Dobre Słowo, 02.05.2010 r.
Daj się kochać i kochaj – to odmładza
Jedną z cech, którą ogromnie cenię w nauczaniu Jezusa i która z pewnością zaważyła na tym, że zostałem księdzem, jest realizm Ewangelii. Bóg zna realia, zna ludzkie serce, wydarzenia naszego życia i w nich mocno uczestniczy. Jest zaangażowany. Ta prawda próbuje dziś do nas dotrzeć z Bożego słowa w dość wstrząsającym zestawieniu Judasza i Jezusa, bo dzisiejszy fragment Ewangelii rozpoczyna stwierdzenie: Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział, że właśnie w tej chwili dokonuje się zwycięstwo. Bóg objawia swoją obecność pełną mocy i siły.
Gdy słucha się tych słów, to na pierwszy rzut ucha i serca moglibyśmy powiedzieć świętemu Janowi, że mógłby sobie darować ten wstępik – po wyjściu Judasza – i od razu przejść do mówienia o obecności Boga i Jego zwycięstwie. Nie. Dobrze, że Jan sobie tego nie darował. Bo realia są właśnie takie. Cała Ewangelia mówi o miłości, ale jest tam mnóstwo nienawiści. Cała Ewangelia głosi nadzieję, ale jest osadzona w klimacie beznadziei. Cała jest pełna światła, ale mocno próbuje się przebić do tego światła – ciemność. Światło w ciemności świeci. Święty Jan we wstępie do swojej Ewangelii pisze: Ciemność jej nie ogarnęła. Taki jest realizm Ewangelii.
Dziś, kiedy przychodzimy posłuchać o realizmie Ewangelii, o jedynym sposobie na zdobycie ludzkich serc, to słuchamy o miłości Boga do nas. Nie jest to odległe uczucie, dawka sympatycznych chwil przemijająca wraz z namiętnością, ale postawa, która bez względu na okoliczności: światłość-ciemność, bez względu na osoby: Judasz-Jezus, działa i jest obecna. Taką miłość ma Bóg do każdego z nas.
Jeśli dziś na rynku wydawniczym wiele firm, wiele wydawnictw zabiega o to, żeby w widocznym miejscu był umieszczony hologram, znak potwierdzający jakość tej firmy czy też jej nazwa, to Jezus też chce, żeby Jego wyznawcy mieli hologram. Żeby można było poznać: Oni są moi! Ja się podpisuję pod ich stylem życia. Tym hologramem jest przyjęta od Boga miłość. – Po tym poznają, że jesteście moi, że jesteście ode Mnie, że będziecie przyjmować miłość i ją przekazywać. W przeciwnym razie sparodiujecie wszystko. – Miłość osadzona w realizmie jest znakiem rozpoznawczym chrześcijan. Pierwszych chrześcijan po tym właśnie poznawano. – Patrzcie, jak oni się kochają! To niebywałe. Wybaczają sobie, dbają o siebie. – A wiemy z historii, że pierwsze wspólnoty nie były idealne. To nie był klub wzajemnej adoracji, sztuczne uśmiechy. Nie – one były osadzone w trudnych warunkach prześladowań. I dochowywały wierności miłości.
Realizm w podejściu Boga do nas polega na tym, że On kocha nas nieprzerwanie, nieodwołalnie, we wszystkich okolicznościach życia. Bo to jest jedyny sposób, żeby przyjąć życie. Dziś słyszymy – na szczęście – o Judaszu, ale jesteśmy już mądrzejsi o doświadczenie paschalne, natomiast uczniowie zgromadzeni w Wieczerniku jeszcze nie wiedzą, co się dzieje. Tomasz pyta Jezusa: Gdzie Ty idziesz? O czym Ty do mnie mówisz? Kiedy Filip usłyszy, że Jezus mówi o Bogu Ojcu, zawoła: To pokaż nam Ojca! A Jezus: Filipie, tak długo jestem w wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? My jesteśmy mądrzejsi od apostołów. Wiemy, że Jezus zmartwychwstał, oni nie wiedzą. Oni słuchają, ale są podobni do ludzi, którzy na kazaniach albo przysypiają, albo wyłapują tylko to, co jest dla nich łatwiejsze. Nie ogarniają wszystkiego. Jezus się tym nie zraża, bo mówi: Słuchajcie, właśnie w tym momencie, kiedy zaczyna się panowanie ciemności, jest ono pokonane przez światło, przez miłość.
Czego nas uczy ten realizm Boga w podejściu do nas? Po pierwsze tego, żebyśmy przyjmowali miłość, która jest bezwarunkowa. Żebyśmy się nie stroili w dobre nastawienia, supermodlitwy, w dobre uczynki, żebyśmy nie biadolili tak, żeby się ktoś w końcu nad nami zlitował, tylko przychodzili do Boga w tym stanie, w jakim obecnie jesteśmy i brali miłość. Bierzcie i jedzcie. Przebaczajcie, odpuszczajcie sobie grzechy. Jezus mówi: Nakazuję wam, bierzcie miłość. To nie jest warunek, to jest wymaganie. Jezus wymaga. W miłości nie ma warunków. Są wymagania.
