Dzielmy się Dobrym Słowem na 21.01.2009 r.

Pokaż Bogu swoją biedę

              Człowiek z uschłą ręką pokonuje samego siebie. Dotyka swojej biedy i niemocy w najbardziej wrażliwym punkcie. Na pierwszy rzut oka, nakaz Chrystusa wydaje się nieludzki – stań na środku, wyciągnij rękę, pokaż Bogu swoją biedę, niejako publicznie zamanifestuj, że jeżeli ktokolwiek mógłby cię uzdrowić i przyjść ci z pomocą, to jest to tylko Bóg. Wyznaj wiarę w Jego działanie, w Jego moc.

               Jezus niosący dobro jest szpiegowany przez zło. Objawiając szczęście, osadza je w realiach, w których nieszczęście czuje się zagrożone. Uosobienie dobra, które jest w Chrystusie, pragnie objawiać się wobec każdego człowieka, szczególnie wobec ludzi wewnętrznie wyschniętych, wypalonych, zmiażdżonych cierpieniem, zbombardowanych konsekwencjami grzechów, a także w całości przenikniętych rezygnacją.

Są też obok Chrystusa osoby, które absolutnie nie zgadzają się, żeby Bóg wymknął się im spod kontroli, żeby Bóg był inny, niż sobie poukładały, ustaliły. Uosobieniem tego typu postaw są faryzeusze oraz zwolennicy Heroda. Te dwa ugrupowania – jedno religijne, drugie bardziej polityczne – rywalizowały ze sobą, ale w sytuacjach ekstremalnych, kiedy czuły się szczególnie zagrożone – a tak było w przypadku pojawienia się Chrystusa – zawierały sojusz, koalicję.

Jezus wchodzi do synagogi, do miejsca, gdzie głosi się i rozważa Boże słowo, gdzie winna pojawiać się wolność i radość z odkrycia Boga zaangażowanego w życie człowieka. W tym momencie dokonuje się spotkanie na płaszczyźnie Bożej, uzdrawiającej miłości i ludzkiej nędzy. Tę ludzką nędzę reprezentuje człowiek z uschłą ręką.

Kiedy Chrystus zobaczył całość tej sytuacji, kiedy objął ją spojrzeniem mądrej miłości, zwrócił się do człowieka z uschłą ręką: «Stań tu na środku».

Ponieważ dobroć, objawiona przez Boga, skierowana jest do wszystkich osób i skłania serca do otwarcia się na jej przyjęcie, Chrystus uwzględnia także swoich przeciwników, a właściwie ludzi będących przeciwnikami samych siebie, bo człowiek niepozwalający Bogu być Bogiem ustala, w których punktach Pan Bóg może działać, a w których nie. Chrystus także do tych ludzi chce dotrzeć.

Zwraca się do nich jak do człowieka z uschłą ręką: «Stań tu na środku», przynaglając do kroku, który jest niezbędny, aby nastąpiło uzdrowienie. Tak też do swoich przeciwników zwraca się z pytaniem: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić»?

Jest to zaproszenie do kroku refleksji. Do tych ludzi także skierowane jest uzdrowienie. Bóg wobec nich też chce objawiać swoją moc. Ale, jak w pierwszym, tak i w drugim przypadku, niezbędny jest ze strony człowieka krok, który wydaje się kompromitujący. Człowiek z uschłą rękę musi pokonać opory z tym związane – nikt przecież nie chce się chwalić swoją słabością, występować z nią publicznie – a faryzeuszom i zwolennikom Heroda potrzebny jest krok myślenia, które przebije schemat, wyprowadzi z przekonania, że ich pobożność nie potrzebuje żadnych korekt.

Zasadnicze pytanie, jakie stawia Chrystus, spotyka się z milczeniem.

Wtedy spojrzawszy wokoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę». Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa.

Posłuszeństwo słowu Chrystusa owocuje wylaniem Ducha uzdalniającego do przyjęcia daru. To posłuszeństwo obserwujemy u człowieka z uschłą ręką. Natomiast u faryzeuszy i zwolenników Heroda tego nie widzimy: A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.

Ktoś, kto naruszył moje przekonanie o tym, że jestem pobożny, że ze mną nie jest tak najgorzej, staje się moim wrogiem, którego będę chciał zlikwidować.

