„Dobre rady” Dobre Słowo 20.06.2011 r.

Dobre Słowo 20.06.2011 r.
„Dobre rady”
Boże, Ty znasz nasze serca, ich otwartość i to, co w nich zamknięte, co stanowi pozór pobożności i co jest pobożnością. Umocnij w nas to, co szlachetne, otwarte. Niech chłonie Twoją naukę i stosuje ją w życiu. Oczyść nas z udawania, że słuchamy, że stosujemy w życiu to, co Ty do nas mówisz, Panie. Zmiłuj się nade mną, zmiłuj się nad nami.
Jeśli przyjąć jako jedną z definicji przyjaźni, że przyjaciel to ktoś, kto wie o mnie wszystko, to z pewnością obejmie ona tylko jedną Osobę – Boga – która w niej się zmieści, bo rzeczywiście Bóg wie o nas wszystko. Drugi człowiek nie wie wszystkiego. Ba, my sami o sobie wszystkiego nie wiemy.
Jeśli taki jest stan faktyczny – Pismo mówi: Nie tak człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, a Bóg patrzy na serce – to tym bardziej upomnienie Chrystusa i ostrzeżenie przed łatwością, którą mamy z wydawaniem sądu, jest uzasadnione i na miejscu. Nie posiadamy wystarczającej ilości danych o naszych bliźnich, o sobie. Nasza wiedza okrojona jest przede wszystkim do faktów, zdarzeń, które mają miejsce. Jeśli nie podejmiemy jeszcze dość trudnego kroku, jakim jest wniknięcie, dlaczego ten fakt zaistniał, to tym bardziej zero zezwolenia na to, aby wydawać sądy.
Mamy w sobie tendencję do osądzania. Chrystus, znając skłonność naszych serc, mówi dziś w swoim słowie, byśmy byli czujni i bardzo uważni, bo ta tendencja, skłonność, pokusa, bardzo często do nas puka. Ona nie musi się wyrażać w tym, że będziemy wypowiadali sądy na głos, ale w stadzie myśli pędzących, jak owce do przepaści, czy pewnych zachowań, które wyrażają się w postawach, osądy te mogą mieć miejsce.
Pan Jezus kreśli dwie postawy wynikające z tych osądów. Pierwsza jest bardziej agresywna. Ma w sobie coś ze źle rozumianej komisji śledczej. Polega na przyglądaniu, przypatrywaniu się ludziom pod takim kątem, aby ich wypunktować, dostrzec wszystko to, co jest na minus. Jezus mówi: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Czemu? – odpowiedz sobie na to pytanie. Może być tak, że ktoś został sam przetrącony jakąś „belką”, zranieniem, nie potrafi się z tym uporać i wszędzie naokoło widzi podejrzliwość względem siebie. Do ludzi podchodzi w sposób agresywny, śledczy. Nie potrafi żyć inaczej, jak tylko kosztem innych, wypominając ich błędy.
Ciekawe, że Jezus jakby powtarza za chwilę i mówi: Albo jak możesz mówić swemu bratu: „Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka», gdy belka tkwi w twoim oku?” Powtarza to, bo wilcza natura czasem przebiera się w owczą skórę. Bardzo sympatycznie, grzecznie, można za kimś chodzić i cały czas mu wypominać: Pozwól, że ci pomogę to wyjąć, podczas gdy samemu absolutnie nie chce się zająć tym, czym naprawdę powinno się zająć, czyli swoją belką. Niby grzeczne, humanitarne, ale w humanitarny sposób można też kogoś wykończyć. Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.
Pan Jezus, mówiąc o tym, bardzo wyraźnie podsumowuje obie postawy – agresywną i „sympatyczną” – jednym określeniem: obłudniku. Dobrze, że tak do nas mówi. To słowo jest skierowane do nas wszystkich, żeby budzić świadomość, że On ma pełną wiedzę o nas, żeby nas uwrażliwiać na tajemnicę życia drugiego człowieka i na tajemnicę swojego życia, żebyśmy byli bardzo ostrożni w tych sympatycznych dobrych radach cioci, wujka, babci, dziadka, księdza, nauczyciela. Dobre rady…
Pan Jezus chce nas uwrażliwić także na to, że za pewnymi zdarzeniami, mającymi miejsce w życiu bliźniego, jawiącymi się nam jako jednoznacznie złe, niedobre, kryje się historia tej osoby. Jak bardzo musi być poraniony człowiek, skoro wszędzie widzi wrogów!
Wstrząsające dla mnie wyznanie padło na spotkaniu z jednym – jeszcze wówczas żyjącym – byłym więźniem Auschwitz, który powiedział: Proszę księdza, robię, co mogę, ale jak patrzę na papieża Benedykta i widzę w nim Niemca, to ja się nie mogę w ogóle przełamać, mimo że to jest papież. Jak bardzo trzeba być poranionym, żeby dochodzić do takich wniosków!
Prośmy dobrego Pana, który z wielką miłością i pełną wiedzą na nasz temat, pochyla się nad nami w swoim słowie, aby udało Mu się – przy pomocy naszej zgody – uwrażliwić nasze serca na tajemnicę, jaką jest nasze życie, życie drugiego człowieka, życie Boga w nas. Prośmy, abyśmy byli bardzo czujni na to, które myśli mają zgodę w naszej głowie, na które postawy decydujemy się je przełożyć – względem siebie i względem innych ludzi.
Ksiądz Leszek Starczewski

Dobre Słowo 20.06.2011 r.

