Dzielmy się Dobrym Słowem na 22.01.2009 r.

Wydobyć się z tłumu

Takiego bowiem potrzeba nam było arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa, takiego, który nie jest obowiązany, jak inni arcykapłani, do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie.

W Liście do Hebrajczyków rozważamy kapłaństwo Chrystusa. Dowiadujemy się, że znaki Starego Testamentu zapowiadały Chrystusa i wskazywały na Niego. Tylko Chrystus może te znaki wyjaśnić i tylko w Jego mocy jesteśmy w stanie rzucić światło na historię naszego życia. To, co wydawało się nam ciemne, może być rozjaśnione tylko w Chrystusie.

Dziś widzimy Chrystusa, który przedstawiany jest nam jako Kapłan, mający nieustanny, żywy kontakt z Bogiem.

Jezus może zbawiać na wieki tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi.

Chrystus otrzymuje kapłaństwo, czyli pośredniczenie, jedno jedyne w swoim rodzaju, nieustannie nastawione na wstawianie się za nami, wspieranie nas, pomoc nam. Chrystus, w przeciwieństwie do szatana, nie oskarża nas przed Bogiem, ale wstawia się za nami, trzyma naszą stronę. Wyprasza wszystkie potrzebne łaski, niezbędne do tego, żebyśmy mogli wytrwać w codziennych okolicznościach życia.

Takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku zbudowanego przez Pana, a nie przez człowieka. On ma więcej pomysłów, więcej sił niż człowiek, więcej cierpliwości, otwartości, niż najbardziej przychylny nam przyjaciel, jakiego spotkaliśmy w życiu. To jest sedno wywodów, rozważań o kapłaństwie Chrystusa.

Takiego bowiem potrzeba nam było arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa, takiego, który nie jest obowiązany, jak inni arcykapłani, do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie.

To, co uczynił raz na zawsze, nieustannie przeżywamy, na nowo w to wchodzimy, uczestnicząc w tym niezwykłym wydarzeniu w każdej Eucharystii. Tam Chrystus walczy za nas, tam się wstawia za nami. To stąd wypływa dla nas moc i siła.

Ponieważ kapłaństwo Chrystusa ukazane jest nam jako ciągle żywe i obecne, my także jesteśmy wzywani do tego, by tak pojmować swoje życie – jako miejsce walki o nas samego Chrystusa, który zawsze żyje, by się wstawiać za nami. Cokolwiek zrobię, Chrystus zawsze wstawia się za mną w mądry sposób. Nie chodzi o usprawiedliwianie moich win, grzechów, bo żebym mógł skorzystać z tego, co przyniósł Chrystus dzięki zwycięstwu nad śmiercią, potrzebny jest wysiłek z mojej strony, uznanie swojej niewystarczalności, słabości, mojego przybicia do krzyża, grzechu, który został wypowiedziany. Ale ten wysiłek to nie wszystko. To jakaś cząstka – ważna, niezbędna do tego, aby odkryć miłość Boga ofiarującego się w swoim Synu za mnie.

Stąd niezmiernie ważne jest, aby pobudzać w sobie tę świadomość, aby odwoływać się do słowa, które dziś mówi: Jezus żyje, aby się wstawiać za mną. Tysiąc różnych oskarżeń kojarzy się, chodzi, chce się lepić do każdego z nas po sytuacjach upadków, grzechu, rozczarowań sobą. Mnóstwo krzyku jest w naszej głowie, we wspomnieniach, w codzienności, szczególnie wtedy, kiedy nie układa się ona tak, jak byśmy chcieli.

Dziś przez słowo jesteśmy wezwani do przekrzykiwania obecnych w nas krzyków, żeby zwyciężyło inne wołanie. Jezus udziela nam Ducha Świętego, który przekonuje nas o tym, że jesteśmy dziećmi Bożymi. W Nim możemy wołać, krzyczeć, wrzeszczeć, przywoływać: Ojcze!

Droga siostro i drogi bracie, jesteśmy wezwani do przekrzykiwania siebie – przekrzykiwania takich siebie czy takiej wersji siebie, która zamyka mnie na słowo teraz do mnie docierające i zapewniające mnie, że Chrystus jest po mojej stronie, że Chrystus chce mnie wyprowadzić z moich grzechów.