Jedno z pytań dla narzeczonych przed spisaniem protokołu przedślubnego tak brzmi: czy stawiają jakieś warunki, jeśli chodzi o sakrament małżeństwa. Jeśli stawiają, to sakrament nie zaistnieje. Nie wolno uzależniać: Będę cię kochała, jak będziesz się do mnie uśmiechał itd. Nie ma warunków, są wymagania. Pierwszym wymaganiem Jezusa jest: Bierzcie miłość. To jest przykazanie. Przychodźcie po nią. Czerpcie obficie z miłości. Sami z siebie nic nie możecie uczynić. Nic – nie poprawiajcie tego, nie mówcie, że trochę możecie. W takim stanie, w jakim jesteście, przychodźcie po miłość. Miłość mi wszystko wyjaśniła – mówił Jan Paweł II. Tylko miłość.
W telewizji, radiu, w różnych piosenkach o miłości, zasadniczo opiewa się jeden jej aspekt, czyli zakochanie. Jest to etap piękny, fantastyczny. Ale stanowi tylko jeden wycinek miłości. Bardzo ważny. Niezwykle mocny. Potrzebny, ale to jest tylko wycinek. To jest coś, co się budzi i prowadzi do czegoś więcej – do postawy, bo miłość nie jest przelotnym uczuciem. Uczucia jej towarzyszą, ale jest konkretną postawą: Zostaję. Kocham cię. Rób, co chcesz, wściekaj się na mnie, gryź mnie, kop mnie, ale ja cię kocham. Po prostu kocham. Bóg mówi tak samo: Kocham cię. Możesz mnie opluć, ukrzyżować, schować w grób – i tak cię kocham! Bo tylko miłość jest w stanie cię przemienić. Możesz nienawidzić siebie i całego świata. Możesz uważać to, co teraz słyszysz, za bzdurę, ale Ja cię kocham. I tylko miłość wszystko przemienia.
Pierwszy wymóg miłości: Przychodź po nią. Przyjdźcie do Mnie, wszyscy, którzy utrudzeni, obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Przyjdźcie, bo niełatwo jest wierzyć w taką miłość. Gdyby było łatwo, to Paweł i Barnaba, o których dziś słyszeliśmy w Dziejach Apostolskich, nie chodziliby po całym świecie i nie zachęcaliby do wytrwania w wierze. Nie jest łatwo wierzyć w miłość. Łatwo jest się zakochać, ale wytrwać w miłości nie jest łatwo. Dlatego apostołowie zachęcają do wytrwania w wierze i dodają: bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego. Jeżeli kocham, to będę uciskany. Bo jeżeli kocham, to jestem największym wrogiem największego wroga człowieka, czyli szatana. On nienawidzi. To jest jego klimat.
Jeżeli pielęgnuję w sobie prawdę, że kocham, bo jestem kochany, że Bóg mnie kocha, to tak, jakbym wygrał ogromną sumę pieniędzy. Nie do opowiedzenia. Mógłbym sobie leżeć do końca życia, nic nie robić, cały czas te pieniądze byłyby wydawane, a jeszcze by się pomnażały. Gdyby się dowiedziała o tym mafia, to by robiła wszystko, żeby mnie ograbić. Jeżeli jestem kochany, to mam ogromne bogactwo, bo Bóg mnie kocha. Bóg mnie nie opuści. Mąż czy żona mogą mnie opuścić, chłopak – dziewczynę, dziewczyna – chłopca, rodzice mogą stracić relację z dziećmi i na odwrót. Starsza mama może płakać, przeżywać wstrząs, bo widzi, że nie tak chciała wychować swoje dzieci. I doświadcza bólu, ale wciąż kocha. I może jednoczyć ten ból, odrzucenia, z Bogiem, który przeżywa to samo, ale z jeszcze większą siłą. Kiedy my słuchając o miłości, ziewamy, patrzymy na zegarek, nie bardzo nam to pasuje, bo życie inaczej się układa, On kocha wytrwale.
Trzeba przychodzić po miłość, żeby jej doświadczać. Nie puszczę cię – mówi Jakub do anioła w Księdze Rodzaju – aż mi nie pobłogosławisz. Nie ma szans, Boże, żebym stąd wyszedł, dopóki mnie nie pobłogosławisz. Ja Ci będę zawracał głowę dotąd, aż mnie przeprowadzisz przez ciemną dolinę, bo tak powiedziałeś, Dobry Pasterzu. Przeprowadzasz przez ciemną dolinę, więc będę się Ciebie trzymał. Chociażbyś mnie w piekle umieścił, będę Ci nadal ufał. Nie ma innej opcji. Popełniamy fatalny błąd, kiedy przestajemy wierzyć w miłość. To jest najgorszy błąd, jaki może nam się przydarzyć. Za ten błąd jest tylko jeden wyrok: Wieczne pretensje do siebie, do całego świata, do Boga. Za ten błąd oddał życie Jezus Chrystus. Takie błędy popełniamy wszyscy. Ze mną włącznie.
