Dobre Słowo 20.10.2010 r.
Obdarowani – obdarowują
Ojcze, przez Jezusa jesteś nam bliski. W Duchu Świętym przychodzisz do nas i chcesz w nas przebywać. Dziękujemy Ci za Twoje przynaglenia do czuwania. By nasze oczy i serca były wrażliwe na Twoją obecność. By to, co dzieje się w naszym życiu, nie było przypadkiem, ale znakiem od Ciebie. Dziękujemy, że Twoje słowo chce nas do tego zachęcić i obudzić w nas większą ufność.
Święty Paweł bardzo gęsto tłumaczy się Efezjanom z tego, co robi. A robi coś niebywałego, bo wykracza z nauczaniem, które wypływa z dobrze im znanych tekstów biblijnych, rozświetlonych przez obecność Jezusa, daleko poza kręgi i granice znajomych, czyli Żydów, daleko poza kręgi tych, których uważało się za porządnych. Wchodzi na teren pogan, przedstawiając Boga, jako otwartego na wszystkich ludzi. Przez to Efezjanom przyciera trochę nosa, żeby czasem nie ograniczyli się w tym, co otrzymali, tylko do własnego sosu, do własnych spraw i własnej porządności. Żeby byli otwarci na wszystkich. Mówiąc o poganach, Paweł musi wywołać ogromny wstrząs, bo poganin i celnik to były najgorsze z ludzkich kategorii.
Gdyby w świątyni jerozolimskiej, na dziedzińcu przeznaczonym dla Izraelitów, pojawił się poganin, musiałby się liczyć z tym, że mógł zostać nawet zabity. Taka była mentalność żydowska. Paweł tłumaczy, że Bóg nieustannie otwiera się na człowieka, dlatego każdy, kto chce być Jego wyznawcą, musi nieustannie pielęgnować w sobie otwartość na innych ludzi. Nie na własne doświadczenie Boga.
Paweł mógłby powiedzieć: Dziękuję bardzo, mnie się Jezus objawił i to w sposób spektakularny. Doświadczyłem bardzo wiele. Pan Jezus kocha i... do widzenia. Nic mnie więcej nie interesuje, bo mnie jest dobrze. Urządzę sobie teraz świat w swoich modlitwach, we własnym tłumaczeniu Pisma Świętego i to wszystko. Tymczasem Paweł mówi: Nie. Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych – ciekawe, że Paweł nazywa się jednym ze wszystkich świętych, tylko zgoła najmniejszym – została dana ta łaska: ogłosić poganom jako Dobrą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa i wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu.
Ogłosić i wydobyć na światło, czyli po prostu otwierając się, pomóc innym się otwierać. Tak się tłumaczy Paweł i tak staje dzisiaj przed nami – bo nie tylko przed Efezjanami. W bardzo bezpośredni sposób, po pierwsze przynagla nas do otwartości, a po drugie pyta o otwartość.
Na ile to, co otrzymujemy, co zostało nam dane, doświadczenie Boga bardzo żywego, mocno zaangażowanego w nasze życie, jest przez nas przekazywane innym?
Na ile w sposób bardzo konkretny opowiadamy się po stronie Chrystusa, głosząc Go swoim życiem, zachowaniem, podejściem do obowiązków, do wykonywanych czynności i do osób, szczególnie tych, których śmiało moglibyśmy umieścić w kategorii pogan, do których wyjść absolutnie nie zamierzamy, bo... – i tutaj tysiące różnych powodów?
Paweł tłumaczy Efezjanom: Nie traktujcie pogan po pogańsku, tylko jako osoby, wobec których Bóg się otwiera. Zapytajmy o naszych sąsiadów, sąsiadki, rodziców, dzieci, znajomych. Na ile jesteśmy otwarci ewangelicznie, bo co do tego, że jesteśmy otwarci po ludzku, to znaczy poprzez uprzedzenia albo poprzez życzliwość, to chyba nikt nie ma wątpliwości.
Na ile nasze uprzedzenia są ewangeliczne?
Na ile nasza życzliwość jest ewangeliczna?
Na ile nasza postawa, jaką przyjęliśmy wobec osób, które moglibyśmy nazywać poganami, pomaga im wydobywać na światło to, że Bóg jest na nie otwarty?
