Dobre Słowo 19.01.2010 r.
Serce w urzędzie, a nie urząd w sercu
Jak bardzo przykre są sytuacje, kiedy udając się do jakiegoś urzędu, szpitala, do kancelarii parafialnej, nie odnajdujemy w spotkaniu z zasiadającym po drugiej stronie człowiekiem – człowieka. Jak bolesne bywają chwile, kiedy traktowani jesteśmy tylko i wyłącznie przepisowo, urzędowo. Czasem dochodzi do takich sytuacji, kiedy ktoś udaje się na przykład do lekarza i zna tego człowieka, a tenże lekarz nie poznaje go i traktuje z góry, bardzo surowo. Dopiero po jakimś czasie, kiedy niejako opadają klapki z oczu, wychodzi na to, że przecież ci ludzie się znają, a wtedy zmienia się zupełnie podejście, inaczej podchodzi się do tego człowieka i inaczej się go traktuje.
Jak trudno traktować każdego jak człowieka. Owszem, bywają różne powody: zmęczenie, któremu przecież wszyscy ulegamy, rozdrażnienie, niewyspanie. I wtedy, kiedy człowiek chodzi taki nabuzowany, to nawet jeden mały pyłek kurzu pojawiający się w terenie, stanowi okazję do wielkich awantur. Nie usprawiedliwia to absolutnie takich postaw, ale jakoś je tłumaczy, wyjaśnia.
Bóg, powołując człowieka w różne miejsca – w małżeństwo, w kapłaństwo, w bycie lekarzem – bardzo pragnie widzieć tam serce. Chce, aby ono tam pracowało. I to Bóg potrafi to serce ożywiać i kształtować.
Saul, pełniąc urząd, wyłączył serce poprzez chciwość. Doszła do tego zazdrość. Pojawiła się związana z tym krnąbrność, opór, własne widzenie pobożności i siebie samego, a nie spojrzenie na swoje życie tak, jak widzi je Bóg. Co Bóg może w takiej sytuacji zrobić? – Odwołuje się nieustannie do Saula, pracuje nad nim przez bardzo długotrwały smutek Samuela, jego łzy, jego cierpienie. Pracuje nad sercem Saula. Puka do niego. A ponieważ działanie Bożej łaski chce się rozlewać na poszczególnych ludzi z tego urzędu, dlatego Pan postanawia wybrać i namaścić na króla Dawida. Tak, bo Bóg nie tak patrzy, jak widzi człowiek, ale tak, jak dyktuje Mu Jego Serce, czyli patrzy na to, co jest właśnie w sercu.
Bóg posyła Samuela, pełnego też trwogi, bo jeżeli Saul by usłyszał, że prorok idzie wybierać na króla nowego człowieka, to przecież zabiłby go. Ale Pan wie, jak przeprowadzić Samuela, wie, co i kiedy powiedzieć. Ciekawe, że mówi: Zaprosisz więc Jessego na ucztę ofiarną – to będzie następny krok – a Ja wtedy powiem ci, co masz robić: wtedy namaścisz tego, którego ci wskażę. – Działanie Boga przypisane jest do konkretnych chwil. Nie podpowiada nam Pan Bóg zbyt wiele przed wydarzeniem, w którym chce się objawić. Apeluje tylko o ufność i posłuszeństwo. To jest klucz spotkań z Bogiem – ufność i posłuszeństwo słowu, temu, co Pan mówi do nas.
Troska o lud powierzony królowi, to przede wszystkim troska o serce króla. Ciekawe jest również i to, że w całości tych zabiegów Boga Jego wybory są po prostu nieobliczalne. Na tym castingu, który ma miejsce w domu Jessego, kiedy Bóg szuka następcy Saula, wszystko wskazuje na to, że najmężniejsi, najbardziej kochani przez ojca synowie, których przedstawia, powinni przypaść do gustu też Bogu. Ciekawe, że Bóg ma inny gust, że Bóg inaczej postrzega człowieka. To też wezwanie dla nas – dla dzieci, rodziców, przyjaciół, osób, które szczególnie cenimy – żebyśmy przyjrzeli się dzisiaj tym, których nie chcemy zauważać, których odkładamy na bok, którzy może są w jakimś odseparowaniu od nas, od naszych przeżyć, uczuć, zainteresowań, zamknięci gdzieś z boku. Te osoby jakoś szczególnie przypadły do gustu Bogu, bo nam do gustu nie przypadły. Nimi Bóg jakoś szczególnie chce się zajmować, nie w znaczeniu faworyzować ich, ale ukazać, że oni też mają serce. Bóg chce, aby twoje serce było otwarte na tych, którzy wydają się być zamknięci, bez znaczenia.
Takim człowiekiem bez znaczenia wydaje się być Dawid – zupełnie niebrany pod uwagę przez Jessego – najmniejszy, pasący owce i zajmujący się czymś, co wydaje się być czynnością osób nieważnych, nieistotnych. Tak działa Bóg. On pragnie serca. Chce odkrywać wrażliwość w świecie urzędu, surowości, pośpiechu, któremu często ulegamy, w świecie wartości tak naprawdę niemających żadnego znaczenia, napompowanych, będących przelotną modą, czy tylko jakimś wariactwem, pędem, wyścigiem szczurów.
Bóg patrzy inaczej niż my. Zaprasza nas dzisiaj do tego, żebyśmy przyglądali się swojemu sercu i szukali w nim tego, co otwiera nas na Serce Boga. Tego, co jest pukaniem do nas Serca Boga, rytmem Serca Boga. Żebyśmy do tego mogli rzeczywiście dojść, Bóg daje swojego Ducha, posyła słowo, nade wszystko otwiera swoje Serce w Jezusie Chrystusie, który także patrzy na nas – bo nie może być inaczej – w ten sam sposób, jak widzi nas Niebieski Ojciec, czyli patrzy na serce, a nie na urząd.
Mówi też o tym fragment Ewangelii. Widzimy Jezusa w polemice z faryzeuszami, którzy dostrzegają tylko przepis zakazujący jedzenia chlebów pokładnych komuś innemu niż kapłanom, a Jezus odpowiada odwołując się właśnie do scen biblijnych: Co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom. Widział coś więcej niż przepis. Tak spostrzega to Chrystus atakowany przez faryzeuszów za to, że w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Przepis, urząd, został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla urzędu.
Siostro i bracie, jak tam z twoim sercem?
Na ile jest w nim Serca Boga, otwartości na Serce Boga?
Jeżeli ktoś już stwierdził, że ma w 100% serce otwarte na Pana Boga, to chętnie się poddam jego kierownictwu duchowemu. Bo w swoim sercu odkrywam mnóstwo miejsc bardzo skalistych, twardych, które jeszcze nie pootwierały się na Pana Boga i może nawet o tym nie myślą. I dlatego z wdzięcznością przyjmuję to słowo, w którym Bóg pragnie dostać się do mojego serca i odnaleźć miejsca potrzebujące zmiękczenia, oczyszczenia. Żeby serce było w urzędzie, a nie urząd w sercu!
Ksiądz Leszek Starczewski