Dziś słowo zaprasza nas do refleksji na temat naszej relacji z Panem Bogiem w odniesieniu bardzo osobistym, ale także do innych osób.

Człowiek z uschłą ręką pokonuje samego siebie. Dotyka swojej biedy i niemocy w najbardziej wrażliwym punkcie. Na pierwszy rzut oka, nakaz Chrystusa wydaje się nieludzki – stań na środku, wyciągnij rękę, pokaż Bogu swoją biedę, niejako publicznie zamanifestuj, że jeżeli ktokolwiek mógłby cię uzdrowić i przyjść ci z pomocą, to jest to tylko Bóg. Wyznaj wiarę w Jego działanie, w Jego moc.

Chrystus uzdrawiając uschłą rękę, bardzo mocno prowokuje niezwykle trudny do podjęcia krok przełamania siebie samego – ze swoją słabością i w swojej słabości. Biedy trzeba dotknąć w jej centralnym punkcie. Tam, gdzie nie chcielibyśmy wchodzić, wpuszcza się światło słowa Bożego. Tam, gdzie tkwi w nas jakaś uschłość, potrzebne jest Boże światło. Żeby przyjąć Boży dar, potrzebne jest także działanie Boga: Boże, uzdolnij mnie, abym wyciągał do Ciebie moje uschłe ręce. Uzdolnij mnie do tego, abym umiał przyjąć dar pochodzący od Ciebie.

Niewykluczone, że i my możemy mieć posiniaczone czy nawet uschnięte ręce, gdyż niejednokrotnie wyciągaliśmy je już w stronę wielu osób i najzwyczajniej w świecie dostaliśmy po łapach. Nosimy w sobie posiniaczone tęsknoty, kierowane w stronę osób, które nie mogły im sprostać. Mamy posiniaczone i pobite serca, które zostały zranione, odrzucone, nie otrzymały tego, co im się naturalnie należy, z czego się utrzymują i żyją, czyli miłości od bliskich czy od przyjaciół. I do nas dziś Chrystus zwraca się: Wyciągnij posiniaczone ręce, uschnięte tęsknoty, wypalone chwile modlitwy, poobijane, poranione serce. Wyciągnij je na środek, to znaczy, dotknij ich w tym największym bólu, spotykając się ze Mną.

Do nas Chrystus kieruje te słowa. Pokaleczonym dłoniom, w pewnym momencie skrywanym gdzieś za plecami, odwracanym od tego, który mógłby przyjść z pomocą, nie można pomóc. Bóg, jak lekarz, zwraca się do nas i mówi: Pokaż mi swoje zranienia. Uzdrowienie, które Bóg chce i nam objawiać, dokonuje się w czasie. Stąd dodatkowa trudność zwracania się do Boga w zranieniach, czyli bariera czasu. Chciałoby się natychmiast dostąpić uzdrowienia, skończyć już z jakimś bólem zranień, odrzucenia czy niewiedzy, jak dalej postępować w swoim życiu, bólem ciemności, braku modlitwy, inspiracji, radości, którą winniśmy czerpać z wiary.

Czasem uzdrowienie nie objawia się w tym, że ból odchodzi, że ciemność zostaje rozproszona. Pan Bóg dopuszcza i takie momenty wylania swojej łaski, w których nabieramy właściwego dystansu do bólu i potrafimy żyć ze słabością na co dzień. Przez to jesteśmy wrażliwsi na innych. Dzięki takiej postawie stajemy się bardziej podatni na działanie łaski Bożej w nas – ani się nie wywyższamy, ani nie poniżamy. Stajemy wobec Boga z całą prawdą o nas samych. Przez nas – takich, a nie innych – Bóg może objawiać więcej swojej miłości. Gdyby Chrystus nie przyjął wobec Ojca takiej postawy – o czym czytamy w Liście do Hebrajczyków – czyli posłuszeństwa z miłości, nie mógłby przyjść z pomocą tym, którzy sami poddawani są cierpieniom.

Nasza wrażliwość to przeciwieństwo zatwardziałości serca. Grzech rodzi się z zatwardziałości. Nasze zranienia, z którymi Bóg chce nas przyjąć, to miejsca łaski, wylania Jego uzdrowienia. Nie zawsze potrafimy to pojąć. Bóg stopniowo objawia swą łaskę, uzdrowienie i zaprasza nas po raz kolejny: Pokaż Mi swoje serce, pokaż Mi stan twojej wiary. Możemy Go posłuchać, ale możemy też zbyć Go milczeniem, śledzić i szukać sposobności, by udowodnić sobie, że Bóg nie jest w porządku, że takiego Boga nie ma.

