Bóg, który pamięta (6 XII 2009)

Bóg, który pamięta

Boże Ojcze, nie wstydzisz się tego, że jesteśmy Twoimi dziećmi. To Ty nas zebrałeś, Ty pragniesz, abyśmy słuchali Twoich słów, bo one rodzą wiarę w miłość i sens dalszego życia. Dziękujemy Ci za dar Jezusa Chrystusa, który do nas przychodzi, objawia nam Ciebie, mówi do nas w słowie. Prosimy o Świętego Ducha, bo bez Jego pomocy nic do nas nie trafi. Absolutnie zmarnujemy czas. Tylko Duch Święty może napełniać nasze umysły i serca i otwierać je. Prosimy o Ducha Świętego szczególnie dla tych osób, które się źle mają, przeżywają jakiś wstrząs, niechęć do swojego życia, do bliskich, miejsca pracy, różnych wydarzeń, bo wyczerpały swoje siły w relacji do małżonki, małżonka, swoich dzieci, są bezsilne, pozamykane i boją się wierzyć, że coś może się zmienić. Dziękujemy Ci, Boże, że dajesz nam swojego Ducha i posyłasz słowo.

Bóg pragnie bliskości. Chce być blisko każdej i każdego z nas. W czasie Adwentu Kościół szczególnie mocno kładzie nam na sercu zadanie budzenia pragnień w sercu, żebyśmy doświadczali bliskości Boga, porzucili kłamstwa, które często nam mówią, że Bóg nas opuścił, że nie interesuje się historią naszego życia. Mam przyjąć słowo, rozradować swoje serce – jak mówi prorok Baruch – bo Bóg o mnie pamięta. Pamięta o każdym z nas. I posyła nam tę prawdę. Wybiera sposób, który św. Paweł nazywa głupim, bo jest to głupstwo głoszenia słowa. Nie ma tu fajerwerków, a niestety często jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że przykuwa naszą uwagę sensacja. Jak się nic nie dzieje, to wydaje nam się, że życie jest bez sensu. Nieraz przykuwa naszą uwagę serial, w którym są pokazane wycinkowe zdarzenia z życia ludzi, i wydaje nam się, że takie życie to byłoby dopiero coś. Ale w serialu nie ma pokazanej nudy. Bóg przemawia do nas w głupstwie głoszenia słowa, które tysiąc razy słyszeliśmy i które powinniśmy słyszeć kolejny raz, bo jak mówi św. Paweł: Chciałbym, aby miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i bardziej. Żeby nam nie przeszło przyjmowanie tego, co Bóg do nas mówi. Taki sposób wybrał Bóg. Głupi i nieatrakcyjny. Nie ma tu reklam. Jest klimat modlitwy.

Bóg przychodzi do nas ze swoim słowem. Żaden ksiądz proboszcz – przy wszelkich wysiłkach i wielkiej życzliwości – nie jest w stanie znać wszystkich sekretów parafian, ale Bóg je zna. Posłuchajmy, co mówi wobec tych ludzkich problemów, wobec naszych pozorów, bo przecież wielu z nas często po prostu pozoruje radość, uśmiech. Uśmiecha się do złej gry. Uśmiecha się, a przeżywa w swoim sercu często piekło. W tej rodzinie, w tej pracy, w domu.

Co Bóg mówi? – Bóg posyła słowo, które zapewnia, że On z nas nie zrezygnuje. Rozpoczął w nas historię miłości. To z Jego zamysłu jesteśmy. Często powtarzamy, że rodzice dali nam życie. Biblia uczy, że rodzice życie przekazali. To Bóg daje życie. Historia miłości zaczęła się w Jego zamyśle. Bóg nas chciał, nawet gdyby ktoś po drodze nas nie chciał. I ta historia miłości jest przez Niego prowadzona. On w tej chwili, bardzo pokornie, bez światła kamer, bez nagłośnienia, bez ogłupiających reklam, mówi, że kocha. Uniża się tak, że można przyjąć Go w zwykłym Chlebie, można Go usłyszeć w zwykłym, choć niezwykłym słowie. I poprzez to słowo, dziś podawanym w trzech odsłonach, Bóg próbuje dotrzeć do naszej historii życia. Korzysta z wydarzeń, mających miejsce również historycznie, w życiu Narodu Wybranego, w życiu parafii założonej przez św. Pawła i w życiu, które objawił najpełniej w swoim Synu, a które zapowiadał Jan Chrzciciel.

