Dobre Słowo 14.11.2011 r.
Nie załamuje się, lecz – na szczęście – gniewa
Panie, dotykamy tajemnicy działania Twojego Ducha w słowie. Daj, abyśmy nie tylko wysłuchali go, ale przyjęli, rozważyli i poddali się jego mocy. Abyśmy doznali tego, co stało się udziałem oddającego Ci chwałę tłumu, który widział działanie Twojej łaski, Twojego słowa względem jakiegoś niewidomego.
W ostatnim czasie dwukrotnie słyszałem od znajomych o traumatycznych doświadczeniach związanych z ich przyjaciółmi, którzy rozpoczęli leczenie na terapii antyalkoholowej. Wszystko dobrze szło, wydawało się, że już wyjdą z tego, ale w ostatnim czasie zapili. To wielki ból. Jak pomóc komuś, kto sam pomóc sobie nie chce?
Z takim bólem ma do czynienia Pan Bóg. Jego wyznawcy często zdają się być posłuszni Jego Słowu, przyjmują Jego uzdrawiającą moc, aż tu nagle powrót do swych nawyków i zniewoleń. Jednak ten ból nie niszczy Go, ale coraz bardziej mobilizuje do szukania coraz nowszych sposobów na to, jak trafić do przewrotnych i wiarołomnych serc. Tak działa Pan Bóg.
Zdaje się, że Izrael jest na takim etapie, kiedy kończyła się jakaś terapia odtruwania go od kontaktów z obcymi bóstwami. Wszystko idzie w dobrą stronę, aż tu nagle – jak mówi autor Księgi Machabejskiej - wystąpili spośród Izraela synowie wiarołomni, którzy podburzyli wielu ludzi, mówiąc: „Pójdźmy zawrzeć przymierze z narodami, które mieszkają wokoło nas”.
Czym było to motywowane? Chęcią własnej interpretacji w oderwaniu od Bożego słowa tego, co dzieje się w ich życiu: Wiele złego bowiem spotkało nas od tego czasu, kiedyśmy się od nich oddalili. To jest dopiero zgubna myśl: zinterpretować swoje życie zupełnie nie na korzyść relacji z Panem Bogiem w odniesieniu do innych ludzi, w odniesieniu do sukcesów innych ludzi czy do ich cech. To dopiero jest zapętlenie siebie.
Powtórzmy: Wiele złego bowiem spotkało nas od tego czasu, kiedyśmy się od nich oddalili. Nie widzą już, że najwięcej zła spotyka człowieka, kiedy oddala się od interpretacji – wymagającej, trudnej, ale możliwej do podjęcia – jaką daje Boże słowo. Ważne jest, jak będzie w układzie z ludźmi.
Autor Księgi Machabejskiej dalej mówi: Słowa te w ich mniemaniu uchodziły za dobre. Niektórzy zaś spomiędzy ludu zapalili się do tej sprawy i udali się do króla, a on dał im władzę, żeby wprowadzili pogańskie obyczaje.
I zaczęło się: W Jerozolimie więc wybudowali gimnazjum według pogańskich zwyczajów. Pozbyli się też znaku obrzezania i odpadli od świętego przymierza. Sprzęgli się też z poganami i zaprzedali się im, aby robić to, co złe. A gdy już zrobili miejsce złu, król, którego autor nazywa korzeniem wszelkiego grzechu, wydał dekret dla całego państwa: „Wszyscy mają być jednym narodem i niech każdy zarzuci swoje obyczaje”. Wszystkie narody przyjęły ten rozkaz królewski, a nawet wielu Izraelitom spodobał się ten kult przez niego nakazany. Kult bardziej dotykalny, żywszy, nie trzeba stosować jakiś wymagań. Składali więc ofiary bożkom i znieważali szabat.
Autor opisuje tutaj następstwo od zwykłej, krótkiej myśli: A może by swoje życie zinterpretować troszeczkę inaczej, może by odnieść się troszeczkę do ludzi, po ludzku troszkę spojrzeć? To takie humanitarne…
Co dzieje się dalej, kiedy dają przystęp złemu, którego symbolizuje król? Sypie się wszystko. A zaczęło się niewinnie.
Autor precyzyjnie podaje datę: W dniu piętnastym miesiąca Kislew sto czterdziestego piątego roku na ołtarzu całopalenia wybudowano „ohydę spustoszenia”. Zamiast tabernakulum można postawić sobie swojego bożka, którego symbolizowałby alkohol, narkotyki, seks, Internet, plotki, twoja podejrzliwość… Cokolwiek. Ohyda spustoszenia.
A w okolicznych miastach judzkich pobudowano także ołtarze; ofiary kadzielne składano nawet przed drzwiami domów i na ulicach. Księgi Prawa, które znaleziono, darto w strzępy i palono ogniem.
Nieraz gorszą nas różne formy profanacji tabernakulum, Pisma Świętego. To jest następstwo dopustu „humanitarnych” sposobów interpretowania tego, co dzieje się w naszym życiu. Chodzi tu przede wszystkim o jakąś własną żądzę.
Królewskie polecenie zabijało tego, u kogo gdziekolwiek znalazła się Księga Przymierza albo jeżeli ktoś postępował zgodnie z nakazami Prawa.