To właśnie te działanie czy ustalenia zostaną obwieszczone w postawie faryzeuszy i zwolenników Heroda. Oni ustalą, że takiego Boga nie ma, że taki Bóg jest wymysłem ludzkim, że Bóg nie może się wymknąć z ustaleń, z surowości, z bardzo tępych wymagań, drobiazgowego, bardzo męczącego wypominania: Nie zrobiłeś tego, nie potrafisz zachować przepisów, źle potraktowałeś modlitwę, Eucharystię, więc nie nadajesz się do uzdrowienia.

Z takiego obrazu Boga Chrystus chce wyzwolić także faryzeuszy i zwolenników Heroda. Oni nie przyjmują uzdrowienia ani zaproszenia do refleksji.

Droga siostro i drogi bracie, dziś w Ewangelii Chrystus przychodzi do nas po raz kolejny z propozycją wyjścia Mu naprzeciw. Pragnie, byśmy zrobili mały kroczek dalej. Być może dokonujący się w czasie proces ukazywania serca, dziś ma mieć swoją następną odsłonę. Być może mam pokazać kolejny skrawek, punkt mojego serca, moich uschniętych tęsknot. Tak też bardzo stopniowo mogę odsłaniać rękaw, żeby pokazać, ile ran jest na mojej dłoni. Nierzadko towarzyszy temu odruch obronny, jakim jest krzyk, agresja czy szarpnięcie. I takie reakcje Pan Bóg uwzględnia. Nie chce, żebyśmy z nieszczerym uśmiechem opowiadali Mu o tym, co nas boli, żebyśmy sztucznie mówili Mu, że to dobrze, że nas czymś dotknął, skoro zupełnie inaczej to przeżywamy. On chce nas w prawdzie. Tylko wtedy może przyjść z łaską uzdrowienia.

Pan pragnie podejmować z nami dialog. Wie, że jest trudno stawać wobec Niego z tym, co najbardziej boli. Ale z drugiej strony nie chce nam powiedzieć, że zrezygnuje z uzdrowienia, dlatego że nas boli. Przez ból też chce przeprowadzić.

Pan pragnie pomóc i człowiekowi z uschniętą ręką, i faryzeuszom. Chce pomóc i mnie, i tym, którzy mi rany zadali. Chce pomóc nie kosztem ośmieszenia mnie, zlekceważenia moich ran, czy pomniejszenia wartości moich wrogów. W swojej mądrości pragnie dotrzeć do wszystkich.

Droga siostro i drogi bracie, jak wygląda twoja relacja z Panem w tych najsłabszych punktach, uschniętych miejscach twoich dialogów, spotkań z Bogiem i z ludźmi?

Na ile przedstawiasz Mu to w swoich modlitwach?

Na ile bierzesz pod uwagę, że modlić się można nawet bólem i tęsknotą, byle spotkać się z Nim i trwać?

Czy nie żywisz w sobie zazdrości o to, że ktoś bardziej przylgnął do Pana, że jest jakby głębiej zanurzony w relację z Nim?

Czy przez to twoja postawa nie staje się podobna do faryzeuszy, którzy naradzają się, jak kogoś zlikwidować, jak mu dopiec, jak wykazać, że nie jest taki, jaki się przedstawia?

Jeśli ta zazdrość, którą w sobie odkrywasz, mobilizuje cię do pogłębienia relacji z Panem, to wszystko idzie we właściwą stronę. Jeśli natomiast szukasz sposobności, żeby komuś dopiec, to znaczy, że zapala się czerwona lampka prośby o opamiętanie, o refleksję.

Panie, obdarz nas łaską wytrwałości i cierpliwości w zwracaniu się do Ciebie. Otwieraj nasze dłonie. Dodawaj nam odwagi w kroczeniu za Tobą nawet w chwilach, kiedy wydaje się nam, że odwracasz od nas swoje oblicze. Pomagaj nam dostrzegać w braciach i siostrach osoby, którym także chcesz pomóc. Spraw, aby nasze serca były wrażliwe. Uwolnij je od zatwardziałości, zamykającej nas na Twoją obecność, która jest dla nas i dla naszego zbawienia.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.