Przychodź po miłość, bo jest nakazem.
Po drugie, mamy zachęcać się do wytrwania w wierze w miłość. Podejmować ciągle na nowo, z nową, wewnętrzną siłą czerpaną od Boga wyciąganie dłoni w małżeństwie, w rodzinie, w trudnej pracy, w ciężkim położeniu. Wołać o miłość. Uwielbiać Boga za Jego miłość. Tak właśnie robi Jezus. Kiedy Judasz wychodzi i siły ciemności próbują przejąć ster, kiedy nagle okaże się: Po co, Jezu, organizowałeś Ostatnią Wieczerzę? Taki klimat światła, a zobacz, wszyscy Ci uciekli! Wydaje się to bez sensu – wyjdę na zewnątrz. Po tej Mszy Świętej nic się nie zmieni. Albo jak w przypadku apostołów, zmieni się na gorsze. – Co wtedy robi Jezus? Jeszcze mocniej podkreśla: Idzie zwycięstwo.
Jan w Apokalipsie, patrząc na prześladowany Kościół, z perspektywy wyspy Patmos, na którą go wyrzucili, bo głosił Ewangelię, mówi: Ujrzałem niebo nowe i ziemię nową. – Gdzie? – moglibyśmy zapytać. Jakby żył w naszych czasach, to pewnie zmieniłby zdanie. Nie. Im gorzej na świecie, tym lepiej w królestwie Bożym. Absurd. Im większy skandal, choćby nawet krzyż, tym bardziej znaczy, że bliższy jest Bóg.
Jeżeli doświadczamy ciemności, jeżeli czujemy za sobą oddech jakiegoś Judasza, jakiejś nocy, bólu, niezrozumienia, zupełnie niezasłużonego niczym przykrego doświadczenia, to jest to sygnał: Biegnij po miłość. Uwielbiaj w tym momencie Boga. Im bardziej doświadczam jakiejś przewrotności ze strony przełożonego, podwładnego, sąsiada, tym więcej potrzebuję wołania o miłość. Nie: oko za oko, ząb za ząb. Trzonowy za trzonowy – jak ktoś jeszcze dodał.
Im bardziej czuję, że napięcie pomiędzy mną a drugą osobą, między mężem a żoną, dziećmi a rodzicami, rośnie i zaraz wybuchnie, tym bardziej potrzebuję uwielbiać Boga i wołać o miłość. Jak idzie burza, to zbiera się pranie. Gdy nadciąga burza w domu, tym bardziej uwielbiaj Boga. Tak robi Jezus. I chce, żeby tak postępowali Jego wyznawcy. To działa.
Kiedy święty Augustyn był stary, patrzył na gnijący świat. Pisze o sobie, że łzy, bardziej niż zwykle, były jego chlebem w noc i w dzień. Będąc u kresu żywota, bardziej od innych wiódł swą starość w goryczy. Czemu tak się działo? No właśnie. Widział bowiem ten mąż Boży zabójstwa i zniszczenia miast, zburzone domy na wsi, mieszkańców zabitych przez nieprzyjaciół bądź zmuszonych do ucieczki, pierzchających, kościoły pozbawione kapłanów i sług, dziewice święte i zakonników przegnanych na różne strony. Wśród nich widział ludzi zamęczonych w torturach, a innych zabitych mieczem. Jeszcze innych wziętych do niewoli, pozbawionych nieskazitelności duszy i ciała, nawet wiary. Sprowadzonych przez nieprzyjaciół do bolesnego i długiego niewolnictwa. I co mówi biograf? – Kiedy Augustyn patrzył na zgniły świat, na panoszące się złodziejstwo – dziś moglibyśmy powiedzieć: na udawanie, obłudę – choć był stary i zmęczony, to jednak trwał na posterunku, pocieszając siebie i innych modlitwą i rozważaniem tajemniczych planów Opatrzności. W związku z tym mówił o starości świata: Starość obfituje w dolegliwości: kaszel, katar, wrzody, niepokój, wycieńczenie, ale jeśli świat się starzeje, Chrystus jest zawsze młody.
Zdanie to komentuje Benedykt XVI: Nie odrzucaj odmłodnienia w łączności z Chrystusem nawet w starym świecie. On mówi ci: Nie lękaj się. Twoja młodość odmłodzi się, jak młodość orła. Kochaj, a będziesz młody, mając nawet dziewięćdziesiąt kilka lat.
Ksiądz Leszek Starczewski