Bóg interesuje się życiem i zna realia. Nie jest kimś, kto uśmiecha się sztucznie do nas i mówi: Jakoś to będzie. Gdy przychodzimy do Niego, nie rozkłada rąk i nie stwierdza: Nie pomogę ci. On zna nasze realia, nie zabiera problemów, ale daje siłę, by je przechodzić, być mocniejszym, mądrzejszym, żeby wracać. Przemawia przez sytuację narodu izraelskiego. Przed Izraelem staje prorok Baruch. Rzecz dzieje się tuż po tym, jak naród otrzymał wolność i wraca z niewoli babilońskiej. Trafił tam na własne życzenie. Kiedy Bóg ostrzegał, upominał, wszyscy się odwracali i lekceważyli Jego słowa wypowiadane przez proroków. Jeremiasza uważano za pajaca. Jego sekretarzem spisującym słowo był Baruch. Przez niego Bóg powiedział: Jeżeli rzeczywiście uważacie, że sobie poradzicie beze Mnie, to doświadczcie niewoli. Bo jeżeli człowiek opuszcza Boga, Bóg sobie poradzi, człowiek – nie. Bóg się nie mści, tylko chce, żebyśmy zasmakowali, co to znaczy życie bez Boga, bo może wtedy Go zapragniemy. To jest bardzo duże ryzyko. Takie ryzyko podjął ojciec w przypowieści o synu marnotrawnym, bo syn mógł stracić życie. Ojciec nie posyłał mu żadnych paczek z żywnością, pozwolił trwonić czas, ale czekał. Nic tak do nas nie trafia i nie zapisuje się mądrością, jak często wypalone cierpieniem, zmaganiem, doświadczenia życiowe.

W takim stanie znajduje się naród izraelski. Wraca do ziemi, z której został uprowadzony. I co się dzieje? Prorok mówi: Wyjdźcie na górę, popatrzcie w przyszłość. Zobaczcie – Bóg cieszy się waszym życiem. Bóg mówi: Dosyć narzekania, nie inwestuj, nie wchodź, narodzie, w narzekanie, bo ono cię zabija. Zabija w tobie wiarę w miłość. Bóg chce pokazać twoją wspaniałość wszystkiemu, co jest pod niebem. To słowo, które za chwilę wypowiem, może wydać się absolutnie niepasujące do naszego życia, ale to jest słowo prawdy: Bóg chce się pochwalić moim życiem, chce się pochwalić twoim życiem. Siostro, bracie w Chrystusie, Bóg chce się pochwalić, chce się cieszyć Twoim życiem i mówi: Podnieś się, stań na miejscu wysokim, spójrz na życie z perspektywy nieba, a zobaczysz, że inaczej będą wyglądały te problemy, które dziś wydają ci się nie do przejścia. Ilu rzeczy już mieliśmy w życiu nie przejść, a gdy dzisiaj patrzymy na wiele z nich, to tylko Bogu dziękować.

Jeden młody człowiek opowiadał mi, jak dramatycznie przeżył to, że zostawiła go dziewczyna. Dla osób starszych, dorosłych, wydaje się to śmieszne, bo przecież problemy życiowe są większe, ale dla niego to była sytuacja życia lub śmierci. I dopiero po latach podziękował za to doświadczenie, bo wiele zrozumiał. Wiele zrozumiał i wiele go to nauczyło.

Jeśli spoglądamy na problemy, które zdarzyły się w życiu, z perspektywy Bożej, mamy szansę dostrzec w nich działanie Opatrzności. Jak dobrze, że wtedy tak się stało, choć wydawało się to bez sensu. To trochę tak, jak z witrażami znajdującymi się w bazylikach czy kościołach. Kiedy przyglądamy im się z bliska, kiedy patrzymy na czarne szkło witraża, wydaje się ono pozbawione sensu, ale kiedy się oddalimy i spojrzymy z perspektywy, z dystansu, to czarne szkło jest bardzo potrzebne w całości, żeby wyłonił się pełny obraz.

Potrzebujemy dużej cierpliwości. Bóg nad tą cierpliwością w narodzie pracuje. Mówi do Izraelitów, że o nich pamięta. Postanawia ich odbudować i z radością poprowadzi dalej. Dlatego prorok Baruch jest nam bliski, bo kiedy patrzymy na doświadczenia naszego życia przez to słowo, które głosi, Pan Bóg mówi do nas: Nie wchodź w narzekanie. Dosyć sypania góry narzekań. Dosyć dołowania się. Dosyć. Cokolwiek stało się w twoim życiu, jest pod czujną ręką Boga. Bóg wyprowadzi z tego dobro. Ufaj Mu, nawet jak wydaje się, że to jest ruina. Taką ruinę widzieli Izraelici. Wchodząc do Ziemi Obiecanej, patrzyli na nią z perspektywy zniszczeń. Po niewoli była ona ruiną i trzeba było być chorym, żeby wierzyć, że Bóg ich odbuduje. A prorok Baruch wzywa: Wierzcie, że Bóg ma moc odbudować na nowo. Wierzcie Bogu.

