Dobre Słowo 09.11.2011 r.
Gdy sprawy idą za daleko...
Niewiele łagodności jest w dzisiejszej scenie ewangelicznej w relacji świętego Jana. Jezus jakby zaprzeczał swoim słowom: Nie zgasi knotka o nikłym płomyku i nie złamie trzciny nadłamanej. Wydaje się, że robi coś dokładnie odwrotnego. Ale to się tylko wydaje. Tak reaguje zazwyczaj powierzchownie patrzący na Jezusa świat Żydów, którzy kompletnie nie wiedzą, o co Jezusowi chodzi. Tak też reagują - co jest bardzo prawdopodobne – uczniowie, bo oni, żeby załapać, o co Jezusowi chodziło w tych słowach i czynie, który podjął, potrzebowali światła zmartwychwstania.
Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. Gdy zmartwychwstał. W tym momencie, kiedy to się działo, był to dla nich ogromny wstrząs.
A co takiego robi Jezus? Jako prawdziwy Baranek zbliża się do Jerozolimy w momencie Paschy, kiedy uważający się za pobożnych świętują obecność Boga – szukają z Nim jakiegoś odświętnego kontaktu. I kiedy Jezus wchodzi do świątyni, spotyka tych, którzy, co by nie powiedzieć, też chcą pomóc w przygotowaniach do właściwego przeżycia tych świąt, sprzedawali woły, baranki i gołębie. Są też za stołami bankierzy, żeby wymienić monety.
Co robi Jezus? Sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: "Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska".
Nagromadzenie niesamowitej energii, dawki mocy – niebywałego zdecydowania, braku łagodności. Biblia mówi: przepędził, rozrzucił, powywracał. Nagromadzenie tych czynności Jezusa z Jego determinacją świadczy o tym, że dzieje się coś niezmiernie ważnego i coś niezmiernie trudnego do przyjęcia. W Jezusie rozpala się z całą mocą gorliwość o mieszkanie prawdziwego Boga pośród swojego ludu. Jezus rozbija z całą gwałtownością bardzo praktyczne i ,wydaje się, niezmiernie ludzkie – humanitarne wyobrażenie o Bogu, którego można nabyć, można się przypodobać i pewne sprawy po prostu pozałatwiać jakąś formalnością, ofiarką, modlitwą.
Zdecydowanie Jezusa jest tak silne, że właściwie nie liczy się z tym, co w tej chwili o Nim myślą. Bierze pod uwagę to, że wywoła ogromny sprzeciw i niezrozumienie. I tak się rzeczywiście stanie, bo Żydzi przystępujący do Niego wydają się być otwarci na przyjęcie Jezusa - tylko niech da jakiś znak, niech ich przekona. Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?" Gdy usłyszą odpowiedź zupełnie z innej półki niż oni, zareagują: Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni? Co Ty w ogóle gadasz? Ty nie masz kontaktu z rzeczywistością. Mówisz o jakichś rzeczach, które absolutnie nie są przyswajalne przez nas. Bo one nie są przyswajalne, jeśli nie ma światła męki i zmartwychwstania Jezusa.
To, co Jezus w swej gorliwości zamierza, zostanie wykorzystane przeciwko Niemu w procesie. Fałszywi świadkowie powiedzą: On chciał zburzyć świątynię. Jego gorliwość ukaże się ewidentnie w praktyce wtedy, gdy odda swoje życie – gdy stanie się zgorszeniem, umierając na krzyżu.
Nie ma tu łagodności. Sprawy zaszły tak daleko, że Jezus musiał tak zareagować. Musiał być niezrozumiały i odrzucony. Musiał być podejrzewany o to, że jest wariatem kompletnie oderwanym od rzeczywistości.
Tego typu interwencje pojawiają się, ilekroć w życiu poukładaliśmy sobie tak, że przyssaliśmy się do tych naszych układanek, że nawet nie zauważyliśmy, że idziemy do wiecznej przepaści. Śmierć ich pasie, zejdą prosto do grobu – mówi psalmista. Są jak owce pędzone do przepaści. Gdy pędzimy samych siebie, w całkiem niezłych nastrojach, z niezłymi korzyściami do wiecznego potępienia, wtedy Jezus interweniuje z taką stanowczością.