Zapytajmy o ostatnie rozmowy, szczególnie te trudne, jakieś utarczki słowne, zagniewania, dąsy, fochy – cokolwiek by to było. Na ile jest to ewangeliczne? Na ile nasze ciche dni są ewangeliczne, to znaczy pozwalające się otworzyć tym, wobec których je stosujemy? Na ile pozwalają wydobyć na światło prawdę, że Bóg jest na nich otwarty? Jeden z popularnych wśród młodzieży tancerzy – kielczanin, który ostatnio wędrował po Kielcach, Michał Piróg, w rozmowie z Szymonem Hołownią, w programie „Bóg w wielkim mieście”, pytany o to, jaką postawę przyjmuje obecnie wobec religii, mówi, że jest agnostykiem. Wierzy, że istnieje jakaś siła, ale do końca nie jest przekonany, czy ma ona jakiś wpływ na świat. I nie wie, co to za siła. Szymon Hołownia zapytał, kiedy doszedł do takiego odkrycia. Odpowiedział, że kiedy studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, na pierwszym roku był taki fantastyczny przedmiot, jak historia religii. Wtedy odkrył, że w każdej religii chodzi o tę samą bajkę. Nie mówił tego z kpiną. Zresztą sam wytłumaczył, że użył słowa bajka, ale nie po to, żeby kpić z religii. Szymon Hołownia skomentował: Przyjmujesz dość niezderzeniową filozofię życia, jakbyś się nie opowiadał w sposób konkretny. To dość łatwa i wygodna filozofia życia: stanąć z boku, przyglądać się, nie wchodzić w nic, tylko komentować. Michał Piróg odpowiedział na to, że czeka na takie doświadczenie, które w sposób jednoznaczny i zasadniczy przekona go do jakiejś osobowej formy istnienia Pana Boga. Wyraził przez to – tak to zrozumiałem – swoją otwartość.
Na ile my, słuchający Dobrego Słowa – Ewangelii czy gęstych tłumaczeń św. Pawła – możemy powiedzieć, że nosimy w sobie doświadczenie osobowego Boga? Na ile możemy powiedzieć, że tym doświadczeniem osobowego Pana Boga dzielimy się z innymi? I wreszcie, na ile rzeczywistość Dobrej Nowiny pomaga wydobywać na światło dary, które Pan Bóg w nas złożył, żeby inni, patrząc na nie, mówili: Bóg jest.
Nie są to pytania-oskarżenia ani pytania, które mają nas zasmucić, ale zachęcić do tego, aby tym bardziej zgłębiać tajemnicę obecności Boga pośród nas. Im bardziej mnożą się niepokoje, czy różne niezderzeniowe filozofie życia, oceniające jakość życia religijnego innych bez osobistego zaangażowania, tym bardziej w takich okolicznościach zniechęceń powinniśmy pogłębiać naszą zażyłość z Panem Bogiem. To jest nasza siła.
Gdy pytano ojca Leona Knabita, w jaki sposób dzisiaj ożywić wiarę wśród ludzi, to podał dwa sposoby. Pierwszy, zasadniczy, to osobista relacja z Jezusem. Po drugie podał propozycję, by najbardziej zaangażowanych duszpastersko księży z parafii skierować do pracy wśród kleryków. Bardzo ciekawy pomysł. Trzeba się modlić, żeby takie pomysły nie tylko padały, ale też były realizowane.
Po co o tym mówię? – Aby powiedzieć bardzo wyraźnie, że komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. Jeżeli dzień za dniem otrzymujemy dar Dobrego Słowa, dostajemy też łaski i siły do tego, żeby przede wszystkim mierzyć się ze starym człowiekiem, który się w nas odzywa i mówi: Nie wychylaj się, bo to nie ma sensu. Nie mów już tak o tym Panu Bogu, bo to nic nie daje. Po drugie otrzymujemy łaski i siły, żeby jeszcze bardziej i z jeszcze większą odwagą otwierać się na osoby, które Pana Boga postrzegają bardzo urzędowo i formalnie – na okoliczność ewentualnych chrztów, komunii, pogrzebów i świąt dwa razy w roku.
Pan Jezus mówi do nas: Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. Dlaczego? – Bo mu wiele dano, bo wiele otrzymał, a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.
Panie, dziękujemy, że obdarzasz nas łaską i otwierasz się na każdego człowieka. Dziękujemy, że jesteś tak otwarty na nas, że nas obdarowujesz nieustannie i wciąż. Prosimy Cię, abyśmy w wielkiej cierpliwości, przyjmując Twą łaskę, otwierali się na siebie, na innych ludzi i na Ciebie. Prosimy, żeby ta otwartość była widoczna przede wszystkim w czynnościach, będących naszymi obowiązkami. Żeby drugi człowiek, przez którego do nas przychodzisz, zastał nas czuwających, zaangażowanych w obowiązki i czynności, które podejmujemy, cokolwiek to jest.
Bo kto w drobnej rzeczy będzie wierny, ten i wielkiej dochowa wierności, a kto w drobnej rzeczy nie ma wierności, ten i w wielkiej jej nie dochowa.
Obdarz nas łaską czuwania, czyli świadomego przeżywania naszej codzienności.
Ksiądz Leszek Starczewski