„Dobre rady”

Boże, Ty znasz nasze serca, ich otwartość i to, co w nich zamknięte, co stanowi pozór pobożności i co jest pobożnością. Umocnij w nas to, co szlachetne, otwarte. Niech chłonie Twoją naukę i stosuje ją w życiu. Oczyść nas z udawania, że słuchamy, że stosujemy w życiu to, co Ty do nas mówisz, Panie. Zmiłuj się nade mną, zmiłuj się nad nami.

Jeśli przyjąć jako jedną z definicji przyjaźni, że przyjaciel to ktoś, kto wie o mnie wszystko, to z pewnością obejmie ona tylko jedną Osobę – Boga – która w niej się zmieści, bo rzeczywiście Bóg wie o nas wszystko. Drugi człowiek nie wie wszystkiego. Ba, my sami o sobie wszystkiego nie wiemy.

Jeśli taki jest stan faktyczny – Pismo mówi: Nie tak człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, a Bóg patrzy na serce – to tym bardziej upomnienie Chrystusa i ostrzeżenie przed łatwością, którą mamy z wydawaniem sądu, jest uzasadnione i na miejscu. Nie posiadamy wystarczającej ilości danych o naszych bliźnich, o sobie. Nasza wiedza okrojona jest przede wszystkim do faktów, zdarzeń, które mają miejsce. Jeśli nie podejmiemy jeszcze dość trudnego kroku, jakim jest wniknięcie, dlaczego ten fakt zaistniał, to tym bardziej zero zezwolenia na to, aby wydawać sądy.

Mamy w sobie tendencję do osądzania. Chrystus, znając skłonność naszych serc, mówi dziś w swoim słowie, byśmy byli czujni i bardzo uważni, bo ta tendencja, skłonność, pokusa, bardzo często do nas puka. Ona nie musi się wyrażać w tym, że będziemy wypowiadali sądy na głos, ale w stadzie myśli pędzących, jak owce do przepaści, czy pewnych zachowań, które wyrażają się w postawach, osądy te mogą mieć miejsce.

Pan Jezus kreśli dwie postawy wynikające z tych osądów. Pierwsza jest bardziej agresywna. Ma w sobie coś ze źle rozumianej komisji śledczej. Polega na przyglądaniu, przypatrywaniu się ludziom pod takim kątem, aby ich wypunktować, dostrzec wszystko to, co jest na minus. Jezus mówi: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Czemu? – odpowiedz sobie na to pytanie. Może być tak, że ktoś został sam przetrącony jakąś „belką”, zranieniem, nie potrafi się z tym uporać i wszędzie naokoło widzi podejrzliwość względem siebie. Do ludzi podchodzi w sposób agresywny, śledczy. Nie potrafi żyć inaczej, jak tylko kosztem innych, wypominając ich błędy.

Ciekawe, że Jezus jakby powtarza za chwilę i mówi: Albo jak możesz mówić swemu bratu: „Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka», gdy belka tkwi w twoim oku?” Powtarza to, bo wilcza natura czasem przebiera się w owczą skórę. Bardzo sympatycznie, grzecznie, można za kimś chodzić i cały czas mu wypominać: Pozwól, że ci pomogę to wyjąć, podczas gdy samemu absolutnie nie chce się zająć tym, czym naprawdę powinno się zająć, czyli swoją belką. Niby grzeczne, humanitarne, ale w humanitarny sposób można też kogoś wykończyć. Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.

Pan Jezus, mówiąc o tym, bardzo wyraźnie podsumowuje obie postawy – agresywną i „sympatyczną” – jednym określeniem: obłudniku. Dobrze, że tak do nas mówi. To słowo jest skierowane do nas wszystkich, żeby budzić świadomość, że On ma pełną wiedzę o nas, żeby nas uwrażliwiać na tajemnicę życia drugiego człowieka i na tajemnicę swojego życia, żebyśmy byli bardzo ostrożni w tych sympatycznych dobrych radach cioci, wujka, babci, dziadka, księdza, nauczyciela. Dobre rady…

Pan Jezus chce nas uwrażliwić także na to, że za pewnymi zdarzeniami, mającymi miejsce w życiu bliźniego, jawiącymi się nam jako jednoznacznie złe, niedobre, kryje się historia tej osoby. Jak bardzo musi być poraniony człowiek, skoro wszędzie widzi wrogów!

Wstrząsające dla mnie wyznanie padło na spotkaniu z jednym – jeszcze wówczas żyjącym – byłym więźniem Auschwitz, który powiedział: Proszę księdza, robię, co mogę, ale jak patrzę na papieża Benedykta i widzę w nim Niemca, to ja się nie mogę w ogóle przełamać, mimo że to jest papież. Jak bardzo trzeba być poranionym, żeby dochodzić do takich wniosków!

Prośmy dobrego Pana, który z wielką miłością i pełną wiedzą na nasz temat, pochyla się nad nami w swoim słowie, aby udało Mu się – przy pomocy naszej zgody – uwrażliwić nasze serca na tajemnicę, jaką jest nasze życie, życie drugiego człowieka, życie Boga w nas. Prośmy, abyśmy byli bardzo czujni na to, które myśli mają zgodę w naszej głowie, na które postawy decydujemy się je przełożyć – względem siebie i względem innych ludzi.

Ksiądz Leszek Starczewski