Jest różnica między wiarą Bogu, a wiarą w Boga. W Boga wierzy też zły duch, jak mówi święty Jakub. – Wierzysz, że jest jeden Bóg? Dobrze robisz. Ale i złe duchy wierzą i drżą. Zły duch jest wierzący, ale niepraktykujący. Wierzę Bogu, to znaczy, cokolwiek dzieje się w moim życiu – ja Mu dalej ufam, choć po ludzku to jest bez sensu. Kto normalny, patrząc na to, co się dzieje na krzyżu z Jezusem, uwierzył, że jeszcze z tej śmierci tryśnie życie? Kto normalny w to wierzył? Bóg nas zaprasza do wiary w słowo, które ma ogromną moc. Pan odmieni mój los. Będzie mi się wydawało, że chyba śnię – jak mówi psalmista: Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości. Idą przez życie, codzienność, małżeństwo, rodzinę, pracę, studia i płaczą: Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew, ale powrócą z radością.

Kiedy święty Piotr głosił słowo, mówił do słuchających go wyznawców Chrystusa, którzy już się zniechęcili: Niektórzy twierdzą i są pewni, że Bóg zwleka z wypełnieniem obietnicy i już nie przyjdzie. Dawno zapomniał o tym świecie, a nam pozostaje tylko puścić sobie jedną albo drugą bombę atomową i będzie po wszystkim. I św. Piotr wyjaśnia: Nie zwleka, ale chce wszystkim dać szansę. Kto skorzysta? To już jest sprawa bardzo osobista. Bóg pracuje nad tym, żeby skorzystali wszyscy, bo chce, żeby wszyscy doszli do zbawienia.

Prorok Baruch również trafia w nasze realia, jeżeli tylko chcemy ich posłuchać. Święty Paweł zaś mówi o modlitwie. Dziękuje Bogu z radością i zanosi prośby za tych, którzy wspierają go nie tylko modlitwami, w parafii, we wspólnocie założonej w Filippii, ale także wspomagają go materialnie. Mówi: Mam właśnie ufność, że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa. Modli się i ma ufność. Jak on się modli? Gorąco, z serca. Może tam nie było wielu słów, ale pochodziły z sercem. A tylko słowa wypowiadane z serca trafiają do serca. Jaką ulgę potrafi przynieść pierwsze słowo wypowiedziane po cichych dniach w małżeństwie. Jaką ulgę w przyjaźni przynosi wyciągnięta ręka. A ile trudu, ile bólu, ile obojętności, która zabija, wprowadza w ludzkie myślenie słowo: Ona jest młodsza, więc niech pierwsza przyjdzie. On zaczął, to niech przeprosi. Ja zawsze będę do niego wciągać dłoń? Ile bólu, ile uprzedzeń wprowadza to w życie. Ciche dni są potrzebne tylko w jednym przypadku: kiedy po nich wraca mądrość, kiedy można przemyśleć niektóre rzeczy.

Święty Paweł proponuje modlitwę sercem, bo – jak mówi Benedykt XVI – w czasie modlitwy otrzymujemy pomysły na życie. Jeśli nikt cię nie słucha, Bóg cię słucha. Jeżeli wszyscy cię zlekceważyli, Bóg cię nie zlekceważył. A jeżeli boli cię modlitwa, to znaczy, że rodzi prawdę. Jeżeli jest dla ciebie łatwiutka i przyjemna, to znaczy, że coś jest nie tak. Modlitwa zawsze kosztuje. Modlitwa jest bólem rodzenia nadziei. – Tak uczy Benedykt XVI. Jeżeli komuś na modlitwie słowa spadają z ust jak liście na jesieni, a nie wzbijają się w niebo jak ptaki, to rzeczywiście taka modlitwa przestaje być czymś, czym człowiek chce się zajmować. Mamy się modlić tak, jak umiemy. Nie tak, jak nie umiemy. Kto z was nie ma problemów na modlitwie? – Ja mam. Ilekroć brakuje mi słów, tylekroć korzystam z tej rady, którą kiedyś dał mi tato: Synu, najsilniejszy jest człowiek, gdy klęczy. Nie muszę nic mówić, kiedy naprawdę pokonuje mnie trudność wypowiadania słów, ogarnięcia tego, co się stało czy dzieje się w życiu. Byle systematycznie klękać. Najsilniejszy jest człowiek, gdy klęczy przed Bogiem.