Czemu w takich chwilach nie chcemy przyjąć Jego interwencji? Mogą być tego różne powody, ale zasadniczo jest to zaślepienie. Nie widzimy, że ta interwencja musi przybrać taką formę. A czemu chcielibyśmy po swojemu? Bo często nasze wyobrażenie o Bogu nie pokrywa się z tym, co mówi Pismo. Nasze łagodne, porcelanowe wyobrażenia o Bogu często nie znajdują w nas zgody na inną niż łagodna interwencję. Przyklejeni do swojego wygodnictwa, lenistwa, czy zranień wolimy o nich mówić, w nich się babrać, niż podjąć jakieś kroki, które przyczynią się do rzeczywistej zmiany.
Często w naszej przewrotności nawet zakładamy, że jesteśmy gotowi na pewne zmiany, ale nie teraz, nie w tej chwili. Dla Jezusa nie ma tu mowy o żadnym kompromisie. Gorliwość o mieszkanie w nas kochającego mądrze Boga pożera Go.
Czy to znaczy, że Jezus nie uwzględnia innych procesów? Czy Jezus nie uwzględnia tego, że do pewnych rzeczy powinniśmy dojrzewać? Absolutnie nie. Jezus to uwzględnia. Dzisiejsza modlitwa kolekty mówi: Boże, Ty z żywych i wybranych kamieni przygotowujesz wiekuistą świątynię Twojej chwały pomnóż w swoim Kościele owoce Ducha Świętego, którego mu zesłałeś, aby lud Tobie wierny rósł w łasce i dojrzewał do zbudowania niebieskiego Jeruzalem.
Potrzebny jest proces. Potrzebny jest rzeczywiście czas, żebyśmy mogli rosnąć i dojrzewać. Święty Paweł mówi o Bogu wznoszącym budynek. Jesteśmy budowani i jesteśmy uprawną rolą, czyli jest to proces. Ale nie każdy jednak patrzy na to, jak buduje, jak ten proces przebiega. Ku czemu ten proces prowadzi? Jeśli nie ku dobremu, bądźmy pewni, że Jezus przyjdzie i przepędzi, porozrzuca i powywraca to, co nas zasklepiło i zassało w stagnacji – w tym, że nasza wiara się zwija.
I bądźmy pewni, że nie zrobi za nas wszystkiego, gdyż, jak słyszeliśmy dziś w Ewangelii, mówi do tych, którzy sprzedawali gołębie – symbol niewinności, nieskazitelności:Weźcie to stąd. Nie zrobi za nas wszystkiego. Są rzeczy, które jak gołąb, nie zostaną przez Jezusa w nas ruszone. Weźcie to stąd. Jest rzecz, jest sprawa, która wymaga waszego otwarcia, waszej zgody na współpracę z łaską, która będzie mnożona, bo to wszystko, co ma się w nas dokonać w procesie jest dziełem Ducha Świętego.
Panie, który czynisz nas świątynią swojego Ducha i który uwzględniasz procesy w nas zachodzące. Dziękujemy, że wywracasz i przepędzasz z nas to, co jest jakimś złudzeniem. Błagam Cię, o miłosierdzie dla mnie i dla tych, którzy słuchają Dobrego Słowa, abyśmy przyjęli Ciebie z całą Twoją otwartością, determinacją i gorliwością o to, abyś w nas mieszkał.
Wypędzaj z nas wszelkie złe natchnienia i złe duchy. Uwalniaj nas od tego, co sprawia, że jesteśmy jak owce pędzone do przepaści, jeszcze z pretensjami, że nikt nas nie rozumie.
Daj nam łaskę otwartości na Ciebie, który objawiasz nam obraz prawdziwego Boga, czyli tego, który jest w nas mądrze zakochany.
Ksiądz Leszek Starczewski