Prośmy Pana, aby ta świadomość zwyciężała w nas, abyśmy potrafili przekrzykiwać myśli i budzące się w nas opory. Jednocześnie prośmy, aby Pan dał nam światło, które pozwoli dostrzec, że jesteśmy wezwani do walki. Siły do niej daje nam sam Bóg. Ta walka związana jest z mówieniem nie lenistwu, dziadostwu, które w pewnym momencie może wedrzeć się, wkraść w nasze życie, i przyzwyczajeniu, z którym trzeba nieustannie podejmować konfrontację. Niektórzy mówią, że przyzwyczajenie jest naszą drugą naturą. Szybko wchodzi nam w krew. Ale Bóg jest ponad przyzwyczajenia.

Wołajmy, aby Pan Bóg pozwalał nam oddzielić to, co często może być w naszych sercach niebezpieczeństwem – oczekiwaniem od Boga tylko podpisu złożonego pod moją wersją życia, czyli brakiem otwartości na wersję, którą ma Pan Bóg.

Prośmy, aby Pan Bóg przekonywał nas, rozbrajał nas, pozbawiał nas tego wszystkiego, co sprawia, że tkwimy w pancerzu własnych przekonań, że nie dopuszczamy do siebie innych wersji, jak tylko te, które potwierdzają to, co myśmy ustalili. Nie bójmy się konfrontować naszych ustaleń, naszych pragnień, z pragnieniami Boga.

Jeszcze raz przypomnijmy sobie, że On nie chce ich nam odbierać. Pragnie je oczyszczać i kierować we właściwą stronę, to znaczy w stronę nieba.

Jezu, jesteś po naszej stronie i wstawiasz się za nami. Wypraszaj nam odwagę wiary w Twoją obecność we wszystkich okolicznościach życia, siłę do przekrzykiwania siebie, gdy kogokolwiek oczerniamy, lekceważymy, rozleniwiamy się w drodze do Ciebie.

Daj nam, Panie, odwagę Ducha Świętego, w którym możemy krzyczeć, wrzeszczeć, wołać, dopominać się ojcostwa od Boga, którego nam objawiłeś.

Jezu, jesteśmy Twoimi braćmi i siostrami, prowadź nas dalej, przez zwykłe okoliczności życia ku niebu.

Wzrasta popularność Jezusa po spektakularnej sytuacji uzdrowienia w synagodze, a także polemice prowadzonej z faryzeuszami i zwolennikami Heroda. Co Chrystus robi wobec tak wzrastającej uwagi skupionej na Nim? – Oddala się ze swoimi uczniami w stronę jeziora. To znaczy, organizuje sobie czas, żeby przebywać z uczniami. Spośród tego grona niebawem wybierze ścisną dwunastkę, której da specjalne upoważnienia.

Jezus przebywa ze swymi uczniami, oddala się, idzie na miejsce osobne.

A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach.

Nie da się Chrystusowi uniknąć ludu. Zresztą, dla ludu przyszedł. Chrystus zdradza się tutaj ze swoim podejściem do człowieka. Nie szuka taniej popularności, nie chce być obwołany idolem, królem, w chwilach dogodnych dla tłumu, dla jego radości.

Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli.

Bardzo ważna, choć wydaje się mało istotna wzmianka ewangelisty Marka: żeby się na Niego nie tłoczyli. Jezus poleca swoim uczniom, żeby przygotowali łódkę. Ma ona być w pogotowiu i zapewnić Chrystusowi oraz ludziom, że nie będą się na Niego tłoczyli. Chodzi o zwrócenie uwagi na to, że bezpośrednia relacja z Chrystusem nigdy nie jest wynikiem jakiegoś tłoku, tłumu, który ślepo wierzy, krzyczy i skanduje hasła projezusowe w chwilach, kiedy widzi wielkie czyny.