Święty Paweł ma ufność. Dlaczego ją ma? – Bo się modli. Modli się tak, jak umie. I mówi o tym, że modlitwa pomaga Bożej miłości doskonalić nas, ożywiać, inspirować. Słowo Boże mówi, że co rano odnawia się Boża miłość. Jeżeli jest dzień, nawet kiedy nie widać słońca, to odnawia się miłość Boga. Bóg ciągle ma nadzieję. A przecież widzi znacznie więcej afer, skandali, grzechów niż my. Ciągle kocha świat i daje swojego Syna. Kocha zarówno wtedy, kiedy ktoś zbliża się do Niego i pluje Mu w twarz – jak podczas ukrzyżowania – jak i wtedy, gdy tuli Jego twarz i obdarza pocałunkiem. Kocha nieodwołalną miłością.

Ostatnia odsłona to słowo, które objawia, przynosi, mocny prorok – Jan, syn Zachariasza. Poszedł on na pustynię. Wyłączył się z życia, żeby się w nie włączyć, żeby widzieć życie takim, jakie jest. I woła, mając świadomość, że wiele ludzi będzie odrzucać to, co mówi: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego. Zadbajcie o relację z Bogiem. Niech nie będzie dla was to relacja trzeciorzędna tylko pierwszorzędna. Zadbajcie o swoje serca. Jeżeli człowiek nie uszanuje swojego serca, nikt mu tego serca nie uszanuje. A skąd człowiek ma się uczyć szacunku do swojego życia? Od Boga, który wiedząc dziś, co czeka mnie jutro, pojutrze – przychodzi i kocha miłością nieodwołalną.

Jeden z kolegów-księży opowiadał mi o wizycie duszpasterskiej u pewnej starszej pani, która przeżyła Auschwitz. Ponaddziewięćdziesięcioletnia staruszka zaskoczyła go, bo gdy chodził po kolędzie, to zazwyczaj wysłuchiwał stu tysięcy powodów do narzekań: na rząd, na Kościół, na sąsiadów, na gminę, na choroby... Gdy wszedł do tej staruszki, zobaczył pogodę i ciepło w oczach, a przecież ta kobieta mogłaby być pierwsza na liście tych, co mówią, że Boga nie ma. Z całym szacunkiem dla wszystkich doświadczeń, jakie nosimy w swoim życiu, ale przeżycie Auschwitz wymaga największego szacunku. I ta kobieta powiedziała do księdza: Niech księża mówią nam na kazaniach, że Bóg nas kocha.

Bóg nie odwoła miłości. Chociażby człowiek upadał za każdym razem, kiedy o tym słyszy, Bóg kocha, bo wzywa nieustannie: Wróć. Ile razy? Tyle razy próbowałem bez sensu spowiadać się z tych samych grzechów. – Nie ma tych samych grzechów. One się tak samo nazywają, ale niszczą bardzo. Nie ma głupot, których księdzu nie trzeba opowiadać. Grzech, nazwany po imieniu, grzech przyniesiony Bogu, wyznany Mu, jest przez Niego niszczony i człowiek zostaje obdarzony pokojem. Bóg wybacza za każdym razem, kiedy człowiek wraca. Siostra Faustyny usłyszała od Jezusa: Nie tak bolą Mnie wasze grzechy, jak to, że nie chcecie wracać.

Do czego wzywa nas słowo, które mówi: Przygotuj drogę Panu? Nie do tego, żeby się poprawić i powiedzieć: Już jest dobrze. Trzeba przyjąć do serca prawdę: Mam wracać za każdym razem, aż wrócę do Domu Niebieskiego Ojca. Mam się nauczyć wiary w miłość, która daje nadzieję.

Panie, dziękujemy Ci za dar słowa rodzącego wiarę w miłość. Zawierzam Ci szczególnie te osoby, do których to rozważanie kompletnie nie trafiło. Zawierzam Ci tych, co boją się uwierzyć, że to słowo jest do nich. Oddaję Ci także osoby myślące jak najgorzej o swoim życiu i odgrywające jakieś role. Ty wszystkich kochasz, wszystkich przemieniasz i wszystkim chcesz dawać nadzieję. Dziękujemy Ci, że dziś przez proroka powiedziałeś bardzo wyraźnie: Będę o was pamiętał.

Ksiądz Leszek Starczewski