Nieprzyjaciel i zakalec (20.02.2011 r.)

Dobre Słowo 20.02.2011 r.

Nieprzyjaciel i zakalec

 

Dobry Panie Boże, spraw, abyśmy Cię usłyszeli i bardziej lgnęli do tego, co Ty mówisz, a nie do tego, co chcą komentować nasze myśli.

Jeśli powiedzenie: Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie mówi prawdę, to Chrystus pod krzyżem ma garstkę przyjaciół. Ile tam było osób? – Cztery: Jan i trzy kobiety. To może pomóc w wytłumaczaniu, dlaczego Kościół jest „żeńsko – katolicki”: więcej w nim kobiet, niż mężczyzn. Pozostałe osoby z otoczenia Chrystusa to – najkrócej mówiąc – tchórze, gapie i nieprzyjaciele. Jezus oddaje życie za wszystkich stojących pod krzyżem i nie tylko za nich, bo Bóg, który sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, daje swemu Synowi niebywałą siłę, żeby modlił się za nieprzyjaciół. By myślał perspektywicznie i dał Janowi pod opiekę Maryję, a Maryi dał Jana. Jezus myśli o Kościele. Jeszcze rozdaje. W ostatniej chwili swojego życia prosi: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

Dlatego słowa i zachęta Jezusa: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, są bardzo wiarygodne. Tego nie mówi człowiek na wiecu politycznym ani jakiś showman, który ma świetną oglądalność w telewizji, więc musi rzucić jednym czy drugim zdaniem, aby zachwycić publikę. To mówi ktoś wiarygodny. Ma do tego siłę.

Jeden z nawróconych gangsterów Nowego Jorku, Nicky Cruz, który pod wpływem sporej dawki usłyszanej Ewangelii wrócił do Chrystusa i stał się Jego świadkiem, mówi, że tym, co jego, bandytę, przekonało do zmiany życia, było uświadomienie sobie, że Jezus ma niesamowitą władzę. W Ogrójcu do chcącego mieczem walczyć Piotra mówił: Schowaj miecz. Myślisz, że gdybym poprosił, to Ojciec nie dałby mi całego plutonu aniołów, którzy załatwiliby to wszystko? Jezus ma tak niesamowitą władzę, że mógłby wszystkich zmieść z powierzchni ziemi, a nie korzysta z tej mocy. Jeszcze modli się za nieprzyjaciół. Nicky stwierdza: To było niesamowite. To jest dopiero władza: żyć, oddawać życie, w towarzystwie swoich nieprzyjaciół.

Silny jest nasz Pan Jezus, trzeba to przyznać. Silny Duchem Świętym, którego przyjął, który na Niego zstąpił i Go namaścił. Tego samego Ducha Świętego otrzymaliśmy na chrzcie świętym. To jest ta sama siła. Ona w nas drzemie. Czasem jest aktywowana. Czasem aktywujemy konto. Tak, jak doładowujemy konto w komórce – jeszcze o 20 zł – żeby gdzieś zadzwonić, tak samo przez wiarę czasem aktywujemy konto, uruchamiamy siłę drzemiącą w nas od sakramentu chrztu świętego – moc Ducha Świętego. Ta siła jest tak potężna, że możemy robić dokładnie to samo, co robił Jezus. Tylko trzeba z niej korzystać, trzeba modlić się w Duchu Świętym, żeby ona wychodziła. To jest możliwe. To nie są bajki.

Mój przyjaciel, mieszkający w Łodzi duchowny, opowiadał mi o zdarzeniu, jakie kiedyś miało miejsce na jednej z ulic. Szedł nią pewien człowiek – niech mu Pan da otwarte serce – który świetnie rozwijał się w czasach PRL-u, organizując konferencje, atakując kogo tylko się dało i kłamiąc, ile wlezie, który dziś też świetnie się rozwija i w wydawanym przez siebie tygodniku aż do znudzenia, przeciążając materiał, atakuje Kościół. Nagle pojawił się naprzeciw niego inny mężczyzna. Stanął z wściekłością w oczach, wyciągnął ręce i powiedział: Wie pan co? Gdybym nie był chrześcijaninem, to tak bym panu teraz grzmotnął, żeby się pan nie pozbierał na tej ulicy. Ale jestem chrześcijaninem...

