jeśli w tych pierwszych okresach obraz troski rodziców, bliskich, będzie zniekształcony przez nadopiekuńczość bądź przesadną surowość, czy zdyscyplinowanie, to w relacji do Pana Boga pewne rzeczy już na starcie są pozamiatane, to znaczy – pokaleczone. Dlatego obraz Boga zapisuje się w nas niejako automatycznie.

Przepowiadanie Kościoła będzie się spotykało z oporem szczególnie w tej materii. Kiedy słyszymy o Bogu, który jest miłością, ma czas, chce wnikać głęboko w serca wyznawców i przemieniać je, to włącza się w nas wręcz automatycznie także to, co wyobrażamy sobie o Bogu, jak Go pojmujemy. Z tą trudnością Kościół się zmaga w swym przepowiadaniu. Wielu z nas ma tu spore problemy. Nawet gdy ten problem przeintelektualizujemy, zaczniemy sobie tłumaczyć, że Bóg taki nie jest, to jednak pierwsza wersja zapisu, wdruku, który gdzieś w nas jest, budzi się z całą mocą. Jeśli dojdą do tego różne niewybaczone sobie czy innym grzechy, wtedy powstaje w nas ogromny konflikt, jest podatniejszy materiał, żeby sprzeciwiać się takiemu obrazowi Boga, żeby być podejrzliwym i poddawać się jednak innemu wyobrażeniu, niż prawdziwe.

Słyszymy, jak Dwunastu sprzecza się w drodze, kto z nich jest największy. Chciałoby się porównać tę sprzeczkę z kłótnią dzieci. Tymczasem Jezus za chwilę weźmie dziecko, postawi je przed uczniami, objąwszy ramionami poda je jako przykład, zwróci uwagę na inny aspekt bycia dzieckiem, niż pełne emocji kłótnie. Ale czemu uczniowie się sprzeczają? Noszą w sobie jakiś zafałszowany obraz Boga. W tym zafałszowanym obrazie Boga jedną z rzeczy, która się uaktywnia, jest pragnienie bycia najważniejszym, zauważonym, potrzebnym za wszelką cenę, czyli też za taką, że nie ma się kompetencji w danej dziedzinie, ale to staje się nieważne. Ważne tylko, żebym był najważniejszy. Nie będzie się uwzględniało pewnych procesów, które mają w nas zaistnieć. – Nieważne. Mam być najważniejszy, zauważony.

Jezus chce, żebyśmy odkrywali Ojca, który rzeczywiście traktuje każdą i każdego z nas jako najważniejszych, ale nie tędy droga. Nie przez sprzeczki, czy – jak mówi św. Jakub – morderczą zazdrość, walki, kłótnie, sprawiające, że nic nie posiadamy, czy nawet nie przez modlitwy, w których staramy się jedynie o zaspokojenie swych żądz, o potwierdzenie odczuć, jakie mamy na swój temat, czy na temat innych ludzi. Jeśli w ten sposób będziemy zdobywać poczucie wartości, czy leczyć to, co zostało w nas zakompleksione, jest pewne, że wejdziemy na bardzo zgubną drogę, prowadzącą w efekcie końcowym do rozgoryczenia sobą, pretensji do całego świata i do siebie.

Dlatego Jezus mówi: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. Bierze dziecko i stwierdza: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”. Wskazuje zupełnie inną drogę. Teoretycznie o tym wiemy. Specjalizujemy się nawet w mówieniu o pewnej ewangelicznej rzeczywistości, a w praktyce istnieje olbrzymi rozdźwięk, niesamowita przepaść, w którą może wejść i wchodzi tylko Chrystus. On jest Bogiem, który ośmielił się rozprawić z błędnym wyobrażeniem o Nim, jakie nosimy w sobie. Rozłożył ten proces w czasie. On przebiega pod wpływem słuchania Jego słowa, dokonuje się w nas bez względu na to, czy jesteśmy czujni, śpimy, czy też nie śpimy. To w nas się dokonuje, jeśli trwamy przy Jego słowie, przy tym, co do nas mówi.

A może utrzymujecie, że na próżno Pismo mówi: „Zazdrośnie pożąda On ducha, którego w nas utwierdził”? Daje zaś tym większą łaskę; dlatego mówi: „Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę”. Bóg zazdrośnie walczy o ducha dziecięctwa Bożego w nas złożonego.

Słuchając dzisiaj słowa, prośmy Pana, aby ogromną cierpliwością obejmował nasze serca, szczególnie w momentach, kiedy nie wytłumaczył się nam z pewnych swoich posunięć, kiedy w sposób bardzo jasny mówi, że nie chce nam o czymś powiedzieć i kiedy bardzo jednoznacznie pokazuje swoje zaangażowanie, kiedy mocno akcentuje rolę wartości, jaką mamy w Bożych oczach, którą odkrywa się inną drogą, niż zaplanowaliśmy.

Jest taki rodzaj pychy w nas, który nie pozwala się Bogu przytulić. Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich. Jest taka forma odwrócenia się od Pana Boga, która sprawia, że zamiast wyrazić zgodę na Jego przytulenie, nieustannie zagadujemy, oskarżamy siebie, maltretujemy się modlitwami, których celem jest tylko uzyskanie zgody na to, co nam wydaje się właściwe. Pan chce, abyśmy znajdowali czas na adorację, na wpatrywanie się w krzyż, może ikonę, w konsekrowaną Hostię, w której jest obecny, aby przez to dawać się Mu przytulić, aby mówić: Chcę być przytulony, chcę, abyś objął mnie swoimi ramionami.

Panie, dotykaj naszych serc. Proszę Cię, obejmij swoim działaniem serca tych, którym w niewłaściwy sposób pokazywaliśmy Twoje oblicze, w których nasze żądze, zaspokojenie morderczej zazdrości, szukanie własnej wartości po trupach poraniło jeszcze bardziej i tak już zniekształcony Twój wizerunek w ich sercach.

Okaż nam Twoje miłosierdzie, Panie. Uzbrajaj nas cierpliwością. Daj, byśmy wytrwale słuchając Twojego słowa, wyrażali zgodę, aby to ono nas zmieniało. Pozwól nam sobie nawzajem świadczyć w rozmowach, w różnych spotkaniach o Twoim działaniu w naszym życiu, abyśmy nie zamykali się w swoich odczuciach, nie modlili się do swoich uczuć, ale dzielili się nimi z tymi, do których mamy zaufanie, by odkrywać, że przebiegające w nas procesy nie są tylko naszą prywatną sprawą, ale sprawą wspólnoty Kościoła, przyjaźni i wspólnoty tych, którzy chcą iść za Tobą.

Ksiądz Leszek Starczewski

Jesteś na facebooku? My też! :)


"Scriptura crescit cum legente"
"Pismo rośnie wraz z czytającym je" (św. Grzegorz Wielki)

Każdy rozmiłowany w Słowie Bożym napotyka w Biblii fragmenty, które sprawiają mu trudność w interpretacji. Zachęcamy zatem wszystkich odwiedzających stronę Dzieła Biblijnego do zadawania pytań. Na każde pytanie odpowiedź zostanie udzielona w ciągu około tygodnia, a następnie będzie ona opublikowana w sekcji "Pytania do Biblii".

Kliknij TUTAJ, żeby przesłać pytanie.