Chrystus chce być wydobyty z tłumu. Pragnie osobistej relacji. Zresztą On nie jest nastawiony na tłum, ale na wspólnotę. Wspólnotę tworzy się w inny sposób – nie spektakularny, akcyjny. Kościół dziś nie potrzebuje jednorazowych, spektakularnych akcji. Kościół potrzebuje bardzo żmudnej, codziennej pracy, wierności w zwykłych okolicznościach życia. Jako osoba uznająca się za wierzącą w Chrystusa, nie potrzebuję wielkich akcji, wielkich zachwytów, ale codziennej wierności Bogu.

Właśnie o taką relację z ludźmi, o takie tworzenie wspólnoty, zabiega Chrystus. Cóż byśmy byli za wspólnotą, gdybyśmy pamiętali o sobie tylko przy okazji Wigilii, spotkania opłatkowego. Cóż byśmy byli za wspólnotą, gdybyśmy gromadzili się tylko z racji rekolekcji, czy jakichś nadzwyczajnych okoliczności. Chodzi o wierność sobie poprzez codzienną modlitwę wyrażającą pamięć i troskę za siebie, codzienną wierność słowu, Eucharystii, która buduje Kościół, wspólnotę, prawdziwą relację z Bogiem.

To, że Chrystus nie chce, żeby się na Niego tłoczyć, nie chce być obwoływany w takich okolicznościach Zbawcą, podkreśla następna uwaga zanotowana przez ewangelistę Marka.

Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste na Jego widok padały przed Nim i wołały: «Ty jesteś Syn Boży». Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

Nie tędy droga – nie poprzez ślepy, głuchy zachwyt, nie poprzez bazowanie na przekonaniu innych, ale poprzez osobiste wysiłki, zamierzenia, trudy, zmagania, które mają mnie doprowadzić do Chrystusa, zdobywam osobistą relację z Nim. Owszem, potrzebne jest mi świadectwo innych, ale tego świadectwa szczególnie potrzebuję w chwilach, kiedy Chrystus nie jest popularny, kiedy wokół Niego nie ma tłumów.

Jeden z komentatorów zauważył tę prawdę i wyraził ją w następujący sposób: Wiara, jako przylgnięcie do Jezusa, będzie autentyczna, gdy wykrzyczana zostanie pod krzyżem i w oglądaniu Przebitego, a nie gdy rodzi się z podziwu z powodów cudów.

Droga siostro i drogi bracie, Chrystus chce przebywać z tobą jako ze swoim uczniem, uczennicą. I tobie poleca oddalić się od głuchego zachwytu czy też nieustannego narzekania i marudzenia. Z tobą też chce spotkać się osobiście. Poleca ci, abyś podjął próbę wydobycia się z tłumu – entuzjastycznego, pełnego tkliwych wzruszeń lub z tłumu malkontentów. Chodzi o osobistą, autentyczną relację przylgnięcia do Niego.

Na ile obecnie masz świadomość, że twoja wiara może się sprawdzić w codziennych, żmudnych okolicznościach życia, obowiązkach, które często cię przerastają czy zasypują?

Czy byłbyś w stanie zachwycić się Bogiem w chwilach, kiedy czujesz się kompletnie opuszczony?

Czy potrafiłbyś przyznać się do Niego i wyznać wiarę, że On jest Synem Bożym, kiedy nic na to nie wskazuje?

Ku temu Chrystus nas prowadzi, ku temu nieustannie pragnie formować nasze serca i umysły, kiedy posyła swoje słowo.

Panie, dziękujemy Ci za to, że nie jesteś idolem ani gwiazdą, która rozbłyska tylko w świetle fleszów. Jesteś obecny również wtedy, kiedy gasną reflektory, kiedy bledną wszelkie światła, kiedy chodzimy ciemną doliną, kiedy jest kompletny dół. Dziękujemy Ci, że w takich chwilach jesteś bliżej nas, niż wszystkie przygniatające nas niechęci, cierpienia, ciemności.

Pomagaj nam, Panie, autentycznie wyznawać wiarę w takich okolicznościach, oddawać Ci chwałę i kierować do Ciebie stan, w którym się znajdziemy. Pomóż nam, Panie, być po Twojej stronie w każdej sytuacji.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.