Jezus udziela tej mocy. To nie są przykładziki, których mamy wysłuchać, a potem pójść, zrobić sobie w domu herbatkę, dokończyć przygotowywanie obiadu i to wszystko. Te przykłady ilustrują tę samą moc, którą ma Jezus. Masz ją i ty, droga siostro, drogi bracie. Mam ją ja. To jest ta sama moc. Nie przychodzimy do Jezusa, żeby Go podziwiać, tylko Go naśladować.

Nauka Chrystusa, jeśli jest stosowana w życiu, sprawia, że – jak śpiewamy dziś przed Ewangelią – miłość Boża w nas się doskonali, rozwija. Doświadczamy mocy bycia dzieckiem Boga, które nie musi bać się swoich nieprzyjaciół. Nie musi żebrać o miłość, bo ma ją za darmo od Boga. Nie musi zapożyczać się, aby być zauważonym, kochanym, wspieranym w trudnościach, przeprowadzanym przez ciemne chwile swojego życia, małżeństwa, pracy. Nie musi żebrać, bo ma miłość od Boga.

Te słowa Jezusa, jeśli są zachowywane, sprawiają, że miłość w nas się doskonali, że coraz pełniej doświadczamy, że jesteśmy dziećmi, synami Boga. Dokładniejsze tłumaczenie mówi, że jesteśmy podobni Bogu. Mamy w sobie podobieństwo do Boga: będziecie synami Ojca waszego, będziecie podobni Bogu.

Skoro dzisiaj słyszymy zachętę: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, to Jezus wie, że to jest możliwe. Da się wytrzymać w pracy z szefem, z którym – zdaje się – nikt już nie wytrzyma. Możliwe jest wytrzymać z podwładnymi, którzy zdają się być tak głupi, że gdyby zostawić im firmę, to rozwaliliby wszystko. Można wytrzymać ze swoimi uczniami, z nauczycielami, z rodzicami... Da się nie tylko wytrzymać, ale się rozwijać w tych warunkach.

Jest powiedziane: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się. Tam jest: i módlcie się. Nie da rady kochać nieprzyjaciół bez modlitwy. Jeśli ktoś będzie próbował, to zarżnie się i nic nie zrobi. Pytajmy samych siebie: Kiedy to robiliśmy ostatni raz? Konkretnie. Można nawet podać godzinę. Kiedy ostatni raz modliłem się za moich nieprzyjaciół? Mówiąc praktycznie, za tych, z którymi trudniej mi żyć, których najchętniej unikałbym, ale po prostu się nie da, bo oni są. I co, mam ich wystrzelać?

Pewien terapeuta spotkał się z człowiekiem podejmującym trud wyjścia z alkoholizmu. W którymś momencie nie wytrzymał mechanizmu wyparcia. Dlaczego pijesz? – Bo to, tamto... W końcu zażądał: Podaj jakiś powód. – Przez teściową. – To ją zabij. Wtedy przestaniesz pić, tak? – No co pan mówi... – Mówię to, co mi sugerujesz. Na wszystkich już zwaliłeś winę. A może by tak przysłuchać się swojemu sercu? Przyjrzeć się sobie?

Wszyscy mamy tendencję, ja też, żeby zrzucać winę na innych. Mamy mądrość, o której mówi św. Paweł: Niechaj się nikt nie łudzi. Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Głupi jest ktoś, kto się modli za swoich nieprzyjaciół, by ich kochać. To – według świata – jest głupek. Nie ma się co oburzać, nie ja to wymyśliłem – tak mówi Pismo Święte: Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość.

Nasze mądrości i próba wypierania tego, że mamy coś do zrobienia ze swoim życiem, że ta Ewangelia nas nie dotyczy, są niebywałe. Można habilitację zrobić z tego, jak potrafimy się migać. Wszyscy, ja też.