Gdy ktoś, nie dokończywszy terapii, w ostatniej chwili zapije, sprawia ból przyjaciołom, którym opadają ręce. Panu Bogu nie opadają ręce, bo Bóg kocha w sposób nieodwołalny. Bóg zawsze znajdzie sposób. Jest to bardzo pięknie brzmiąca prawda, ale także wzywająca nas do odpowiedzialności i budzenia wrażliwości. Bóg znajdzie sposób, ale to nie znaczy, że mamy naiwnie do tego podchodzić.
Jaki znalazł sposób? - Wielu jednak spomiędzy Izraelitów postanowiło sobie i mocno się trzymało swego postanowienia, że nie będą jedli nieczystych pokarmów. Woleli raczej umrzeć aniżeli skalać się pokarmem i zbezcześcić święte przymierze. Można powiedzieć: Eee, takie ustępstwo. Ja w duszy będę czuł co innego, a mogę zjeść jakiś pokarm. Ja się w duchu nie odezwę, niech oni sobie tam nadają na wszystkich, niech sobie gadają, co chcą… - Woleli raczej umrzeć aniżeli skalać się pokarmem i zbezcześcić święte przymierze. Oddali też swoje życie.
Reakcją i sposobem Pana Boga jest gniew: Wielki gniew Boży strasznie zaciążył nad Izraelem. Boże, jak dobrze, że Ty się gniewasz po swojemu na mnie. Jak dobrze, że w chwilach, kiedy nie widzę, jak niewinnymi kroczkami pakuję się w najgorsze bagno, Ty się gniewasz.
W jednym z miejsc autor natchniony pisze: Wysławiam Cię, wychwalam, tańczę dla Ciebie, Boże, dlatego, że rozgniewałeś się na mnie, kiedy w swoim zaślepieniu nie widziałem, że lecę jak ćma do światła, jak owca do przepaści. Wielki gniew zaciążył nade mną, Twój gniew.
Poprzez swój gniew Bóg daje do zrozumienia, że nie boleje nad nami tak, iż zamyka się w sobie. Gniew jeszcze bardziej mobilizuje Go, „inspiruje” do tego, aby do nas trafić.
Taka determinacja ze strony Pana Boga udziela się – jak mówi psalmista – idą po Jego myśli: Gniew mnie ogarnia z powodu grzeszników porzucających Twe prawo. Oplotły mnie więzy grzeszników, nie zapomniałem o Twoim prawie. Wyzwól mnie z ludzkiego ucisku, a będę strzegł Twych postanowień. I cudowny refren psalmu: Broń mego życia, abym strzegł praw Twoich. Broń takiej interpretacji mojego życia, która nie jest po Twojej myśli, która wyrządza mnie samemu krzywdę i sprawia, że mogę się sparzyć sam sobą.
Dzisiejsza postawa Pana zaprasza nas, abyśmy się nad nią zatrzymali i poprosili Go o zmiłowanie, żeby udzieliło się nam Jego spojrzenie na nasze życie, żebyśmy się – jak mówił Papież Jan Paweł II do młodych – może i na siebie pogniewali, zdenerwowali, może nawet i w desperacji wrzeszczeli: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Tak robiło wielu spośród tych, którzy przejęli się bożą obecnością i nie zgodzili się na wypełnienie królewskiego rozkazu. Tak też krzyczał niewidomy żebrak, kiedy usłyszał, że w tłumie pojawił się Jezus: Ulituj się nade mną!
Znawcy oryginalnego tekstu mówią, że w pierwszym ujęciu jest: Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Kiedy zaczęli go uciszać, on jeszcze głośniej wołał. W innym tłumaczeniu użyte jest sformułowanie: wydobył się z niego niekontrolowany wrzask, krzyk, niekontrolowane uczucia. Nie zgodził się na to, aby go uciszono. Był zdeterminowany mającą się dokonać w jego życiu zmianą. I dlatego wołał – jak mówią komentatorzy. On tego chciał. Zajął odpowiednią postawę – odpowiednią, to znaczy krzyczał do Jezusa.
Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. Kiedy się zbliżył, mogło wybrzmieć z niego to, co tak długo było tłamszone, co sprawiało, że kisł w sobie, że się sparzył w sobie samym. Z głębokości jego pragnień wypłynęło: „Panie, żebym przejrzał”. Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Protestancki komentator Barkley mówi: Nieokreślone, sentymentalne życzenie nigdy naprawdę nie może się związać z mocą Bożą. Zaś pełne pasji intensywne pragnienie wypływające z głębi ludzkiego serca, nigdy nie zostanie zawiedzione.
Panie, prosimy Cię, abyśmy zostali przez Ciebie oczyszczeni z tego, co jest nieokreślonym, sentymentalnym gadaniem do Ciebie, mówieniem o swoich pragnieniach. Prosimy, abyśmy bardzo mocno, z wielką pasją, intensywnie zostali przez Ciebie osadzeni w tym przeżyciu, pragnieniu, które naprawdę nas do Ciebie zbliży i skieruje nas bardzo konkretnie w Twoją stronę.
Ksiądz Leszek Starczewski