Teolog francuski, Pierre Descouvemont, zauważył to i wyraził dość sprytnie: Zwróćmy uwagę, że często przykładamy dwie różne miary, by ocenić nasze zachowanie oraz zachowanie innych... Jeśli bliźni nie kończy swojej pracy – jest leniwy. Jeśli ja tak postępuję, to dlatego, że jestem zbyt zajęty lub przepracowany. Jeśli on mówi źle o jakiejś osobie, oczernia ją. Jeśli ja to czynię, wówczas jest to konstruktywna krytyka. Jeśli on obstaje przy swoim punkcie widzenia, jest uparty. Jeśli ja się upieram, wówczas nazywam to stanowczością. Jeśli jemu wykonanie jakiejś czynności zajmuje dużo czasu, jest opieszały. Jeśli to dotyczy mnie, staram się być skrupulatny. Jeśli on jest uprzejmy, to znaczy, że działa z premedytacją. Gdy ja taki jestem, to dlatego, że tak mnie wychowano. Jeśli on śpieszy się, by czegoś dokonać, robi to byle jak. Jeśli ja robię coś szybko, jestem po prostu zręczny. Jeśli on, pomijając wyjaśnienia, wykonuje pewne zadanie, robi to ukradkiem. Kiedy ja robię coś, nic nikomu nie wspominając, podejmuję inicjatywę. Kiedy on broni swoich praw, ma złą naturę. Jeśli ja to robię, pokazuję charakter.

Spryciarze jesteśmy.

Oczywiście, możemy tego nie przyjąć, oburzyć się. I brawo! Bo to znaczy, że słowo Boże puka do naszych serc. Gorzej byłoby, gdybyśmy bili brawo, mówili: Tak, tak, tak i nic z tym nie zrobili.

Czemu precyzyjnie, po imieniu, nazywamy pewne zachowania obecne w naszym sercu? – Bo słowo Boże nam dziś mówi, abyśmy odkryli przede wszystkim tego nieprzyjaciela, który siedzi w nas i wypiera nawet nieprzyjaciół zewnętrznych. Tu – w sercu – jest pierwszy nieprzyjaciel, którego trzeba pokochać i za którego mamy się modlić. Z serca ludzkiego wychodzą wszelkie złe myśli – mówi Pan Jezus.

Zachęca nas dziś słowo do tego, abyśmy walczyli o nieprzyjaciół, a nie z nieprzyjaciółmi. Czemu? – Bo walka z nieprzyjacielem nie ma sensu. Ja nie zmienię człowieka. Mogę zmienić podejście do niego. To leży w moim zasięgu, jest możliwe. Nie wiem, jakie sztuczki robiłaby małżonka, jakie tańce wykonywała, jakie potrawy  przygotowywała, aby zmienić swego męża – nie zmieni go. Nie czarujmy się, drogie panie. Można tylko zmienić podejście do niego. Dotyczy to też małżonków – żeby nie było, że to panie są epicentrum wstrząsów małżeńskich.

Można zmienić swoje podejście do człowieka, czerpiąc z mocy Ducha Świętego, której udziela nam Bóg.

Dzisiaj w słowie Bożym jest też przepis na zakalca. Jeżeli – jak mówi św. Albert – mam być dobry jak chleb, to mogę też być zakalcem. Jaki jest przepis na zakalca? – Podaję z Księgi Kapłańskiej. Po pierwsze: trzeba żywić w sercu urazę i nienawiść. Żywić. Dokładać. Szukać nowych argumentów, żeby się uprzedzać. To pierwszy składnik tego placka. Trzeba żywić w sercu urazę, dokładać, dorzucać, jeszcze przypiąć coś komuś z tej czy z tamtej strony.

Drugi składnik: nie reagować na zło. Księga Kapłańska mówi: Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Przepis na zakalca mówi, żeby starać się być coraz bardziej niewrażliwym: To mnie nie obchodzi. A niech sobie robi, co chce. Nie reagować, stracić wrażliwość, udawać głupa – to jest drugi składnik zakalca. Trzeci, główny składnika zakalca, to twierdzenie: Mam swój rozum. Jestem mądry, doświadczony. Nikt nie będzie mi już nic a nic tłumaczył. A szczególnie ktoś młodszy. To jest przepis na to, żeby nie smakowały nam relacje z ludźmi, żebyśmy zawsze byli najbardziej nieszczęśliwi na świecie, żeby to nam najgorzej wyszło w życiu itd.

Pan Jezus, zapraszając nas do inwestowania w miłość i do korzystania z niej, krótko podpowiada nam, że modląc się za nieprzyjaciół, rezygnując z zakalca, stajemy się podobni do Boga dającego nam te same siły, które dał Jezusowi. Bóg daje moc stąpania po wężach i skorpionach różnych przeciwności. Po całej potędze przeciwnika.

Ksiądz Leszek Starczewski